„Wychowując potomstwo, kobieta wcześniej niż mężczyzna uczy się rozszerzać swoją miłująca opiekuńczość poza granice własnego „ja” na inną istotę, całą swą inwencję poświęcając ochronie i upiększaniu jej egzystencji. W tym sensie kobieta jest skarbnicą wszelkiej kultury, wszelkiej życzliwości, wszelkiej troski o żywych i wszelkiego żalu za dusze zmarłych.”
Bachofen „Myth, religion and Mother Right”
Dynamiczne przemiany społeczne na przełomie XX i XXI w. doprowadziły niewątpliwie do zachwiania wśród dzisiejszych nastolatków i młodych dorosłych ich tożsamości płciowej, socjobiologicznej roli płci oraz samych relacji damsko-męskich. W odpowiedzi na hydrę feminizmu wykluwa się ruch MGTOW/redpill, który mimo czujnych spostrzeżeń, nie daje rozsądnych rozwiązań, co więcej – może pogłębiać antagonizmy w zwichrowanych już relacjach i wzorcach. Niestety na naszym podwórku wciąż silnie promieniuje deprecjonująca rolę kobiet optyka judeochrześcijańska, dlatego też w niniejszym artykule chciałbym przyjrzeć się bliżej bóstwom tellurycznym, czyli takim, które są powiązane ze sferą Matki Ziemi- odpowiadającym temu archetypowi bóstwem w mitologii słowiańskiej jest Mokosz.
Autor początkowego cytatu w 1860r. w swoim opus magnum „Das Mutterrecht” zaryzykował na podstawie własnych badań starożytnych mitów bardzo odważne stwierdzenie jakoby pierwotne zalążki struktur społecznych opierały się zasadzie matriarchatu. Opierał to m.in. na podstawie neolitycznych figurek z wyraźnie zarysowanymi genitaliami żeńskimi oraz argumentując, iż początkowo nie występowało zjawisko monogamii i tylko po linii matki można było mieć pewność co do przynależności rodowej potomstwa (tzw. matrylinearny system pokrewieństwa). Pierwotnie dzieło zostało przemilczane, jednak z czasem było szeroko komentowane przez różne ze stron politycznego kompasu od Marksa po Evolę. Współcześni naukowcy, negują możliwość, aby dominacja społeczna kobiet istotnie miała miejsce w przyszłości, choć uważni badacze z łatwością dostrzegą, iż pierwiastek żeński odgrywał dawniej znacznie większą rolę w duchowości.
W swoim dziele Bachofen wyraźnie zestawiał ze sobą zasadę macierzyńską objawiająca się wolnością, równością i szczęściem oraz zasadę ojcowską. Ta ostatnia charakteryzowała się natomiast porządkiem, rozwagą i praworządnością. Ład hierarchiczny takiego układu ogniskował wokół postaci ojca, głowy rodziny, i syna pierworodnego, który mógł się czuć wyróżniony jako sukcesor jego majątku i pozycji w świecie. Tymczasem systemowi aksjologicznemu kultury matriarchalnej przyświeca zasada biernego podporządkowania się matce, naturze i ziemi jako elementom, którym przypada ośrodkowa rola. Wartość jest nadawana elementom naturalnym i biologicznym, to co duchowe, kulturalne i racjonalne, czyli „męskie” uznane jest za bezwartościowe. Podsumowując, wg Bachofena, matriarchalne prawo naturalne cechuje dominacja wartości instynktownych, opierających się na więzach krwi w kontrze do zabsolutyzowanego mieszczańskiego prawa patriarchalnego. Co ciekawe, matriarchat jakoby nie dopuszcza do rozumowego postrzegania winy i pokuty, promując „naturalną zasadę odwetu”. Ziszczenie powyższych prawideł upatruje w subiektywnej interpretacji Orestei Ajschylosa. W skrócie, Klitajmestra, dla swojego kochanka Egista, morduje swojego męża powracającego z wojny trojańskie Agamemnona. Ich syn Orestes postanawia pomścić to ojcobójstwo i morduje matkę. Za ten czyn Orestes prześladowany jest przez Erynie, czyli jedne z najstarszych żeńskich bóstw, które w tym wypadku reprezentują prawo matriarchatu, dla którego istnieje jedyna zbrodnia- pogwałcenia prawa krwi. Cierpi Orestes, ponieważ to on został z matki zrodzony, a wina niewiernej żonie zostaje odpuszczona, ponieważ nie była związana ze swoim mężem poprzez krew. Dopiero Apollo i zrodzona z głowy Zeusa Atena biorą pod opiekę syna Klitajmestry. Bachofen postrzega przegraną ginekokrację jako „królestwo miłości i związków krwi, w przeciwieństwie do męsko-apollińskiego królestwa świadomego i rozważnego działania”. Inne odwołanie do kultury antycznej można odnaleźć w twórczości Ericha Fromma, który literacki obraz porównania obu tych systemów, wraz z ich zaletami i wadami, upatruje w Antygonie Sofoklesa. Z jednej strony jest to Antygona, reprezentantka ludzkiego traktowania i miłości, natomiast Kreon to autorytarny przywódca, reprezentujący kult państwa i zasadę posłuszeństwa. [1]
„Kto chce zrozumieć mity, ten musi mieć głębokie poczucie potęgi przeszłości. Podobnie, kto chce zrozumieć rewolucje i rewolucjonistów, ten musi mieć głęboką świadomość przyszłości i jej potencjału” wzmiankuje Bachofen [2]. Dlatego też, aby lepiej zrozumieć wymienione wyżej analogie, warto zwrócić uwagę na rolę płci w kosmogonii w poszczególnych wierzeniach. Historia wyłonionej z chaosu Gai i zrodzonego z niej Uranosa powinna być czytelnikom znana, w związku z tym spróbuję dla odmiany zestawić babiloński enuma elisz („Poemat o stworzeniu Świata”) z tradycją starotestamentową.
Wspomniany epos rozpoczyna się panowaniem bogini-matki, personifikacji słonych wód oceanu. Jej wszechwładza zostaje zachwiana przez synów, którzy wyłaniają Marduka jako przywódcę, który będzie w stanie dorównać sile swojej matki. Nim dochodzi do konfrontacji zostaje jednak poddany specyficznej próbie. Przynoszą Mardukowi płaszcz, a ten ma mocą własnych ust sprawić aby on znikł, a potem znowu się pojawił. Udaje mu się to poprzez zaklęcie, samym słowem (sic!). Jaki sens ma ta próba? Wg Bachofena, jeśli męski Bóg ma dorównać żeńskiej bogini, musi posiadać jej specyficzną właściwość, a mianowicie moc stwarzania. Dopełnieniem jest natomiast wykorzystana wpierw męska moc niszczenia i przetwarzania. Mardukowi udaje się zniszczyć i stworzyć na nowo materialny przedmiot, jednak czyni to za pomocą słowa a nie łona. Następnie pokonuje w spektakularnej walce własną rodzicielkę i z jej ciała tworzy Niebo i Ziemię.
Stary Testament ma z drugiej strony zdecydowanie męski charakter w kontrze do rywalizujących z żydowskim monoteizmem bliskowschodnich wierzeń zawierających w swoich panteonach żeńskie bóstwa. Dlatego też, odmiennie, w biblijnej relacji, początki świata związane są ze zburzeniem pierwotnej harmonii między mężczyzną i kobietą, a także człowiekiem i naturą. W akcie stworzenia kluczową rolę odgrywa unoszący się nad wodą Duch i jego słowo „Niechaj stanie się światłość” [Rdz 1, 3]. Woda zachowuje swój pierwiastek twórczy jako zdrój nawilżający ziemię, jednak z prochu mężczyzna zostaje stworzony przez samego Boga [Rdz 2, 6-7]. Dochodzi również do rewolucyjnego wręcz stworzenia niewiasty z męskiego żebra [Rdz 2, 22], jako pomoc dla samotnego mężczyzny [Rdz 2, 20]. Żeński charakter tworzenia na skutek grzechu pierworodnego (zaznaczmy, że pierwsza kuszeniu ulega Ewa [Rdz 3, 6]) zostaje później dodatkowo ukarany trudem brzemienności i bólem rodzenia oraz podległości mężczyźnie [Rdz 3, 16]. Myśl talmudyczna zapowiada przywrócenie równowagi wraz z nadejściem Mesjasza- żydzi w Chrystusa nie uwierzyli, natomiast chrześcijanie odbudowy ładu upatrują dopiero w Apokalipsie i powtórnym przyjściu Syna Bożego, czyli poza życiem ziemskim. Dosadnie komentuje w swoim opus magnum Mirce Eliade wykorzenienie z duchowości żydowskiej pierwiastka ziemskiego, kobiecego: „Prorokom udało się w końcu usunąć naturę z każdego przejawu boskości. Całe sektory naturalnego świata: pagórki, kamienie, źródła, drzewa, niektóre płody ziemi, kwiaty – zostaną uznane za „nieczyste”, bowiem skalane kultem kanaanejskich bóstw płodności. Regionem „czystym” i świętym par excellence jest tylko pustynia, ponieważ tam Izrael pozostał wierny swemu Bogu.” [3]
Co ciekawe, solarnemu mężczyźnie (wspomniana w poprzednim akapicie światłość?) i lunarnej kobiecie dużo wywodów poświęcił znany w naszym środowisku baron Evola, który również z zainteresowaniem wertował pracę Bachofena. Mimo dostrzeżenia pewnych błędów rzeczowych, ceni intuicyjną syntezę tematu oraz „antyracjonalistyczną” metodą badawczą. Chwali również spostrzeżenia odnośnie ulotności historii, której pewne aspekty zostają zabrane bezpowrotnie poprzez nurt przemijającego czasu, jednak mogą promieniować poprzez mit i tradycję. Tak czy inaczej dostrzeżone przez Bachofena bieguny określa charakterystycznie, ujmując w pejoratywny niemęską stronę świata np. orgiastyczno-komunistyczny promiskuityzm w zestawieniu z arystokratyczną etyką zróżnicowania. Za ciosem sam zauważa pesymistycznie, że współczesny jemu zdegenerowany świat staje się coraz bardziej żeński, cytując wstęp niemieckiego myśliciela Alfreda Baumlera do dzieła Bachofena: „Dzisiejsze czasy noszą, w rzeczywistości, wszystkie cechy ery ginekokratycznej. W późnej, dekadenckiej cywilizacji powstają nowe świątynie Isis i Astarte, azjatyckich bogiń-matek, sławionych przez orgie i rozpustę, przez zdesperowane zatapianie się w zmysłowej rozkoszy. Urzekająca żeńskość jest idolem naszych czasów, przechodząca się z wymalowanymi ustami przez europejskie miasta tak, jak niegdyś czyniła to w Babilonie. I jakby chciała ona potwierdzić głęboką intuicję Bachofena, skąpo ubrana współczesna władczyni mężczyzny trzyma na smyczy psa, starożytny symbol nieograniczonego promiskuityzmu seksualnego i sił piekielnych”. Trzeba przyznać, że to wyjątkowo mocny komentarz jak na okres sprzed rewolucji seksualnej lat. 60 XX. Ponadto ekspansywny rozwój psychoanalizy i wywodzące się z niej analizy Fromma postrzega jako promocję „nocnej”, podziemnej, atawistycznej, instynktownej, seksualnej stronie człowieka tj. zwycięstwo Ciemności Matek kosztem tego wszystkiego co przebudza życie, wolę i prawdziwą osobowość. [4]
Na koniec warto zastanowić się, w którą ze stron zmierza dzisiejszy postmodernistyczny świat. N-ta fala feminizmu przybiera coraz bardziej karykaturalne formy budzące skojarzenia z freudowską koncepcją zazdrości o członek. Próba zrównania społeczeństwa przez zmaskulinizowane feministki i zniewieściałych chłopców to z pewnością jedynie krótki epizod wynaturzenia w historii dziejów. Łatwo również zauważyć, że wśród krajów głęboko osadzonych w kulturze judeochrześcijańskiej coraz popularniejsze są filozofie i religie z Dalekiego Wschodu, które przez religioznawców postrzegane są z kolei jako żeńskie. Więcej na temat potencjalnej syntezy tych odmiennych systemów światopoglądowych można odnaleźć w eklektycznej i niebanalnej książce nietypowego duchownego świętego kościoła starokatolickiego żyjącego w hinduskim aśramie, Bede Griffithsa, pt. „Zaślubiny Wschodu ze Zachodem”. Aczkolwiek w naszych realiach taki alians pozostaje powierzchowny i egzotyczny. Natomiast z pewnością warto przywrócić w Europie stosowne miejsce żeńskiemu biegunowi duchowości, co umożliwiają nam indoeuropejskie politeizmy, stąd przywołanie rodzimej Mokosz – o niej o raz o rodzimej kosmogonii przeczytamy kontynuacji niniejszego artykułu w następnym numerze Szturmu.
Jak wiadomo im wyższa różnica potencjałów, tym większa produktywna energia potencjalna tkwi w układzie, dlatego też najkorzystniejszym dla Narodu jest stosowna polaryzacja cech męskich i żeńskich, a nie walka płci promowana przez Nową Lewicę, która de facto toczy się na gruncie patriarchalnego, materialistycznego modusu posiadania. Sam Bachofen, odwołując się do historiozofii Hegla, pokładał nadzieję na swoistą syntezę tych dwóch pierwiastków, po okresie rzekomego pierwotnego matriarchatu oraz współczesnego patriarchatu jako odpowiednio tezy i antytezy. Czy ten scenariusz jest możliwy?
[1] E. Fromm „Miłość, płeć i matriarchat”
[2] J. Bachofen „Der Mythus von Orient und Occident”
[3] M. Eliade „Historia wierzeń i idei religijnych t.1”
[4] J. Evola „Il Matriarcato nell' Opera di J.J.Bachofen” w: „Le Madri e la Virilita Olimpica”, 1949; tłum.
ttps://tradycjonalizm.net/juliusevola/zrodla/matriarchat-w-dziele-j-j-bachofena
Grafika: fragment obrazu William-Adolphe Bouguereau „Matkobójca Orestes uciekający przed Furiami”
Witomysł Myduj