Grzegorz Ćwik - Co czytać? Subiektywny wybór literatury popularnej cz. II

Zgodnie z zapowiedzią z grudnia zeszłego roku przyszła pora na drugą część mojego subiektywnego i wysoce specyficznego wyboru literatury popularnej. Wychodzę z założenia, że wartościowa literatura kształtuje człowieka i rozwija jego możliwości intelektualne oraz horyzonty poznawcze czy myślowe. Ponadto stanowi też często odprężenie, relaks i możliwość zastanawiania się nad kwestiami i problemami z innej strony, niż zazwyczaj to robimy jako nacjonaliści. Literatura popularna jako taka pozwala także na zastanowienie się nad zagadnieniami, które jako takie w ogóle nie pojawiają się w dyskursie nacjonalistycznym.

Nie przedłużając więc sztucznie tego wstępu, zapraszam na drugą część moich propozycji literackich.

 

Samotnik z Providence

 

Stworzyć gatunek literacki to rzecz nieprosta, w XX wieku właściwie wymagająca prawdziwego geniuszu. A do tego wyznaczyć w ramach tego gatunku obowiązujące do dziś konwenanse oraz być cały czas niekwestionowanym mistrzem tegoż gatunku? To już ewenement. I tak też właśnie przedstawia się osoba i twórczość Howarda Philipsa Lovecrafta, mistrza „horroru kosmicznego”.

Lovecraft żyjący i tworzący w pierwszej połowie XX wieku, zmarły kilka lat przed II wojną światową jest jednym z najpopularniejszych autorów literatury współczesnej. Wykreowane przez niego światy, szczególnie tzw. „mitologia Cthulhu”  stanowią niewyczerpane póki co źródło inspiracji dla innych twórców, nie tylko zresztą literackich. Filmy, gry komputerowe, planszowe, muzyka etc. – trudno zliczyć wszystkie dziedziny, których twórcy inspirują się Lovecraftem.

Co takiego stanowi siłę jego opowiadań i powieści? Przede wszystkim niepowtarzalny, niemożliwy wręcz do podrobienia klimat i nastrój. Jak bardzo zresztą niepowtarzalna była klimatyczność Lovecraft przekonał się jego samozwańczy „uczeń” oraz „następca” – Derleth, który próbował naśladować jego styl. Skutki: cokolwiek średnie, choć niewątpliwie trudno Derlethowi odmówić zasług w popularyzowaniu twórczości Lovecrafta, który znany na świecie stał się dopiero po swojej śmierci.

Lovecraft pisał przede wszystkim opowiadania i mikropowieści grozy. Nie sięgał jednak po zwietrzałe już w jego czasach motywy gotyckiej literatury pokroju „Draculi”. Poszedł dużo dalej, stawiając na to co nieznane, niezrozumiałe i mroczne. Punktem wyjścia właściwie całej twórczości Lovecrafta jest stwierdzenie, że ludzkość jako taka jest przypadkiem w dziejach wszechświata a sam gatunek ludzki ani nie jest pierwszym rozumnym gatunkiem na naszej na planecie, ani najpotężniejszym, ani… jedynym. Światy Lovecrafta to spuścizna żyjących przed eonami ras rozumnych istot, które zazwyczaj przybyły z odległych planet i które w określonych miejscach naszej planety pozostawiły po sobie ślady – cyklopowe miasta, wielkie i monumentalne ruiny, podziemne i nieprzebyte twierdze i korytarze. Wszystko to zaś wiąże się z koncepcją kosmicznej grozy, czyli uznania, że ponad człowiekiem i jego możliwościami poznania istnieją siły o trudnych do ogarnięcia rozumem możliwościach i potędze. Owi Wielcy Przedwieczni, ze słynnym Cthulhu na czele, to prawdziwi władcy materii i czasu, którzy czekają na przebudzenie, a wówczas przypadek jakim jest gatunek ludzki najpewniej zniknie.

Bohaterowie Lovecrafta odkrywają kryjące się za zasłoną rzeczywistości pradawne obrzędy, zapomniane księgi z bluźnierczym Necronomiconem na czele, zaczynają rozumieć, że niewiedza to błogosławieństwo. Im bardziej bowiem poznają tajemnicę – tym bardziej popadają w obłęd i szaleństwo. Historie ich poznajemy nie w ramach klasycznej narracji, tu konserwatywny skądinąd Lovecraft sięgnął po popularne wówczas metody narracji literackiej– wycinki prasowe, listy, zapiski dzienników, wywiady, protokoły przesłuchań, etc. Całość tworzy spójną całość, a klimat grozy i najbardziej przerażającego przerażenia budowany jest misternie zarówno przez rozwój akcji, jak i niepowtarzalny język i słownictwo Lovecrafta. Czytając Lovecrata dosłownie czujemy narastający strach przed tym, co zapomniane i zakryte. A Autor ostatecznie zazwyczaj nie odsłania wszystkiego, czym zresztą stworzył jeden z filarów weird fiction – tajemnicę i niedopowiedzenie. W świecie, w którym horrory straszą odkrywaniem całej tajemnicy już w pierwszej scenie, brzmi to trochę dziwnie, ale ostatecznie wypada dużo lepiej niż najlepsze komputerowe straszydła.

Bohaterowie Lovecrafta często mają wiele cech jego samego – to nadwrażliwi i niezwykle inteligentni osobnicy, którzy trzymają się raczej z dala od społeczeństwa, a czas poświęcają na badania, literaturę i nauki tajemne. Prędzej czy później przychodzi im odkryć tajemnicę, która nie jest żadnym rozwiązaniem zagadki czy przypieczętowaniem walki ze złem. Odkryć tajemnicę w świecie Lovecrafta to zrozumieć całą otaczającą nas grozę i prawdę – ludzie jako gatunek są słabi, nic ich nie jest w stanie ochronić przed pradawnymi siłami kryjącymi się w kosmosie, a nasza historia i fakt, że w ogóle „ludzkość” ma miejsce to jeden wielki przypadek.

Mało to może optymistyczne, Lovecraft jednak jest, jak już powiedziano, jednym z najpopularniejszych autorów na świecie. Chcąc sensownie i merytorycznie wypowiadać się o literaturze, a zwłaszcza o kulturze grozy i strachu po prostu trzeba poznać Lovecrafta.

 

Czy szkło ma zapach?

 

Andrzeja Ziemiańskiego kojarzy się zazwyczaj z bestsellerowego cyklu „Achaja”. I sporo w tym słuszności, jednak Autor ten ma na końcu także kilka innych, co najmniej równie udanych pozycji. „Zapach szkła”, „Breslau forever”, „Żołnierze grzechu” czy „Za progiem grobu” – to kilka przykładów tego, że Ziemiański pisać umie w różnych konwencjach i stylach i za każdym razem robi to tak samo dobrze. Bohaterami jego powieści  i opowiadań są zwykle policjanci, prywatni detektywi, oficerowie służb specjalnych, wojskowi. Zazwyczaj zresztą ci z gatunku pracujących niestereotypowo. Ziemiański lubi eksperymentować z różnymi odcieniami fantastyki, stąd mamy podróże w czasie, postapokalipsę, tajne eksperymenty, śmierć kliniczną. Całość zazwyczaj związana jest z odmiennymi stanami świadomości, snami etc.

O sile prozy Ziemiańskiego świadczą jego bohaterowie – dalecy od ideału. Zdarzają się wśród nich lekomani, alkoholicy, osoby z problemami nerwowymi. Raczej nie uświadczymy kolegów porucznika Borewicza. Także kreowane światy i wątki fabularne stanowią spory oryginał i to na plus. Spośród wszystkich tych powieści „Zapach szkła” stanowi crema de la crème twórczości Ziemiańskiego.

„Bomba Heisenberga”, „Legenda”, „Zapach szkła” czy „Autobahn nach Poznań” to absolutne perły polskiej fantastyki, które zresztą Autorowi przyniosły kilka nagród im. Zajdla. Zaskakujące zwroty akcji, ciekawe założenia fabularne? Tak, ale przede wszystkim krwistość i „mięsistość” – Ziemiański opisuje prawdziwych ludzi, nie sztampowych bohaterów, przez co odbiór jego twórczości jest zgoła inny, niż w wypadku klasycznej literatury akcji czy fantastycznej. Do tego niewątpliwie ogromna oniryczność. Nigdy właściwie nie wiemy do końca, czy to co czytamy jest opisem rzeczywistości, snu, czegoś między? Przeszłość a może przyszłości? Ziemiański udziela odpowiedzi, a te bywają zadziwiające.

Czerpanie z różnych tradycji i gatunków może nie jest tak czytelne jak u dwóch następnych autorów, ale niewątpliwie fantastyczne światy Ziemiańskiego dużo mają z filmów noire, literatury historycznej, detektywistycznej czy wojennej.

Pod płaszczykiem literatury rozrywkowej przemyca Ziemiański często rozważania dotyczące historii, polityki, filozofii, sensu życia. Przy tym nie narzuca konkretnych poglądów, ale raczej stawia pytanie i określa pewne perspektywy, abyśmy sami mogli udzielić odpowiedzi.

To jak, chcecie sprawdzić czy szkło ma zapach?

 

Coś więcej niż fantastyka?

 

Znakiem naszych czasów jest miksowanie gatunków, wyłamywanie się ze sztywno narzuconych ram określonych nurtów i próba tworzenia na bazie tego nowych rozwiązań. Jednym z absolutnych literackich mistrzów, którzy łączeni są z nową falą jest dobrze znany polskim czytelnikom Jeff Vandermeer. To twórca wielu fantastycznych światów, jednak w mojej osobistej opinii swoistym opus magnum jest trylogia Ambergris. To epickie, komplementarne i pełne w każdym calu dzieło o tytułowym mieście Ambergris. Poznajemy je w trakcie lektury 3 kolejnych tomów: Miasto szaleńców i świętych, Shriek: Posłowie oraz Finch. Szczególnie tom pierwszy przykuwa uwagę. To w gruncie rzeczy prawie 800-stronicowy zbiór wszelkich materiałów na temat Ambergris – wspomnień, opowiadań, kronik, opwieści lekarzy, podróżników, zapisków prasowych. Poznajemy powoli historię miasta, jego szczególność, kluczową dla rozwoju narracji rasę żyjących pod ziemią grzybopodobnych humanoidów etc. Autor pieczołowicie i kunsztownie przygotował się do zadania powołania do życia Ambergris. Stworzył nawet odrębną czcionkę, przeznaczoną do opowiadania o mieście! Samo miasto pełne jest niesamowitości, strachu, fantazji, tego co niezrozumiałe i tajemne. Tak samo szybko można się wzbogacić jak i zniknąć, poznać wielką tajemnicę lub umrzeć bez wyraźnej przyczyny. Historia Ambergris ginie w wielkich i niezbadanych korytarzach, które ciągną się pod całym miastem. To z nich pochodzi rasa humanoidalnych, tajemniczych grzybów, których los nierozerwalnie powiązany jest z miastem. Vandermeer genialnie potrafi tu budować nastrój narastającego niepokoju, tajemnicy i wreszcie czystej grozy. Czyni to tym łatwiej, że błyskawiczna zmiana konwencji, niczym Tarantino, jest przez niego opanowana do perfekcji.

To czym jest Ambergris poznajemy na kartach trzech tomów. Pierwszy omówiłem powyżej. Tymczasem dwa pozostałe to…zupełnie inna konwencja. O ile jeszcze tom drugi to dość klasyczna fantastyka, to tom trzeci jest niczym innym jak…powieścią stylizowaną na gangsterski gatunek noire. Mamy i detektywów, i tajemnice, i zadymione sale przesłuchań, uliczki z których można nie wyjść, a do tego dużą historię w tle. Całość naprawdę robi wrażenie.

Nowa fala bywa w fantastyce określana jako „new weird”. Vandermeer jest nie tylko jednym z najczęściej z nią wiązanych pisarzy, ale wręcz sztandarowym twórca tego gatunku. Łączenie motywów, wyłamywanie się ze sztywnych ram konwencji, odwaga by szukać nowych form do swej twórczości – to na pewno wyróżniki Vandermeera. Przede wszystkim jest praktycznie nieograniczona wyobraźnia i zdolność kreowania szalonych, tajemniczych, ale jednocześnie realnych i komplementarnych światów.

To jak, chcecie zejść w głąb korytarzy, które znajdują się pod Ambergris?

 

Postmoderna da się lubić

 

Z postmodernizmem w sztuce jest trochę tak, że każdy w sumie wie co to jest, ale gdy trzeba to opisać i zdefiniować – wówczas zaczynają się schody. Sam nie będę się specjalnie silić na tworzenie rozbudowanych teorii, stwierdzę tylko, że postmoderna da się lubić. Co więcej – da się lubić, gdy piszę ją zdeklarowany komunista, członek brytyjskiej partii trockistowskiej. China Miéville to człowiek, który udowadnia, że autor o tak odmiennych poglądach od nacjonalistycznych i tworzący w teoretycznie nielubianej przez nas konwencji, może być jak najbardziej literackim mistrzem.

China Miéville pisze zarówno klasyczne science-fiction, postapo, jak i szuka dróg między klasycznymi gatunkami. Tu nie tylko widać mieszanie gatunków i konwencji. Twórczość Miéville to przede wszystkim absolutna zabawa formą, groteska i absurd, dosłowność i metafora idące w parze. Mało? To człowiek, u którego bóg istnieje, jego ciało zaś staje się celem wojny między gangami różnych magicznych dziwaków w samym centrum Londynu. Dodajmy, że ciałem tym jest ciało ogromnej kałamarnicy – krakena. Nawiązanie do Lovecrafta i Cthulhu? To jasne, jednak w jakim stylu! Do tego Miéville nie ucieka w żadnym momencie od społecznych i politycznych analiz, w czym niewątpliwie pomaga mu wykształcenie kierunkowe. Dostrzega nierówności społeczne, niepotrzebne podziały i konflikty, patologie władzy i jej instytucji. Absurdalność pozwala na przejaskrawienie pewnych rzeczy i ukazanie ich w pełnej ich krasie – jak chociażby w „Miasto i miasto”. W „Ambasadorii” z kolei zastanawia się nad językiem, komunikacją i tym utrudnia, a co pomaga w komunikacji międzyludzkiej.

Miéville czyta się świetnie, jednak jestem pewien, że większość czytelników tego Autora co chwilę wraca do poprzednich fragmentów, aby upewnić się, że dobrze zrozumiał to, co zawierają jego powieści. To wynik genialnego stosowania narzędzia jakim jest absurd i doprowadzona do granic dobrego smaku groteska. W tym wypadku połączenie więcej niż bardzo dobre.

Jeśli szukacie fantastyki, która jest już czymś więcej niż klasyczna fantastyka, ale jednak nadal (a może nawet bardziej?) stanowi reprezentanta tego jakże szerokiego gatunku – sięgnijcie po Miéville oraz Vandermeera. Nie mam wątpliwości, że ci autorzy, trochę jeszcze słabo u nas znani, to prawdziwi wizjonerzy, którzy są w stanie realnie rozwinąć literaturę, bez spychania jej w ideologiczne odmęty politpoprawności i cenzury politycznej.

 

Czytajmy, każdego dnia czytajmy

 

Skoro powstała druga część tegoż tekstu, powstaną w przyszłości i kolejne. Jako nacjonaliści nie możemy ograniczać się do klasyki i literatury tylko li ideowej czy politycznej. Znajomość krajowych, jak i zagranicznych autorów, którzy kształtowali i kształtują trendy kulturowe wyjdzie nam tylko na dobre.

 

Grzegorz Ćwik