Literatura współczesna jest zdominowana przez autorów, krytyków i wydawców o poglądach liberalnych lub lewicowych. Zrobili oni z literaturą współczesną to, co robią ze wszystkim – doprowadzili na skraj upadku w imię zasady maksymalizacji zysku z jednej strony (i zamiany literatury w produkt, który ma odnieść komercyjny sukces) oraz dążenia do fałszywej równości z drugiej (i zamiany literatury w narzędzie walki ideologicznej). Jednak w literaturze współczesnej głównego nurtu pojawiają się również autorzy, którzy idą wbrew tym najgorszym tendencjom. To ich twórczość może szczególnie zainteresować nacjonalistów, choć należy od razu zaznaczyć, że żaden z wymienionych tu autorów nie deklaruje się otwarcie jako nacjonalista. Co więcej – prawdopodobnie żaden z nich nie jest potajemnie nacjonalistą, choć część z nich sympatyzuje z naprawdę antysytemowymi ideami i ruchami; niektórzy w o wiele większym stopniu niż mogą otwarcie przyznać, jeśli chcą wciąż publikować i sprzedawać swoje książki.
Wszystkich tych twórców łączą dwa aspekty: pierwszy - dostrzegalny od razu, drugi - dostrzegalny dopiero po dokładniejszym przyjrzeniu się ich twórczości. Ten pierwszy, bardziej widoczny, to analiza i krytyka dekadencji współczesnego Zachodu. Drugi, bardziej ukryty, to pozycja, z której ta krytyka jest wyprowadzana. Jest ona mniej lub bardziej zbliżona do tego, co łączy nacjonalistów, tożsamościowców, czy tradycjonalistów: do tragicznej koncepcji życia – przekonania o tym, że człowiek nie żyje po to, żeby minimalizować cierpienie i maksymalizować przyjemność, ale po to, aby odkryć i zrealizować ukryty sens swojego istnienia. A jeśli nie będzie w stanie go odkryć – aby go poszukiwać, ponieważ tym sensem może być tylko jego poszukiwanie.
Kronikarz upadku
Michel Houellebecq to chyba najbardziej znany żyjący francuski pisarz i jeden z najważniejszych przedstawicieli literatury współczesnej. Bohaterami jego powieści są najczęściej mężczyźni w średnim wieku, którzy niezależnie od swojej pozycji społecznej przeżywają depresję i rozczarowanie światem, a kolejne wydarzenia i kolejne spotkane przez nich osoby nakręcają jedynie spiralę beznadziei i bezsensu. Bohaterowie powieści Houellebecqa do pewnego stopnia stanowią jego alter ego – jest to na tyle wysoki stopień, że gdy w „Mapie i terytorium” jako bohater drugoplanowy pojawia się sam Houellebecq, mamy wrażenie że autor jednak bardziej utożsamia się z głównym bohaterem tej książki niż z samym sobą. Houellebecq wypracował bardzo specyficzny styl pisania: oszczędny, ironiczny, prześmiewczo wykorzystujący slogany znane ze współczesnych mediów. W jego powieściach jest niewiele dialogów, narrację stanowią przede wszystkim rzeczowe opisy wydarzeń i przemyśleń głównego bohatera. W odróżnieniu od wielu powieści psychologicznych, w książkach Houellebecqa pojawiają się zwroty akcji, czy graniczne wydarzenia w rodzaju morderstw czy ataków terrorystycznych. Jednak autor ten potrafi opisywać wszystko w niezwykle interesujący sposób – niezależnie czy bohater powieści bezczynnie spędza kolejny dzień, nie wychodząc z domu, planuje morderstwo, czy jest świadkiem wielkiego przełomu politycznego. Pomimo trudnej tematyki i przygnębiających refleksji, powieści Houellebecqa po prostu dobrze się czyta i trudno się od nich oderwać.
Houellebecq jest przede wszystkim wnikliwym kronikarzem upadku Zachodu. W 2019 roku otrzymał on nagrodę imienia Oswalda Spenglera i to chyba najlepiej podsumowuje twórczość tego autora. Houellebecq opisuje dekadencję i nihilizm współczesnych Europejczyków, ale go nie ocenia – a przynajmniej nie ocenia wprost. Houellebecq jako człowiek jest legendarnie niemiły, zamknięty w sobie, depresyjny i pozbawiony złudzeń. Jednak o ile z ironicznym dystansem ukazuje nonsens liberalnego światopoglądu, to nie szydzi z beznadziejnej sytuacji swoich bohaterów. Jego książki podszyte są głębokim współczuciem dla ludzi, którzy nie mogą znaleźć sensu w świecie pełnych brzuchów i pustych dusz, a do których autor zalicza samego siebie. Jego powieści to przede wszystkim bolesna wiwisekcja najbardziej duchowo martwej grupy społecznej w historii ludzkości – współczesnej europejskiej klasy średniej. Ważnym wątkiem przewijającym się przez książki Houellebecqa jest seksualność – jego bohaterowie szukają ucieczki przed bezsensem życia w perwersji lub całkowicie rezygnują z życia seksualnego; ani jedno, ani drugie nie przynosi im ukojenia. Kolejne ważne wątki tematyczne to rozpad tradycyjnych więzi społecznych, zwłaszcza rodziny, upadek rolnictwa i wiejskiego stylu życia, obłudny zachodni humanitaryzm połączony z kolonializmem, konfrontacja świata zachodniego z islamem, upadek chrześcijaństwa zarówno jako instytucji kościoła jak i wewnętrznego życia duchowego, czy bankructwo moralne i degeneracja pokolenia ‘68.
Rzeczywisty światopogląd Houellebecqa i jego poglądy polityczny stanowią stały punkt sporów oraz dyskusji zarówno zwolenników jak i przeciwników jego twórczości. Jest on często oskarżany o rasizm, islamofobię, mizoginię i inne myślozbrodnie. Zarówno zwolennicy jak i przeciwnicy pisarza twierdzą, że w rzeczywistości jest on o wiele bardziej „na prawo”, niż chce publicznie przyznać. Jak jest naprawdę – trudno powiedzieć. Z jednej strony Houellebecq krytykuje zachodni liberalizm i pokazuje jego katastrofalne skutki. Z drugiej – krytykuje również tradycjonalistów, tożsamościowców czy nacjonalistów oraz ich recepty na upadek Europy. Z jednej strony Houellebecq dobrze orientuje się w poglądach i specyfice francuskiego ruchu tożsamościowego. Z drugiej – ma przyjaciół po lewej stronie sceny politycznej, a jego obecna żona jest Chinką. Uważam – podobnie jak inni miłośnicy jego twórczości wywodzący się z naszego kręgu ideowego – że Houellebecq nie jest nacjonalistą, ale sympatyzuje z ruchami tożsamościowymi czy narodowo-ludowymi, które dążą do obalenia liberalnego porządku. Jest jednak sfrustrowany nieskutecznością tych ruchów oraz ich słabością ideologiczną, a jego krytyka ma przede wszystkim zmusić ich przedstawicieli do gruntownego przemyślenia i zmiany swojej strategii. Houellebecq pisze również felietony i komentarze społeczno-polityczne, które dostępne są w języku polskim, jednak są one o wiele mniej ciekawe niż jego refleksje na ten sam temat, które możemy znaleźć w jego powieściach. Pisarz sam siebie określa raczej jako zwolennika demokracji bezpośredniej z sympatią patrzącego na ruch Żółtych Kamizelek i na europejskich populistów (co jeszcze nie znaczy, że włącza się w ich działania, czy nawet na nich głosuje).
Najlepszą powieścią Houellebecqa jest „Mapa i terytorium”, w której poprzez historię współczesnego malarza, który trochę przypadkiem staje się znanym fotografem, ukazuje upadek francuskiej klasy średniej, ze szczególnym naciskiem na całkowity zanik relacji międzyludzkich i degenerację instytucji rodziny. Dla nacjonalistów pozycją obowiązkową jest „Upadek” - alternatywna historia, w której islamiści przejmują władzę we Francji i zaczynają wielką reformę społeczną i kulturową. W tej powieści znajduje się również ciekawy opis ruchu tożsamościowego oraz błędów, których dokonuje on w konfrontacji z islamem, a także intrygujący obraz degeneracji z jednej strony kościoła, a z drugiej – nowej świeckiej elity, czyli kręgów akademickich. Debiutancka powieść Houellebecqa „Cząstki elementarne” to wciągająca analiza degeneracji pokolenia ‘68 i fałszu tzw. „rewolucji seksualnej”, która zadaje całej tej formacji społeczno-politycznej o wiele mocniejsze ciosy niż większość analiz socjologicznych czy politologicznych. Bardzo dobra jest również ostatnia powieść „Serotonina”, w której wszystkie wcześniej poruszane wątki – upadek systemu społecznego, rozpad więzi rodzinnych, perwersja i impotencja, depresja – przedstawione są w szczególnie ostry i ironiczny sposób, a w samym zakończeniu powieści Houellebecq sugeruje swoją sympatię dla katolicyzmu.
Warto też wspomnieć, że Houellebecq jest również poetą, ale jego wiersze są poza Francją praktycznie nieznane. O ile polecam wszystkie jego powieści, ze szczególnym wskazaniem czterech wcześniej wymienionych, to uważam, że jego eseje nie są już tak interesujące (poza esejem poświęconym H.P. Lovecraftowi), a filmy o Houellebecqu, czy ekranizacje jego twórczości wypadają bardzo słabo i zdecydowanie nie należy od nich zaczynać poznawania twórczości tego pisarza.
W poszukiwaniu sensu
Peter Handke otrzymał w 2019 roku nagrodę Nobla w dziedzinie literatury. W Polsce przeszła ona praktycznie bez echa, ponieważ w tym samym czasie laureatką została polska pisarka Olga Tokarczuk, jednak na świecie to nagroda dla Handkego wywołała o wiele większe poruszenie. Ten austriacki twórca uważany jest za enfant terrible współczesnej europejskiej literatury – z jednej strony twórcę wybitnego, tworzącego naprawdę ważne dzieła, a z drugiej wygłaszającego znienacka kontrowersyjne twierdzenia. Warto też wspomnieć, że znaczącą część twórczości Handkego stanowią sztuki teatralne, a o ile współczesna literatura europejska jest mocno lewoskrętna i liberalna, to współczesny teatr stanowi czarną (a raczej - czerwoną) dziurę, anihilującą wszystko, co odstaje od radykalnie lewo-liberalnej linii ideologicznej. Zatem kontrowersyjne wypowiedzi Handkego na tym tle rezonują szczególnie mocno.
Twórczość Handkego jest dobra, ale trudna. W swoich powieściach, dramatach i esejach skupia się na opisie życia wewnętrznego swoich bohaterów, a także na subtelnych szczegółach otaczającego ich świata. Czytanie tych książek wymaga maksymalnego skupienia i zrozumienia dla powolnej akcji i gęstego opisu. Jednak nie jest to czcza gadanina czy lanie wody (jak niestety często bywa w przypadku tego typu książek) – Handke poszukuje sensu w życiu i świecie, jego twórczość zostaje z uważnym czytelnikiem na dłużej. Zresztą sam byłem rozczarowany w trakcie i zaraz po lekturze jego pierwszej książki, która trafiła w moje ręce, jednak już po przeczytaniu pewne zdania czy refleksje wracały do mnie w różnych sytuacjach i wtedy doceniłem siłę pisarstwa Handkego. Handke wymaga dużo od siebie jako od autora – ale równie dużo wymaga od czytelnika.
W twórczości Handkego wiele miejsca zajmuje autorefleksja. Jego matka była Słowenką z Karyntii, jego ojciec z kolei niemieckim żołnierzem Wehrmachtu, Handke urodził się jeszcze w trakcie II wojny światowej, a losy jego rodziny trudno uznać za szczęśliwe (zresztą powieść o życiu swojej matki adekwatnie zatytułował „Pełnia nieszczęścia”). Handke analizuje z pozoru nieistotne szczegóły, drobne wydarzenie i stara się dociec ich sensu – jest to analiza nieprzyjemna zarówno dla autora jak i dla czytelnika, w której obie strony muszą sobie pozwolić na całkowitą szczerość, ale która zmierza do głębszego zrozumienia tego, po co człowiek żyje i perspektyw, z których można oceniać jego wybory życiowe.
Dlaczego twórczość Handkego może zainteresować nacjonalistów? Zacznijmy od razu od tego, że Handke z pewnością nie jest nacjonalistą i pewnie bardzo by się obruszył, gdyby go z nacjonalizmem połączyć. Jednak wiele wątków jego twórczości może być dla nas szczególnie interesujących. Zacznijmy od najbardziej oczywistego – sprzeciw Handkego wobec liberalno-lewicowego establishmentu, zarówno politycznego jak i kulturalnego. Handke na samym początku swojej kariery został entuzjastycznie przyjęty przez wówczas jeszcze dość młodych radykalnie lewicowych przedstawicieli niemieckojęzycznej kultury – i odpłacił im się publiczną krytyką i wyśmianiem ich poglądów opartych na iluzjach i uproszczeniach. Największym skandalem były jednak eseje, które Handke napisał podczas wojny w Jugosławii. Poszedł on całkowicie wbrew ówczesnemu establishmentowi i publicznie sprzeciwił się obwinianiu Serbów o cała sytuację. Potrafił pokazać racje stojące po stronie tego narodu, a także opisał okrucieństwa i zbrodnie, które były w nich wymierzone. Wyjątkową herezją było opisanie przez niego wydarzeń w Srebrenicy – Handke mówił o przyczynach tego mordu, a także o jego rzeczywistej skali, wszystko wbrew medialnemu obrazowi kreowanemu w zachodnich mediach. Szczególne uznanie należy się Handkemu za to, że nie cofnął się przed szantażem moralnym, postawił swoją karierę na szali i publicznie bronił swojego stanowiska. Co więcej – był jedynym przedstawicielem Zachodu, który zabrał głos na pogrzebie Slobodana Miloszevicia (mimo że był dość odległy ideowo od większości jego zwolenników).
Kolejnym interesującym nas elementem twórczości Handkego jest jego krytyka współczesnej Europy. Ukazuje on fałsz oraz pustkę, którą podszyty jest liberalny kapitalizm. Współczesny zachodni system społeczno-polityczny rzeczywiście napełnił ludziom brzuchy, jednak spowodował pustkę duchową. Handke nie ma jednak złudzeń co do tego, jak świat wyglądał kiedyś – pokazuje również okrucieństwo i nędzę życia na dawnej wsi. Jednak nie jest to lewicowa agitka nawołująca do wprowadzenia tęczowego kołchozu. Handkemu chodzi raczej o to, że człowiek niezależnie od okoliczności zewnętrznych zawsze będzie stał w obliczu tego samego problemu – poszukiwania sensu własnego życia. Tego problemu nie rozwiąże za niego żaden system, a odpowiedzi można spróbować szukać w bardziej autentycznym życiu, w przełamaniu społecznego konformizmu i dążeniu do prawdziwych relacji i autentycznego życia.
W twórczości Handkego można znaleźć wiele wątków z myśli Martina Heideggera (który w końcu był jednym z najważniejszych intelektualistów stojących po naszej stronie): wspomniany rozdźwięk między życiem autentycznym a pustymi formami życia społecznego, namysł nad znaczeniem języka w kreowaniu świata, czy poszukiwanie sensu w prostych czynnościach. Kolejnym ważnym wątkiem jest znaczenie historii i przynależności etnicznej czy kulturowej w życiu człowieka. Handke pokazuje ich ciemne strony, ale nie idzie tropem lewicy, która nawołuje do zniesienia wszystkich różnic między ludźmi – te różnice są nieuniknione, należy im się dokładnie przyjrzeć, głośno nazwać również ich negatywne konsekwencje, ale ostatecznie należy je zaakceptować i nie próbować przed nimi uciekać.
Właściwie wszystkie książki Handkego dostępne w polskich przekładach są godne polecenia – należy jednak jeszcze raz podkreślić, że jest to wymagająca lektura, szczególnie dla osób, które przedtem nie miały kontaktu z tego typu twórczością. Dobrym wprowadzeniem do twórczości Handkego jest film dokumentalny „Peter Handke – Bin in Wald. Kann sein, das ich mich verspäte...” (dostępny również w polskiej wersji językowej), a także filmy, do których napisał scenariusz, jak słynne „Niebo nad Berlinem”.
Wieczny powrót wszystkiego
Christian Kracht jest przedstawicielem (w miarę) młodego pokolenia niemieckojęzycznej literatury. Ten szwajcarski pisarz zaczynał karierę jako dziennikarz i podróżnik – i jest to widoczne w jego powieściach. Przede wszystkim sama ich tematyka dotyczy podróży oraz konfrontacji między ludźmi pochodzącymi z różnych światów (zachodniego i wschodniego lub północnego i południowego). Po drugie, Kracht lubi żonglować egzotycznymi motywami (Kracht w ogóle lubi żonglować motywami, ale o tym więcej w dalszej części). Po trzecie, jego książki napisane są takim właśnie nowoczesnym, zwięzłym stylem, momentami bardziej przypominającym travelogue niż powieść.
Proza Krachta jest zdecydowanie postmodernistyczna – dużo jest tutaj zabawy intelektualnej, żonglowania pozornie niepasującymi do siebie motywami, czy intertekstualności. Przeszłość miesza się przyszłością, postacie historyczne z fikcyjnymi, prawda z fałszem, powaga z żartem. Kracht sprawnie posługuje się konwencją pastiszu – nie jest to przechwalanie się przed czytelnikiem, na zasadzie „popatrz, jaki jestem oczytany!”, tylko sposób na opowiedzenie interesującej historii, w której sprawny czytelnik może odkryć drugie, czy nawet trzecie dno. Ta intertekstualność prozy Krachta jest szczególnie interesująca, ponieważ odwołuje się ona zarówno do dzieł kultury „wysokiej” jak i „niskiej”. Jeżeli ktoś lubi zarówno klasykę literatury jak i komiksy, a do tego pasjonuje się historią XX wieku, będzie miał z lektury książek Krachta szczególną przyjemność.
Dlaczego twórczość Krachta może interesować nacjonalistów? Jest on regularnie oskarżany o rasizm i inne myślozbrodnie, ale podejrzewam, że w rzeczywistości nie ma on zbyt radykalnych poglądów. Na pewno nie jest mainstreamowym liberałem ani lewakiem, w jego prozie znajduje się sporo złośliwości wymierzonych w te matryce światopoglądowe. Myślę, że zalicza się do grona artystów w rodzaju Douglasa Pearce’a czy Yukio Mishimy, u których estetyka jest ważniejsza od etyki i łączy się z pewną fascynacją archetypami i symbolami. U Krachta pojawia się sporo odniesień do europejskiego kolonializmu czy totalitaryzmu, jednak nie idzie on tutaj tropem radykalnie lewicowych autorów, którzy żądają, aby wszyscy, a szczególnie Niemcy, ciągle przepraszali i dokonywali rytualnego samobiczowania; jest to raczej jeden z elementów europejskiej przeszłości, który należy dostrzec i przyjąć do wiadomości, a przed którym nie da się uciec.
Najciekawszą powieścią Krachta jest nieprzetłumaczone na polski „Imperium” (na szczęście oprócz niemieckojęzycznego oryginału dostępny jest też przekład na język angielski). Jest to opowieść o autentycznym niemieckim proto-hipisie z przełomu XIX i XX wieku: Auguście Engelhardcie, który postulował stworzenie nowego społeczeństwa, opartego na zasadach pacyfizmu, kultu Słońca, nudyzmu i diety złożonej tylko z kokosów (!). Swoje utopijne wizje próbuje on zrealizować poprzez stworzenie komuny w niemieckiej kolonii w Nowej Gwinei. Zarówno w powieści jak i w rzeczywistości cała ta wyprawa przyniosła opłakane skutki. Kracht przedstawia tę historię w ironiczny sposób i stara się przepracować problem niemieckiego mesjanizmu, czy skłonności do utopijnego myślenia. Brodaty pacyfista Engelhardt jest tutaj ukazany jako natchniony przywódca, niepokojąco podobny do Adolfa Hitlera.
Dostępna po polsku jest inna powieść Krachta „Tu będę w słońcu i cieniu”. Akcja powieści toczy się w 2010 roku w Szwajcarii – ale jest to całkiem inna Europa niż ta, którą znamy. W tej alternatywnej wizji historii Lenin nie wrócił do Rosji, tylko stanął na czele rewolucji komunistycznej w Szwajcarii – i odniósł sukces. Efektem przejęcia władzy przez bolszewików w centrum Europy jest trwająca bez przerwy prawie cały wiek wojna między blokiem komunistycznym i antykomunistycznym. Aby zapewnić sobie mięso armatnie, komuniści zaczynają kolonizację Afryki, gdzie z jednej strony wprowadzają nowoczesną cywilizację, a z drugiej wcielają młodych Afrykańczyków do swojego wojska. Głównym bohaterem powieści jest czarny komisarz polityczny, który aby aresztować „wroga ludu”, musi udać się w podróż w głąb komunistycznej Szwajcarii. Okazuje się to być wyprawą do jądra ciemności – kraju pogrążonego w ideologicznym i narkotycznym szaleństwie. Powieść jest mocno inspirowana twórczością i ideami ezoterycznego komunisty Nikołaja Roericha oraz wizjami alternatywnej historii z twórczości Ensta Jüngera. Jednym z głównych wątków jest tutaj europejski kolonializm, motyw ściągania do Europy mieszkańców Afryki, w celu utrzymania umierającego systemu politycznego, jest szczególnie ciekawy w kontekście sprowadzania do Unii Europejskiej imigrantów z Bliskiego Wschodu, pod pretekstem rozwiązywania kryzysów humanitarnych w regionie.
Kolejną przetłumaczoną na polski książką Krachta są „Umarli”. Jest to wypełniona historycznymi postaciami i fikcyjnymi wydarzeniami powieść o współpracy na polu kinematografii między III Rzeszą a imperialną Japonią. Kracht przede wszystkim eksploruje tutaj problem relacji między Wschodem a Zachodem, zderzenia między mentalnością europejską a azjatycką, relacji między estetyką a etyką, a także między systemem totalitarnym a kulturą.
Szok i niedowierzanie
Chuck Palahniuk jest jednym z najważniejszych i najbardziej kontrowersyjnych amerykańskich pisarzy. Pomimo tego że jego książki osiągają wysokie nakłady i z pewnością mógłby przynależeć do głównego nurtu zarówno literatury popularnej jak i „wysokiej”, pozostaje na uboczu amerykańskiego świata literackiego i pisze w swoim własnym, oryginalnym stylu, nie idąc na kompromisy. Zarówno twórczość jak i styl bycia Palahniuka są mocno osadzone w transgresywnej tradycji amerykańskiej kontrkultury. Jego proza jest mocna i szokująca, a jej celem jest wstrząsnąć czytelnikiem, momentami obrzydzić go – ale przede wszystkim przykuć jego uwagę i zmusić do myślenia. Proza Palahniuka jest bardzo efektowna, momentami wręcz efekciarska, napisana możliwe najbardziej efektywnym stylem. Sam pisarz podkreśla, że jest to skutek udziału w warsztatach pisarskich, na których młodzi autorzy prezentowali swoje próby literackie, czytając je na głos w wypełnionym ludźmi pubie – jedynie mocna i minimalistyczna proza była w stanie w takich warunkach przyciągnąć uwagę słuchaczy.
Palahniuk w swojej twórczości łamie kolejne tabu i przekracza kolejne normy. Nie jest to jednak szokowanie dla szokowania, czy dla osiągnięcia komercyjnego sukcesu. Jest to przede wszystkim mroczna satyra wymierzona w ugrzecznione liberalne społeczeństwo, które próbuje sprowadzić człowieka do roli potulnego konsumenta i odrzeć jego życie z jakiegokolwiek cienia. Palahniuk ukazuje pewne mroczne instynkty, które są cały czas ukryte w człowieku i które – jeśli będą ciągle wypierane – uderzą z podwójną mocą. Pisarz ten odcina się od nihilizmu, sam twierdzi, że jest romantykiem zbuntowanym przeciw współczesnemu światu i współczesnej kulturze.
Czemu proza Palahniuka może zainteresować nacjonalistów? Z pewnością ten autor nie jest nacjonalistą, jego styl życia jest dość typowy dla amerykańskiej bohemy, jest homoseksualistą i jawnie opowiada się za raczej daleko idącym indywidualizmem i wolnością jednostki. Jednak atakuje on poprawność polityczną i liberalizm z pozycji, które trudno uznać za lewicowe czy jeszcze bardziej liberalne. Dwie jego powieści szczególnie powinny zainteresować osoby z naszego kręgu ideowego. Pierwszą jest słynny debiut „Fight Club”, którego adaptacja filmowa stała się jeszcze bardziej znana. Celem Palahniuka było – jak sam przyznaje – stworzenie powieści skierowanej do współczesnych mężczyzn. To zresztą bardzo ciekawe, że homoseksualista i przedstawiciel amerykańskiej bohemy stanął w obronie tradycyjnie rozumianej męskości i pokazał, że chociażby przemoc czy potrzeba przynależności do męskiej grupy (jakiejś formy Männerbund) jest stałym i nieusuwalnym elementem bycia mężczyzną. Z drugiej strony warto pamiętać, że Palahniuk chciał ostrzec młodych mężczyzn przed przemocą, która jest niemożliwa do całkowitego opanowania, jest uzależniającą i ostatecznie niszczącą jednostkę i społeczeństwo siłą. Jednak to ten wewnętrzny monolog, strumień świadomości bezimiennego bohatera znalazł oddźwięk wśród milionów młodych mężczyzn na całym świecie i stał się jedną z najbardziej kultowych książek, swoistym Bildungsroman, dla wielu młodych nacjonalistów. (Na marginesie – warto wspomnieć, że David Fincher w swojej ekranizacji całkowicie zmienił zakończenie tej historii. Sam Palahniuk uznał to nowe zakończenie za lepsze (!) i kanoniczne – komiksowy „Fight Club 2” odwołuje się właśnie do tego nowego, filmowego zakończenia. Sam sequel „Fight Club” jest według mnie nieudany i nawet w najlepszych momentach nie dochodzi do poziomu pierwszej części, jednak jest ciekawym uzupełnieniem tej pierwszej książki. Palahniuk pisze w nim między innymi o niezrozumieniu drugiej części przesłania jego powieści przez czytelników, a także o tym, jak debiut negatywnie wpłynął na jego dalszą karierę. I jeszcze na kolejnym marginesie – zawarte w „Fight Club” liczne „ciekawostki techniczne”, na przykład o robieniu napalmu z benzyny i soku pomarańczowego, są nieprawdziwe i z premedytacją zmyślone przez autora.)
Drugą interesującą nas powieścią Palahniuka jest jego ostatnia książka „Adjustment Day”, nieprzetłumaczona na język polski. Palahniuk wprost pisze w niej o tragedii pokolenia millenialsów (czy nawet pokolenia Z) - a konkretnie mężczyzn z tego pokolenia - oraz gra motywami znanymi z ideologicznego dorobku amerykańskich nacjonalistów. W pierwszej części powieści znajdujemy opis współczesnych Stanów Zjednoczonych – dystopii, w której życie pozbawione jest głębszego sensu, a dalsze zwiększanie konsumpcji jest już niemożliwe, przez co całe młode pokolenie wegetuje na marginesie społeczeństwa, pozbawione jakichkolwiek perspektyw na lepszą przyszłość. Amerykański rząd zawiązuje spisek w celu wywołania pozorowanej wojny na Bliskim Wschodzie, przeprowadzenia powszechnego poboru młodych Amerykanów do wojska, a następnie wymordowania ich za pomocą broni jądrowej. Jednak w międzyczasie młodzi Amerykanie zainspirowani antysystemowym manifestem (nota bene - błędnie spisanym) tworzą – poprzez głosowanie w Internecie - „Listę” (czyli po prostu listę proskrypcyjną zawierającą nazwiska najważniejszych przedstawicieli establishmentu), kopią masową groby, a w końcu – gdy nadchodzi tytułowy „Dzień naprawy” - mordują cały amerykański establishment polityczno-ekonomiczno-kulturowy. Co ciekawe, przedstawiciele systemu zostali tutaj przedstawieni jako liberałowie i lewicowcy, a mordujący ich młodzi mężczyźni jako populiści o nacjonalistycznych ciągotach. I o ile obie strony są przedstawione z ironicznym dystansem, nie ma wątpliwości, że gniew młodych Amerykanów jest tutaj całkowicie uzasadniony.
Druga część powieści opisuje Amerykę, która rozpadła się na trzy wielkie strefy. Ta część książki jest słabsza, ale stanowi ostrą i dającą do myślenia krytykę poszczególnych grup etnicznych zamieszkujących Stany Zjednoczone. Pierwszą strefą jest zamieszkana przez białych Caucasia, w której nastąpił powrót do bardziej tradycyjnego życia – biali Amerykanie uprawiają ziemię i tworzą dziwną rekonstrukcję historyczną, a właściwie jedynym celem ich życia jest płodzenie dzieci. Jednak takie życie wcale nie daje im poczucia spełnienia. Jest to ewidentnie krytyka prostego odrzucenia współczesności. Owszem, współczesny świat jest abominacją i należy go odrzucić, ale nie można po prostu znów zostać rolnikiem i bawić się w średniowiecze. Wielkie odkrycia naukowe, podbój kolejnych kontynentów, a w końcu kosmosu, rozwój technologiczny są częścią tożsamości białego człowieka i prymitywne ich zanegowanie spowoduje załamanie naszej tożsamości. Drugą wielką strefą podzielonej Ameryki jest Blacktopia zamieszkana przez czarnych Amerykanów. Co ciekawe, w tej strefie również nie jest używana nowoczesna technologia – okazało się, że czarni Amerykanie posiadają ogromne zdolności umysłowe, a nawet nadprzyrodzone (!), które dopiero teraz – gdy nie są już ograniczani przez białych – mogą w pełni wykorzystać. Zatem nie tylko ich inteligencja osiąga z dnia na dzień nadludzki poziom, ale również samą mocą umysłu potrafią przenosić ogromne ciężary, przemieszczać się i tak dalej. Ze strony Palahniuka jest to po prostu trolling – wyśmiewa popularne wśród liberałów przekonanie o rasizmie, czy to jawnym, czy ukrytym – systemowym, który sprawia, że czarni Amerykanie nie są w stanie rozwinąć swoich „prawdziwych zdolności”. Oczywiście żaden liberał krytykujący „Adjustment Day” nie powie „Przecież to nonsens!”, bo wtedy stałby się automatycznie rasistą. Trzecią wielką strefą podzielonej Ameryki jest Gaysia, ale to już jest taki poziom absurdu, że powstrzymam się od spoilerów, żeby nie psuć efektu humorystycznego.
Na Palahniuka jeszcze przed publikacją „Adjustment Day” posypały się gromy – wystarczy powiedzieć, że tak poczytny autor miał poważne problemy z wydaniem tej książki. Krytycy i dziennikarze solidarnie przemilczeli, bądź zjechali tę powieść, jednak przyjęcie wśród czytelników, zwłaszcza wśród młodych, zwłaszcza z naszych kręgów, było naprawdę pozytywne. Palahniuk dolewał jeszcze oliwy do ognia: w wywiadach jeszcze mocniej atakował liberalny establishment, bronił młodych białych mężczyzn przed atakami ze strony lewicowych ideologów, czy nawet wspomniał, że czyta niesławne The Daily Stormer. Establishment ostatecznie przyjął strategię zamilczenia tej powieści. Nie spodziewam się polskiego przekładu w najbliższej przyszłości, jednak wersja anglojęzyczna jest dostępna bez problemu i polecam tę książkę wszystkim czytelnikom „Szturmu”.
Jarosław Ostrogniew