Zadaniem każdego prądu ideologicznego jest wypracowanie całościowego programu na przyszłość, tak by kiedy przyjdzie dogodny moment, móc zrealizować taki plan. O ile obecnie nacjonalizm w Polsce i generalnie Europie niespecjalnie się liczy jako siła ideologiczna czy metapolityczna, i mamy tego świadomość, to nasze życia i działania podporządkowaliśmy założeniu, że dzięki naszej pracy i rozwojowi sytuacji, warunki te zmienią się. Czas, który nam dano poświęcić musimy nie na tworzenie kolejnych sloganów, haseł i marszowych okrzyków. Stworzyć musimy całościową myśl i program ideologiczny, które będą zbiorem konkretnych i jasnych postulatów i propozycji rozwiązań. Obecnie na czoło takich idei wysuwa się Nacjonalizm Szturmowy. Tworząc tą ideę podjęliśmy się trudu spojrzenia w przyszłość, odrzucenia balastu epigoństwa i historycyzmu, w zamian stawiając na przekucie niezmiennych wartości w ideę godną swych czasów i stojących przed nami wyzwań.
Nie możemy uciekać przed żadnym tematem i zagadnieniem, jak trudne czy rzadko podejmowane by ono nie było. A z pewnością tworzenie koncepcji geopolitycznych, zwłaszcza w perspektywie kilkunastu czy kilkudziesięciu lat, nie jest częste w publicystyce nacjonalistycznej. Zdarzają się oczywiście czy to rewelacyjne pomysły jak natychmiast opuścić UE czy idee oparcia się na Grupie Wyszechradzkiej (czego poza Polakami nikt by już chyba nie chciał), ale w gruncie rzeczy cierpimy na brak konkretnych koncepcji funkcjonowania przyszłej, nacjonalistycznej Polski na geopolitycznej mapie Europy i świata.
Nacjonalizm Szturmowy zawiera w sobie w tym temacie konkretną wizję – ideę Międzymorza. Do tej pory jednak nie została ona dostatecznie rozwinięta i funkcjonowała bardziej na zasadzie pewnego hasła, często różnie rozumianego, niż mniej lub bardziej określonego konceptu. Jako, że z wielu powodów Międzymorze jest dla nas, Szturmowych Nacjonalistów, niezwykle istotnym tematem, podjąłem się napisania niniejszego tekstu. Stanowić ma on w założeniu nakreślenie głównych założeń i wizji projektu Międzymorza, jak również pragnieniem moim jest, aby artykuł ten stanowił zaczątek dyskusji nad geopolityką w myśl nacjonalizmu 2.0. Geopolityka bowiem w czasach ideologicznych w jakich żyjemy nie straciła nic na swym znaczeniu, a śmiem twierdzić, że przez wspomnianą ideologiczność naszej rzeczywistości, jest jeszcze ważniejsza. Jest bowiem zarówno skutkiem jak i narzędziem funkcjonowania na świecie określonych nurtów ideowych, i świadomość tą powinniśmy mieć zawsze, gdy rozmawiamy o geopolityce – także w tym konkretnym przypadku.
Czasy, w jakich żyć nam przyszło
Określone koncepcje geopolityczne nie mogą powstawać w zupełnej próżni lub bez jakiegokolwiek związku z realiami. A więc, aby zrozumieć czemu postulujemy właśnie koncepcję Międzymorza, zatrzymać musimy się najpierw nad podsumowaniem warunków ideologicznych, politycznych, ekonomicznych i innych w jakich znajduje się obecnie Polska, Europa a także szerzej patrząc cały świat.
Jak wspomniałem wcześniej, żyjemy w czasach ideologicznych. Rozumiem to w ten sposób, że od czasów Wielkiej Rewolucji Francuskiej głównym tematem, treścią i materią polityki jest ideologia. O ile wcześniej były nimi monarchie, dynastie, państwa, kościoły i ich religie czy wcześniej plemiona, to po Rewolucji świat ulega ideologizacji. Nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie dziś świata i naszego funkcjonowania w nim bez myślenia właśnie w kategoriach ideologicznych. Sami przecież jesteśmy nacjonalistami, ergo podzielamy ideologię powstałą właśnie na kanwie Rewolucji. Jednym z głównych nurtów ideowych powstałych po 1789 roku był liberalizm – czyli „pierwsza teoria polityczna” według Dugina. Oczywiście, liberalizm początku XIX wieku a liberalizm XXI wieku to niejako dwie różne rzeczywistości, jednak podstawy aksjologiczne są tu identyczne. W toku dziejów, a zwłaszcza w wyniku dwóch konfliktów światowych, zimnej wojny, upadku ZSRS i związanych z tym przemian obecnie dominującą ideologią w naszej strefie cywilizacyjnej jest liberalizm. Oczywiście wszyscy znamy jego skutki, więc tylko pokrótce wymienię: nihilizm, personalizm, hedonizm, laicyzacja, upadek duchowości. Wszystko to w oczywisty sposób podkopuje i niszczy podstawy naszej tożsamości i świadomości, a więc niszczy nas jako ludzi. Liberalizm jako światopogląd objawia się szczególnie w sferze ekonomiczno-społecznej jako doktryna kapitalistyczna. Kapitalizm uzupełnia niszczące działanie liberalizmu i jego skutki poprzez pauperyzację, wyzysk, tworzenie dużych różnic klasowych, propagowanie polityki multi-kulturowej, czy niszczenie środowiska naturalnego. Trzecim wreszcie naszym wrogiem jest marksizm kulturowy, który zasadza się przede wszystkim na pojęciu „władzy kulturowej”, jakie do programu lewicy wprowadził Gramsci. Odwrócenie stosunku między „bazą” a „nadbudową” w stosunku do klasycznego marksizmu, w połączeniu z nauką „szkoły frankfurckiej” w efekcie dało postępująca zagładę każdej podstawowej dziedziny i kategorii rzeczywistości – narodu, rodziny, płci, dzieciństwa, języka.
Oczywiście, powyższe konstatacje są o tyle trafne, co cokolwiek trywialne. Warto pamiętać jednak, że także geopolityka podporządkowana jest wymienionym ideom. Przede wszystkim ideologie te mają swoje centra, niejako „ojczyzny”. Oczywiście jest to Wielka Brytania i USA oraz Europa Zachodnia, głównie pod postacią Unii Europejskiej. Polityka zagraniczna prowadzona przez te siły ma zarówno treść, jak i cel w wysokim stopniu nasiąknięte liberalizmem i kapitalizmem. Dołączenie kolejnych państw do Unii odbywać może się tylko po ich demokratyzacji i urynkowieniu, kolejne agresje USA odbywają się w imię wprowadzania demokracji i wszechwładzy dolara, a Wielka Brytania sama w sobie jest ideologicznym źródłem liberalnego myślenia chyba w każdej możliwej dziedzinie.
Sytuacja polityczna jest oczywiście w dużej mierze związana z ideologią i wynika z fluktuacji tejże materii na mapie świata. Nie będzie niczym odkrywczym, jeśli stwierdzę, że Polska leży w regionie wybitnie niefortunnym (jeśli w ogóle geopolityka wiąże się jakkolwiek ze szczęściem), między liberalnym obecnie zachodem a imperialistycznym wschodem. Z jednej strony mamy Unię, która już w latach 60-tych oficjalnie zmusiła kraje członkowskie do uznania prymatu prawa unijnego nad narodowym. Z drugiej strony mamy Rosję, która wbrew bredniom pożytecznych idiotów nigdy nie wyrzekła się swej pamięci o imperium. Wystarczy poczytać Dugina, żeby zrozumieć jakimi kategoriami, celami i metodami kieruje się rosyjska polityka – a dla tej Dugin jest wyjątkowo reprezentatywny. Przykład Gruzji i Ukrainy jest może wyświechtany, lecz jednoznaczny. Już śp. prof. Wieczorkiewicz w roku 2007 przepowiadał konflikt na Ukrainie, w Gruzji, a także brał pod uwagę agresywną wobec Polski politykę Rosji. Sama zaś Rosja pod rządami Putina, Miedwiediewa i całej popierającej ich kliki chce znów stać się światowym mocarstwem. Choć dystans dzielący Moskwę od Waszyngtonu i Pekinu jest ogromny, a zależność od Chin coraz większa, to w podstawowej warstwie rosyjskiej duszy politycznej leży dążenie do realizacji koncepcji „wielkich przestrzeni”. To nawiązanie do idei Schmitta (więcej poniżej), o którym Dugin i inni ideolodzy rosyjskiej geopolityki mówią wprost. Co to oznacza dla nas? Dugin mówi wprost – Rosja nie ma żadnego interesu w utrzymaniu i tolerowaniu niepodległych państw w naszym regionie, takich jak Polska, Ukraina czy państwa bałtyckiej. Ich celem jest stać się znów częścią rosyjskiej cywilizacji i imperium. Pomni bądźmy słów Piłsudskiego wypowiedzianych po operacji warszawskiej 1920 roku: „Nie trzeba się łudzić, nawet jeżeli zawrzemy pokój, zawsze będziemy celem napaści ze strony Rosji”.
Jeden z ojców geopolityki, John Mackinder dowodził swego czasu, że jednym z najbardziej krytycznych regionów świata jest właśnie Europa wschodnia. Czemu? Otóż była ona dla niego elementem w większej układance światowej, w której rozróżniał takie elementy jak World Island (światowa wyspa) czy Heartland (obszar centralny). Centralnym regionem, który warunkował możliwość bycia mocarstwem światowym, miał być właśnie Heartland. Warto przytoczyć jego słowa: „Kto panuje nad Europą Wschodnią, panuje nad Obszarem Centralnym; kto panuje nad Obszarem Centralnym, panuje nad Światową Wyspą; kto panuje nad Światową Wyspą, panuje nad światem”. Oczywiście, w dzisiejszych czasach świat stał się dużo bardziej wielubiegunowy i procesu tego nie zatrzymamy, co nie zmienia faktu, że dla wielkich mocarstw (nie tylko Rosji) region Europy wschodniej jest niezwykle ważny.
W tle zaś mamy coraz silniejszą pozycję Chin, które nolens volens wkrótce staną się światowym mocarstwem numer jeden. Już teraz realizowane przez Pekin światowe projekty, jak nowy jedwabny szlak, przestawienie gospodarki opartej na eksporcie w kierunku rozwoju rynku wewnętrznego, ogromne inwestycje w Afryce wzbudzają ogromny respekt i nie pozostawiają złudzeń. Chiny prędzej czy później staną się istotnym także dla Europy graczem, zarówno ekonomicznie, jak i politycznie. Chiny chcą raczej świata nie dwubiegunowego (USA-Chiny), bo mają świadomość, że USA wobec utraty roli hegemona może zdecydować się na rozwiązanie militarne, a układu wielobiegunowego. W tej układance jest miejsce w planach Chin dla stosukowo silnej Europy, jednak pozostającej w szerokiej zależności.
Oczywiście powyższe zagadnienia wpływają na ekonomię, która w naszym wypadku jest głównie ekonomią kapitalistyczną. Ogromny drenaż polskiego kapitału, wyzysk pracownika i rynku przez zagraniczne koncerny, ogromna agentura tychże w kręgach biznesowych i rządowych – wszystko to sprawia, że w kontekście geopolitycznym możemy rozumieć Polskę jako państwo będące pół-kolonią dużo większych sił. Kolejne rządy – PO, PiS, SLD nie różnią się pod tym względem i realizują linię obliczoną na konsekwentne niszczenie krajowej gospodarki. Czy chodzi o przemysł, czy sektor usług, czy rolnictwo, to jednoznacznie faworyzowany jest tu czynnik zagraniczny, obcy. Sytuacja geopolityczna i mierny poziom polskiej polityki zagranicznej to podstawowe powody tego stanu rzeczy.
Warto też zwrócić uwagę na jeden aspekt. Po kilku dekadach upada wreszcie całkowicie obłąkańcza wizja Fukuyamy. Historia nie skończyła się, liberalizm nie zatryumfował ostatecznie, a szereg krajów (Rosja, Chiny) odrzuca liberalne paradygmaty i prowadzi politykę zgodnie z autorytarnymi metodami funkcjonowania swych systemów. Oznacza to coraz szybsze załamanie się prawa międzynarodowego rozumianego jako wypełnianie określonych umów, przestrzeganie traktatów i postępowanie z zasadami narzucanymi przez ponadnarodowe organizacje. Oczywiście można uznać, że wielkie mocarstwa nigdy specjalnie nie przywiązywały się do tych formalnych absurdów, jednak przykład Ukrainy pozostawionej samej sobie każe nam, jako sąsiadowi tegoż państwa postawić elementarne pytania o kierunki naszej polityki zagranicznej w obliczu takiej sytuacji geopolitycznej.
Cele polityki zagranicznej w myśl Nacjonalizmu Szturmowego
Polityka zagraniczna zarówno jest wynikiem sytuacji geopolitycznej, jak i ją kreuje. Jako, że jesteśmy nacjonalistami, a nakreślony powyżej skrótowy i pobieżny obraz sytuacji naszego kontynentu jest jasny, pozwolę sobie bez zbędnych wstępów wymienić najważniejsze cele geopolityki w rozumieniu Nacjonalizmu Szturmowego:
Niepodległość. Polska, co oczywiste, nie jest krajem niepodległym i suwerennym. Celem całej polskiej polityki, a więc także jej ramienia zagranicznego, jest jak najszybsze doprowadzenie do sytuacji, kiedy to polski Naród w sposób wolny i nieograniczony przez zewnętrzne czynniki będzie decydował o sobie i swojej przyszłości, Instytucjonalna, konstytucyjna, prawna i realna niepodległość to cel najważniejszy, gdyż wynika z samej istoty idei narodowej.
Ochrona przed wpływami kulturowymi i ideologicznymi, które są dla nas śmiertelnym zagrożeniem. Polska musi w każdy możliwy sposób przeciwstawić się propagowaniu wspomnianego liberalizmu, kapitalizmu i marksizmu kulturowego. Musimy stworzyć skuteczną i szczelną tarczę przed wszystkim co niszczy białe Narody w Europie.
Zabezpieczenie swojej pozycji i bezpieczeństwa na mapie Europy. Stojąc w obliczu coraz silniejszej Rosji oraz obecności militarnej USA w naszym regionie Polska odpowiedzieć musi sobie na jedno pytanie. Czy celem naszym jest rola czyjegoś wasala, czy też chcemy jako Naród żyć i rozwijać się samodzielnie. Jeśli tak – a dla nas, Szturmowych Nacjonalistów, jest to oczywiste, to jedyną opcją dla nas jest znalezienie takich rozwiązań geopolitycznych, które zabezpieczą naszą pozycję, granice i militarne bezpieczeństwo.
Ekonomia i gospodarka służyć muszą Narodowi i być mu podległe. Biorąc pod uwagę półkolonialny status Polski, wpływy ekonomiczne obcych państw, korporacji etc. to zagadnienia te jak najbardziej mają związek z naszą polityką zagraniczną, jak i sytuacją geopolityczną.
Festung Intermarium
Wszystkie te wstępne konstatacje prowadzą nas do konkretnej propozycji. Międzymorze. Nie jest to idea nowa, nie jest to też idea bardzo popularna w środowisku nacjonalistycznym, które albo hołduje imperialistycznym snom, albo mrzonkom myślenia życzeniowego (a często i to i to). Nie zmienia to faktu, że mając świadomość określonych warunków, w jakich znajduje się Polska i cały region, oraz analizując cele naszej geopolityki, dochodzimy do być może zaskakującego wniosku, że odpowiedzią na to jest Międzymorze.
A co oznacza Międzymorze? To wizja szerokiego bloku państw Europy wschodniej i południowej, które miałyby w ścisłej współpracy stworzyć na tyle silną federację, że byłaby w stanie wspólnie oprzeć się zarówno cały czas agresywnej Rosji, jak i wszelkim wpływom Zachodu. Koncepcja ta powstała w obozie piłsudczykowskim, jeszcze przed Wielką Wojną. W trakcie walk o granice 1918-1921 była główną osią naszej polityki wschodniej. Po traktacie ryskim, który ostatecznie pogrzebał możliwość realizacji koncepcji federacyjnej choćby w wersji minimalistycznej, idea Międzymorza dalej obecna była w polskiej myśli politycznej, w ścisłym związku z myślą prometejską. Oczywiście, przed 1939 rokiem Międzymorze funkcjonowało głównie jako koncepcja antyrosyjska – i z ówczesnego punktu widzenia było to rzecz jasna słuszne. Dziś jednak globalna, a więc i europejska, sytuacja jest znacząco inna. Tak więc Międzymorze traktujemy dużo szerzej, nie tylko jako przeciwwagę dla cały czas aktualnych dążeń Rosji do przejęcia kontroli nad naszym regionem. To także, a może biorąc pod uwagę różnicę potencjałów – przede wszystkim, szansa na realne przeciwdziałanie w skali strategicznej wpływom USA i Unii Europejskiej. Nie chodzi tu zresztą tylko o wpływy ekonomiczne, rolę wielkich koncernów i agenturę wpływu. Najważniejsze są wpływy ideologiczne i kulturowe. Jak bowiem wspomniałem wyżej, żyjemy w czasach ideologicznych. Oznacza to także, że polityka międzynarodowa i geopolityka nie są od nich wolne. I projekt Międzymorza poza szeregiem możliwości militarnych, ekonomicznych i innych, jest dla nas przede wszystkim projektem ideologicznym. Dlatego też Międzymorze w pierwszej kolejności rozpatrujemy w kontekście utworzenie silnej tarczy, która umożliwi nam obronę przed każdym prądem światopoglądowym, który nam zagraża. W kontekście obecnej sytuacji, powszechności multikulturalizmu, powolnego upadku naszego etosu i rasy, liberalizacji każdej płaszczyzny życia, postrzegamy Międzymorze jako sposób na wspólne przezwyciężenie tego.
Integralnym elementem naszego spojrzenia na Międzymorze jest stwierdzenie, że Międzymorze to projekt nacjonalistyczny. Znaczy to nie tylko, że dla nas, Szturmowych Nacjonalistów, jest to koncept słuszny. Położenie i sytuacja innych krajów w regionie – Ukrainy, Rumunii, Białorusi, państw bałtyckich etc. są dokładnie takie same jak Polski. Są one postawione same wobec potęg politycznych, ekonomicznych i tragicznych wpływów ideologicznych. Każdy z naszych krajów jest za słaby na skuteczne realizowanie interesów narodowych, które zresztą w tych krajach będą bardzo podobne do tych, które wymieniłem wyżej dla Polski. Logiczne jest więc ścisłe i strategiczne współdziałanie, aby razem móc zrobić to, co oddzielnie nie jest w zasięgu naszych możliwości.
Mówiąc o nacjonalizmie w kontekście Międzymorza musimy mieć świadomość, że tylko nacjonaliści są w stanie zrealizować koncept ten w sposób, jaki proponuję. Widać to doskonale po podejściu PiSu i jego zaplecza ideologicznego w kwestii Międzymorza. Środowiska te, podobnie jak inne ugrupowania konserwatywne i prawicowe, Międzymorze traktują po pierwsze jako blok antyrosyjski, po drugie jako umocnienie pozycji Polski w Unii Europejskiej. Ponadto Międzymorze w wizji neokonserwatystów jest ściśle w swej antyrosyjskości związane z USA i NATO. Różnica takiego myślenia, co zresztą widać także na Ukrainie, z naszym punktem widzenia jest uderzająca. My nie chcemy dokonywać niewielkich w gruncie rzeczy zmian w ramach układu, w jakim się znajdujemy. My chcemy przez Międzymorze wytworzyć własny kontr-układ, który umożliwi nam rekonkwistę regionu, a następnie całego kontynentu.
W myśleniu o Międzymorzu konieczne jest uwzględnienie rywalizacji mocarstw. USA oczywiście pozostaje jeszcze hegemonem, jednak Chiny w ciągu kilkunastu lat zapewne przeskoczą Amerykę, ponadto na mapie Europy liczy się Rosja oraz oczywiście Unia Europejska. Wobec tych wszystkich sił pojedyncze kraje, nawet silne i bogate, nie są w stanie zdobyć się na skuteczną rywalizację. Co innego, gdy występują razem jako określony organizm geopolityczny. Takim organizmem może być Międzymorze. W najszerszej wizji sojusz ten obejmowałby kilkanaście krajów. Nie tylko bowiem Polska, Ukraina, Białoruś, Rumunia i kraje bałtyckie widzimy w jego składzie. Cała Skandynawia, Słowacja, Czechy, Bułgaria, Grecja, być może Austria czy Węgry, oczywiście Bałkany. To naprawdę dużo – zarówno w kontekście terytorium, ludności jak i wspólnej siły naszych państw. Na tyle dużo, że przy sensownej współpracy jesteśmy w stanie jako całość przeciwstawić się mocarstwom i ochronić własne interesy.
Międzymorze zresztą wpisuje się co ciekawe w myśl Alaina de Benoista, który ideologie dzielił na idee „centrum” i „peryferii”. Centrum to idee dominujące w danym momencie, czyli obecnie liberalizm, kapitalizm i marksizm kulturowy. Peryferia to idee, które sprzeciwiają się centrum w najbardziej podstawowych kwestiach aksjologicznych. Rozumiejąc tak Międzymorze, oczywiście uznać trzeba je za projekt „peryferii”, który stanowić ma przeciwwagę dla nowotworu, który toczy ideologiczne „centrum”.
Użyłem powyżej terminu „jako całość”. W naszym myśleniu o geopolityce pokutuje cały czas założenie, że aktorami w rozgrywce międzynarodowej muszą być konieczne pojedyncze państwa. To konserwatywne, tradycyjne myślenie. I bardzo naiwne. Czasy się zmieniają, a globalizacja czy komuś się podoba czy nie, wpływa także na rozumienie i funkcjonowanie geopolityki. Już przed 2 wojną światową Carl Schmitt postulował, aby w geopolityce głównymi siłami stały się „rzesze”. Miały być to siły wykraczające ponad ciasno rozumiane państwa, a opierające się o zasadę „wielkiej przestrzeni”. Każda taka przestrzeń miała być reprezentowana i organizowana właśnie przez rzeszę i to tego typu ponadpaństwowe organizmy miały uczestniczyć w polityce międzynarodowej. Nie wykluczało to oczywiście istnienia polityki państw, jednak nadrzędną zasadą miała być właśnie zasada wielkich przestrzeni. Międzymorze jak najbardziej wpisuje się w zasadę wielkich przestrzeni. Jako, że interesy państw, które miałyby wchodzić w skład Międzymorza są zbieżne, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby wobec wielkich sił jak UE, Chiny, Rosja czy USA występowały nie pojedyncze państwa, ale właśnie Intermarium. Tak naprawdę to nie jest nawet opcja czy alternatywa, ale konieczność. Już Piłsudski mówił, że „Polska będzie wielka, albo nie będzie jej wcale”. Oczywiście nie chodzi tu o mokre sny dotyczące odbijania Lwowa czy Wilna. Chodzi o siłę i moc. Dziś jedyną szansą na to jest sojusz państw Europy wschodniej. Co ciekawe – w ramach Międzymorza nie byłoby zdecydowanego hegemona. Oczywiście ze względu na potencjał demograficzny, położenie i względną zamożność to Polska byłaby zapewne swoistym „Primus Inter pares”, jednak jej pozycja byłaby zrównoważona pozycją pozostałych państw. Jaki to dawałoby skutek? Otóż proste zapewnienie, że nie dojdzie do wytworzenia się chorej sytuacji, gdy jedno, zdecydowanie dominujące państwo narzuca innym swoje racje i interesy. Solidarna współpraca i konieczność współdziałania mogą być w perspektywie przyszłości jednymi z fundamentów trwałości Międzymorza.
Międzymorze – jedna droga dla regionu
Jaką formą powinno wyrażać się Międzymorze? Jakie powinny być wspólne płaszczyzny i pola współpracy?
Międzymorze traktuję jako projekt realizowany w trojaki sposób: federację, sojusz militarny oraz regionalną unię. Można rzec, że to niezwykle całościowe i kompleksowe podejście do tematu, ale jest to tylko konsekwencja wcześniejszych naszych obserwacji i wniosków. Skoro Międzymorze ma tak poważne zadanie, wręcz cywilizacyjne (o tym też niżej), a my chcemy wykorzystać je do realizacji szeregu działań, to potraktować trzeba Intermarium jako wieloaspektowy koncept przekształcenia stosunków w naszej części Europy – a docelowo może i na całym kontynencie.
Federacja powinna być przede wszystkim formą prowadzenia polityki zagranicznej i naczelnym aspektem całego konceptu. Nie uważam, żeby wspólny rząd był tu sensowny, każdy Naród powinien oczywiście rządzić się sam, ale z pewnością powinno istnieć oddzielne ciało polityczne, które odpowiadałoby za prowadzenie wspólnej polityki międzynarodowej i koordynację działań sojuszu oraz unii. W jego skład wchodzić mogłyby zarówno głowy państw, ministrowie spraw zagranicznych, obrony narodowej jak i szereg innych specjalistów i polityków odpowiedzialnych za określone pola działania. Głównym zadaniem federacji byłoby zarówno funkcjonowanie jako określona forma geopolityczna w myśl wspomnianej koncepcji wielkich przestrzeni, jak i koordynowanie konkretnych form współpracy, łagodzenie sporów i ustalanie najwłaściwszych kierunków rozwoju dla całego Międzymorza.
Sojusz militarny o charakterze defensywnym oczywiście zabezpieczyć miałby kraje Międzymorza, przede wszystkim te graniczące z Rosją, przed możliwością agresji zbrojnej, także w formie hybrydowej. To o tyle ważne, że zarówno NATO jako takie traci swoją moc i spoistość, jak i w kontekście etnonacjonalistycznej podstawy przyszłego Międzymorza trzeba przewidywać rozluźnienie więzów krajów naszego bloku ze strukturami zachodu. Nie ma co zresztą ukrywać, że to także jest jeden z celów Międzymorza.
Trzecia forma funkcjonowania – unia regionalna, odpowiedzialna byłaby za te funkcje Międzymorza, które dotychczas wymieniłem, a nie są związane ani z polityczną federacją, ani z sojuszem wojskowym. Tak więc kwestie ekonomiczne, ekologiczne, kulturowe oraz ideologiczne realizowałaby właśnie unia. Z jedną wszakże uwagą – jako, że ideologia jest w kwestii Międzymorza nadrzędna, to unia regionalna musiałaby tutaj być uzupełniana z federacją. Ta ostatnia byłaby w stanie chociażby przeciwstawiać się narzucaniu imigracji, aborcji, małżeństw homoseksualnych i szeregu innych wypaczeń normalności. Unia zaś byłaby bardziej wewnętrznym narzędziem do działania na tym polu, podobnie jak i w innych aspektach, zwłaszcza ekonomicznym.
Jeśli idzie o ideologię, to Międzymorze miałoby szereg sposobów do wspólnej walki. Nie tylko wspomniane działania na arenie międzynarodowej, głównie wobec struktur i sił zachodnich. Także wewnątrz naszego regionu mielibyśmy wiele wyzwań, jak choćby przeciwdziałanie wszelkiej agenturze wpływu (finansowane przez zachód think tanki czy stowarzyszenia), walka z promocją degeneracji w przestrzeni publicznej, wymiana informacji o strukturach propagujących liberalizm czy multikulturalizm. Wspólne wykarczowanie tego jak najbardziej leżałoby w zasięgu tak szerokiego bloku międzynarodowego jak Międzymorze.
Oczywiście współpraca ekonomiczna dla projektu Intermarium byłaby czymś oczywistym. Stworzenie nowych sieci powiązań handlowych, gospodarczych etc. oraz koordynacja i wspólna polityka na zewnątrz daje szereg plusów:
- Strategiczne wzmocnienie pozycji wobec mocarstw
- Zmniejszenie a docelowo zniesienie półkolonialnego statusu państw Europy wschodniej
- Zmniejszenie zależności od wielkich koncernów
W kwestiach ekonomiczno-społecznych oczywiście pojawia się kwestia antykapitalizmu. Często wysuwany jest argument realistów, skądinąd słuszny, że walka z kapitalizmem na dłuższa metę nie ma szans powodzenia, bo niewiele da w jednym kraju, gdy jest to system panujący właściwie na całym świecie. Oczywiście to prawda, prawidła kapitalistyczne napędzają wielkie koncerny, firmy, międzynarodowe rynki. I faktycznie, pojedynczy kraj tylko do pewnego stopnia może temu przeciwdziałać. Bardziej będzie to wyglądało na zwiększenie nadzoru nad kapitalizmem i jego „uczłowieczeniem” (kapitalizm z ludzką twarzą), niż na faktycznej próbie jego likwidacji. A co jeśliby walkę z kapitalizmem podjęło nie jedno, osamotnione państwo ale kilka lub kilkanaście państw? Ich szanse są dużo większe, podobnie jak realne możliwości. Nie tylko można bowiem działać wewnątrz państw, ale także całkiem skutecznie wpływać na realia międzynarodowe.
Kolejna niebagatelna kwestia to przemysł zbrojeniowy. Sojusz militarny i jego potencjalny wróg w postaci Rosji wymaga posiadania armii narodowych dobrze wyposażonych i uzbrojonych. Przy czym za patologiczną sytuację uznać trzeba uzależnianie armii od sprzętu z zachodu. Jest to zwykle sprzęt przestrzały, drogi, dostosowany niejednokrotnie do innych warunków i teatrów wojennych. Aby realnie liczyć się jako siła polityczna i wojskowa, Międzymorze powinno także realizować wspólne projekty przemysłu obronnego. Nie jest to zresztą wielka innowacja, bowiem w wielu częściach świata dochodzi do takiej kooperacji. Obecnie projekty z tej branży, zwłaszcza takie jak projekty nowych samolotów wojskowych, pojazdów opancerzonych, broni nowej generacji, wymagają ogromnych funduszy, zaplecza naukowego i infrastruktury. Śmiem twierdzić, że żaden kraj, także Polska, nie jest w stanie samodzielnie w naszym regionie opracować projektu czołgu nowej generacji, myśliwca przewagi powietrznej czy innych podstawowych rodzajów wyposażenia bojowego. Takie jednak projekty mogłyby być tworzone międzynarodowo, właśnie w ramach Międzymorza. Nie tylko jest to wówczas działanie autonomiczne i niezależne, ale także dostosowane do naszego teatru operacyjnego. A sama produkcja czołgów, samolotów, pojazdów czy dronów stanowić może także szansę stworzenia silnej ekonomicznie branży, także w kontekście przyszłego eksportu broni do innych krajów czy kontynentów.
Współpraca kulturowa, wymiana międzypaństwowa w ramach Międzymorza to sprawa oczywista. Wspólna historia, kultura, etniczność, często także religia są czynnikami wysoce integrującymi. Międzymorze tylko takie kwestie mogłoby potęgować i tworzyć poczucie naturalności tego sojuszu i faktycznego braterstwa w ramach bloku państw Intermarium.
Rekonkwista
Przy naszych rozważaniach o Międzymorzu nie możemy zapomnieć o znaczeniu paneuropeizmu oraz Europy jako takiej. Wszakże Międzymorze per se ma być projektem zgodnym z wartościami i ideami, które pragniemy widzieć jako dominujące w całej Europie. I ta korelacja każe nam do projektu Intermarium dodać jeszcze jeden, niezwykle istotny, aspekt. Chodzi o Rekonkwistę. Tak jak kiedyś z rąk Maurów odbito Hiszpanię, tak dziś my musimy z rąk liberalnych okupantów odbić cały kontynent. I Szturm, i szereg nacjonalistów z całej Europy mówi o tym otwarcie. Paneuropeizm jako pierwszy swój cel strategiczny stawia właśnie rekonkwistę, gdyż stoimy w obliczu upadku znanej nam cywilizacji, a nasze Narody, nasz etnos i rasa coraz mocniej są niszczone i drenowane. Gdzie tkwi szansa Międzymorza? Paradoksalne w naszym cywilizacyjnym opóźnieniu w stosunku do zachodu. O ile w dawnych wiekach determinowało to naszą niższość ekonomiczną czy technologiczną, o tyle teraz jest wielką szansą. Świat bowiem po 1945 roku znajduje się bezustannie na równo pochyłej i mówiąc kolokwialnie stacza się. Jednakże ponad 40 lat trwania „żelaznej kurtyny” odseparowało nas od wpływów liberalizmu i kapitalizmu. To dało nam trudny do przecenienia handicap cywilizacyjny, bowiem procesy, które u nas trwają od roku 1989, w Europie zaczęły się dużo wcześniej. Krótko mówiąc – na przykładzie zmian w krajach „starej” Europy jesteśmy w stanie łatwo przewidzieć rozwój sytuacji w naszej strefie post-sowieckiej. A tu przecież rozwój sytuacji jest identyczny i zmiany kulturowe, światopoglądowe i inne żywcem przypominają to, co uczyniono z resztą Europy. Ale znaczy to też, że pod względem wypalania nas liberalizmem jesteśmy na dużo wcześniejszym stadium choroby, ergo mamy dużo większą szansę na wyleczenie. Pisałem zresztą wyżej o tym, że Międzymorze ma być także, a właściwie przede wszystkim, projektem ideologicznym, to jest takim, który antynarodowym prądom przeciwstawi tradycyjne wartości i nowoczesne formy. Ale nie możemy w naszym myśleniu poprzestać na samej strefie Intermarium. Jako paneuropeiści musimy pamiętać o całej Europie – i Międzymorze dla tej Europy może być właśnie zwiastunem rekonkwisty i oddania jej w ręce prawowitych właścicieli. Być może pora na stworzenie nowej myśli prometeizmu – już nie antyrosyjskiego, postulującego rozpad tego imperium po szwach narodowych, ale proeuropejskiego, którego celem jest zwycięski pochód odrodzonych Narodów Europy.
Ktoś spyta „a co jeśli nie uratujemy reszty Europy?”. To pytanie słuszne, zważywszy, że Europa zachodnia czy północna w swej degeneracji jest posunięta dużo dalej niż Europa wschodnia. Niestety, przyznaję ze smutkiem, że możliwość taką trzeba brać pod uwagę. Idealizm bowiem nie wyklucza posiadania zdrowej dozy realizmu. Wszakże już Spengler 100 lat temu wieścił koniec cywilizacji Zachodu w jego znanym ówcześnie kształcie. Jakkolwiek perspektywa taka stanowi dla nas autentyczny dramat, to nie możemy tego wykluczyć. Co więc, jeśli cywilizacja białego, europejskiego człowieka na zachodzie poniesie ostateczną, ewidentnie nieodwracalną porażkę? Otóż także w tej sytuacji rozwiązaniem będzie Międzymorze. W wypadku utraty zachodniej Europy, Międzymorze będzie naszym bastionem i twierdzą przed ideologicznym i politycznym naciskiem liberalizmu. W razie zrealizowania się tego czarnego scenariusza nie będzie już innego wyjścia niż ścisła współpraca i sojusz Europy wschodniej. Co ciekawe wspomniany Spengler wręcz twierdził, że dla niego coś takiego jak Europa w ujęciu cywilizacyjnym nie istnieje, a zamiast tego widzi on diametralnie różniące się: Europę zachodnią i wschodnią. Można polemizować z pierwszą częścią tego twierdzenia, jednak druga jak sądzę jest wysoce trafna, dziś może bardziej niż kiedykolwiek indziej. Jeśli więc Europa zachodnia ugnie się pod naporem liberalizmu i relatywizmu i runie w przepaść, Europa wschodnia aby przetrwać, będzie potrzebowała Międzymorza.
Nowy epoka, nowy człowiek
Bez względu na to czy zachód przetrwa czy nie, to powstanie Międzymorza w myśl Nacjonalizmu Szturmowego wymagać będzie zadania na miarę naszych czasów – stworzenia nowego człowieka. I to nie tylko w Polsce, ale w każdym kraju wchodzącym w skład Intermarium. Jako, że jest to temat zasługujący na oddzielny tekst, tutaj tylko w kilku słowach zarysuję o co chodzi. Otóż w obecnych czasach nie mamy wątpliwości, że społeczeństwa i Narody Europy wschodniej to konglomerat wpływów i tradycji sarmackich, post-sowieckich i liberalnych. W efekcie mamy całe rzesze pustych ludzi pozbawionych duchowości, wiary i celu w życiu. Nic innego jak masa jednostek konsumujących, wydalających i niezwykle łatwych do wszelkiej manipulacji. Na dłuższą metę nie jest to podstawa, na której może utrzymać się Międzymorze. Celem tego projektu musi być więc także stworzenie nowego człowieka – świadomego swych praw i obowiązków, rozumiejącego stojącą za nim spuściznę i wielką przyszłość. Człowiek taki będzie w stanie wznieść się ponad płytki hedonizm i przywrócić Europie oraz jej Narodom należną wielkość i potęgę.
Słowem zakończenia
Mam doskonale świadomość, że artykuł ten w żaden sposób nie wyczerpuje tematu Międzymorza, a jedynie zarysowuje pewne podstawowe kwestie i kierunki rozwoju tego projektu w ramach Nacjonalizmu Szturmowego. Jako, że do tej pory Międzymorze funkcjonowało głównie jako pewne hasło, pozbawione w gruncie rzeczy konkretów i szczegółów, to niniejszy tekst nie rości sobie prawa do zamknięcia tematu. Wręcz przeciwnie – mam szczerą nadzieję, że dopiero po publikacji tegoż artykułu rozpocznie się prawdziwa dyskusja nad projektem Międzymorza i jego skonkretyzowaniem, tak ideologicznym jak i politycznym. Dla naszej idei dyskusja taka, podobnie jak w każdym innym zagadnieniu, wyjść może tylko na dobre.
Na koniec pozwolę sobie zacytować pewną pieśń, tak aby każdy pamiętał jaki jest sens Międzymorza i jego potencjalne korzyści.
„Wicher powiał, wieści rozniósł i dlatego bitwa
Gdy Korona w ogniu staje, podnosi się Litwa
Kiedy Litwa żarem płonie, ostrogami dzwoni
Orzeł skrzydła rozpościera nad znakiem Pogoni”
Grzegorz Ćwik