W najnowszym i zarazem jubileuszowym numerze, wydanym z okazji pięciolecia istnienia na ideowym rynku wydawniczym, miesięcznika „Szturm” (nr 60 2019) ukazał się artykuł Kol. Bartłomiej Madeja – ujmując bardzo, ale to bardzo delikatnie – o dość przewrotnym tytule „Goralenvolk jako obrona tożsamości”. Ku memu wielkiemu zdziwieniu tekst jednego z redaktorów miesięcznika „Szturm” stara się udowodnić i bronić tezy, jakoby za powołaniem Goralenvolku kryła się próba obrony góralskiej tożsamości, kultury, gwary, a w końcu także i samej religii. Niestety autor, chcąc potwierdzić swoje dość abstrakcyjne oceny, manipuluje danymi oraz pomija niewygodne dla niego fakty, a sam artykuł zawiera szereg istotnych błędów oraz, co budzi mój największy sprzeciw, sporą dawkę ideowych, tożsamościowych i historycznych konfabulacji.
Mit dobrych austriackich czasów Podhala
Wbrew temu co twierdzi redaktor czasopisma „Szturm”, Galicja w XIX i XX w. była jednym z najbardziej zapóźnionych w rozwoju regionów całej monarchii austrio-węgierskiej. Niektóre jej rejony jak np. Podhale, stale znajdowały się na krawędzi głodu. Tę biedę podhalańską opisywał w swoich wspomnieniach miejscowy pamiętnikarz, Józef Staszel: „Nie było nic do jedzenia. Ludzie chodzili na jarmark do Miasta, to jest w hań w Nowy Targ. Ponieftóry, który miał dutki przynosił wirtelik żyta, kupny od Lachów. Słodycy w tych czasach nie było nijakich. Zamiast bumelka matki dawały maluśkicm dzieciom taki Wacek. Był to kawałek lnianego płótna, a w nim owiniety kawałek gruli smuconej w słodkim mlyku. Kołyska wisioła na powrozach u powały. Tam se dziecko społo. Ale ludzie choć byli biydni i tak płono jedli, byli zdrowi, mocni i długo zylidzajna”. Właśnie to z powodu wszędzie panującej nędzy wielu górali chciało wyjechać do Ameryki - "za wielką wodę", śniąc o lepszym życiu. W większości przypadków ten sen się nie spełnił, ale tym co udało się go zrealizować uważało, że nawet ciężki żywot za oceanem był lepszy niż wegetacja na ojcowiźnie. W Ameryce, nawet jeśli warunki życia często nie różniły się na początku wiele od tych w rodzinnej podhalańskiej wsi, można było zarobić gotówkę. W Galicji, a zwłaszcza na Podhalu było to trudne - tu w końcu XIX w. wciąż rządził handel wymienny. Decyzja o wyjeździe z Podhala okazała się ostatecznie słuszna, zwłaszcza jeśli spojrzeć na nią z perspektywy drugiej albo trzeciej generacji. Choć zwykle te rodziny - nawet po kilku pokoleniach - pracując w przemyśle ciężkim, nie wyszły poza status klasy robotniczej. Niemniej mit Ameryki jako kraju nieograniczonych możliwości, który dotarł na Podhale, działał niemal wszystkim góralom na wyobraźnię.
Austriacy, jako okupanci oczywiście woleli, by chłopi wyjechali za „wielką wodę”, zamiast buntować się przeciwko władzy. Nie chcieli powtórki z lutego 1846 r. Wtedy to doszło do „Poruseństwa Chochołowskiego”, czyli powstania górali z kilku podhalańskich wiosek - Chochołowa, Cichego, Dzianisza i Witowa (z którego notabene samemu się wywodzę) - przeciwko zaborcy. Na czele tej podtatrzańskiej insurekcji stanęli: nauczyciel i organista Jan Kanty Andrusikiewicz, poeta Julian Goslar oraz dwóch duchownych - chochołowski wikary Józef Kmietowicz i wikary z Poronina Michał Głowacki. Górale ruszyli na Austriaków. Nie trzeba było ich długo do tego przekonywać. Czuli się ukrzywdzeni zajęciem gruntów przez miejscowego ziemianina, który aż nazbyt dobrze żył z ciemiężycielską władzą. A wiadomo, że spór o miedzę na Podhalu to nie przelewki.
O samym chochołowskim „poruseństwie” wiemy dziś dużo, choć nie wszystko. Ale pewne jest to, że kilkuset uczestników zrywu miało wolną Polskę w myślach i żar w sercach. Bo odwagi góralom nie brakowało nigdy. W drugiej połowie lat 30. XIX wieku na Podhale docierali emisariusze Stowarzyszenia Ludu Polskiego: Seweryn Goszczyński, Agaton Giller, znajdując gościnę w łopuszniańskim dworze Adolfa Tetmajera. Agitowali oni wśród ludności góralskiej, nawiązując kontakty z księżmi. Działał też na Podhalu Julian Maciej Goslar, któremu w 1845 roku udało się pozyskać do współpracy ks. Aleksandra Głowackiego z Poronina, ks. Leopolda Kmietowicza z Chochołowa i organistę chochołowskiego Jana Kantego Andrusikiewicza. Z nimi to ustalił, że po wybuchu powstania na Podhalu i opanowaniu Nowego Targu oddziały powstańcze skierują się na Wadowice. Powstanie wybuchło 21 lutego 1846 roku, górale zaatakowali i rozbroili posterunek graniczny w Suchej Horze. Zryw został jednak szybko stłumiony przez Austriaków przy pomocy zmanipulowanych mieszkańców Czarnego Dunajca, Podczerwonego i Wróblówki. Powstańców spotkały represje, przywódcy znaleźli się w więzieniu. W Chochołowie dla postrachu jeszcze w 1846 roku wystawiono szubienicę, która stała do 1848, potem władze – w obawie przed kolejnym buntem – kazały ją porąbać. Pamiątką tamtych wydarzeń jest stojąca w Chochołowie przy drodze figura św. Jana Nepomucena ostentacyjnie ustawiona tyłem do Czarnego Dunajca.
Polski Piemont, Tatrzańska Arkadia…
Dla Podhala istotne zmiany rozpoczęły się na przełomie XIX i XX wieku. Na szczególne miejsce wyrosło wówczas Zakopane, do którego zaczęli przyjeżdżać kuracjusze, co spowodowało jego wielki rozkwit. Należy wiązać go z upowszechnieniem badań nad zdrowotnymi walorami miejscowego klimatu, prowadzonymi m.in. przez niezwykle zasłużonego dla miasta dr. Tytusa Chałubińskiego (1820-1889). Do Zakopanego przybył po raz pierwszy w 1848 r. z Węgier drogą przez Tatry. Zachwyt pięknem Tatr spowodował jego powrót do Zakopanego po trzech latach. Dr Chałubiński często chodził w góry, przecierając szlaki taternickie. Dzięki niemu powstało Towarzystwo Tatrzańskie. Oprócz tego, leczył także mieszkańców Zakopanego i propagował prawidłowe odżywianie. Chałubiński bardzo pomógł góralom w czasie wybuchu epidemii cholery w roku 1873. Po tym wydarzeniu mieszkańcy z wdzięczności nazywali go „Królem Tatrzańskim”. Z biegiem czasu Zakopane, a wraz z nim całe Podhale zaczęło się rozwijać. Powstawały pensjonaty, hotele, nowe ulice i wybudowano wodociąg. Niezwykle ważnym wydarzeniem było doprowadzenie do miasteczka w 1899 r. linii kolejowej. Dzięki temu można było łatwiej i szybciej podróżować, stąd więcej gości przyjeżdżało. Mit, legenda, fenomen – to najczęściej używane słowa, opisujące Zakopane i toczące się tam życie artystyczno-intelektualne w latach 1880-1939. Wśród osób, które wypoczywały w Zakopanem, były elity polskie: poeci, pisarze, malarze, aktorzy, działacze polityczni. Dlatego też miejscowość ta stała się wkrótce ośrodkiem twórczej pracy; Polskim Piemontem, Tatrzańską Arkadią, duchową stolicą, Polskimi Atenami – jak onegdaj mawiano o Zakopanem. To właśnie wówczas został zdefiniowany (lata 90. XIX wieku) w cyklu artykułów zamieszczonych w „Kurierze Warszawskim” w 1891 roku tzw. Styl Zakopiański. Opierał się na elementach kultury góralskiej, która uznawana była przez Witkiewicza za rdzennie Polską. Styl ten obejmował nie tylko budowę domów, ale też wnętrza domów i kościołów, elementy wyposażenia, ubiory czy instrumenty muzyczne. Te ostatnie towarzyszą regionalnym kapelą góralskim, która często po dziś dzień przygrywają gościom w restauracjach. W tym czasie, wbrew temu co twierdzi Kol. Madej w swoim artykule, nie było mowy o kiczu i tandecie, czy też zaprzedaniu góralskiej kultury, gdyż góralska kultura wówczas dzięki wyżej opisanym czynnikom dopiero rozkwitła.
Zakopane pierwsze uwolniło się od zaborcy
W 1914 roku działało w Zakopanem około 30 stowarzyszeń społeczno-politycznych, liczne instytucje usługowe, handlowe, kulturalne i uzdrowiskowe. Wiosną tegoż roku w Zakopanem odżyła problematyka pobudzenia świadomości narodowej górali w pogranicznych rejonach Spisza i Orawy. Działalność patriotyczną prowadziły w tym kierunku zwłaszcza komitety wykonawcze Zjazdów Podhalan i inne formacje ruchu podhalańskiego z „Gazetą Podhalańską” na czele, a także Towarzystwo Szkoły Ludowej w Nowym Targu; zaś zakopiańczykom w odczycie „Spisz pierwsza dzielnica rozbiorowej Polski” problematykę kresową przypomniał dziennikarz, etnograf, slawista, literat, krajoznawca i orientalista – Jan Grzegorzewski. W czerwcu 1914 roku w Zakopanem, w „Dworcu Tatrzańskim” ukonstytuował się Główny Komitet dla Spraw Ludności Polskiej na Orawie i Spiszu. Drużyny „Strzelca” i Drużyny Podhalańskie, zawiązane pod wpływem wypadków bałkańskich, właśnie w tym okresie coraz częściej odbywały manewry i nocne ćwiczenia. W tym samym miesiącu prezesem Związku Drużyn Podhalańskich zostaje wybrany w Nowym Targu dziennikarz, Feliks Gwiżdż. Natomiast w sferze działalności społeczno-kulturalnej w Zakopanem coraz bardziej aktywny stawał się sam Stefan Żeromski. Żeromski kierował Biblioteką Publiczną i miejscowym oddziałem Towarzystwa Szkoły Ludowej, zakładał stowarzyszenie „Podhalańskie Warsztaty Pracy”, był także sekretarzem Narodowego Komitetu Zakopiańskiego i przewodniczącym jego sekcji ekonomicznej. Autorowi „Popiołów” przyszło odegrać niebawem w Zakopanem jeszcze jedną rolę… W sali kina „Sokół” 13 października 1918 roku odbyło się zgromadzenie obywatelskie, zwołane przez naczelnika gminy Wincentego Regieca. Pięciuset uczestników wybrało przewodniczącym wiecu Stefana Żeromskiego. To właśnie wówczas powstała w Zakopanem Organizacja Narodowa, która stworzyła podwaliny do powołania przez Podhalan Rzeczpospolitej Zakopiańskiej.
W dwa dni później dopiero polscy posłowie do parlamentu austriackiego przyjęli uchwałę, że odtąd uważają się za reprezentantów państwa polskiego. W 2 tygodnie później (28 października 1918 roku) powstała w Krakowie Polska Komisja Likwidacyjna z Wincentym Witosem na czele – organ stawiający sobie za cel likwidację rządów austriackich w Galicji. 30 października – dzień wcześniej niż Kraków – Zakopane oficjalnie zrzuciło jarzmo austriackiej niewoli. Polscy oficerowie i żołnierze przeprowadzili rozbrojenie żołnierzy i żandarmów obcych narodowości, zajęli skład broni i stację telefoniczną i oddali się do dyspozycji zakopiańskiej reprezentacji narodu – Organizacji Narodowej. 1 listopada zarząd Organizacji Narodowej przekształcił się w Radę Narodową – organ kierowniczy niepodległej, polskiej Rzeczypospolitej Zakopiańskiej. Rada złożyła uroczyste przyrzeczenie na wierność państwu polskiemu i objęła w jej imieniu władzę w Zakopanem. Przewodniczącym Rady, pełniącym obowiązki „Prezydenta Rzeczpospolitej Zakopiańskiej” został Stefan Żeromski. 2 listopada odebrał on przyrzeczenie wiernej służby dla Polski od przewodniczących organizacji i kierowników instytucji zakopiańskich.
„Honor nakazuje, aby Goralenvolk został zdławiony przez samych Podhalan”
Nie sposób nie zgodzić się ze stwierdzeniem, iż Goralenvolk to najbardziej spektakularny przykład kolaboracji Polaków z niemieckim okupantem. I choć większość górali odrzuciła ten germanizacyjny projekt, niestety położył się on złowrogim cieniem na historii Podhala.
Przy tworzeniu Goralenvolk nie wszystko jednak szło po myśli Niemców oraz Goralenfürst Wacława Krzeptowskiego i jego współpracowników. Zebranie, na którym powstał Goralenverein, uświadomiło im, że wielu górali nie popiera zbliżenia z okupantem. Byli wręcz tym oburzeni i głośno protestowali. Zdrajcy obeszli się ze swoimi przeciwnikami w sposób brutalny. W kolejnych miesiącach trafiali oni do katowni w hotelu „Palace", niektórych wywieziono dalej do Auschwitz. Wielu patriotycznie nastawionych górali nie przeżyło tych prześladowań. Należy wyraźnie podkreślić, że idea Goralenvolku nie znalazła poparcia wśród góralskich mas i większość z nich pozostała wierna Polsce. Z drugiej strony odsetek kolaborantów na Podhalu był najwyższy w całym okupowanym kraju.
W czerwcu 1940 r. na Podhalu przeprowadzono spis ludności. W rubryce „narodowość", obok polskiej, niemieckiej, żydowskiej czy ukraińskiej pojawiła się również opcja „góralska". Okazało się jednak, że podhalańscy bacowie i gaździny zakreślali ją niezbyt chętnie, dlatego członkowie Goralenverein najpierw starali się szantażować uczestników spisu wywózkami do Generalnej Guberni, a po jego zakończeniu dopuścili się manipulacji – głosy zapisane w formie „polski góral" bądź też „góral-Polak" przyporządkowywali do kategorii „narodowość góralska".
Kolega Madej w swoich statystykach dotyczących przystąpienia górali do Goralenvolk o tym już zapomina, podaje również dane tylko miejscowości (aż dwóch!), gdzie odsetek był większy, zapomina jednak o innych, notabene tam dane niezbyt pasują do jego teorii. A były to miejscowości, gdzie ten odsetek był minimalny: w Ochotnicy wyniósł zaledwie 5 proc., w Szaflarach i Czorsztynie – 3 proc., a w Krościenku tylko 2,5 proc. Na terenie Krościenka został nawet założony przez miejscowego wójta, inż. Władysława Grotowskiego, Powiatowy Zespół do Walki z Góralszczyzną. Z kolei Władysław Gąsienica, gdy działacze Goralenvolku tłumaczyli mu, że skoro nosi góralskie portki, powinien wziąć niebieską kenkartę, odparł: „Portki góralskie, ale to, co w portkach, polskie". Można tu snuć różne teorie, niemniej faktem jest, że zdecydowana większość górali opowiedziała się za Polską; natomiast duży wpływ na decyzję ludzi za przyjęciem niebieskiej góralskiej karty mógł mieć fakt, że wiązało się to z obniżeniem płaconego podatku, a także dostępem do lepszego zaopatrzenia w żywność co wobec głodowej sytuacji na Podhalu było poważnym argumentem. Kłamstwem natomiast okazała się obietnica Niemców i Wacława Krzeptowskiego, że niebieska karta będzie chronić od wywózki na roboty przymusowe.
Działalność góralskich kolaborantów załamała się całkowicie w 1943 r. z powodów nastrojów społecznych, najlepiej zobrazowanych przez popularną na Podhalu w tamtym okresie przyśpiewkę adresowaną do Krzeptowskiego „Oj Wacus, Wacus, będziesz wisiał za cós”. Sami Niemcy doszli do wniosku, że dalsze popieranie tego sztucznie rozdmuchiwanego projektu nie ma sensu i na jesieni 1944 roku próbowali aresztować Krzeptowskiego. Członkowie Goralenvolk coraz częściej musieli się martwić o własne życie, pozbawieni bowiem ochrony niemieckiej stawali się coraz łatwiejszym celem dla polskich partyzantów. AK zwalczała ich zresztą od samego początku. Już pierwsza zorganizowana konspiracja, czyli tzw. Konfederacja Tatrzańska, za jeden z głównych celów postawiła sobie likwidację Krzeptowskiego i pozostałych zdrajców. „Honor nakazuje, aby Goralenvolk został zdławiony przez samych Podhalan" – zaznaczono w deklaracji ideowej Konfederacji. Po jej upadku działania te kontynuowały oddziały AK, przede wszystkim z jednostki dowodzonej przez górala z Waksmundu Józefa Kurasia „Ognia". W 1944 r. polskim partyzantom udało się wykonać kilka wyroków śmierci na goralenvolk’owcach.
Wyrokiem podziemnego sądu Polski Walczącej Krzeptowski już w 1942 r. został skazany na karę śmierci, jednak z wykonaniem wyroku zwlekano, obawiając się represji ze strony hitlerowców na mieszkańcach Zakopanego. Obawa, iż ucieknie on wraz z hitlerowcami z Zakopanego przyspieszyła przybycie do Zakopanego celem wykonania wyroku plutonu egzekucyjnego Armii Krajowej „Kurniawa” spod Babiej Góry pod dowództwem por. Tadeusza Studzińskiego ps. „Kurzawa”. W plutonie, liczącym 30 osób było kilku zakopiańczyków, miedzy innymi Bolesław Dobrzański ps. „Malinowski” (notabene późniejszy architekt oraz nauczyciel Technikum Budowlanego w Zakopanego, którego miałem przyjemność być uczniem w latach 90. XX W. – oj te lekcje z planowania przestrzennego z p. Dobrzańskim utkwiły w pamięci) i Stanisław Osiecki ps. „Jelito”. Ukrywającego się Krzeptowskiego wytropiono w styczniu 1945 r. Kiedy następnego dnia po egzekucji rodzina odcięła wisielca z gałęzi, znaleziono w jego kieszeni napisany w ostatniej chwili testament: „Ja niżej podpisany Wacław Krzeptowski urodzony 1897 r. dnia 24 czerwca w Kościeliskach przekazuję cały swój nieruchomy i ruchomy majątek uwidoczniony w księgach hipotecznych w Zakopanem na rzecz oddziału partyzanckiego Kurniawa grupy Chełm AK z własnej nieprzymuszonej woli, jako jedyne zadośćuczynienie dla narodu polskiego za błędy i winy popełnione przez mnie wobec polskiej ludności Podhala w okresie okupacji niemieckiej od roku 1939 do 1945. Kościelisko, 20 stycznia 1945, 22.30".
Dzieje Podhala w drugiej wojnie światowej pełne są elementów heroicznych - działalności kurierów tatrzańskich, grup konspiracyjnych czy też całych oddziałów partyzanckich. Codziennie też polska ludność okolic Zakopanego i Nowego Targu musiała radzić sobie z trudem życia pod okupacją. Epizod kolaboracji na Podhalu to bezwątpienia haniebna plama na podhalańskiej historii, jednak nie przesłania ona faktu, że większość Podhalan wykazała się patriotyzmem i lojalnością wobec Polski i nigdy nie poparła idei Goralenvolku. Wręcz przeciwnie wielu z nich aktywnie brało udział w konspiracji i w walce z okupantem. Dziś próby powołania Goralenvolk przez samych górali są oceniane bardzo krytycznie – jedni tłumaczą to co prawda ciężkimi czasami, niemniej dla wszystkich jest to wstydliwa zdrada. I nie jest tak jak twierdzi Madej w swym artykule cyt. „gdzie jednak znajdą się jeszcze starsze osoby pamiętające tamte czasy i wypowiadające się pozytywnie o Wacławie Krzeptowskim i koniecznej współpracy z Niemcami” i w jego – tu proszę o wybaczenie – dość infantylnej ocenie mówiącej, że cyt. „gdy polski rząd uciekł w popłochu za granicę, grupka Górali nie mogąca reprezentować woli całego narodu polskiego, słusznie postanowiła zrobić wszystko co w swojej mocy, żeby bronić swojej tożsamości, kultury, gwary i religii”. Po pierwsze, mieszkając niemal całe swoje życie na Podhalu nigdy nie spotkałem osoby, która pozytywnie wypowiadałaby się o Wacławie Krzeptowskim i samym Goralenvolk (notabene nawet współczesna rodzina Wacława Krzeptowskiego nie jest tu wyjątkiem), a po drugie, górale sami wprost oceniają Goralenvok przez pryzmat najzwyklejszej zdrady, tak więc próba tłumaczenia jej jako swoistą obronę góralskiej tożsamości, kultury gwary i religii zakrawa na zwykłą ignorancją nie tylko tą historyczną, ale również ideową i tożsamościową. Stawianie zaś przeciwnych tez, z uwagi chociażby na dzisiejszy, ale również ten niegdysiejszy patriotyzm społeczności góralskiej jest najzwyczajniej niesprawiedliwy wobec samej w/w społeczności, jaki jej tożsamości i to nie tylko tej narodowej.
Norbert Wasik – dumny mąż i ojciec. Absolwent Kolegium Jagiellońskiego - Toruńskiej Szkoły Wyższej. Manager związany z sektorem FMCG. Publicysta, działacz społeczny i narodowo-radykalny. Biegacz amator i fan długich dystansów, pasjonat historii, gór, górali i góralszczyzny. Idealista, romantyk i pragmatyk w jednej osobie, entuzjasta innowacji i nowych technologii.
Bibliografia:
- Z. Sikora, Krwawe ślady. Nieznani bohaterowie Podhala, Zakopane 2014.
- ks. Michał Iwan, Powstanie Chochołowskie. Prawda o przywódcy, 2015.
- F. Hoesick, Legendowe postacie zakopiańskie, Warszawa 2001.
- E. Jeleń, J. Krupski, Stacja Kolejowa Zakopane. 100 lat kolei zakopiańskiej 1899-1999, Warszawa 1999.
- M. Zaruski. Na bezdrożach tatrzańskich. Wycieczki, wrażenia i opisy. Opracował, przypisami i notą edytorską zaopatrzył Witold H. Paryski, Warszawa 1958.
- J. Rogalska – Cybulska. Tajemnica Tatr, Warszawa 1957.
- K. Stecki. Wspomnienia zakopiańskie, Kraków 1976.
- M. Pinkwart. Zakopiańskim szlakiem Mariusza Zaruskiego, Warszawa Kraków 1983.
- B. Kuraś, P. Smoleński. Krzyżyk niespodziany. Czas Goralenvolk, Wołowiec 2017.
- W. Szatkowski. Goralenvolk. Historia zdrady. Zakopane 2012.
- M. Morzyck-Markowski Mikołaj, Goralenvolk i działania partyzanckie na Podhalu. Warszawa 2017.