Ludzie nie są równi. Nie są także równe zbiorowości ludzkie rozpatrywane w kontekście całej planety. Z tego płynie prosty wniosek, że równowartościowe nie są efekty ich (tj. ludzi) twórczości, pracy i kultury zbiorowej, z czego już naprawdę prosty wniosek, że kultury i cywilizacje jako takie także nie są równe. Stwierdzenia te w dzisiejszych czasach brzmią wręcz bluźnierczo. Otaczająca nas rzeczywistość coraz bardziej wypiera najbardziej oczywiste prawdy i konstatacje na rzecz ideologicznego zamętu i zwykłego kłamstwa. Jednym z rozpoznawczych znaków liberalizmu jest posunięta do skrajności idea równości i egalitaryzmu. Wszyscy ludzie mają być sobie równi, bez podziału na lepszych i gorszych, dobrych i złych, utalentowanych i pozbawionych talentów. Siłą rzeczy następuje coraz powszechniejsze cywilizacyjne zjawisko równania w dół, co samo w sobie jest zgubne. Nacjonalizm i szerzej – każda idea tradycjonalistyczna, oparta o odwieczne wartości, musi zająć stanowisko wobec tego zjawiska i problemu. Otaczający nas świat coraz bardziej bowiem przepełniony jest myśleniem opartym o równość, wyrównywanie szans, jak również walkę z „białym uprzywilejowaniem” etc. Warto nad tym zagadnieniem więc pochylić się i szerzej zastanowić nad zjawiskiem równości.
Równość i liberalizm
Jak w ogóle liberalny świat rozumie pojęcie równości i egalitaryzmu? Co to znaczy dla liberała być równym? Nieporozumieniem byłoby sądzić, że chodzi o równość wobec prawa czy równość w systemie ekonomicznym. Liberalizm bowiem wiąże się zawsze z kapitalizmem, a ten oparty o wyzysk i indywidualnie pojęty interes finansowy ex definitione wyklucza się z jakąkolwiek równością w tym rozumieniu.
Równość w liberalnym ujęciu to przede wszystkim relatywizm, który nakazuje likwidację jakichkolwiek bezwzględnych kategorii oceny i wartościowania ludzi, ich działań, kultur i ich wytworów. Ludzie są „równi” co znaczy, że poszczególne ich pola działania, ich cechy etc. stawiane są obok siebie i uznane za takie same – albo o tej samej wartości, albo zupełnie bez jej określania. To logiczna konsekwencja liberalizmu i jego nowotworu moralnego. Skoro bowiem dla liberała liczy się tylko „ja”, tylko indywidualny interes i personalne postrzeganie świata, skoro odrzuca się każde myślenie i kategorie kolektywne, to jasnym staje się dlaczego w ten, a nie inny sposób charakteryzuje się równość. Dlatego „małżeństwa lgbt” uznawane są za równe tym „tradycyjnym”, dlatego wytwory różnych kultur i cywilizacji są „równe”, dlatego też wszelka degeneracja przestaje nią być. Dzieje się tak, gdyż liberalizm odrzuca wszelką moralność i etykę, te bowiem wynikają ze zjawisk wysoce nie-indywidualnych – przede wszystkim z religii oraz powiązanej z nią filozofii. A jeśli odrzucimy moralność, wraz z nią wartości jak rodzina, Naród, wspólnota lokalna, to rzecz takie postrzeganie równości staje się zrozumiałe.
Słyszmy raz po raz o „ubogaceniu kulturowym” jakiego na Europie mają dopuścić się przybysze z Afryki czy Dalekiego Wschodu. Można by zastanowić się jakim cudem ubogacić nas mają ludzie z krajów, gdzie przeciętne IQ waha się czasem w granicach 60-80 punktów. Jak możliwe jest ubogacenie przez ludy podbijane i niewolone za przysłowiowy pęk korali, rzuconych lokalnemu wodzowi, za to by własnych krajan oddał do niewoli. I pytania te są niezwykle zasadne, wrócimy do nich jeszcze, ale tylko jeśli patrzymy na to przez pryzmat kategorii takich jak „kultura” czy „cywilizacja”. Jeśli spojrzymy na to przez liberalne okulary, to wówczas brednie o „ubogaceniu” stają się sensowne. Przecież Narody, etniczności, imperia, rasy nie mają znaczenia, liczy się tylko indywidualny punkt widzenia podszyty słabością i hedonizmem.
Hierarchia
Już Spengler pisząc o nadchodzących czasach w swojej błyskotliwej książce „Lata decyzji” stwierdzał, że nastać musi powrót do cezaryzmu, do twardej walki, do hierarchii. Sądzę, że w naszym kraju, jeszcze nie tak zainfekowany liberalizmem jak Zachód, dalej przeważająca większość osób jest w stanie dostrzec cywilizacyjną wielkość Europy i jej dziedzictwa. Na zasadnicze pytanie jakie są tego przyczyny oczywiście nie mamy tu miejsca, ale zwróćmy uwagę na jedno. Absolutnie wszystkie wielkie imperia, zwłaszcza te, które przetrwały nie lata i dekady, ale wieki, oparte były na hierarchii. Można by powołać się na setki i tysiące przykładów ze świata nauki ma to, że hierarchia objawia się w naturze, biologii, fizyce i szeregu innych dyscyplin. Jak domniemam jest to jednak wiedza znana każdemu naszemu czytelnikowi i czytelniczce, jak również mamy doskonale świadomość, że rzekome lewicowe uwielbienie dla nauki i naukowości jest ułudą, objawiającą się natychmiast gdy określone fakty naukowe przestają być zgodne z ohydna ideą nowej lewicy czy liberałów.
Hierarchia w narodowej i tradycjonalistycznej optyce
Myśl „Szturmu”, i szerzej – myśl całego nacjonalizmu 2.0, idzie w kierunku rozwiązań społecznych i socjalnych, o obliczu jawnie anty-kapitalistycznym. W związku z tym pojawiają się oskarżenia, padające zwykle z ust gimnazjalnych fanów przedsiębiorczości i licealnych znawców idei, o rzekomy „socjalizm”, „bolszewizm” czy „komunizm”. Czy to znaczy, że socjal-nacjonalizm jest ideą egalitarną, która neguje hierarchię, a równość w lewicowym wydaniu stawia na politycznym piedestale?
Oczywiście nie. Kiedy krytykujemy kapitalizm nie czynimy tego, gdyż uważamy, że nie istnieją nierówności między ludźmi. Czynimy to, ponieważ kapitalizm w swej treści, idei oraz formie jest doktryną z gruntu antynarodową. Indywidualizm materialistyczny oparty o wyzysk, chęć pomnażania zysku w oderwaniu od narodowych i społecznych funkcji i powinności nie jest czymś, co uznać można w jakimkolwiek stopniu za ideę narodową. Ale czy to ma świadczyć, że ludzie są równi, ergo że nie istnieją między nimi różnice?
Ponownie odpowiadamy przecząco. Ludzie w sposób oczywisty różnią się między sobą. Wynika to z najbardziej podstawowych kwestii genetycznych, biologicznych, kulturowych, społecznych. Ktoś ma predyspozycje do działalności intelektualnej, ktoś do sztuki, ktoś do polityki czy sportu. Sprawa jest oczywista. Jednocześnie zaś każdy z nas jest członkiem Narodu. A wiec posiada te same prawa, obowiązki i powinności. Dlatego też naszym postulatem jest rewolucyjny w formie, ale de facto wysoce tradycjonalistyczny postulat, aby powrócić do antycznej zasady, wedle której to miejsce w hierarchii warunkuje wartość danej osoby – jej przymioty, zasługi, praca na rzecz ogółu i państwa.
Wiemy doskonale jak w obecnej liberalno-oligarchicznej rzeczywistości wygląda to zagadnienie. To jaką pozycję społeczną zajmuje dana osoba zależy od pieniędzy, urodzenia, konotacji, znajomości, możliwości manipulowania. Poza oczywistą konstatacją, że urąga to sprawiedliwości społecznej, to przede wszystkim prowadzi do degenerowania się wyższych, kierowniczych warstw naszego Narodu. Warstwy te oczywiście nie kierują interesem narodowym, ale nie będziemy negować samego faktu ich istnienia. Jeśli jednak nie ma znaczenia to, ile pracy i wysiłku ponosimy dla Narodu, to w prosty sposób prowadzi do wypaczenia sensu hierarchii. Ta oczywista zmiana sposobu funkcjonowania i wyłaniania się hierarchii, jaka na przestrzeni wieków dokonała się w Europie, jest jednym z najważniejszych powodów upadku naszej cywilizacji. Zauważał to już zresztą Spengler, który w swych pracach niezwykle trafnie diagnozował upadek klas rządzących, które z osób o myśleniu cywilizacyjnym i państwowym przemieniły się w tchórzliwych liderów partyjnych. Samą zaś zmianę już w roku 1938 błyskotliwie opisał Evola, który hierarchię widział przede wszystkim w kategoriach duchowych i metafizycznych. „Istotą hierarchiczności jest to, że w niektórych jednostkach żywe jest to, co dla innych występuje wyłącznie w formie ideału, przeczucia, niesprecyzowanego dążenia”. To stwierdzenie jest dla nas fundamentalnym określeniem sensu hierarchii. To ci, którzy są wyżej w hierarchii stanowić muszą dla wszystkich pozostałych wzór i drogowskaz. Z kole ci, którzy są niżej potrzebują takich ludzi, którzy są dla nich kierunkowskazem i ideałem, określając aksjologiczne podstawy funkcjonowania świata. To naturalny porządek rzeczy, gdzie stojący wyżej ma z tej racji nie przywileje i korzyści, ale przede wszystkim jest to powinność i obowiązek. Dokładnie takie podstawy leżały przed wojną w koncepcji Organizacji Politycznej Narodu (OPN), bez względu czy w optyce „ABC” czy „Falangi”. Pozycja na drabinie hierarchii społecznej i narodowej wynikać miała więc z pracy danej jednostki, jej przymiotów i efektów działalności oraz stanowić miała przede wszystkim obowiązek i ciężar, któremu trzeba sprostać. Z tego wynika tradycyjna i prawdziwie cywilizacyjna koncepcja i hierarchiczności, i samej władzy. Tu kryje się różnica między liberalizmem, który wiąże się z pieniądzem, materialnym i narzędziowym traktowaniem ludzi, a postawą, której wyraz dał Fryderyk Wielki, mówiąc „Moje dzieci, jestem tylko waszym sługą”. Musimy przestać patrzeć na postulowaną przez nas hierarchię przez pryzmat czy to kapitalizmu czy socjalizmu. Obie te doktryny, wraz ze swymi odmianami, zaciemniają obraz i traktują to jakże istotne zjawisko wyłącznie przez pryzmat materializmu. Obie te doktryny zresztą są tu ze sobą powiązane – kapitalizm i myśl liberalna zdegenerowały i wypaczyły pojęcie hierarchii, „zabarwiając” je o ogromną dozę niesprawiedliwości społecznej, a socjalizm (w rozumieniu XIX-wiecznym) starał się z bardzo podobnych pozycji tą degenerację naprawić, zupełnie jednak nie rozumiejąc jej istoty. Istota hierarchii leży gdzie indziej. Zacytujmy jeszcze raz Evolę: „Na tym właśnie, w świecie tradycyjnym, polega tajemnica gotowości do poświęceń, heroizmu i lojalności; a z drugiej strony, także prestiżu, autorytetu i ukrytej siły, na którą nie mógłby liczyć nawet najlepiej uzbrojony despota”.
Z tego punktu widzenia, idei prawdziwie narodowej i opartej o europejskie dziedzictwo hierarchia jest po prostu oczywistością i niemożliwym do usunięcia elementem życia człowieka.
Kultura i cywilizacja
Skoro w obrębie danej całości jak Naród, etniczność czy rasa ludzie nie są równi, to zjawisko to rozciąga się także na różnice między poszczególnymi efektami i wytworami takich całości. Tak więc wbrew coraz powszechniej powtarzanym kłamstwom, kultury i cywilizacje także nie są sobie równe. Poziom rozwoju danej kultury i cywilizacji wynika z wielu aspektów. Geografia, klimat, posiadane bogactwa naturalne z pewnością grają tu niebagatelną rolę. Jednak kultura i cywilizacja to przede wszystkim efekt pracy człowieka. Tak więc w nim widzieć musimy jeden z istotnych determinantów tego, jak wysoko i daleko rozwinie się dany twór pracy tej czy innej wspólnoty ludzkiej. Ludzie zaś różnią się także pod względem biologicznym. Wiemy doskonale z wielu prac naukowych, że między określonymi rasami zachodzą poważne różnice, między innymi pod względem ilorazu inteligencji, emocjonalności, sposobu postrzegania świata. A to w sposób oczywisty przekłada się na to, jakie są twory pracy kolektywnej. Kultury i cywilizacje to bowiem nie efekt pracy kilku wyjątkowo uzdolnionych jednostek, ale całej zbiorowości. Jeśli więc dana społeczność ma w określonym aspekcie mniejsze możliwości czy predyspozycje, to musi się to przełożyć na ich kulturowe wytwory („kulturowytwory” jak określał je Stachniuk). Sztuka, religia, nauka, prawo, filozofia, etyka – wszystko, co składa się ostatecznie na daną cywilizację wypływa z predyspozycji, jakie posiada dany Naród, etniczność czy szerzej – rasa. Nie chodzi nam tu o prostacki rasizm, ale o uznanie faktu, wynikającego logicznie z poprzednich naszych rozważań, że ludzkie cywilizacje nie są sobie równe. Nie oznacza to, że któraś jest gorsza, a któraś lepsza w rozumieniu moralnym czy etycznym. Chodzi tu przede wszystkim o stwierdzenie, że dana cywilizacja stać może wyżej pod względem poziomu rozwoju niż inna. Widać to przecież doskonale w momentach dziejowych, gdy dochodzi do konfliktu różnych cywilizacji. Czy będzie to podbój Ameryki Południowej, czy jakikolwiek podobny przykład historyczny, widać wyraźnie, że cywilizacje nie są równe. Z określonych przyczyn Europejczycy posiadali broń palną, pojazdy poruszające się na kołach czy byli w stanie wykorzystać transport konny, a podbijani Aztekowie nie. Co więcej, Europejczycy posiadali także przymioty duchowe – religię i jej skutki dla swego postrzegania świata i walki, które w połączeniu z przewagą technologiczną sprawiły, że garstka awanturników podbiła wielkie indiańskie imperia. Zresztą, sam fakt, że to Europejczycy przepłynęli Atlantyk a nie plemiona indiańskie, jest tu symptomatyczny. Nie chcę tu popadać w pełną afirmację i chełpienie się tymi podbojami. Wypada nam przede wszystkim stwierdzić, że tak jak ludzie nie są równi, tak wytwory ich zbiorowej pracy i wysiłku także nie są.
Nasza cywilizacja to nasza własność
Liberalna myśl idzie w kierunku całkowitego zanegowania faktu, że cywilizacje się różnią. Skoro jednak tak i ich wartość jest ta sama, lub wręcz tej wartości nie można określić, to jak można mówić o jakimkolwiek ubogacaniu, który ex definitione zakłada, że coś ubogaca, a więc polepsza stan czegoś innego. Odpowiadać oczywiście nie będziemy, doszukiwanie się logiki, sensu i człowieczeństwa w liberalizmie to droga donikąd.
Jesteśmy nacjonalistami. Nasz Naród zaś wchodzi w skład cywilizacji europejskiej. To oczywiste, że nasza kultura i cywilizacja stanowią wyłącznie naszą własność. Nie mamy absolutnie żadnego obowiązku aby jej osiągnięciami i owocami z kimkolwiek się dzielić. Zresztą ponownie uwidacznia się bezsens logiczny liberalizmu – skoro to nas trzeba „ubogacić”, to czemu my mamy z nachodźcami dzielić się bogactwem naszych państw i całego kontynentu? Cywilizacja nasza to efekt pracy dziesiątków pokoleń naszych przodków, jak również i naszej. Skoro Naród to wspólnota tych, którzy byli, są i będą, a Europa to cywilizacyjna i etniczna rodzina Narodów, to nie ma żadnego powodu, aby do korzystania z wielkości i dobrodziejstw naszej cywilizacji dopuszczać obcych. Śmiem twierdzić, że na przestrzeni wieków to Europa ubogacała kulturowo inne regiony, kontynenty i kręgi cywilizacyjne. Kiedy bowiem głupcy mówią wyłącznie o podboju innych ziem i ludów przez Europę, o kolonializmie, to zapominają dodać, że dzięki temu do szeregu miejsc dotarła nasza nauka, technika i duchowe oraz materialne osiągnięcia. To dzięki wpuszczeniu na europejskie uniwersytety w XIX oraz XX wieku przedstawicieli krajów kolonialnych mogli się oni dowiedzieć, że są narodami, że istnieje idea samostanowienia narodów oraz poznać struktury funkcjonowania nowoczesnych państw narodowych.
Wmawia nam się, że mamy obowiązek przyjmowania nachodźców, że „ubogacą” oni nas i nasze kraje (choć już udowodniliśmy, że to kłamstwo), że „humanitaryzm” nakazuje nam pomóc im, nawet kosztem pogorszenia się warunków życia w naszych krajach. Swoją drogą, skoro pojawienie się tzw. „imigrantów” ma pogorszyć nasze życie, to jak można mówić o ubogaceniu? No cóż, kolejna liberalna brednia.
Jedynym naszym obowiązkiem jest nasze dziedzictwo, nasz Naród i nasza cywilizacja. Musimy chronić je, rozwijać i przekazać potomnym w jeszcze lepszym stanie, niż je zastaliśmy. Na tym polega zadrużny etos, który propagował Stachniuk. Przybysze z Afryki, Azji etc. mają swoje dziedzictwo i ich obowiązkiem jest czynić wszystko, by ich cywilizacja się rozwijała. Jeśli taka ich wola – niech wzorują się na Europie, w końcu w życiu należy równać do najlepszego. Jednak żadną miarą nie uda się zbudować nic wartościowego na multikulturalnej koncepcji mieszania Narodów, etniczności i ras, gdyż wówczas nastąpić musi zwyczajne równanie w dół. Widzimy to zresztą w szeregu krajów europejskich. Nachodźcy kosztują niemieckie czy szwedzkie ogromne pieniądze, zaniżają poziom edukacji, odpowiadają za wzrost przestępczości, nie są kulturowo i językowo przystosowani do funkcjonowania w nowoczesnej gospodarce. Jedynie koncepcja etnopluralizmu, a więc rozwoju określonych wspólnot ludzkich w swoim domach i na swoim terytorium, jest rozwiązaniem na obecne problemy migracyjne.
W stronę ideału
Hierarchia, co już zasygnalizowaliśmy, służyć ma między innymi temu, aby ludzie stojący na jej szczycie byli wyrazicielami ideału, wzorca postępowania i właściwego życia. Dla tych niżej w hierarchii jest to wówczas poziom, do którego chcą oni równać, zarówno świadomie jak i podświadomie. Rozwój bowiem ma miejsce jedynie wtedy, kiedy ogół społeczności chce rozwijać się, pozbywać wad i stawać coraz lepszymi. Jeśli jednak uznamy liberalny paradygmat „równości”, praw „wykluczonych” oraz walkę z „nietolerancją” to zaprzeczamy istnieniu jakiegokolwiek ideału i wzorca postępowania. Ci lepsi przestają być lepsi, a ci gorsi przestają być gorsi – wszyscy stają się równi. To co czyste równa się z tym co brudne i ohydne, piękno zrównuje się z degeneracją i wypaczeniem, to co zdrowe i normalne równa się zaś z chorobą i wynaturzeniem. To oznacza, że zostaje unieważniony cywilizacyjny proces rozwoju. Normą staje się hedonizm, nihilizm i wszechmiłość, bo skoro prawidłowe wzorce i normy już nie są uważane za lepsze, to jaki może być sens aby je stosować? Dokładnie tego doświadcza teraz Europa. Skoro „małżeństwa lgbt” równa się z normalnymi, prawdziwą sztukę z tzw. performencami a ludzi uczonych, posiadających wiedzę i mądrość z tzw. „influencerami” i „patostreamerami” to nie dziwmy się, że cywilizacyjnie obumieramy. Odrzuciliśmy religie i systemy filozoficzne, duchowość i wartości bezwzględne, których miarą mierzyliśmy ludzi i ich dokonania. Pozwoliliśmy aby hierarchia w jej zdrowym rozumieniu i działaniu zastąpiona została przez liberalne wypaczenie, które widzi wyłącznie zysk, materializm i wpływy. Z drugiej strony skrajna lewica, najlepszy sojusznik liberałów i kapitalistów, postuluje jako lek na postępującą degenerację hierarchii… jeszcze szybszą i większą jej degenerację. To prowadzi do sytuacji, w której nie posiadając zdrowych wzorców, do których dążymy i równamy, stajemy się mimowolnymi świadkami zastoju cywilizacyjnego, a następnie regresu naszego świata. To Ideał jest wyznacznikiem funkcjonowania naszej cywilizacji, określając do czego dążymy i jakich prawideł przestrzegamy. Bez tego przestaniemy być godni miana cywilizacji.
Hierarchia nie jest niesprawiedliwością
Ludzie nie są równi. Nie oznacza to, że ci którzy byliby na górze normalnej i zdrowej hierarchii mają tych niżej wyzyskiwać, żyć z ich pracy czy traktować przedmiotowo. To zarówno liberalne traktowanie zagadnienia, jak i liberalny model przekształcenia hierarchii. Jeszcze raz pozwolę sobie powołać się na barona Evolę, niech jego słowa będą podsumowaniem moich wywodów:
„Tylko w dzisiejszych czasach dopuszczalna jest myśl, iż autentyczni nosiciele Ducha i Tradycji traktowali ludzi w kategoriach materiału, którym należy dysponować w odpowiedni sposób – upraszczając, że „rozporządzali” oni ludźmi, co miałoby wynikać z kierowania się przez nich osobistym interesem zabezpieczonym przez istniejący system hierarchiczny, poprzez który zyskują oni atrybuty zewnętrznego przywództwa. Byłoby to bezsensowne i śmieszne. Prawdziwą podstawę kategorii tradycyjnych stanowi tymczasem uznanie władzy ze strony poddanych. To nie znajdujący się wyżej w hierarchii potrzebują tych znajdujących się niżej, lecz odwrotnie. Istotą hierarchiczności jest to, że w niektórych jednostkach żywe jest to, co dla innych występuje wyłącznie w formie ideału, przeczucia, niesprecyzowanego dążenia. Ci ostatni podążają zatem z własnej woli w kierunku wskazywanym przez tych pierwszych; ich podległość nie wynika z podporządkowania zewnętrznego, lecz stanowi o ich wierności względem „siebie”. Na tym właśnie, w świecie tradycyjnym, polega tajemnica gotowości do poświęceń, heroizmu i lojalności; a z drugiej strony, także prestiżu, autorytetu i ukrytej siły, na którą nie mógłby liczyć nawet najlepiej uzbrojony despota”.
Grzegorz Ćwik