Tytuł poniższego tekstu może wydawać się stosunkowo dziwny, jednakże w przekonaniu autora należycie wyraża to, co chciałby tutaj poruszyć. Mianowicie problem stagnacji w naszym ruchu. Stagnacji na wielu polach – zarówno w działalności poszczególnych organizacji, jak i w walce osobistej, prowadzonej codziennie przez każdego z nas.
W przekonaniu autora, najbardziej widocznym problemem jest zastój widoczny w poszczególnych organizacjach nacjonalistycznych. Oczywiście, nikt nie umniejsza dotychczasowych zasług, jednak refleksje na ten temat pojawiły się u autora po konferencji „Nacjonalizm 25+” zorganizowanej w Warszawie w 2018 r. Jeden z mówców poruszał kwestię m.in. finansowania działalności, poprzez tworzenie przedsiębiorstw znajdujących się w rękach nacjonalistów, spółdzielni lub innych podmiotów umożliwiających nie tylko zapewnienie funduszy, ale również pełniących rolę swojego rodzaju nośnika idei, pozwalającego w dość miękki i bezinwazyjny sposób dotrzeć do szarego człowieka – poprzez zmianę formy przekazu, a nie treści (co może prowadzić do wypaczania ideologii, czego wzorcowy przykład dają niektóre organizacje „narodowe”). Tego rodzaju przedsięwzięcia z jednej strony nie są czymś łatwym, a władze kładą nam kłody pod nogi, ale z drugiej strony nie powinniśmy narzekać. Pomimo wielu niesprzyjających warunków nadal mamy dużo więcej możliwości, niż wielu z niezłomnych bohaterów, których słusznie gloryfikujemy i stawiamy za wzór. Tym samym, powinniśmy korzystać z tych kilku możliwości, które jeszcze nam pozostały.
Starożytna maksyma mówi, że godzi się uczyć nawet od wroga. Spójrzmy zatem, jak wygląda działalność naszego wroga – skłoty (pełniące role centrów „kultury”, miejsc spotkań, dających schronienie w przypadku działań bezpośrednich), lokale gastronomiczne, spółdzielnie, związki zawodowe, a nawet kluby sportów walki. Oczywiście, jakość i ilość powyższych nie zawsze jest imponująca, jednakże pokazuje ile łbów ma jedna i ta sama hydra – odcięcie jednego nie załatwia problemu. Jak to wygląda u nas? Standardem wydaje się być brak własnych lokali i miejsc spotkań, przy czym nie chodzi tu o te „zaprzyjaźnione”, tylko faktycznie własne. Nie tylko umożliwiające swobodne przebywanie tam aktywistów, ale również zarabiające na siebie i na ruch. Sprawami pracowniczymi, kapitalistycznym wyzyskiem zajmuje się coraz więcej osób, jednak pomimo istnienia jednej organizacji ukierunkowanej stricte na tego rodzaju działalność w przekonaniu autora brakuje wspólnej inicjatywy, wolnej od osobistych animozji, będącej w stanie w realny sposób bronić polskich pracowników i ich praw. Na szczęście, lepiej wygląda sytuacja w przypadku sportów walki. Jest kilka klubów prowadzonych na bardzo wysokim poziomie, przez osoby związane lub wywodzące się ze środowiska nacjonalistycznego, jednak ten element wydaje się mieć inny problem – odpowiednią ilość uczestników-nacjonalistów. Tym samym przechodzimy do stagnacji osobistej.
Idea jest ważna, ale każdą organizację tworzą ludzie i to oni w dużej mierze stanowią o jej sukcesie. Zauważalna wydaje się jednak pewna gnuśność części aktywistów. Poczuliśmy się mocni, lekceważąc tym samym naszych wrogów, ich umiejętności i determinację oraz zasięg działania. Nieprzyjaciel nie śpi i rośnie w siłę, a część z nas wydaje się to ignorować, poświęcając więcej czasu na utarczki osobiste z innymi nacjonalistami lub na tonięcie w używkach. Hasło „trenuj sporty walki!” jest wspaniałe, jednak wciąż zbyt mało naszych ludzi wciela je w życie. Powinniśmy trenować nie tylko żeby zwiększać swoje umiejętności walki wręcz, ale również żeby kształtować wewnętrzną dyscyplinę, hart ducha, odwagę i zwiększać swoje szanse w starciu z wrogiem. Popularny „sprzęt” nie zawsze się sprawdzi, zwłaszcza jeśli po drugiej stronie stanie wykwalifikowany przeciwnik. Oczywiście, nie każdy ma predyspozycje psychofizyczne do bycia zawodnikiem i nie każdy musi nim zostać. Należałoby jednak, w ramach samodoskonalenia się, uprawiać jakiś sport, a sporty walki (biorąc po uwagę specyfikę naszej idei i wynikającej z niej działalności) wydają się być odpowiednią formą aktywności fizycznej – nawet jeśli mówimy tu o poziomie czysto rekreacyjnym.
Powyższy tekst nie jest atakiem na nasze środowisko. Jest swojego rodzaju refleksją nad jego stanem, nad tym co w nim kuleje i co można by poprawić – zmieniając siebie i dbając o rozwój swojej organizacji. Istnieje wiele przyczółków, które my – nacjonaliści powinniśmy jeszcze zdobyć, a następnie bronić do samego końca. Nikt tego za nas nie zrobi.
Sambor Pomorzanin