Pomimo tego, iż człowiek żyje coraz dłużej, to tak naprawdę nie mamy bardzo dużo czasu w swoim życiu. Zakładając, że żyć będziesz ponad 70 lat to dorosłych dni masz trochę poniżej 19 tysięcy. Dużo, mało? Wszystko zależy od tego, jaka jest perspektywa. A perspektywa nasza jest taka, że jeśli nie zmienimy historii to pod koniec naszych żyć Europa będzie wspomnieniem. Oczywiście – jakaś tam „Europa” będzie istnieć, ale z właściwą treścią tegoż słowa wiele to mieć wspólnego nie będzie. Chcesz żyć w takiej Europie? Europie upadających z wolna państw pozbawionych tożsamości, przyszłości i przeszłości? Chcesz Europy ponownie wydanej na żer nieludzkiej barbarii? Europy pozbawionej swego ducha, wojowniczości, siły?
Nie chcesz. Nie trać więc czasu. Nie czekaj, aż Ci się zachce. Nie bądź bierny.
Wstań i idź.
- - -
Nowoczesny świat oferuje wiele rozrywek i uciech. Pustka i niemy krzyk niejedno mają imię. Alkohol. Narkotyki. Nocne kluby. Burdele. Imprezy do bladego świtu. Skończyć zarzyganym nad kiblem lub nieprzytomnym po kolejnej kresce to szczyt Twoich ambicji? To jest ten słynny radykalny nacjonalizm?
Śmiejesz się z antify, lewaków, skłotersów. A potem urywa Ci się film, wracasz do domu bez kurtki i portfela, leczysz kaca 3 dni. Faktycznie, nie ma co porównywać z naszymi wrogami. „Idzie nowe pokolenie”. Już pominę co ono Polsce niesie.
Każda noc stracona na tych ścierwackich zabawach, każda doba stracona na leczeniu „syndromu dnia następnego” to czas, którego nie poświęcasz Sprawie. Czas, w którym nie rozwijasz się, a upadlasz. Rozmieniasz swoje życie na drobne, podczas gdy na Ciebie czeka Polska, Europa, Twoja rodzina. A Ty próbujesz złapać pion, albo wysmarkać w końcu nos z resztek prochu i swego jestestwa. Droga godna samego Codreanu czy Jose Antonio.
Zamiast tracić czas, zdrowie i człowieczeństwo na tych niegodnych białego człowieka „zabawach” pomyśl o swoich dzieciach. Przyjaciołach. Rodzicach i krewnych. Wytłumacz im, że nie pracujesz, nie walczysz dla swego Narodu w danej chwili, nie bawisz się ze swoim dzieckiem, nie spędzasz czasu z bliskimi bo musisz się naćpać i nachlać.
Albo odrzuć alkohol i narkotyki, odrzuć życie, które nie jest życiem.
Po prostu wstań i idź.
- - -
Nie trzeba uderzać w miasto, żeby wypłukiwać swój umysł i duszę. Cała nasza ukochana nowoczesność przynosi wiele sposobów, żeby popaść w marazm, zastój i nieróbstwo. A to wszystko pod płaszczykiem technologicznych osiągnięć. Siedzenie bez przerwy na facebooku. Przeglądanie n-ty raz tych samych forów internetowych. Oglądanie kretyńskich filmików na youtubie. Ciągle to nowe gry komputerowe, które aż tak specjalnie nie różnią się od czasów pierwszego Dooma, Quake’a czy Duke’a.
To niesamowicie puste i zalatujące z daleka nihilizmem zwyczaje, które potrafią w oka mgnieniu przepalić Twój cenny czas. Odkładasz ciągle to co miałeś zrobić, swoje plany na później, za godzinę, jutro to już na pewno. I po co to?
A czas leci. Masz go naprawdę niewiele, choć wszystko zależy od perspektywy. Gdybyś pół roku temu zainwestował czas spędzany na facebooku i instagramie w naukę nowej umiejętności lub poznanie określonej tematyki, dziś miałbyś już tego niemałe i wymierne efekty. Zamiast tego na kolejnym forum pełnym pryszczatych libertynów lub narodowczyków śledzisz nic nie wnoszące do życia dyskusje. Czasu masz naprawdę niewiele i tracenie go na zakażonych liberalizmem kuców jest po prostu zbrodnią.
W miejsce tego możesz zrobić coś naprawdę merytorycznego i ważnego. Podjąć trud pracy nad sobą, pracy dla narodu i społeczeństwa. Wystarczy wstać od monitora.
Wstań i idź.
- - -
Każda epoka ma swoje technologiczne ikony. Ikoną parszywieńkich czasów, w których nam przyszło żyć jest z pewnością smartfon. Teoretycznie element komunikacji, umożliwiający mobilnie realizować masę rzeczy i zadań, do których jeszcze dekadę temu trzeba było posiadać mocny komputer stacjonarny.
Jak to jednak bywa w liberalnym piekiełku – teoria swoje, praktyka swoje. A praktyka to rzeczywistość smartfonowego zombielandu. Miliony ludzi w komunikacji miejskiej, na zajęciach w szkole, w kolejce, na ulicy – miliony gapiących się i przewijających treści zombie. Nie czytają newsów, nie przyglądają się zdjęciom, „lajki” i „serduszka” dają instynktownie. Chodzi o samo „skrolowanie”, o szał kolejnego przeciągnięcia ekranu. Co spodziewasz się tam znaleźć, że non stop gapisz się w ciekłokrystaliczny wyświetlacz, niczym w objawienie? Jedyne co elektroniczne zombie znajdują to te same „memy”, obrazki, komentarze, tytułu artykułów, fotki gwiazd i ciuchów, ewentualnie jedzenia.
Czy to cokolwiek wnosi do Twojego życia? W tramwaju czy autobusie spróbuj kiedyś schować telefon i przyjrzeć się ludziom, którzy transferują swoje dusze i umysły do pamięci telefonu. Bo to właśnie w tą stronę następuje przepływ.
A gdy już zrozumiesz jakim bagnem jest ślęczenie nad smartfonem, przeglądanie pustych profili pustych ludzi na instagramie, to zapewne spostrzeżesz, że właśnie dojechałeś na właściwy przystanek. Pora wstawać.
Wstań. Wstań i idź.
- - -
W ostatnim numerze „Szturmu” pojawiła się ankieta „Polityki Narodowej”. Polecam ją w całości, a tu przytoczę jeden ustęp:
„Problem być może tkwi w tym, że wielu nacjonalistów, niezależnie od faktu, że powołuje się na inspiracje ideowe zupełnie nieliberalne, de facto jest mentalnymi liberałałami (!). Ktoś, kto ponad interes ruchu nacjonalistycznego ceni swoje indywidualistycznie rozumiane prawo do samorealizacji, kto z codziennego obowiązku rezygnuje na rzecz własnej wygody, ten jest mentalnym liberałem – nie nacjonalistą. Nacjonalista myśli o innych, a dopiero potem o sobie.”
Nie jest się nacjonalistą, bo się klika „lubię to” pod preferowaną opcją czy organizacją narodowa. Nie jest się nim dlatego, że się nosi kumatą koszulkę z naprawdę radykalnym symbolem (a najlepiej wieloma, im bardziej nawalone nimi, tym lepiej, co nie?) naprawdę radykalnego producenta kupioną od naprawdę radykalnego dystrybutora. Naprawdę.
Nacjonalistą się nie bywa. Nacjonalizm to – jak wspomniano w cytacie – służba. Nacjonalizm to walka i przedłożenie interesu Narodu nad swój własny. Nikt Wam tego nie mówił? No to „Szturm” Wam powie – nacjonalizm to poświęcenie swojego czasu prywatnego, zdrowia, energii, pieniędzy, nerwów, wygody. A w zamian dostajecie niewyspanie, problemy prawne, niejednokrotnie kłopoty w związkach, ze swoimi krewnymi, bliskimi. Ale do cholery, nie robimy tego dla siebie! Na tym polega nasza służba! Nasz obowiązek, nasza droga, którą podążyć musimy do końca. Bo właśnie to nas odróżnia od „normików” – nie subkultura, ale świadomość jaka jest stawka gry. A jest ona wysoka, co łatwo stwierdzić odpalając dowolny program informacyjny lub portal z wiadomościami.
Nie czekaj aż Ci się zachce. Nie pozwól sobie na marazm, który zżera i przepala kolejne szeregi naszych braci i sióstr. Prawda jest taka, że gdy rozmawia się z ludźmi, to naprawdę każdy ma sporo ciekawych i trafnych pomysłów. A ile z tego jest realizowanych?
Nie siedź w miejscu gapiąc się bezmyślnie w telewizor lub monitor. Nie szukaj przyczyn i powodów. Nie szukaj też wymówek. Nie śpij – sen jest kuzynem śmierci.
Wstań i idź. Dziś jest pierwszy dzień reszty Twojego życia.
- - -
Oczywiście, że nie do Ciebie mówię. Żadna z wymienionych przywar nie dotyczy w najmniejszym stopniu Twojego życia. Nie ma więc co tak się denerwować i pocić. Rozglądać nerwowo też się nie musisz. To tylko znów malkontent Ćwik z malkontenckiego „Szturmu” przeszczepia do polskiego nacjonalizmu zupełnie niepotrzebne elementy.
Odpal browar, poprzeglądaj co tam „nowego” na ulubionym kanale social-media (termin „kanał” jest tu wysoce trafny), i uderzaj w miasto. Albo nabij kolejny level, w przerwie oglądając śmieszne filmiki na youtubie. Jutro też jest dzień.
Mamy bezmiar możliwości, najpewniej nieznany dotąd rodzajowi ludzkiemu. Jakiż dramat kryje się w tym, że tak niewielu wybiera dobre opcje. Żydowska manipulatorka Hannah Arendt miała w jednym rację – zło jest banalne. Tak strasznie, że w ogóle nie przydajemy mu kryteriów moralnych, traktujących jako „wybór”, „opcję” czy „możliwość”.
Trudny czas się zbliża. Dla nas, dla Polski, Europy. Naprawdę musimy być gotowi. To nie jest żaden frazes, po prostu jesteśmy świadkami spenglerowskiego Zmierzchu Zachodu. A to droga doprawdy niełatwa. Jako, że być może jesteśmy pierwszym pokoleniem w historii, które świadomie obserwuje upadek swego świata i jego cywilizacji – to może dlatego mamy szansę wyjść z tego obronną ręką. Nie jako zakonserwowany stary „Zachód”, bo ten już dawno nie żyje, ale jako zupełnie nowa, archeofuturyustyczna siła.
Ale by tą drogę przejść, trzeba zrobić wpierw pierwszy krok. Wstań! Wstań i idź!
Być może kiedyś pójdziemy razem i na końcu zobaczymy, jak po nocy wstaje świt i wschodzi słońce.
Czarne słońce.
Grzegorz Ćwik
Ps. Zadziwiające ile wytworów kultury – piosenek, opowiadań, książek etc. nosi tytuł „Wstań i idź”. Uprzedzając wszelkie spekulacje i niedomówienia – w moim przypadku motyw przewodni jest nawiązaniem do książki Tomasza Kołodziejczaka.