Podejmując jakąkolwiek działalność trzeba zacząć od określenia jej celu, w przeciwnym wypadku nie ma ona sensu. Również w toku jej trwania należy ponawiać to najważniejsze pytanie – i udzielać sobie na nie szczerej odpowiedzi. Szczerej, a nie wygodnej. Następnie podejmowane działania oceniajmy przez pryzmat tego najważniejszego celu.
Jesteśmy nacjonalistami – wydaje się oczywiste, że naszym celem powinno być dobro i wielkość naszego Narodu, jest to jednak cel bardzo ogólny, na potrzeby tego tekstu przyjmijmy więc, że dążymy do zbudowania ruchu społecznego, który będzie w stanie kształcić aktywistów, kształtować sposób myślenia młodego pokolenia (co jak najbardziej jest możliwe – pokazał to choćby Marsz Niepodległości i kult Żołnierzy Wyklętych). Dlaczego naszym celem nie jest przejęcie władzy? Pomijając już nierealność takiej opcji, władza nie może być celem samym w sobie. Znaczy może, ale tylko dla jednostek i ruchów bezideowych, myślących wyłącznie o własnym interesie. Natomiast mądrze używana może służyć do stworzenia czegoś wielkiego, trzeba jednak patrzeć realnie, a marzenia o rządzeniu są równie realne jak sny o kolonizacji Słońca. Władza jest jednak silną motywacją dla wielu działaczy, raczej nikt nie jest na tyle naiwny, żeby wierzyć, że zostanie dyktatorem, jednak podporządkowywania działalności budowaniu własnej kariery to problem powszechny. Ile inicjatyw upadło, lub utraciło swój dynamizm, bo jakaś miernota chciała się dowartościować i rządzić! Najczęściej nie mając żadnych zdolności przywódczych.
Głównym celem nie może być sprzeciw. Imigracja, parady równości, degrengolada moralna czy aborcja to realne problemy, którym musimy się przeciwstawiać z całą mocą, jednak walcząc przeciwko nim, musimy posiadać program pozytywny, wiedzieć, czego chcemy, do czego dążymy, a nie tylko, przeciw czemu jesteśmy. Ruchy sprzeciwu na początku mogą być masowe, głośne (wszyscy pamiętamy walkę przeciw ACTA, czy wyjątkowo obrzydliwy czarny protest), ale na dłuższą metę nic za nimi nie idzie, łatwo skrzyknąć ludzi – „walczymy przeciw pedałom!” i zrobić drugi Białystok, tylko, że po zablokowaniu parady większość z nich z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku zawiesi jakąkolwiek działalność, aż do następnej wielkiej akcji, czyli najprawdopodobniej 11 listopada. Coś trwałego można budować wyłącznie wiedząc do czego się dąży, co chce się zbudować.
Należy tu jednak wyraźnie rozróżnić cel, któremu służymy, od specjalizacji, dobrą analogią będzie tu wojsko, na wojnie – inne są działania pilotów, inne saperów, a jeszcze czym innym zajmują się czołgiści, wszyscy jednak walczą po to, aby pokonać wroga. Jedni najlepiej odnajdują się w pracy programowej, inni działalności pro-life, ktoś organizując manifestacje.
Naszym celem nie jest posiadanie partii politycznej i zdobywanie mandatów w Sejmie, to kwestia wymagająca szerszego omówienia. Żyjemy w ustroju demoliberalnym i pewnym kulcie parlamentaryzmu – praktycznie każda inicjatywa, zwłaszcza na prawicy dąży do wprowadzenia swoich posłów, czyniąc z tego główny cel swoich działań. Środowiska narodowe są mocno zainfekowane prawicowością, przejmując wszystkie jej choroby, obsesja parlamentaryzmu nie jest tutaj wyjątkiem. Czy wobec tego należy obrać drogę „prawdziwego radykała”, bojkotować wybory i jakąkolwiek działalność stricte polityczna uważać za zdradę Idei? W żadnym wypadku. Natomiast trzeba nauczyć się odróżniać cele od środków, oraz mieć świadomość kiedy danego środka walki używać. Czyniąc udział w polityce i zdobycie mandatów, głównym celem działalności jest się na prostej drodze do zdrady Ideałów – skoro najważniejsze jest miejsce na Wiejskiej – wszelkie koalicje z liberałami, postulaty zaostrzenia 256, czy uznanie, że murzyn może być Polakiem stają się dopuszczalne, tak samo jak popieranie kompromisu aborcyjnego oraz związków jednopłciowych, jedynym kryterium staje się tu jak dana decyzja wpłynie na sondaże.
Działalność w partii politycznej jako środek walki dla środowiska ideowego jest trudna i niebezpieczna. Niebezpieczeństwo polega tutaj przede wszystkim na bardzo dużym ryzyku pomylenia środka z celem, ale to nie jedyne ryzyko. Partia absorbuje bardzo dużo pracy, czasu, uwagi, co sprawia, że na inne rzeczy często brakuje miejsca. Czy wobec tego zaangażowanie w politykę ma sens? Ma. Powiem więcej, na pewnym etapie, chcąc osiągać ambitne cele, budować silny ruch, który realnie może coś zmienić, element partyjny jest niezbędny. Jednak najpierw trzeba mieć silne struktury, przygotowane kadry, uformowanych działaczy, think tanki, media, lokale przeznaczone na działalność społeczną, wydawnictwa, imprezy kulturalne, sportowe, ludzi wykładających pieniądze utrzymanie i rozwój Ruchu. Idąc na skróty tworzy się budowlę bez fundamentów – chwiejną i pokraczną.
Realny cel naszych działań zależy w dużej mierze od motywacji, jakie nami kierują. Osoba marząca o karierze politycznej podporządkuje wszystko dostaniu się na Wiejską, ktoś chcący dać upust swoim frustracjom i być jedynym prawdziwym „kumatersem”, zamiast skupiać się na rozwoju Ruchu będzie zwalczał każdego, kto się z nim nie zgadza. Nie oznacza to, że działalność polityczna jest zła sama w sobie, czy obowiązku akceptacji jawnych zdrajców Idei potępiających radykalizm i utożsamiających narodowość z wyborem jednostki, ważne jest abyśmy nie zapomnieli co jest najważniejsze. Nadmierne skupienie na własnej karierze, czy kłótliwość dla samej kłótliwości jedynie osłabiają Ruch. Niestety te cechy są u nas powszechne.
Błędne zdefiniowanie celu sprawia, że nawet mimo ogromnego zaangażowania, ciężkiej pracy i dużych zdolności osiągamy mizerne efekty. Kierujemy energię w niewłaściwym kierunku, często nawet nie zdając sobie z tego sprawy, stąd tak ważne jest częste stawianie sobie pytania o cel naszych działań i robienie w tej kwestii rachunku sumienia.
Maksymilian Ratajski