Za jeden ze znamiennych problemów powiązanych z ideologią nacjonalizmu w ogóle można uznać jego stosunek do etyki. Każdy nacjonalista intuicyjnie zdaje sobie sprawę z reguł, praw, czy postaw, którymi powinien się kierować. Jeśli uznać, że nacjonalizm zaczyna się od rodziny, to w tym kontekście nie zapomnę nigdy słów matki, która powtarzała mi, że o zasadach się nie mówi. Na przekór tej niepisanej regule śmiem twierdzić, że za mało było dotychczas refleksji teoretycznej nad źródłami naszej moralności.
Podstawowym pytaniem, które w kontekście zagadnienia etyki nacjonalisty, powinniśmy sobie zadać, dotyczy tego, czy w ogóle taka etyka jest możliwa. Co bowiem miałoby być tak szczególnego w roli nacjonalisty w życiu społecznym, że zasługuje ona na poświęcenie odrębnego namysłu teoretycznego nad jego moralnością? Realnie? Niewiele, bo obecny stan naszego środowiska określiłbym jako opłakany, a znaczenie jako co najmniej nikłe. Uznać jednak należy, że jeśli podchodzimy poważnie do tego, co robimy, kim jesteśmy i z czym się utożsamiamy, to mamy pełne prawo do tego rodzaju refleksji. Więcej – jest to jednym z naszych obowiązków. Dlaczego? Powodów jest kilka. Dwa kluczowe z nich to:
a) Fakt, że namysł nad źródłami naszej moralności może poszerzyć refleksję nad przyczynami naszego obecnego stanu jako środowiska ideologicznego.
b) Uświadomienie sobie relacji stanu idealnego do praxis może się przełożyć na realną zmianę stanu rzeczy.
Podsumowując ten etap naszych rozważań – na pytanie o możliwość istnienia czegoś, co moglibyśmy określić „etyką nacjonalisty” odpowiadam twierdząco. Gwoli ścisłości – tę refleksję umiejscowić należy w ramach tzw. etyki stosowanej lub etyk szczegółowych. Nie ma bowiem powodu, żeby traktować ją jako jakikolwiek system.
Skoro już wiemy, że namysł nad źródłami naszej moralności jest zasadny, to warto spytać o rzecz podstawową – skąd nacjonalista czerpać powinien swoje normy, zasady i postawy? Na tym etapie, nim przejdę do sedna problemu, pragnę zaznaczyć, że piszę z perspektywy Nacjonalisty Szturmowego. Jako, że mamy nawet w obrębie jednego narodu do czynienia z nacjonalizmami, a nie jakimś wydumanym, monolitycznym, jednorodnym nacjonalizmem, to wspomnieć o tym fakcie było konieczne. Wracając – można powiedzieć wprost, że naszą moralność konstytuuje nasza tożsamość. To najprostsze, ale nie pozbawione problemów ujęcie tej kwestii. Jestem Polakiem, dlatego jestem zobowiązany do poświęcenia na rzecz mojej wspólnoty narodowej. Jako nacjonalista poczuwam się do braterstwa z moimi braćmi w idei – tak w obrębie mojego narodu, jak i współpracując z aktywistami z innych państw, którym także zależy na przywróceniu wielkości naszej cywilizacji. Zdaję sobie też sprawę z tego, że powinien mnie cechować honor i indywidualna dyspozycja do kontroli nad samym sobą. Te trzy zdania obrazują kluczowe z perspektywy nacjonalisty zobowiązania względem siebie, swoich braci i narodu. Niemniej – zdajemy sobie wszyscy sprawę, że poziom ogólności tych postulatów jest na tyle wysoki, że każdy z nas może inaczej te elementy rozumieć. W związku z tym warto byłoby trochę uszczegółowić.
Zacznijmy od tego, że etyka nacjonalisty z jednej strony powinna być indyferentna religijnie, a z drugiej nigdy nie jest, nie była i nie będzie areligijna. Co powinniśmy rozumieć przez religijny indyferentyzm, a co przez areligijność? Pierwszy termin – w moim rozumieniu – odwołuje się do przekonania, że religia jest kwestią nie mającą kluczowego wpływu na kształt danego zagadnienia (w tym przypadku – moralności i etyki). Areligijność natomiast przywoływałoby brak jakiegokolwiek wpływu, więc jest pojęciem mocniejszym. Zatem – rozwijając zdanie wstępne – można powiedzieć, że na etykę nacjonalisty religia nie ma kluczowego wpływu, ale nie można już pójść o krok dalej stwierdzając, iż nie ma dla niej znaczenia żadnego. Religia, owszem, jest pierwotna względem ideologii, ale w tym przypadku nie jest to rzecz najistotniejsza, ponieważ bardziej pierwotna od religii wydaje się być tożsamość. To ona bowiem, w naszym rozumieniu, jest budulcem naszej moralności. Religijność się na nią – rzecz jasna – składa, ale nie jest dlań elementem jedynym. Tożsamość bowiem to podstawa do rozróżnienia swoich, od obcych i tego, co mam wspólnego z owymi „moimi”. Ta swoiście prymitywna definicja tożsamości nie pokrywa się wyłącznie z tożsamością narodową, jest nieco szersza. Na tożsamość narodową natomiast składają się zarówno nasze uwarunkowania kulturowe takie jak społeczeństwo, w którym zostaliśmy wychowani, jego historia, mity narodowotwórcze, czy religia, ale również naturalne jak chociażby pochodzenie etniczne, krew, rasa, czy ziemia. To tak gwoli przypomnienia. Dopiero na tym tle widać, że religijność nie jest kluczowym elementem konstytuującym naszą tożsamość, a poprzez nią również naszą etykę.
Co zatem stanowi w największym stopniu o źródłach naszej moralności? Na czym ma się opierać nasza etyka i dlaczego właśnie na tym, a nie na czym innym? Odpowiedź nie jest oczywista. Stwierdzam nie bez wątpienia, że nasza etyka powinna opierać się o antyczne cnoty i zasady uniwersalne. Jaką mają one postać? Pierwszy element najpełniej przedstawił w swym idealistycznym (a przez to inspirującym dla Nas) systemie Platon. Wyróżniał cztery cnoty. Pierwszą z nich była mądrość, drugą męstwo, trzecią umiarkowanie, a najwyższą i spajającą pozostałe – sprawiedliwość. Jakie powinny mieć one przełożenie na funkcjonowanie moralne Szturmowca? Czemu mają one odpowiadać i jak powinniśmy je rozumieć? Pozwoliłem sobie sprowadzić każdą z nich do pewnych bardziej przystających do współczesności pojęć, które dalej rozwinę:
a) mądrości powinien odpowiadać społeczny solidaryzm i braterstwo nacjonalistów;
b) męstwu – heroizm;
c) umiarkowaniu – odpowiedzialne samoposiadanie;
d) sprawiedliwości – honor.
Nim przejdę do wyjaśnienia „uwspółcześnienia cnót”, które przed chwilą poczyniłem, pozwolę sobie przypomnieć kontekst, w którym widział je Platon. Najważniejszą informacją z tej perspektywy ich dotyczącą było to, że każda z trzech pierwszych cnót cechować miała określony stan społeczny oraz określony rodzaj ludzkiej duszy (dzisiaj powiedzielibyśmy raczej – temperamentu). Mądrość odpowiadała duszy rozumnej i stanowi władców. Męstwo – duszy popędliwej i stanowi strażników. Umiarkowanie – duszy pożądliwej i stanowi wytwórców. Sprawiedliwość miała harmonizować cały ten ustrój, lecz nie odpowiadała żadnemu osobnemu stanowi.
Na tym etapie można przejść do przedstawienia mojego rozumienia aktualności platońskiej etyki cnót i tego, co im dzisiaj odpowiada. Przede wszystkim należy zaznaczyć, że na pewno nie mam zamiaru postulować identycznego, społecznego trójpodziału. Platoński system jest dla mnie tutaj ważnym punktem odniesienia, ale to, jak go interpretuję, jest daleko idącym uwspółcześnieniem i dostosowaniem do ideologii nacjonalistycznej. Interesuje mnie więc przede wszystkim to, jak można te cnoty rozumieć dzisiaj. Bodaj najbardziej kontrowersyjnym z elementów odpowiadających platońskim wzorcom jest to, co uznałem za komplementarne z mądrością – społeczny solidaryzm i braterstwo nacjonalistów. Otóż wydaje mi się, że obie te postawy wzajemnie się uzupełniają oraz żadna nie może istnieć bez drugiej. Społeczny solidaryzm to główny postulat… każdego nacjonalizmu. Nie ma nacjonalizmu bez społecznego solidaryzmu. Każda akcja, każde działanie, z którym wychodzimy na zewnątrz, ma w mniejszym lub większym stopniu przyczynić się z jednej strony do krzewienia tej postawy, a z drugiej do wzmagania jej w nas samych. Natomiast nacjonalistyczne braterstwo jest tutaj elementem niezbędnym, jeśli chce się cokolwiek osiągnąć na niwie szerszej. Jak obie te postawy mają się do platońskiej mądrości? Nade wszystko obie można określić jako pewien ideał intelektualny (i nie tylko), do którego każdy z nas powinien dążyć. Identycznie jest z mądrością. Dodać należy, że platoński stan władców był stanem filozofów, ale nade wszystko stanem wzorcowym. My również dążymy do tego, żeby inspirować ludzi, promować wśród nich pewne pożyteczne postawy.
Najbardziej intuicyjnym porównaniem, choć nie ograniczającym się jedynie do warstwy działań jednostki, jest zestawienie męstwa i heroizmu. Wynika z niego przede wszystkim to, że każdy z nas, nacjonalistów zobowiązuje się w sposób szczególny do „ciągnięcia” społeczeństwa za sobą. Nasz czyn powinna cechować bezkompromisowość, idealizm, ale i pamięć o tym, że mamy być wzorami, inicjatorami. Odwołać się tutaj można chociażby do myśli mało znanego filozofa ze Szkocji – Thomasa Carlyle’a. Był on twórcą historiozoficznej koncepcji, wedle której historię tworzą jednostki wybitne – herosi. Wydaje mi się, że platoński zamysł duszy popędliwej może inspirować do tego, żeby właśnie w ten sposób widzieć męstwo.
Odpowiedzialne samoposiadanie, o którym piszę w zestawieniu z umiarkowaniem, wiąże się głównie z postawami samodyscypliny i samokontroli. Obie co prawda dotyczą głównie nas samych, wymiaru jednostkowego, ale nie można zapominać, że tego rodzaju punkty odniesienia uznajemy za wzorce powszechne i dążymy – podobnie jak w przypadkach poprzednich – do ich wprowadzeniu do szerszego obiegu, a poprzez to do przyjęcia ich przez coraz większą część społeczeństwa.
To co spaja trzy wcześniej rozważane zestawienia i to, w czym zawiera się drugi element źródłowy dla naszej moralności (zasady uniwersalne), określamy jako honor. Honor jest płaszczyzną, która zespaja w sobie m. in. wiedzę o tym, kiedy powinniśmy powiedzieć „nie”, jak powinniśmy traktować zło, z kim nie powinniśmy nawet rozmawiać, komu nie podawać ręki. Sprawiedliwie jest być honorowym. To truizm. W tym jednak kontekście nabiera szczególnego znaczenia, ponieważ zespajając wszystkie pozostałe trzy cnoty doprowadzić nas może do wniosku, że być honorowym to również być autentycznym. Być prawdziwym. Związanym z przestrzenią nadprzyrodzonej prawdy – immanentnej jednak dla naszej tożsamości.
Każdy z Nas to mieszanka tych cnót. A przynajmniej tak być powinno. Problem z etyką nacjonalisty jest taki, że wielu z nas o niej wie, ale niewielu wie, jak do tego stanu idealnego zmierzać, niekiedy nawet mając wątpliwości jaki jest w tym sens. A tymczasem stan idealny w zderzeniu z praxis zawsze wypada problematycznie, bo jest nie do osiągnięcia. Nie oznacza to jednak, że nie powinniśmy o niego zabiegać. Cały absurd w tym, że powinniśmy robić dosłownie wszystko co w naszej mocy, żeby tak było. Trud ten na wskroś niewdzięczny – jest z całą pewnością wart zachodu. I nie chodzi tutaj o żaden rachunek zysków i strat. Ów trud bowiem to życie prawdziwe. Jedyna droga.
Michał Walkowski