Horytnica to jeden z najbardziej rozpoznawalnych zespołów polskiej sceny muzyki tożsamościowej. Znowu po 3 latach przerwy wydali kolejny swój album, tym razem zatytułowany „Szlakiem przelanej krwi”. Jak pisałem w recenzji płyty ,,Pod znakiem miecza” zespół bardzo wysoko podniósł poprzeczkę. Zatem zaczynamy.
„Pogoń szlakiem ognia (Prolog)” rozpoczyna się bardzo spokojnie, wręcz z iście hiszpańskim wstępem gitarowym, potem już tak spokojnie jednak nie jest. Kompozycja stricte instrumentalna, szczególnie uwagę zwracają wirtuozerskie popisy gitarzysty.
„Krew płynie po szablach” po samym tytule pokazuje, że jest utworem o boju za ojczyznę. Chyba nieważne z jakiego okresu historycznego jest żołnierz, ważne żeby nie zapominał o swoim oddaniu za kraj. Choć akcent położony jest tutaj akurat na husarię. Pod względem muzycznym niestety jest bardzo przeciętnie - moje oczekiwania nie zostały spełnione.
„Płowce 1331” to oczywiście historia legendarnym boju Polaków, stoczonego przeciwko Zakonowi Krzyżackiemu, a konkretnie zakonowi niemieckiemu (Zakon Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie). Ciekawym rozwiązaniem, które przykuwa uwagę jest tutaj zastosowanie zarówno riffów thrashowych jak heavy metalowych.
„Polska Walcząca” to utwór o bardzo ważnym symbolu, rysowanym przez członków ruchu oporu w trakcie II Wojny Światowej. Szkoda tylko że, tu też muzycznie rewelacji nie ma. Choć zmiany temp i fragmenty z głośników są ciekawym zabiegiem.
W „Pod Wiatr” zaczyna się coś dziać, to naprawdę dobre nawiązanie do ostatniego albumu. Tu riffy są naprawdę dobrze brzmiące. Sama kompozycja nawiązuje do oporu, a konkretnie do wszystkich powstań. Jest lepiej, oby tak dalej.
„Chocim 1621” to oczywiście przedstawienie jednego z naszych triumfów husarii, tylko jak na taką treść to za mało tu dynamiki. Choć słychać nawiązania do „Skrzydła Chwały” z płyty „Pod znakiem miecza”. Także ten utwór ciężko uznać za dobry i całkowicie udany.
Utwór „Wewelberg” nakreśla dzieje Grupy Wewelberga, która działa w trakcie III Powstania Śląskiego. Tu muzyka doskonale przeplata się z treśćiąprzekazu. „Wizna” to znowu kolejna bitwa, tym razem w Kampanii Wrześniowej z 1939 roku. „Dywizjon 303” to znowu pieśń o naszych bohaterach niebios, którzy nie tylko uratowali Anglię, ale i w zamian zostali zdradzeni przez Aliantów. Jeśli będę do tej płyty kiedyś wracał, to będzie to ten utwór.
„Lis-Kula” to opowieść o jednym z dość niedocenianych legionistów i wojskowych, a dokładnie o Leopoldzie Lis-Kuli.
„Uskok” to jedyna ballada na płycie. Dokładnie o żołnierzu wyklętym Zdzisławie Brońskim ps. „Uskok”. Jeśli chodzi o sam klimat to trochę go brakuje, nawet wokal kobiecy go nie dostarcza. Klimat to miała kompozycja „Stary Wiarus”.
Na koniec tradycyjny epilog w postaci „Wiatr dziejów (Epilog)”. Nowością jest na nim jest sam fortepian.
Przechodząc do sedna. Powiem szczerze, że jestem rozczarowany. Z dziesięciu utworów, nie biorąc pod uwagę prologu i epilogu, to tylko dwa może kiedyś sobie odpalę - jak najdzie mnie taka ochota. Mówię tu o utworach „Wewelberg” i „Dywizjon 303”. Bardzo dobrze, że istnieje zespół Horytnica, opowiada o naszej polskiej historii. Sławią osoby czy wydarzenia, o których nawet nacjonaliści czy patrioci zapominają. Lecz jednak za pisanymi tekstami, powinno stać odpowiednie muzyczne tło. Na tej płycie ono jest nijakie, gdyż nie ma żadnych innowacji, a prawie wszystkie gitarowe atuty, oprócz wyżej wymienionych przeze mnie wyjątków (Wewelberg oraz Dywizjon 303) , do których będę wracał, zawarta jest w pierwszym instrumentalnym prologu. Ciekawą sprawą jest też fakt, iż zespół, bądź raczej projekt, nie wykonał żadnego koncertu, choć był czas kiedy był wręcz o to proszony. Tak czy inaczej jest to najsłabsza płyta w dorobku Horytnicy. Takie jest moje zdanie i nie zamierzam go zmieniać, tym bardziej iż, jestem ich fanem od samego początku ich istnienia. Przez to moje rozczarowanie jest jeszcze większe.
Kacper Sikora “Relevart”
Blog Relevart:
www.relevart.com.pl/