Grzegorz Ćwik - Kapitalizm kulturowy

Przywykliśmy mówić o kapitalizmie i neoliberalizmie w wąskim znaczeniu, które odnosi się generalnie do kwestii systemu gospodarczego, ekonomii czy podatków. Utrudnia to, a być może uniemożliwia uchwycenie w pełni tego złożonego zagadnienia i zrozumienie tego, czym w rzeczywistości jest kapitalizm. Wspominaliśmy niejednokrotnie na łamach „Szturmu”, że żyjemy w czasach ideologicznych. To znaczy między innymi, że choć wiele osób nie przypisuje do swoich zachowań i poglądów miary ideologicznej, tak naprawdę każda opinia i pogląd w gruncie rzeczy wypływa z tej lub innej ideologii.

 

Nie inaczej jest z neoliberalizmem i kapitalizmem. Przeciętny krytyk „patusów pobierających 500+” czy „leni żyjących z zasiłków” pewnie nie jest zwolennikiem Hayeka, Friedmana czy Misesa. W ogóle ich nie czytał, ich nazwiska nic mu nie mówią, a od polityki stara się trzymać z dala. Mimo to jego światopogląd plasuje się w ramach neoliberalizmu i kapitalizmu. Podobnie wielu „niezależnych” dziennikarzy, publicystów i specjalistów zwalcza „populizm” reform socjalnych obecnego rządu (które zresztą ostatnio mocno wyhamowały, co w sumie w dobie kryzysu dość zrozumiałe) albo krytykuje „rozpasane rozdawnictwo” i tym samym staje z Balcerowiczem, Korwinem i Tuskiem w jednym szeregu.

 

Zjawisko kapitalizmu dawno już wyszło poza ramy dziedziny jaką jest ekonomia czy gospodarka. Gdyby było inaczej aksjologia i paradygmaty kapitalizmu przejawiałyby się tylko w dyskusji o podatkach czy prywatyzacji jakiegoś sektora państwowego. Tymczasem widzimy, że kapitalizm i jego symbolika oraz sposób myślenia przeniknęły i przenikają każdy prawie aspekt naszego życia.

 

Najwyższa pora odrzucić wąskie myślenie o kapitalizmie w kontekście reżimu gospodarczego, a zacząć operować terminem „kapitalizm kulturowy”. Tym w czym człowiek żyje jest bowiem kultura, a skoro ta została tak wysoce przesiąknięta i zdeprawowana kapitalizmem, to najwyższa chyba pora mówić o kulturowym i cywilizacyjnym aspekcie funkcjonowania neoliberalizmu. W tym sensie nie będziemy mówić o systemie ekonomicznym czy fiskalnym, lecz swoistym paradygmacie ideologicznym, który warunkuje całą naszą epokę. W tym znaczeniu bliżej kapitalizmowi do pojęć jak „romantyzm” czy „oświecenie”, czyli do zbiorczego określenia całej epoki historyczno-kulturowej. To nie tylko prawidła ekonomiczne, sposób zarządzania przedsiębiorstwem czy zawierania umów. To całościowy sposób myślenia i życia, to estetyka i swoista logika, to dopuszczalne formy i treści wypowiedzi, to wreszcie warstwa kulturowa jak seriali, filmy, muzyka, książki, gry komputerowe et.

 

Kapitalizm wyznacza określony reżim intelektualny i moralny. To co wypada a co nie, co przystoi, a co nie – to w dużej mierze pochodna kapitalizmu. Prosta sprawa, jak chociażby stosunek do pracodawcy czy kolegów oraz koleżanek z pracy, wynika właśnie z przyjętych powszechnie po roku 1989 aksjomatów neoliberalizmu. Uległość, źle widziany sprzeciw, także na łamanie praw pracowniczych, kierowanie się indywidualnym interesem kosztem kolektywu – skąd to znamy? Z codziennego życia, w którym neoliberalizm nakazuje właśnie w ten sposób postępować. Uciszany jest jakikolwiek głos sprzeciwu, który traktowany jest jako wariacki populizm kierowany przeciw racjonalnemu myśleniu, logice optymalizacji zysków i zmniejszania strat, ideologii postępu i rozwoju, oraz wszelkim wariantom „slef-made-mana”. Przecież „nie ma alternatywy”, prawda? Zachciało się może socjalizmu, Korei Północnej, Wenezueli i kolejek do sklepu po ocet? Zadziwiające, że tego typu argumenty padają nie tylko z ust pretorian najbardziej radykalnej odmiany neoliberalizmu z Konfederacji czy Lewiatana, ale także usłyszmy to od dziennikarzy „Gazety Wyborczej”, wrażliwych społecznie publicystów „Krytyki Politycznej” a nawet polityków partii nominalnie lewicowych.

 

Zrozumiałe staje się to, gdy uświadommy sobie właśnie ten fakt, że kapitalizm to coś dużo więcej niż tylko system ekonomiczny. Przy takim wąskim spojrzeniu faktycznie ciężko zrozumieć, czemu redaktor Sierakowski utyskuje na niewykształconych wyborców PiSu stosując w 100% neoliberalną wykładnię. Oczywiście, można powiedzieć zawsze, że liberalizm ma wiele odcieni, ale to rozwiązuje sprawę tylko do pewnego stopnia. Dopiero uznając kapitalizm w szerokim rozumieniu, jako kapitalizm kulturowy, możemy pojąć czemu główny dziennikarski cyngiel opłacanej przez Trzaskowskiego antify, czyli Przemuś Witkowski utyskuje na złą lewicę (w tym wypadku chodziło o klasycznie społeczną lewicę) za to, że pochyla się nad robotnikami i ludnością chłopską. A to właśnie w prostej linii skutek przyjęcia świata wyobrażonego wedle wartości kapitalistycznych. Tutaj robotnik to „robol”, nikogo nie interesują lekarze, pielęgniarki czy nauczyciele, a jedyną uznawaną grupą ucisku są dewianci spod znaku lgbt. Czemu akurat oni? Bo broniąc ich w żaden sposób nie robi się krzywdy korporacjom, bankom i całemu systemowi globalnej ekonomii. Zresztą, korporacje sprytnie to wykorzystują strojąc się w łatki tolerancyjnych i postępowych sił. Bardzo dobra robota towarzysze.

 

W świecie kapitalizmu kulturowego trzeba być modnym, znać będące aktualnie na topie zespoły, artystów i instagramerów, najlepiej pracować w korporacji i zajmować się „projektami”, a w weekend dobrze się bawić chlając i ćpając. Nie trzeba nikogo do tego specjalnie namawiać, podobnie jak nie trzeba nikogo specjalnie namawiać do utyskiwania na „madki” i „bachory”, oczywiście wspominając o „500+” i najgorszym demonie neoliberalizmu – inflacji. Ciekawe ilu domorosłych specjalistów od ekonomii potrafi podać jakąkolwiek definicję inflacji? Mniejsza zresztą o to. To wszystko, podobnie jak krytykowanie rozpasanego „socjalu” albo wyzysku pracodawców przez rząd przychodzi naturalnie, każdy przecież „wie”, że tak jest. A skąd? No właśnie stąd, że kapitalizm w rozumieniu kapitalizmu kulturowego narzuca bardzo szeroko i wielopłaszczyznowo takie poglądy i schematy myślenia.

 

W warstwie kulturowej widzimy to niczym w soczewce, która skupia w sobie najważniejsze aksjomaty kapitalizmu kulturowego. Co ciekawe już przed rokiem 1989 dało się to zauważyć. Słusznie Rafał Woś wskazuje na porucznika Borewicza (bohater serialu „07 zgłoś się”) jako na pierwszy zwiastun klimatu kulturowego i swoistego proroka kapitalizmu. Młody, wykształcony, oczytany, ale przede wszystkim wraz z kolejnymi odcinkami tropiący coraz częściej nie typowych bandytów, ale ludzi z zupełnie nowej epoki. Ludzi robiących „biznesy”, mających drogie domy, samochody i kobiety, lubiących okazywać swój status materialny, spędzających czas na grze w golfa, tenisa, czy w drogich, zarezerwowanych dla wąskiej grupy osób, klubach nocnych. W serialu pokazano ich faktycznie jako przestępców, ale ilu widzów chciało tak naprawdę móc stać się jednym z tych nowobogackich? Ten model kulturowy, zaprezentowany na dekadę przez faktycznym politycznym zwycięstwem kapitalizmu nad Wisłą, dziś przesiąka absolutnie każdy aspekt twórczości i tego co nazywamy sferą publiczną. To nie tylko idee nowej lewicy, ale także idee kapitalizmu kulturowego ukształtowały postmodernistyczne społeczeństwo XXI wieku. Pogoń za zyskiem, nihilizm, odrzucenie wszelkiej wspólnotowości w każdym aspekcie, degrengolada i negacja wszystkiego co nie jest postępowe i zyskowne – mówi to Wam coś? Coś jak nasz parszywieńki świat?

 

Walcząc z kapitalizmem walczymy nie tylko z niskimi pensjami, niesprawiedliwymi podatkami, niszczeniem środowiska naturalnego czy drenażem rodzimego kapitału i niszczeniem lokalnych firm. Walczymy przede wszystkim z określonym systemem kulturowym i aksjologicznym. Neoliberalna logika daleko już wyszła poza wąskie pojmowanie ekonomii czy gospodarki i rządzi obecnie właściwie każdym aspektem naszego życia, tak prywatnego jak i politycznego. Balcerowicz w tym rozumieniu dokonał nie tylko rewolucji gospodarczej i społecznej, ale przede wszystkim kulturowej. Resztki wspólnotowości, tradycji, normalności i zwykłego człowieczeństwa zastąpił on bezdusznym i zdehumanizowanym do szpiku kości systemem opartym na zyskach, stratach, wiecznej optymalizacji i kompletnym pomijaniu „czynnika ludzkiego”, który im tańszy tym lepszy.

 

Tak długo jak nie podważymy kapitalizmu właśnie jako systemu wartości, jako głównej treści kulturowej, która nas otacza, tak długo nasze boje z neoliberalizmem będą przypominały niekończącą się batalię z hydrą. Tylko uderzenie w samo serce tego wroga doprowadzić może do faktycznego odrzucenia kapitalizmu przez nasz Naród, jak i cały cywilizowany świat. W przeciwnym wypadku pozostanie nam walka o coraz bardziej marginalne i drugorzędne kwestie w sytuacji całkowitego i niepodzielnego panowania kapitalizmu kulturowego.

 

 

 

Grzegorz Ćwik