Jedną z wielu bolączek idei nacjonalistycznej, rozumianej jako element publicznej dyskusji, jest jej postępująca powoli marginalizacja i fakt, że ogromna rzesza ludzi (zwłaszcza młodych) nie traktuje nacjonalizmu jako alternatywy dla obecnego systemu. Nie widzi nacjonalizmu nawet na równi z tymi trendami i środowiskami, które funkcjonują poza głównym obiegiem medialnym, a zwłaszcza parlamentarnym. Tu już nie chodzi wyłącznie o stosunek do określonych poglądów i idei, jakie propagujemy, ale o fakt, że w idei narodowej coraz mniej ludzi widzi autentyczny środek naprawczy na problemy tego Narodu i kontynentu. Tymczasem partia „Razem”, środowiska anarchistyczno-libertariańskie, marksistowskie, tzw. „niezależne ośrodki” coraz częściej przebijają się do przestrzeni publicznej i ludzkiej świadomości. Oczywiście, powodów tego jest wiele, i wynikają one z przyczyn zarówno zewnętrznych („obiektywne uwarunkowania”), jak i wewnętrznych, przez co rozumiem nasze własne bolączki. Idea narodowa niejako ze swej definicji jest czymś modernistycznym, czyli z założenia ma być to myśl ideologiczna, która odpowiada na zmieniającą się sytuację polityczną, ekonomiczną, cywilizacyjną etc. Niewątpliwie przed długi okres czasu polski nacjonalizm przechodził kolejne wolty i transformacje, które jasno pokazywały, że wraz ze zmianą zastanych warunków, a więc i wyzwań oraz celów Narodu, zmieniała się idea narodowa. Czy będą to przemiany idei narodowej w okresie pierwszych wyborów do rosyjskiej Dumy czy powstanie perły krajowej myśli nacjonalistycznej, czyli narodowego radykalizmu w latach 30-stych, to nasz polski nacjonalizm dostosowywał się do zmieniających się wymogów. Niestety, obecnie sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Przez ogromną lukę dziejową, jaką dla naszego Narodu był PRL, polski nacjonalizm w dalszym ciągu, mimo upływu 30 lat od tzw. „transformacji”, nie stanowi tego, co stanowić powinien. A czasy w jakich przyszło nam żyć nie tylko radykalizują się. Od szeregu dekad jesteśmy świadkami globalizacji. Nie chodzi tylko o rozwój technologii i techniki, siatki powiązań ekonomicznych i geopolitycznych, oraz zasięg procesów informacyjnych i powstania społeczeństwa cyfrowego. Mam na myśli także gigantyczny skok w zakresie możliwości człowieka jako takiego – energetycznych, gospodarczych, produkcyjnych. Do tego pamiętać trzeba o ogromnym wzroście liczby ludności na świecie. W efekcie dochodzimy do punktu, a właściwie zasobu pewnych punktów, które tak naprawdę w idei narodowej nie istnieją.
Te punkty nazwijmy „globalne wyzwania”. Mam świadomość, że lektura dalszych słów tego artykułu dla wielu nacjonalistów będzie autentycznym szokiem. Przecież „autorytety” polskich narodowców – Cejrowski, Krowin-Mikke, Michalkiewicz, Max-Kolonko i inni specjaliści w każdej dziedzinie negują wszystko to, o czym mam zamiar napisać. No cóż, jednym z objawów upadku polskiej idei narodowej jest nie tylko chroniczny brak autorytetów pochodzących z naszego środowiska, ale także fakt, że powszechnie ufa się i wierzy takim ludziom, jak wymienieni.
A więc ad rem. Żyjemy w świecie, który jest obecnie już nie w przededniu globalnego kryzysu, ale w jego trakcie. Globalny kryzys rozumiem tu jako postępującą katastrofę klimatyczną o pochodzeniu antropogenicznym, ogromne i także zwiększające się zaśmiecenie środowiska naturalnego i jego destrukcję, proces przeludnienia, kryzys energetyczny. Wszystkie te aspekty są ze sobą kapitalnie powiązane i wynikają z siebie nawzajem, jednocześnie wzajemnie się warunkując. Przykładowo – ogromna w skali światowej (rok do roku coraz większa, przeciętny wzrost roczny o kilka %) emisja gazów cieplarnianych powoduje coraz szybciej rosnące temperatury, zarówno powietrza, jak i wody oraz lądów. Ta emisja zaś wynika przede wszystkim z produkcji energii, a ta z kolei rośnie w szybkim tempie zarówno ze względu na postępujący przyrost demograficzny, jak i generalnie postępującą emancypację cywilizacyjną biednego południa.
Każde z tych zagrożeń stanowi globalny problem, a więc dotyczy całej planety. Obecnie to przede wszystkim przedstawiciele dwóch nurtów – liberałowie oraz lewica (także ta skrajna) podejmują ten temat. Obok pomysłów merytorycznych zdarzają się oczywiście pełne ideologicznych niedorzeczności brednie, a obok podejścia generalnie ideowego także to warunkowane zakulisowym finansowaniem czy chęcią wzbogacenia się. A gdzie w tym wszystkim głos nacjonalizmu? Jakie są nasze środki zaradcze na póki co największe zagrożenia tego stulecia?
Tego głosu nacjonalizmu obecnie nie ma. Co więcej, ogromna część czynnych i aktywnych nacjonalistów albo kompletnie bagatelizuje te ogromne zagrożenia, albo wręcz twierdzi, że one nie istnieją. O ile nasi ideowi oponenci opierają się w tych rozważaniach na literaturze przede wszystkim naukowej, to nasza strona barykady cytuje wspomnianych satyryków i komików: Korwina, Cejrowskiego, Michalkiewicza etc. To obraz nie tylko intelektualnego uwiądu myśli narodowej, jaki postępuje na wielu płaszczyznach, ale także swoistej „nieprzydatności” idei narodowej. To także oznaka (jedna z wielu) odrealnienia środowiska narodowego i braku zrozumienia dla faktycznego znaczenia globalizacji. Globalizacja bowiem wyraża się między innymi poprzez ogromny skok technologiczny i gospodarczy, które sprawiły, że efekty ludzkiej działalności nie dotykają już tylko poszczególnych krajów czy terenów, ale całej planety.
To, że jako nacjonaliści nie odnosimy się do kwestii jak globalne ocieplenie jest charakterystyczne nie tylko dla Polski. Badania w USA czy Norwegii także wykazały, że osoby o poglądach konserwatywnych dużo chętniej negują samo zjawisko zmian klimatycznych, a przede wszystkim fakt, że to człowiek jest za to przede wszystkim odpowiedzialny. Nie jest to zjawisko, które jest przedmiotem tego tekstu, jednak warto mieć świadomość, że mówimy tu o pewnych cechach charakterystycznych dla naszej formacji światopoglądowej.
Często słyszymy, że ktoś w globalne ocieplenie „nie wierzy”. W stwierdzeniu tym kryje się cały dramat tego, w jakim stanie mentalnym są nacjonaliści i szerzej tradycjonaliści. Zmiany klimatyczne, zwiększające się temperatury oraz związek tego z działalnością człowieka to nie jest żadna wiara czy wyznanie, ale po prostu fakt.
Mówimy tu o obserwowanych od wielu dekad zjawiskach, jak chociażby stale rosnące temperatury, wzrost stężenia CO2 do poziomu nieznanego od 20 milionów, wzrost emisji CO2 jak i spadek jego absorpcji. Obserwujemy stale rosnące emisje gazów cieplarnianych, których wpływ na zmiany klimatyczne jest po prostu stwierdzony naukowo. Nie jest prawdą, że to wulkany za to odpowiadają – gazy wulkaniczne to najwyżej 1% całości emisji gazów cieplarnianych. Nie jest prawdą, że zmiany klimatyczne oraz zwiększanie się temperatury są korzystne dla człowieka – wręcz przeciwnie, dla większości krajów oznacza to znaczne pogorszenie jakości życia obywateli, dla części zanik możliwości życia jako takiego (chociażby prognozy długoterminowe dla Indii czy Chin). Jest prawdą, że klimat zmienia się od zawsze, jednak teraz to przede wszystkim działalność człowieka potęguje pewne procesy, jak również istotny jest fakt, że prognozy obejmujące lata 2030-2050 przewidują dojście do stanu klimatu tak złego, że dotąd gatunek ludzki nie był zmuszony w takim żyć. Topnienie lodowców, zwiększanie się poziomu wód oraz fakt, że zjawisko to będzie postępować również jest po prostu faktem, a nie żadną „wiarą”. Faktem zaś nie jest, że na Islandii w X wieku rosła trawa. To absurdalna bzdura, wykorzystywana przez prawicę do przykrycia własnej niewiedzy i ignorancji.
Zmiany klimatyczne powiązane są w prostu sposób z przemysłem, a przede wszystkim z energetyką. To głównie masowe i rosnące użycie paliw kopalnych wpływa na coraz wyższy poziom emisji gazów cieplarnianych. Na to wpływa zjawisko przeludnienia. Po prostu coraz większa ilość ludzi potrzebuje coraz większej ilości energii. Zmiana zresztą jest nie tylko ilościowa, ale i jakościowa. Otóż przyrost demograficzny obserwujemy głównie w krajach 3 świata, na biednym południu. Tyle, że południe coraz mnie jest biedne. O ile jeszcze w 1990 roku uznaje się, że 35% ludzi na świecie żyło w skrajnym ubóstwie, to teraz „tylko” 9%. A to znaczy tyle, że szereg krajów z południa, Dalekiego Wschodu etc. dokonuje ogromnego skoku cywilizacyjnego, a więc w przełożeniu na interesujące nas aspekty zwiększa się tam ilość produkowanej energii. A to napędza coraz bardziej zjawisko globalnego ocieplenia. Już teraz mówi się, że gdyby nawet o 100% ograniczyć emisję gazów cieplarnianych, to klimat skutki tego odczuje w postaci spadków temperatury etc. dopiero za lat kilkanaście. Najnowsze prognozy mówią także, że moment kompletnego załamania klimatu, kiedy powszechny stanie się rozrost terenów nie nadających się dłużej na zamieszkanie przypadnie nie na rok ok. 2050, ale ok. 2030. Do tego pamiętajmy, że wzrost ludności, produkcji energii i generalnie bogactwa wielu krajów zwiększa konsumpcję, która stanowi dodatkowy czynnik pogarszający nasze klimatyczne perspektywy.
Zanieczyszczenie środowiska naturalnego, niszczenie naturalnych ekosystemów (chociażby niespotykany dotąd poziom wycinki lasów równikowych w Brazylii na skutek polityki skrajnie populistycznego i nieodpowiedzialnego rządu prawicy) przyspiesza powyższe procesy, jak i jest nimi spowodowane. To już klasyczny przykład sprzężenia zwrotnego. Zanieczyszczenie wód i oceanów, głównie przez miliony ton odpadów plastikowych, niszczy powoli naszą planetę. Rok rocznie do mórz i oceanów trafia 8 milionów ton plastikowych odpadów. A przecież powierzchnia wód to ponad 70% powierzchni naszej planety. Nie ma fizycznej możliwości, aby takie zanieczyszczenie nie wpływało dramatycznie na nasze życie.
Zjawiska powyższe opisywał już przed wojną Spengler. Wówczas jednak była to po prostu pewna obserwacja, bez pełnej i całościowej świadomości, jak to może wpłynąć na naszą planetę. Obecnie, dzięki tysiącom obserwacji, danych i badań (wedle prawicy – „lewackie manipulacje”) mamy pełen obraz tego, w jakim kierunku zmierzamy jako ludzkość, a więc także jako Polacy. Wizja rodem z filmów „Mad Max” doprawdy nie jest już tylko fikcją, ale coraz bliższą rzeczywistością. Szybki wzrost temperatur, zmniejszanie się powierzchni terenów zielonych, wymieranie gatunków - wiemy, że to wszystko może doprowadzić i doprowadzi do sytuacji ogólnoświatowego kryzysu. Już teraz widzimy pierwsze oznaki tego w szeregu krajów, także zresztą w Polsce. Relatywnie coraz cieplejsze zimy, oraz rekordowo gorące lata, do tego marginalizacja okresu wiosny i jesieni to właśnie skutki światowego kryzysu klimatycznego. Kiedy bowiem mówimy o kryzysie światowym, to wychodzimy z oczywistego założenia, że wszystkie powyższe zjawiska dotyczą także Polski. Jak kwituje to prawica? Albo cieszy się, że będzie ciepło (sic!), albo uważa że to wręcz szansa dla naszego rolnictwa, np. w kontekście uprawy cytrusów. Ciężko w to uwierzyć, że tak popularni ludzie propagują tak skrajnie tępe i nieodpowiedzialne poglądy. Już teraz na skutek wzrostu temperatur i braku opadów cierpi nasze rolnictwo, podobnie jak rolnictwo wielu krajów. Wpływ wzrostu temperatury i zanieczyszczenia środowiska (smog!) oczywiście dotyka wielu innych aspektów – medycznych, gospodarczych, transportowych. Prognozowane straty gospodarek poszczególnych państw na skutek katastrofy klimatycznej szacowane są w skali światowej na … biliony dolarów. Inne skutki to wzrost śmiertelności, ogromne susze, rozprzestrzenianie się chorób, gigantyczne migracje mas ludności, pogorszenie ogólnych atmosferycznych i biologicznych warunków życia.
Podsumowując – nasza planeta jest w trakcie trwającego już procesu ogólnoświatowego kryzysu klimatycznego, energetycznego, ludnościowego, oraz ekologicznego. Powyżej zarysowałem jedynie tematykę oraz główne jej aspekty i skutki. Dla nas najważniejszym punktem jest stwierdzenie, że na obecną chwilę polski nacjonalizm (nie tylko polski zresztą) nie zdobył się na jakąkolwiek próbę stworzenia spójnego stanowiska w tej sprawie i wypracowania postulatów dla Polski, jakie kroki i działania (wewnętrzne i zewnętrzne) powinna podjąć. Całe to pole oddaliśmy bez wystrzału lewicy i liberałom, uznając a priori że ekologią czy klimatem zajmować się powinni lewacy. W toku skądinąd ważnych walk na polach jak postępująca ofensywa środowisk lgbt, uzależnienie Polski od czynników zachodnich etc. zapomnieliśmy zupełnie, lub wręcz nie dostrzegliśmy, że proces globalizacji sprawia, że Polska stoi przed tymi samymi wyzwaniami co każdy inny kraj na świecie. Jesteśmy nacjonalistami, politycznym i ideologicznym imperatywem jest dla nas interes Narodu. A przecież właśnie Naród ponosił będzie skutki absolutnie wszystkich tych procesów, jakie pokrótce opisałem. To, że problemy klimatyczne obecnie w strefie równikowej odczuwane są mocniej niż w Europie, to nie znaczy, że nas nie dotykają. Gazy cieplarniane, zanieczyszczenia, procesy atmosferyczne nie znają ideologii i granic, dlatego bez względu czy się odniesiemy do nich czy nie, to i tak dotkną Polski i Europy. Pytanie zasadnicze czy mamy pozwolić, aby przez zawierzenie grupie prawicowych populistów i hochsztaplerów nacjonalizm sam do końca się już zmarginalizował? Fakt, iż środowisko narodowe nie posiada ani stanowiska ani choćby ogólnego programu naprawczego w tych aspektach będzie z roku na rok coraz większym obciążeniem i powodem upadku nacjonalizmu, tak jak z roku na rok światowy kryzys coraz bardziej będzie wywierał wpływ na nasze życie.
Nie będę ukrywał, nie jestem tu ani ekspertem ani nie mam takiego programu. Tekst poniższy piszę jako apel do szeroko rozumianego środowiska nacjonalistycznego, aby taki program stworzyć. Nie mówię tu o krótkowzrocznych decyzjach obecnie rządzącej centroprawicy, ani o z gruntu głupich i nieodpowiedzialnych oraz niebiorących pod uwagę rzeczywistości enuncjacjach Ruchu Narodowego. Czy tego chcemy czy nie energetyka Polski, jak i całego świata, będzie musiała w przyspieszonym tempie przesiąść się na źródła odnawialne i zapewne jądrowe. To, że uznamy iż nie tylko my zanieczyszczamy środowisko, ale i inni to robią, i nie zmienimy nic w naszym kraj, jak długo nie zmienią tego inne państwa, pokazuje jak bardzo polski nacjonalizm nie rozumie procesów klimatycznych czy energetycznych. To zwyczajnie postawa dziecka, które upiera się „to nie ja zacząłem, niech on mnie przeprosi”. W tym samym czasie postępuje degradacja środowiska naturalnego, jego zanieczyszczenie a temperatury na całym świecie biją kolejne rekordy – mówimy tu zresztą o temperaturze powietrza, wody jak i lądu, bo i ten ostatni się nagrzewa. To nie jest wyścig kto ostatni zacznie myśleć o klimacie i procesach globalnych, ale kto pierwszy to uczyni i kto pierwszy zacznie wdrażać realne rozwiązania.
Na całym świecie trwa dyskusja w tych tematach, prowadzona na forach organizacji międzynarodowych, parlamentów, rządów państw i think-tanków etc. Jeśli w dyskusji też nie weźmiemy udział, tak jako nacjonaliści jak i jako Polacy, to po prostu zostaniemy prędzej czy później postawieni przed dokonanymi faktami, podjętymi decyzjami które w określonych aspektach mogą nie być dla nas korzystne, np. dla naszej suwerenności. Przodowanie w tej dyskusji i wypracowaniu międzynarodowych form działania jest dla nas obowiązkiem, który zresztą daje spore korzyści, jak choćby fakt, że to my możemy w tej opcji czynnie propagować rozwiązania dostosowane bardziej do naszego regionu, co już samo w sobie ma spore korzyści. Także patrząc bardziej wąsko, tylko na krajowe podwórko, to udział środowiska nacjonalistycznego w takiej dyskusji i wypracowanie jasnego i konsekwentnego programu w omówionych powyżej problemach może być szansą na społeczną emancypację samej idei narodowej, na przejście z poziomu coraz dalej idącej subkulturyzacji i alienacji na poziom autentycznej alternatywy dla społeczeństwa i Narodu. Obecnie bowiem idea narodowa taką alternatywą nie jest, choćby właśnie przez fakt kompletnego braku i stanowiska i planu działań w kwestii procesów, które już za bardzo niedługi czas będą najważniejszymi czynnikami kształtującymi życie ludzi jako takich – w każdym kraju, na każdym kontynencie. Jako nacjonaliści nie możemy się na to obrażać, nie możemy tego ignorować, uważając, że zdjęcie zasp śnieżnych z USA stanowią dowód, że globalne ocieplenie nie istnieje. To zresztą kolejny dowód na postępujący uwiąd nacjonalizmu, bo jak inaczej nazwać sytuację, gdy szereg naszych kolegów i koleżanek idąc za Korwinem nie rozróżnia klimatu i pogody. To wszakże jest wiedza na poziomie szkoły podstawowej.
Jakie inne kroki możemy podjąć w kontekście tej problematyki? Czy tworzyć społeczne akcje dotyczące zmian w polskiej energetyce w układzie długofalowym? Czy może promować określone zachowania, chociażby „zero waste” o czym kilka numerów wstecz pisała Marta Niemczyk? Czy publicznie piętnować i walczyć z objawami niszczenia środowiska naturalnego i kolejnych gatunków i ekosystemów? To jak sądzę dobre pomysły na start, jednak jak już napisałem – ten tekst to przede wszystkim wezwanie do dużej dyskusji i pracy programowej całego naszego środowiska nacjonalistycznego.
Świat się zmienia, nacjonalizm więc też musi. Poszerzyły się znacznie horyzonty naszego myślenia i funkcjonowania, tak jak zjawiska kiedyś dotykające poszczególnych krain i ziem, teraz dotykają całej planety. Nie możemy dłużej udawać, że pewnych, potwierdzonych naukowo i empirycznie, zjawisk nie ma, lub że będą dla nas korzystne. Nie będą, a kryzys klimatyczny, ekologiczny, przeludnienie już teraz stanowią spore wyzwania dla dużej części naszej planety. Jeśli dojdzie do prognozowanych sytuacji, gdzie spora część terytorium Indii czy Chin przestanie nadawać się do zamieszkania, nie mówiąc już o Afryce, to obecny kryzys migracyjny jest niczym w porównaniu z tym, jak bardzo uderzy w nas przyszły proces wędrówek ludów. Nacjonalizm to dbanie o własny Naród w sposób całościowy i komplementarny. Nie tylko w kontekście własnego państwa czy najbliższych sąsiadów i partnerów. Skoro jesteśmy świadkami sytuacji, w której z winy człowieka rozwijają się wysoce niekorzystne procesy, które uderzą także w Polaków i Europejczyków, to naszym obowiązkiem jest odważne i śmiałe wyjście tym problemom naprzeciw.
Grzegorz Ćwik