Na początku tekstu warto zdefiniować, czym jest realizm, otóż:
Realizm
-
«Postawa życiowa polegająca na trzeźwej, bezstronnej ocenie rzeczywistości, pozwalająca na wybór skutecznych środków działania; też: umiejętność takiej oceny»(PWN)
Choć definicja realizmu jednomyślnie pokazuje tę cechę jako coś pozytywnego, to jednak bardzo często realizmem tuszuje się brak konsekwencji w swoich działaniach, a czasem zwykłe tchórzostwo. Kiedy tak się dzieje, kto za to odpowiada? W tym tekście postaram się przekazać Ci drogi czytelniku, że kalkulowanie działań nie zawsze popłaca, a czasem realizm może być uznany za zdradę.
Realizm a idea
Wielu z nas pamięta, jak nie tak dawno, bo zaledwie kilka lat temu, do polityki wchodziła nowa ''bezkompromisowa i radykalna'' partia o nazwie Ruch Narodowy. Część z nas, zwłaszcza raczkujących dopiero aktywistów uwierzyła w to, że nareszcie znalazł się ktoś, kto wprowadzi postulaty nacjonalistyczne do szerokiej polityki, i skończy z demoliberalnym chaosem, jaki nastał wraz z okrągłostołowymi układami. Zaangażowaliśmy się w pomoc RNowi, pomagając przy organizacji konferencji, zbierając podpisy, czy nocą ruszając z propagandą w miasto. Niejednokrotnie ryzykowaliśmy własne zdrowie, broniąc wierchuszkę tej partii przed atakami wszelkiej maści antyfaszystów, a cała ta działalność okraszona była pełnymi entuzjazmu rozmowami o rychłym zwycięstwie nacjonalizmu. Minęło kilka lat i co z tego wyszło? Nic czy może jednak coś? Mały, żenujący potworek, który został podnóżkiem dla systemowej partii, swoją zdradę raz na jakiś czas usprawiedliwiający realizmem, bo przecież radykalnymi hasłami poparcia narodu nie zdobędziesz. Jeżeli nie jesteś częścią systemu, to nic nie osiągniesz. Właśnie takie i inne wymówki są dla pewnych piesków partii rządzącej niczym usprawiedliwienie najbardziej karygodnych postaw niegodnych mężczyzny, a co dopiero osoby mieniącej się nacjonalistą. Czym skończył się realizm, zwłaszcza ten w endeckim wydaniu, mieliśmy przykład przy okazji tegorocznego Marszu Niepodległości. Policja wyprowadzająca nacjonalistów z ich własnych domów, obława służb w tygodniu poprzedzającym obchody, zamykanie w aresztach, gdzie ucierpiała nasza koleżanka, a na koniec wspólny marsz z partią rządzącą i prezydentem. Według niektórych mieniących się ''narodowcami'' tylko w taki sposób można doprowadzić nacjonalizm do zwycięstwa. Jednak cóż to za zwycięstwo, kiedy musicie wyrzec się wartości, w które do niedawna tak bardzo wierzyliście, kiedy podajecie rękę tym, wobec których niedawno deklarowaliście otwartą wojnę. I właśnie takie działania wpisywane są w ramy realizmu. Idealizm, który napędza nasze działanie, to dla nich zwykła farsa niemająca prawa bytu w nowoczesnym świecie. Dzięki komu ''narodowcy'' bawiący się w politykę weszli do Sejmu? Dzięki podstarzałemu ćpunowi, któremu znudziło się śpiewanie, więc założył partię polityczną niemającą zbieżnych celów ze zdrowo myślącymi nacjonalistami.
Więc jak widać, osobom mieniącym się realistami nie zależy na idei, na działaniu dla niej, życiu według jej dogmatów. Zależy im tylko i wyłącznie na rozgłosie w mediach głównego ścieku.
Realizm a aktywizm
-Daj spokój stary, to się nie uda, nie mamy pieniędzy, sponsorów, za mało ludzi, czasu, chęci. Itd. itp.
Ile naszych pomysłów zostało w taki właśnie sposób potraktowany przez naszych organizacyjnych towarzyszy? Dużo, za dużo. Część z nas w podobny sposób wypowiadała się na temat jakiegoś pomysłu na akcje, ale czy takie kalkulowanie wpisuje się w ramy naszej działalności? Nie, przecież można dojść do wniosku, że sama nasza walka stoi w opozycji do realizmu. Ryzykujemy bardzo wiele. Od uszczerbków na zdrowiu, przez kłótnie z bliskimi na stracie pracy, czy pozycji w społeczeństwie kończąc. Nie można wiecznie kalkulować, czy nasz kolejny szalony pomysł skończy się w szpitalu, czy na komendzie, lub czy nareszcie mamy dostatecznie wiele środków, by otworzyć własne centrum kultury. Wiadome jest, że nie można rzucać się z motyką na słońce, i wszystko robić z odpowiednią dozą rozwagi, natomiast z góry narzucanie sobie przegranej, w imię spaczonej wizji realizmu nie jest tym, co powinno cechować aktywistę, walczącego w imię naszej świętej idei. Realizm to zbędna wygoda, która negatywnie wpływa na morale całych grup, a walka, którą toczymy wobec nowoczesnego świata, nie jest wygodna. Przesadne kalkulowanie działań jest domeną osób, które profanują nacjonalizm, jak pewna trzyliterowa organizacja. Nas na to nie stać. Toczymy wojnę, a na wojnie potrzebna jest taktyka, która przyniesie więcej zysków niż strat. Taktyka, którą obierzemy, która poprowadzi nas do zwycięstwa nie ma nic wspólnego z realizmem. Jest idealizmem w czystej postaci. Jesteśmy nowym pokoleniem nacjonalistów, którym nie zależy na laurach i pozycji w tym chorym systemie. Ktoś może powiedzieć: Ej, ale zaraz. Przecież taktyka to realizm. Otóż nie. Weźmy na przykład japońskich Kamikadze. Czy posyłanie ludzi na pewną śmierć po to, aby zadać minimalne straty wrogim okrętom było realizmem? Nie, było wręcz jego zaprzeczeniem. Było natomiast taktyką walki i my zupełnie tak jak tamci bohaterowie walczący za swoją ideę, za swój naród, i za swojego Wodza, musimy być skłonni do całkowitych poświęceń dla sprawy.
Na koniec mojego krótkiego tekstu chciałbym wezwać wszystkich pojedynczych aktywistów, wszystkie grupy, które wciąż są na froncie i nie zamierzają z niego ustępować, do porzucenia realizmu, i zastosowania taktyki, która zniszczy system, a przede wszystkim nasze słabości. Na front idzie się z karabinem, nie kalkulatorem.
Igor Pietrzykowski