Gdybym chciał przedstawić na konkretnym przykładzie, na czym właściwie polega Spenglerowski „faustowski duch”, przywołałbym festiwal „Asgardsrei”. Dlaczego? Pomyślcie tylko – co może być najbardziej ekstremalnym i trudnym do organizacji wydarzeniem? Festiwal NSBM byłby wysoko na liście odpowiedzi. Gdy już go zorganizowałeś i trafiłeś pod ostrzał systemu w swoim kraju, stałeś się persona non grata we własnej ojczyźnie – co robisz? Przeprowadzasz się do innego kraju i działasz dalej. Festiwal staje się największym wydarzeniem tego typu w nowym miejscu. Co jeszcze możesz zrobić? Oczywiście robisz z tego największe wydarzenie tego typu w całej Europie i tworzysz całą sieć inicjatyw wokół tego wydarzenia. A gdy w 2017 festiwal zostaje uznany za największe i najbardziej radykalne wydarzenie związane ze sceną black metalową na świecie – co właściwie możesz jeszcze zrobić? No cóż – możesz zrobić jeszcze większe, jeszcze bardziej radykalne, dwudniowe wydarzenie, z całym dniem dodatkowych inicjatyw. Trzeba przyznać, że organizatorzy festiwalu Asgardsrei ustawiają poprzeczkę coraz wyżej i od dawna nie biorą jeńców.
Piątek: Pact of Steel i Kabaret Peste Noire
Wszystko zaczęło się w piątek, 14.12, trzecią edycją corocznej konferencji Pact of Steel. Konferencja ta związana jest blisko z festiwalem „Asgardsrei” i jej celem jest nadanie wymiaru metapolitycznego i teoretycznego całemu wydarzeniu. Konferencja odbyła się w klubie Reconquista, który jest miejscem prowadzonym przez ludzi związanych z ruchem Azowskim. Reconquista łączy w sobie restaurację i bar, ma miejsce do walk, gdzie regularnie odbywają się walki MMA, ale także konkursy pole dance i imprezy stand-up. Klub ma nowoczesny, nacjonalistyczny oraz militarny wystrój i skutecznie przyciąga młodych ludzi (zwłaszcza mężczyzn) do ruchu nacjonalistycznego. Jest to jedno z tych miejsc, które prowadzą nasi ludzie dla naszych ludzi, dobry przykład tego, w którą stronę powinny iść ruchy nacjonalistyczne w swojej działalności w całej Europie.
Konferencja rozpoczęła się z opóźnieniem. Głównym organizatorem i moderatorem samej konferencji była dobrze znana Olena Semenyaka – oddana nacjonalistka, jedna z najważniejszych intelektualistek we współczesnej Europie, której ciężka praca i oczytanie mogą zawstydzić niejednego mężczyznę zaangażowanego w nasz ruch. Olena otwarła konferencję, nakreślając ideę zarówno Asgardsrei jak i Pact of Steel, a także przedstawiła prelegentów. Pierwsza część konferencji poświęcona była „Metapolityce i kontrkulturze” i stanowiła ją prelekcja Fróðiego Midjorda (pochodzącego z Wysp Owczych), znanego intelektualistę i aktywistę, organizatora Scandza Forum. Fróði mówił o nacjonalistycznej czy tradycjonalistycznej koncepcji człowieka – w oparciu o myśl Heideggera, przedstawił ideę wrzucenia w świat oraz Dasein. W tym rozumieniu człowiek nie jest czystą kartką (jak utrzymują lewicowcy). Człowiek przychodzi na świat z określonym dziedzictwem, którego nie powinien odrzucać, tylko zaakceptować – człowiek nie powinien dążyć do jakiejś abstrakcyjnej wolności, tylko wypełnić swoje przeznaczenie, które odziedziczył po swoich przodkach. Powrót do takiej koncepcji życia może być antidotum na materializm i nihilizm współczesnego człowieka Zachodu. Prelekcja skończyła się serią ciekawych pytań od publiczności, w większości dotyczących określonych szczegółów wystąpienia czy kwestii wprowadzenia tych idei w życie.
Druga część konferencji poświęcona była „Europejskiej Rekonkwiście” i składała się na nią prelekcja pochodzącego z Niemiec Hendrika Möbusa, postaci znanej na scenie black metalowej jako jednego z twórców zespołu Absurd, od samego początku zaangażowanego także w pracę także nad ideologiczną stroną black metalu. Wystąpienie Hendrika poświęcone było niesławnemu baronowi Romanowi Ungernowi von Sternbergowi, który poprowadził jedną z białych armii przeciw bolszewikom w Mongolii podczas wojny domowej w Imperium Rosyjskim po Rewolucji Październikowej. Ungern von Sternberg jest bardzo „black metalową” postacią – opętany ideą wojny totalnej, zanurzony w mistycyzmie, oddany fanatyk poszukujący nowych sposobów osiągnięcia swoich celów, dążący do zjednoczenia Wschodu i Zachodu w walce przeciw wspólnemu wrogowi. Szczerze przyznaję, że wysłuchałem tylko pierwszej części wystąpienia, ponieważ musiałem wyjść wcześniej, ale obejrzałem resztę na kanale organizatorów. Pierwsza część wystąpienia była poświęcona biografii Ungerna von Sternberga i musiała być ciekawa dla ludzi, którzy niewiele wiedzą o tej postaci, ale jeśli ktoś przeczytał dostępną literaturę (której nie ma zbyt wiele), nie dowiedział się z tej części zbyt wiele nowego. Jednak druga część wystąpienia była o wiele ciekawsza, jako że poświęcona była próbom interpretacji działań Ungerna von Sternberga w ramach paradygmatów współczesnego nacjonalizmu i tradycjonalizmu.
Po konferencji miała miejsce pierwsza część muzycznych wydarzeń festiwalu – Kabaret Peste Noire. Peste Noire to jeden z najważniejszych współczesnych zespołów black metalowych, który od samego początku nastawiony jest na eksperymentowanie z muzyką i tekstami – to duży plus dla naszego ruchu, że tak interesujący i nietypowy projekt otwarcie popiera naszą stronę. Tym razem Peste Noire przygotowali specjalny set złożony z akustycznych wersji swoich utworów. Organizatorzy nie spodziewali się aż takiego zainteresowania koncertem, zatem ostatecznie przed klubem ustawiła się naprawdę długa kolejna, następnie długa kolejka do szatni, potem długa kolejka do baru, a sama publiczność ledwo zmieściła się w klubie. Jednak samo miejsce (klub Monteray w centrum Kijowa) było bardzo dobre, brzmienie było klarowne i – co najważniejsze – sam występ był świetny. KPN zagrało z sekcją rytmiczną Molotha, sesyjnym akordeonistą oraz Faminem na gitarze akustycznej i wokalu. Kabaret Peste Noire to pomysł, który mógł zaskoczyć, ale równie dobrze mógł okazać się całkowitą porażką. Jednak zespół zagrał z takim talentem i energią, że publiczność od razu przyjęła ich entuzjastycznie. Wielu uczestników mówiło potem, że to właśnie była najbardziej szalona i nietypowa część festiwalu. Famine podczas występu miał na głowie czarny beret z totenkopfem, żeby nikt nie miał wątpliwości, który europejski kraj reprezentuje ta specyficzna ekipa. Zagrali takie utwory Peste Noire jak: „Dueil angoisseus”, „Amour ne m'amoit ne je li”, „Casse, pêches, fractures et traditions”, czy „Quand je bois du vin”. Przed ostatnim utworem Famine zniknął na chwilę, po czym powrócił na scenę ubrany w żółtą kamizelkę. Zagrali „La Commune” francuskiego Vae Victis, a publiczność z miejsca podchwyciła ducha Francji, która właśnie teraz pokazuje swoje rewolucyjne oblicze. Na bis zespół zagrał jeszcze raz kilka wcześniej wykonanych utworów, włączając w to wspomniany cover. I był to świetny pomysł, bo to właśnie podczas bisów publiczność reagowała najbardziej żywo, a energia wypełniła całą salę. Po koncercie w klubie Reconquista odbył się jeszcze wieczór walk MMA, ale większość uczestników postanowiła zostać w centrum, albo odpocząć przed sobotą.
Asgardsrei 2018
Festiwal w tym roku odbył się w klubie Bingo – duże miejsce, zbudowane w betonowym sowieckim stylu, kawałek od centrum miasta. Klub ma dużą scenę, a widownia podzielona jest na mniejsze sektory, choć zaraz pod sceną jest dużo wolnej przestrzeni. W klubie była też część dla VIP-ów – wydzielony sektor nad audytorium. Szczerze mówiąc, bardziej podobał mi się klub Sentrum, w którym festiwal odbył się w 2017. Ale Bingo to zdecydowanie większy klub ze sceną widoczną z każdego miejsca na widowni. Podobnie jak w poprzednim roku, pomimo tego że pracowały dwa bary, kolejkami momentami była niesamowicie długa.
Pierwszy dzień festiwalu (sobota) otwarł koncert Wehrwolfa – przedstawicieli białoruskiej sceny NS. Był to świetny wybór na pierwszy zespół. Wehrwolf gra bardzo energetyczny, choć dość oczywisty, NSBM z elementami hatecore’u. Muzycy zagrali bardzo profesjonalnie, a do tego wiedzieli, jak zrobić dobry występ, więc pomimo że był to pierwszy koncert, zostali bardzo dobrze przyjęci przez zbierającą się publiczność.
Drugim zespołem w sobotę było polskie Dark Fury. Ci przedstawiciele drugiej fali polskiego black metalu ze swoim agresywnym i ciężkim brzemieniem doskonale pasowali do całego festiwalu. Dark Fury zagrali bardzo dobrze pokazując przekrój swojej twórczości, zaczynając od starych numerów (łącznie z utworem legendarnego Thor’s Hammer) przechodząc aż do najnowszego materiału. Konsekwencja, wyrazistość ideowa, charakterystyczne brzmienie, upór w dążeniu do celu i oddanie idei radykalnego black metalu – te wszystkie czynniki sprawiają, że Dark Fury jest godnym reprezentantem polskiego black metalu.
Kolejnym zespołem tego wieczoru było Baise Ma Hache – objawienie francuskiej sceny black metalowej. Mają bardzo oryginalny i spójny styl – pod względem muzyki, tekstów oraz estetyki. Zaczynając od „Breviaire du Chaos” ich muzyka reprezentuje najwyższy poziom współczesnego black metalu. BMH zagrało w pełnym składzie, wliczając w to basistę (dotychczas grali tylko z gitarami) i dwóch wokalistów, którzy sprawiają, że ich muzyka jest na żywo jeszcze mocniejsza. Poza swoimi własnymi kompozycjami (kto nie lubi takich przebojów jak „Edelweiss Noir” czy „Kali Yuga Jugend”?) powrócili do korzeni sceny i zagrali „Under a Funeral Moon” Darkthrone. Był to mocny i wbijający się w pamięć koncert, którym BMH potwierdzili swój status nowego pokolenia radykalnego black metalu.
Następnie na scenę wkroczył Moloth. Niewtajemniczonym warto przypomnieć, że ten z początku rosyjski, a obecnie rosyjsko-ukraiński projekt tworzą ludzie, którzy stoją za festiwalem Asgardsrei oraz Militant Zone, a także za Wotajugend, czy Ruskim Centrum, oraz innym inicjatywami powiązanymi z black metalem i nacjonalizmem. Moloth mają wyjątkowe, niezwykle agresywne brzmienie, a ich podwójny wokal (czysty śpiew oraz krzyk) doskonale sprawdza się podczas występów na żywo. W 2017 był to jeden z najmocniejszych koncertów, ale w tym roku było jeszcze lepiej. Energia na scenie doskonale łączyła się z wizualizacjami w tle (najbardziej spodobała mi się część poświęcona rosyjskiej walce z komunizmem) i entuzjazmem publiczności. Moloth zagrał zarówno swoje klasyczne utwory jak „Rodny Moj Kraj” czy „Tears of Autumn”, ale również nowy utwór „Coup de Grace” z gościnnym udziałem Famina z Peste Noire.
Następnym zespołem był grecki Acherontas. Akurat ten projekt mógł wydawać się dziwnym wyborem, jako że ich teksty związane z okultyzmem, nie z wojną czy ideologią, ale jeśli ktoś pamięta, że korzenie tego zespołu sięgają projektu Stutthof, ich występ na Asgardsrei nabiera więcej sensu. Acherontasowi (liderowi Acherontas) należy się szczególne uznanie za to, że nie odcina się od radykalnej sceny i nie ustępuje czy nie przeprasza, żeby zyskać uznanie lewaków. Wprost przeciwnie – gdy niektórzy fani zaczęli narzekać na jego udział w Asgardsrei, publicznie nakazał im „wyjść” i przestać interesować się Acherontas. Nie widziałem pierwszej części występu, ale Acherontas zagrał profesjonalnie i energetycznie i został dobrze przyjęty nawet przez ludzi, którzy nie są zwolennikami tej odmiany black metalu.
Szóstym zespołem wieczoru był fiński Goatmoon. W zeszłym roku zagrali najlepszy koncert całego festiwalu. I w tym roku znów to zrobili. Muzyka Goatmoon jest idealna na koncerty – łączy w sobie agresję z melodią, bezpośredniość prostych rozwiązań z bardziej wyrafinowanymi partiami. Ale należy podkreślić, że Goatmoon to bardzo utalentowani muzycy, którzy nie tylko bezbłędnie grają, ale także wiedzą, jak zrobić dobry koncert. Zwłaszcza wokalista, ze swoim naprawdę mocnym głosem jak i charyzmą, potrafi zaangażować wszystkich uczestników do udziału w koncercie. I trudno jest nie reagować entuzjastycznie podczas takich utworów jak „Finnish Steel Storm”, „Alone”, „Aryan Beauty”, „Storming Through White Light” czy „Kunnia, Armageddon”. Goatmoon zagrali dość długi koncert, ale gdyby grali dwa razy dłużej, uczestnicy reagowaliby entuzjastycznie aż do ostatniego utworu.
Sobotni wieczór zakończył występ legendy ukraińskiego black metalu: Nokturnal Mortum. To zespół najwyższej klasy, który łączy profesjonalizm grania ze szczerą i pierwotną mocą. Ich znakiem rozpoznawczym jest połączenie mocnych riffów z symfonicznymi aranżacjami – to oni zainspirowali całą wschodniosłowiańską szkołę black metalu. Nokturnal Mortum zagrali długi koncert, na którym przedstawili przede wszystkim nowy materiał, ale zagrali też kilka starszych, najbardziej znanych utworów.
Drugi dzień festiwalu (niedziela) rozpoczął występ niemieckiego Nordglanz. Kolejny raz wybór zespołu otwierającego był bardzo trafny – Nordglanz gra bardzo melodyjny black metal z elementami heavy metalu i RAC. Były pewne problemy z dźwiękiem – nie udało się nagłośnić skrzypiec i skrzypaczka opuśćiła scenę. Momentami nie było słychać klawiszy, a te grają ważną rolę w muzyce Nordglanz. Pomimo tych kwestii było to dobre otwarcie kolejnej części festiwalu, choć bardzo żałowałem, że nie zagrali „Töten für Wotan”.
Następnym zespołem był drugi reprezentant Polski – reaktywowany Sunwheel, projekt wywodzący się z kultowego Kataxu. Sunwheel gra agresywny, zorientowany na riffy, black metal z wyraźnymi elementami death metalu. Jako że perkusista zrezygnował z grania zaraz przed festiwalem, postanowili wystąpić z nagranymi ścieżkami perkusji. Zawsze trudno jest grać bez żywego perkusisty i podczas pierwszego utworu całość brzmiała dość chaotycznie, ale przy kolejnych kawałkach było lepiej, a ścieżki perkusji dodawały całości nieludzkiego i zimnego brzmienia. Na koniec koncertu muzycy założyli płaszcze z kapturami i zagrali utwory Kataxu – jednego z najciekawszych polskich projektów black metalowych, co stanowiło doskonałe zwieńczenie całego występu.
Trzecim zespołem wieczoru była austriacka Terrosphära. Był to jedyny nie black metalowy projekt na całym festiwalu, ale doskonale wpisali się w klimat i byli świetnym uzupełnieniem całego wydarzenia. Terrosphära gra energiczny hatecore z licznymi ciężkimi zwolnieniami. Przez cały festiwal publiczność bardzo żywiołowo reagowała na muzykę, ale podczas występu Austriaków reakcja była najbardziej brutalne, z dużym moshpitem przez cały koncert.
Czwartym zespołem był włoski Frangar. W swojej muzyce łączą black metal z elementami hatecore’a oraz RAC i wypadają szczególnie mocno na żywo. Niestety były pewne problemy z brzmieniem, zwłaszcza z nagłośnieniem wokali, ale Colonello jest na tyle charyzmatycznym frontmanem, że byłby w stanie zrobić dobry występ, nawet gdyby nagle wyłączono prąd. Takie kawałki jak „Gioventu di Ferro” czy „Trieste Chiama” to czysta moc zainspirowana futurystycznym dynamizmem włoskiego faszyzmu. Występ zakończył zbiorowo odśpiewany „Avanti Ragazzi di Buda” - prawdziwy hymn dedykowany wszystkim europejskim nacjonalistom walczącym z anty-białym systemem.
Następnym zespołem drugiego dnia festiwalu był grecki Der Stürmer. Ten projekt to definicja NSBM – pod względem muzyki, tekstów i ideologii. Jeśli kiedykolwiek pojawiają się wątpliwości, czy jakiś zespół można uznać za NSBM, wystarczy porównać ich z Der Stürmer niczym z wzorcem z Sevres. Der Stürmer gra dwa typy utworów: klasyczne black metalowe blasty i wolniejsze inspirowane RAC kawałki. Z obu typów utworów stworzyli świetną przekrojową setlistę: „Der Stürmer”, „When Totenkopf Rises”, „Forces of Tradition”, „Those Who Lived and Died Like Heroes”, „The Hammer Falls on Zion”, „Himmelstürmer” - każdy fan radykalnego black metalu zna te kawałki na pamięć i po samym entuzjazmie publiczności można było stwierdzić, jak dobry i mocny był to koncert.
Następnie na scenę wkroczył niemiecki Stahlfront – i było to bardzo mocne wejście: muzycy oraz dodatkowa ekipa ubrani byli w futurystyczne narodowo-socjalistyczne mundury, połączone z black metalowym corpsepaintem i okultystyczną symboliką. Przemaszerowali przez środek widowni i rozpoczęli występ, przemyślany i zaplanowany pod względem estetycznym oraz pełen wystudiowanych gestów i rekwizytów. Osobiście uważam, że ich muzyka jest momentami zbyt typowa, to sam koncert był naprawdę rewelacyjny, wielu osób na widowni uznało go za najlepszy występ całego festiwalu. Stahlfront miał też dobrze dobrane wizualizacje – proste i mocne, takie jak czarne słońce, runy, czy nawet pojazd kosmiczny rodem z książek Miguela Serrano. Nie było ani jednej osoby na widowni, która nie wpatrywałaby się z podziwem na ich występ.
Ostatnim zespołem festiwalu był niemiecki Absurd. Był to najbardziej kontrowersyjny występ poprzedniej edycji - oczekiwania były wówczas bardzo duże, a niektórzy narzekali potem, że sam koncert był zbyt surowy. Tym razem skład był nieco inny, ale oczekiwania znów były bardzo wysokie. Absurd zaczęli od „Asgardsrei” - i można było się przekonać, że brzmienie wciąż jest surowe. Jednak rozgrzewali się z każdym kolejnym utworem. Jednak narzekać, że Absurd brzmi surowo to trochę tak jak narzekać, że Der Stürmer ma teksty w klimacie NS. Absurd ma tak wiele dobrze znanych utworów, że chyba niemożliwe byłoby zagranie takiego, którego publiczność by nie znała. Wszyscy śpiewali razem z wokalistą, a występ zakończyło wykonanie „Wen Walkürien Reiten” razem z muzykami innych zespołów.
Black metal – nowe pokolenie
Wizyta w Kijowie i udział w Asgardrei były dla mnie kolejny raz bodźcem do licznych refleksji nad europejskim ruchem nacjonalistycznym. Po pierwsze – jestem zaskoczony tym, jak bardzo radykalny black metal, który w końcu jest raczej mało przystępny zarówno jako muzyka jak i jako pewien nurt estetyczny, może stać się popularny. Z rozmów z uczestnikami wynikało, że niektórzy z nich nie są jakimiś wielkimi miłośnikami sceny NSBM czy w ogóle BM, ale samo wydarzenie na tyle ich zaintrygowało, że postanowili wziąć w nim udział. Nie ukrywam, że sam jestem entuzjastą black metalu, ale uważałem, że jego zasięg jest mocno ograniczony. I jest to jeden z tych przypadków, gdy dobrze jest być w błędzie. Sam black metal nabrał na Wschodzie całkiem nowego oblicza – połączony z ideą NSXE, bez autodestrukcyjnych tendencji, o wiele mniej indywidualistyczny, połączony z wprowadzaniem haseł o wojnie w życie. I to nowe oblicze stało się wartościową częścią współczesnego ruchu nacjonalistycznego.
Po drugie – w Asgardsrei biorą udział ludzie chyba ze wszystkich europejskich narodów. Spotkałem ludzi z całej Europy, Stanów Zjednoczonych, ale wiem, że inne kraje obu Ameryk były reprezentowane, pojawili się też po raz pierwszy uczestnicy z RPA. Kolejny raz dało też odczuć się ducha europejskiego braterstwa. Nikt oczywiście nie udawał, że nic nas nie różni, w pewnych kwestiach zwłaszcza historycznych nie uda nam się ustalić wspólnej wersji. Ale łączy nas przyszłość i walka o przetrwanie naszych narodów – w takiej perspektywie możemy przejść do porządku dziennego nad pewnymi sprawami z przeszłości. W budowaniu ducha jedności europejskich narodów sprawdza się odwoływanie do najbardziej pierwotnych symboli. O ile barwy pewnych formacji zbrojnych czy organizacji zawsze będą budzić kontrowersje wśród osób z różnych krajów, to symbole takie jak krzyż solarny czy czarne słońce są bliskie każdemu świadomemu Europejczykowi. Co ciekawe, również bardziej marginalne czy ezoteryczne postacie, jak chociażby Roman Ungern von Sternberg, są łatwiejsze do zaakceptowania przez przedstawicieli różnych narodów niż bardziej znani bohaterowie.
Kolejną ciekawą kwestią jest udział kobiet w ruchu nacjonalistycznym. Nie oszukujmy się – black metal czy nacjonalizm zawsze bardziej przyciągał mężczyzn. Kobiety zawsze mniej interesowały się marginalnymi czy radykalnymi ruchami. Wynika to z tego, że kobiety bardziej przejmują się opinią innych i gorzej znoszą stygmatyzację społeczną, a także z tego, że w mniejszym stopniu są one skłonne walczyć o zmianę istniejącej sytuacji (mniej chętne biorą udział w zawodach niż czekają na mecie na zwycięzców). Pamiętajmy jednak o tym, że większość mężczyzn niestety ma gdzieś ideały i najchętniej mieszkaliby z mamą i grali w gry albo oglądali porno. W każdym razie – na Asgardsrei większość uczestników stanowią mężczyźni, ale jest całkiem sporo kobiet. Świadczy to o tym, że nacjonalizm zaczyna wygrywać i staje się coraz silniejszym ruchem. Bardzo pozytywne są też spotkania z ukraińskimi nacjonalistkami, których jest coraz więcej i które rzeczywiście utożsamiają się z ruchem i działają na jego rzecz.
Ostatnim ciekawym faktem jest to, że w festiwalu uczestniczą nie tylko nacjonaliści. Część ludzi po prostu przychodzi posłuchać muzyki. Być może nie utożsamiają się z całością przekazu występujących zespołów czy organizatorów, ale co najmniej częściowo go akceptują. Na Ukrainie radykalne środowiska black metalowe zdołały narzucić swoje poglądy całej szerszej subkulturze. Tak jak w latach 90-tych w Polsce większość ludzi słuchających rocka lub metalu skręcało na lewo, często nosiła naszywki z Che Guevarą, niekoniecznie będąc szczególnie zaangażowanymi w jakieś lewackie inicjatywy, tak samo na Ukrainie wielu fanów ciężkiej muzyki po prostu słucha radykalnych zespołów czy nosi naszywki z nacjonalistyczną symboliką. Być może w przyszłości nic większego z tego nie wyniknie, ale skręcanie całej subkultury w stronę nacjonalizmu jest na Ukrainie faktem.
Asgardsrei 2019?
Po zakończeniu festiwalu żartowaliśmy że znajomymi, że żeby przebić AF 2018, w 2019 organizatorzy będą musieli przywołać ostatni awatar - Kalkina - i zakończyć Kali Jugę. Ale mówiąc całkiem poważnie jest kilka pomysłów na to, jak uczynić festiwal jeszcze lepszym.
Po pierwsze – w zeszłym roku część metapolityczna była równie atrakcyjna co część muzyczna. W tym roku trudno byłoby konkurować z takim zestawem zespołów. Jednak konferencja wypadła dość blado przy samym festiwalu. Przydałoby się więcej prelekcji, więcej czasu na dyskusję i przede wszystkim większa dyscyplina czasowa. Przy takiej ilości nachodzących na siebie wydarzeń każde opóźnienie robi się problematyczna.
Po drugie – Kozacki Dom, w którym mieści się Militant Store, klub Plomin, wydawnictwo Orientyr, czy studio Dürer staje się inicjatywą równie ważną i znaną co modelowy przykład tego typu działalności czyli CasaPound. Dobrym pomysłem byłoby pokazanie gościom z różnych krajów wszystkich inicjatyw ukraińskich nacjonalistów, a także przedyskutowanie strony technicznej i organizacyjnej, co mogłoby stanowić dużą inspirację dla nacjonalistów z innych krajów.
Na Asgardsrei 2017 bardzo pozytywne wrażenie robiły flagi krajów i organizacji, które reprezentowali uczestnicy, wywieszone na barierkach nad audytorium w części dla VIP-ów. Tym razem tego niestety nie było. Dobrym pomysłem byłoby, gdyby organizatorzy zapowiedzieli, że jest możliwość przywiezienia flagi i wywieszenia jej nad audytorium czy nad sceną – ilość inicjatyw z całego świata reprezentowanych na Asgardsrei jest naprawdę duża i robi to bardzo duże wrażenie również w materiałach wizualnych po festiwalu.
Kolejna sprawa to drobne kwestie organizacyjne związane z koncertami. O ile na samym festiwalu były jedynie drobne problemy z dźwiękiem na dosłownie kilku zespołach, to na Peste Noire kolejka do klubu i potem do szatni była problematyczna. To bardzo drobna kwestia, ale jeśli miałoby być jeszcze lepiej, to takie drobne sprawy można też wyeliminować.
Skoro już mowa o Kabaret Peste Noire – pomysł na taki akustyczny koncert był strzałem w dziesiątkę. Może w następnym roku należałoby to powtórzyć? Żeby nie szukać daleko – Goatmoon także ma akustyczny set. Stormheit, który gra w Goatmoonie na basie, ma świetny projekt Stormheit, z którym gra również akustyczne koncerty. Na pewno znalazłyby się jeszcze jakieś folkowe czy neofolkowe zespoły, które mogłyby wtedy też wystąpić.
Z tego co widzę w internecie, działa coraz więcej drobnych przedsiębiorstw i rzemieślników, którzy wytwarzają biżuterię czy ubrania inspirowane europejską tradycją. Być może dobrym pomysłem byłoby namówienie ich do wystawienia swoich stoisk na festiwalu. To jest okres świąteczny i wiele osób byłoby zainteresowanych kupieniem prezentu dla siebie czy kogoś bliskiego bez czekania na dostawę. Na festiwalu były stoiska Militant Zone, Svastone, Plominia, czy innych wytwórni płytowych i cieszyły się bardzo dużym zainteresowaniem.
O ile sam klub był bardzo dobrym miejscem na tego typu festiwal (pomieścił wszystkich uczestników, było w nim miejsce na stoiska, scena była widoczna z każdego miejsca w audytorium, nagłośnienie było dobre), to jeszcze lepiej byłoby, gdyby organizatorzy po prostu mieli swój klub, w którym tego typu wydarzenia mogły się odbywać. Brzmi nierealnie? Ale czy jeszcze pięć lat temu pomysł na to, żeby zorganizować dwudniowy radykalny black metalowy festiwal na Ukrainie nie wydawał się nierealny? Im więcej pieniędzy trafia do swoich ludzi, pozostaje w wewnętrznym obiegu, im bardziej scena staje się niezależna – tym lepiej.
Należy jednak podkreślić, że to są naprawdę drobne kwestie i pomysły na to, jak uczynić świetne jeszcze lepszym. Po Asgardsrei 2017 napisałem, że było to nie tylko najlepsze wydarzenie tamtego roku, ale najlepsze wydarzenie, w którym w ogóle brałem udział. W tym roku muszę napisać to samo: Asgardsrei 2018 było nie tylko najlepszym wydarzeniem 2018 roku, ale najlepszym wydarzeniem, w którym dotychczas brałem udział.
Jarosław Ostrogniew