Przeważająca większość z nas to ekshibicjoniści. Niekoniecznie w rozumieniu dosłownym, choć być może i tu się znajdą zwolennicy. Przede wszystkim jednak chodzi mi o ekshibicjonizm emocjonalny, wirtualny i towarzyski. Uwielbiamy się chwalić, pozować i udawać. Kochamy pokazywać to, czym naszym zdaniem warto się wyróżniać i brylować wśród swoich znajomych jak i wirtualnych nieznajomych. Wrzucamy masę zdjęć, relacji, postów z tego, czym w życiu się otaczamy i co robimy. Opowiadamy historie, wypowiadamy słowa i zdania, które łączą się w kreowany przez nas obraz nas samych.
Po co jednak to robimy? I przede wszystkim, czy zastanawiamy się co właściwie pokazujemy i jakie świadectwo swego życia i stanu umysłu dajemy? To już rzadziej, kto by się tym przejmował. Każdy wie co jest trendy, na czasie i jak najłatwiej zdobyć poklask i akceptację. Bo to też w dużej mierze o to chodzi, prawda? O akceptację i podziw ze strony innych. A wszystko w ramach zasad i reguł narzuconych nam przez speców od reklamy i social-mediów. Chwalimy się nową parą sneakersów, napędzając sprzedaż firmom odzieżowym. Pokazujemy ile wypiliśmy i przećpaliśmy przez weekend, zapominając o tym, że nałogi te są jak najbardziej na rękę rządzącym elitom. Dzwonimy do znajomych, aby drżącym z podniecenia głosem chwalić się zakupem gadżetu nowej generacji, który opracowano tylko po ty, by… go kupić. Czy naprawdę nowy ajfon aż tak bardzo różni się od poprzedniego? I kolejnego? Ale chociaż słupki sprzedażowe Apple mają się dobrze. Good job bro.
Te wszystkie ekshibicjonistyczne zachowania – zarówno wirtualne, jak i czynione w „realu” – służą przede wszystkim utwierdzaniu i cementowaniu hedonistycznych i nihilistycznych wzorców postępowania w społeczeństwie. Serio wszystko na co się stać to chwalenie ile wypiłeś przez weekend? Łał, to takie dojrzałe i oryginalne. Opowiedz mi jeszcze, zwłaszcza o tym z iloma pustymi sukami spałeś po alkoholowym i narkotycznym upodleniu się. W końcu Livin' la Vida Loca! A cóż może być bardziej szalonego od chwalenia się swoimi podbojami, osiągnięciami i zbiorami.
„Nie liczę ile piję, liczby by mi się popierdoliły”
Statystyki nie kłamią – Polacy piją coraz więcej. Przegoniliśmy już pod względem ilości spożywanych procentów PRL, i nadal śrubujemy wynik. Jak widać kiedy „Szturm” mówi, że nihilizm i hedonizm idzie w parze z nałogami, to nie kłamie. Pijemy często, mocno, do przysłowiowego „urzygu”. Jak kilkanaście lat temu rapował Pezet:
„W tym kraju pijesz, gdy się cieszysz
Pijesz, gdy jesteś smutny
Ludzie zmienili miłość do życia w miłość do wódki”
Oblewamy zwycięstwa, zapijamy gorycz porażek, a przede wszystkim topimy w alkoholu nudę, marazm i poczucie pustki. W świecie bez Bogów, duchowości, religii i wartości niewiele więcej pozostało. A potem tym wszystkim się chwalimy. Często zresztą nie czekamy nawet do następnego dnia, tylko w trakcie „zabawy” wrzucamy zdjęcia czy nagrania dokumentujące poziom naszego zbydlęcenia. To takie zabawne, rozumiecie? Takie niecodzienne i zwariowane chwalić się tym, że traci się czas, człowieczeństwo, zdrowie i pieniądze na chlanie. Myślisz, że dajesz dowód swojej dojrzałości? Męskości? Mylisz się. Wyłącznie się błaźnisz, przy okazji równając do wzorca, jaki nasi wrogowie stawiają na piedestale. Gratulacje.
Nie zapomnij rano cyknąć fotki pustych butelek, napisać ile wydałeś na wódę i dopisać obowiązkowo coś o leczeniu kaca klinem. To takie oryginalne, serio. Normalnie drugi Bukowski z Ciebie. Twoi rodzice i dzieci są z ciebie dumne. Przecież weekend to raptem 48 godzin. Ty je zmarnowałeś na chlanie i walkę z konsekwencjami tegoż. Nie ma to jak dobrze spędzony czas. Prawdziwie zadrużna postawa.
Nocne życie
Z powyższym często wiąże się chwalenie „miłosnymi” podbojami w klubach i melinach. Tylko głupi by nie skorzystał i nie przespał się z kimś, kto z kolei tez sypia z każdym, kto postawi drinka albo posypie krechę. Wyczyn godny Kukuczki. Nie zapomnij zrobić wam selfie, wrzucić na facebooka i oczywiście napisać o tym do absolutnie każdego znajomego.
Droga godna naszych ideowych poprzedników to hedonistyczne zatracanie się w najbardziej spłyconych pobudkach i żądzach, czyż nie? A wszystko to na rękę systemowi, wszak człowiek, który popada w hedonizm, wypłukuje swoją duszę z kolejną kolejką, kreską i przerżniętą laską w klubie nie będzie odporny na propagandę i ciągłe przesuwanie granicy przez naszych przeciwników.
Prawdziwa dojrzałość i siła to zbudować trwały związek, w którym w określonym momencie pojawią się dzieci. To oczywiste i naturalne, dlatego też zmienianie partnerek jak rękawiczki nie jest dojrzałe, ale jawi się jako zwykłe pójście na łatwiznę. „Seks to dymanie jeśli nie ma w nim miłości” jak rapował półtorej dekady temu Włodi – i ciężko mu nie przyznać racji.
O prochach i ćpaniu wspominaliśmy wiele razy na łamach „Szturmu”, ostatni raz szerzej w listopadzie przy okazji różnych przemyśleń związanych z Marszem i towarzyszących mu wydarzeń. Żeby nie popadać we wtórność tudzież autoplagiat stwierdźmy, że są rzeczy, których białym ludziom po prostu nie wypada robić, a tym bardziej się tym chwalić. Zgubne skutki medyczne i zdrowotne, uzależnienie, psychiczne i prywatne problemy, wreszcie stoczenie się do statusu zwykłego śmiecia. Odpowiadając na pytania urażonych nałogowców palących popularną ganję - tak, nawet raz na jakiś czas nie powinno się tego robić. Jeśli serio nie potraficie bez tego się obyć i szukacie tylko argumentów i powodów, by uzasadnić swój nałóg, to niestety jesteście na bardzo złej ścieżce.
Wrzucanie masy kiepskawych kawałków polskich raperów o paleniu nie sprawi, że ćpanie przestanie być ćpaniem. Po prostu trawa jest mniej groźna niż heroina czy amfetamina, ale ścierwo pozostaje ścierwem. Jeśli chcesz popadać w coraz większą zamułę, otępienie, ostatecznie depresję i regres umysłowy, to oczywiście droga wolna. Politycy jeszcze Ci zaklaszczą.
Pełne szafki, puste dusze
To serio oryginalne chwalić się nowymi kicksami, nową kurtką albo telefonem. Przecież nie robi tego nikt inny, prawda? W rzeczywistości oczywiście robi to masa ludzi, ale o to właśnie chodzi producentom. Najważniejsza jest konsumpcja i sprzedaż, a co ją lepiej podbije niż rywalizacja kto pokaże w poście lepsze buty, gadżet czy ciuch. W to mi graj kapitalistom i wszelkim specom od marketingu. W normalnych warunkach za reklamę w sieci płaci się niemałe pieniądze. Ty wrzucając swoje nowe najki albo ajfona robisz wielkim, międzynarodowym korporacjom reklamę za darmo.
Swoją drogą serio potrzebujesz 15 par butów? Co ile każdą z nich nosisz? Co miesiąc, dwa? Czym różni się nowy smartfon od poprzedniego? Ilością pikseli w aparacie? Przecież ostatecznie i tak zdjęcia wrzucasz na portale, które te zdjęcia kompresują, ergo obniżają ich jakość. Potrzebujesz 20 mpx do pokazania zawartości swojej szafy? A może, żeby wrzucić zdjęcie jak w sztok pijany znów wypłukiwałeś z siebie człowieczeństwo? Do czego wykorzystujesz kolejne gigabajty ramu? Do grania w kretyńskie i odmóżdżające gry czy korzystania z debilnych aplikacji, które nie dają Ci nic, a zabierają całkiem sporo czasu i kreatywności?
Makaron na Instagramie
Idźmy dalej – mamy cała rzeszę ludzi, którzy uważają, że wrzucanie na socjale zdjęć z jedzeniem jest fajne i oryginalne. No przecież zdjęcie makaronu ze szpinakiem, czego nie rozumiesz?! Kawa i ciastko, widziałeś to kiedyś? Koniecznie tez oznaczyć trzeba knajpę, gdzie się wykonało foto. Niech plebs wie, jak szlachta się bawi. No a menadżer restauracji za reklamę jego lokalu zapłaci ci…no właśnie, nic.
To, że ludzie jedzą jest serio czymś dość oczywistym. To jak wygląda jedzenie też generalnie każdy chyba ma świadomość, a jeśli nie to można sprawdzić w google choćby. Tymczasem masa ludzi uważa, że jednak w kraju nad Wisłą znajomość gastronomii jest tak słaba, że trzeba wrzucać raz po raz zdjęcia kotleta albo zupy. Ech, smacznego.
Promowanie debili
Tak serio powiedzcie, co jest fajnego w promowaniu ludzi jak Kononowicz i jego kolega ćpun? Obaj panowie mają ewidentnie poważne problemy życiowe, emocjonalne, do tego borykają się z uzależnieniami. Sieć dopiero co obiegła spora liczba filmów, gdzie widać kolegę Kononowicza w fazie cokolwiek terminalnej nałogu narkotykowego. Tymczasem od lat już ogromna część użytkowników sieci podnieca się zarówno tymi jegomościami, jak i masą innych „patostreamerów”. Ktoś pije wódkę i puszcza to na żywo w sieci. Super, naprawdę. Jakiś kloszard ledwo trzymając się na nogach kłóci się z drugim kloszardem. Ludźmi takimi dawno już powinna zająć się opieka społeczna i lekarze, a nie paru cwaniaków, którzy nabijają sobie filmikami z nimi wyświetleń, przez co mogą zarobić parę złotych na reklamach.
Kiedyś wydawało się, że Internet służyć może do pozyskiwania ogromnej ilości wiedzy i umiejętności. Dziś okazuje, że się większość ludzi woli go używać do oglądania Kononowiczów, Magicali i innego marginesu. Piątka za dobre pożytkowanie czasu.
Pies Pawłowa
Ostatnio facebook obiegła moda z wrzucaniem zdjęć z dzieciństwa. Prawie wszyscy się na to złapali, zupełnie nie zastanawiając się co robią i po co. Fajna zabawa, wspomnienia z dawnych lat? Bynajmniej, po prostu masowe testowanie algorytmów do rozpoznawania twarzy przez potentatów internetowych. Jak myślicie, do czego mogą być takie algorytmy wykorzystane w kontekście działalności nacjonalistycznej?
Tak samo wszelkie udziały w ankietach, quizach etc. poza satysfakcją dają również szeregowi podmiotów bezcenną wiedzę o nas. Czym się interesujemy, co jest dla nas ważne, jakie mamy poglądy i jakie wyznajemy wartości. Tu już nie chodzi tylko o targetowanie reklam kontekstowych, ale o pełne dossier na nasz temat, jakie da się wyciągnąć z tego co i jak udostępniamy lub wypełniamy. Zdaję sobie sprawę, że pewnych rzeczy nie unikniemy (np. podania danych przy realizacji przelewu), ale też nie ma żadnego sensu pójście na rękę tym, z którymi nam wybitnie nie po drodze. Gdy następnym razem sieć obiegnie moda sprawdzenia, jak będziemy wyglądać na starość, a niedługo potem moda na wrzucanie zdjęć z dzieciństwa, to dodajcie 2 do 2 i nie bierzcie udziału w żadnej z tych plag.
Zakończenie
Zazwyczaj poza pracą, nauką, spaniem i codziennymi obowiązkami udaje nam się wyrwać cokolwiek niewiele czasu dla siebie. Czas ten poświęcić możemy na rozwój siebie, naukę nowych umiejętności, działalność i aktywizm nacjonalistyczny, zdobywanie wiedzy, sport etc. Możemy też tracić go zupełnie bezproduktywnie i jeszcze się tym chwalić w sieci. Do tego robiąc to, realizujemy nakreślony dla nas scenariusz przez marketingowców największych światowych koncernów. Nowoczesny świat opiera się na prymacie konsumpcji i sprzedaży, a te powiązane są w oczywisty sposób z hedonizmem, materializmem, wyzbyciem się duchowości. Dlatego też pamiętaj, kiedy kolejny raz pochwalisz się żarciem na Instagramie, ilością wypitego alkoholu na facebooku czy zawartością swojej szafy – nie udowadniasz tym swojej dojrzałości, męskości ani hardości. Pokazujesz jedynie, że jesteś kolejną zaprogramowaną i prowadzaną niczym ślepiec jednostką, która robi to co jej przeznaczono.
Konsumuje, wydaje, zadaje coraz mniej pytań, przenosi do sieci swoje życie, ułożone wedle pragnień i oczekiwań zgodnych z planem sprzedaży tego czy innego giganta światowego handlu.
Naprawdę tym chcesz się chwalić? Serio to wszystko co masz do pokazania i propagowania? Być klonem innych klonów, które tysiącami takich samych zdjęć maskują wewnętrzną pustkę i niemy krzyk bezsensu swego życia?
Nie idź tą drogą. Odrzuć życie, które nie jest życiem. Nie bądź jak inni – niech owi inni dostrzegą w Tobie wzór do naśladowania i sami zaczną równać do tego, co prezentujesz.
Grzegorz Ćwik