„Marzyłem o wieku Rycerzy, silnych i szlachetnych, którzy najpierw odnoszą zwycięstwo nad sobą, a dopiero potem nad innymi" Leon Degrelle.
Nasze czasy i codzienność są pokłosiem hegemona. Doprawdy bawi mnie, kiedy podmiot chorego systemu, jakim jest nowoczesny człowiek, po współżyciu z przypadkową kobietą i upiciu się do nieprzytomności podczas ubiegłej soboty, bezczelnie stawia siebie na piedestale moralnych wyżyn, poniżając jednocześnie wszelkich ludzi, którzy sprzeciwiają się współczesnemu światu. Ciekaw jestem, kto jest osobą godniejszą, Leon Degrelle, jeden z najbardziej znienawidzonych i niezrozumiałych postaci XX wieku, który poświęcił swój komfort, by udać się na krucjatę przeciwko komunizmowi czy nowoczesny mężczyzna, który cały ranek spędza na rzyganiu po sobotniej libacji. Jednak nasze społeczeństwo okazuje bezkresną niechęć wobec fanatycznemu idealizmowi (chociażby w postaci wspomnianego powyżej bohatera drugiej wojny światowej), a jednocześnie okazuje normatywną aprobatę względem zdegenerowanego zachowania, bezmyślności i pędowi za natychmiastową gratyfikacją. Mimo iż obecna epoka nie jest domeną wielkich wojen i wielkich kryzysów to jest wyrazem dekadencji naszej cywilizacji w szerokim rozumieniu tego słowa. Prądy intelektualne, wielka wymiana ludności rdzennej, nihilizm i znudzenie człowieka białego to wszystko pokłosie hegemona, czyli kulturowej hegemonii liberalizmu. Powyższe fenomeny, w których uczestniczą całe masy europejskiej populacji, bezwiednie kroczące ku przepaści nie wzięły się znikąd a mają swoje źródło w metapolitycznej walce o rządzę dusz.
Julius Evola, wybitny włoski myśliciel pisał o dwóch naturach świata, naturze widzialnej i niewidzialnej. Postmodernizm nie wziął się znikąd, a przez dekady walczył o hegemonię kultury, zawładnął właśnie tym światem niewidzialnym, metapolitycznym, podświadomym, a którego zrozumienie jest kluczowe. Sukces ten należy poznać i wyciągać z niego wnioski. Sun Tzu, ponad dwa tysiące lat temu w „Sztuce Wojny” pisał, iż zwycięstwo odniesie ten, kto pozna wroga i pozna siebie. Nieprzyjaciel naszej cywilizacji zawładnął niewidzialnym światem poprzez marsze przez instytucje, niemalże monopol rozgłośni opiniotwórczych i kuźni umysłów.
Wiele można się nauczyć od postmodernistów i niech ta nauka będzie młotem na pychę krytyków, którzy przez swą zuchwałość nie chcą się uczyć od przeciwników.
Kryzys tożsamości u europejczyków można w znacznej mierze przypisać dwóm prądom intelektualnym, które powstały na początku XX w. Antropologiczna szkoła Boasowska i psychoanaliza Zygmunta Freuda. Jeszcze na początku ub. wieku aksjomatem był realizm rasowy i powszechnie akceptowano różnice rasowe w zakresie nie tylko wizualnym, ale także w zachowawczym. Nauka ta nie była deterministycznie nastawiona do genetyki, lecz podchodziła plastycznie do sporu- geny-środowisko. Nowa antropologia zanegowała te twierdzenia w imię radykalnego egzystencjalizmu i założenia, iż wszelkie cechy zdobywa się przez środki poznawcze i wychowawcze. Ta negacja esencjalizmu jako genetycznych predyspozycji umysłowych wynikała z motywów naczelnych piewców nowej antropologii. Boas był Żydem i jego środowisko miało nadreprezentację żydowską, motywy ich negacji rasowej segregacji antropologicznej wynikały prawdopodobnie z różnicy interesów etnicznych między Żydami a nie-Żydami. Docelowe zatarcie tożsamości etnicznej wśród białych byłoby więc lukratywne dla charakterystycznego partykularyzmu żydowskiego. Wylansowanie nowej antropologii wspomogły nastroje społeczne po drugiej wojnie światowej, wszechogarniająca niechęć do nauk nad rasą i kojarzenie eugeniki ze starą antropologią, ale również nadreprezentacja Żydów w rozgłośniach medialnych i akademiach przyczyniła się w znacznym stopniu do zniechęcenia i zatarcia elementu etnicznego w tożsamości zbiorowej. Niebagatelna nadreprezentacja Żydów nie wynikała ze wspólnego spisku przeciw ludności białej a była tak naprawdę ewolucjonistyczną strategią przetrwania Żydów, która różni się od strategii białych a starcia i kontrasty uwidocznione są w społeczeństwie wielokulturowym, gdzie ścierają się interesy międzygrupowe. Kwestia ewolucjonistycznych strategii grupowych została obszernie opisana w książce autorstwa profesora Kevina Macdonalda „Kultura Krytyki”. Tak więc nowa antropologia miała zatrzeć poczucie wspólnotowe białych, co się w praktyce udało i wylansowało nowy pogląd, iż człowiek rodzi się pustą kartą, która czeka, aż proza życia ją wypełni.
Natomiast freudyzm jako antyteza porządku wartości katolickich, które tworzyły (przynajmniej do połowy XX w.) etykę cywilizacji zachodniej, w przeciwieństwie do zatarcia tożsamości etnicznej skupił się na zatarciu wszelkich chrześcijańskich zasad moralnych. Psychoanaliza jako nauka społeczna Zygmunta Freuda zrewolucjonizowała nauki nad zachowaniem człowieka. Absurd freudyzmu w postaci kompleksu Edypa wraz z innymi aberracjami tej teorii nie ma konkretnego podłoża naukowego, myli pojęcia i stosuje życzeniową metodologię i dociekania empiryczne na zasadzie interpretacji dokonanych przez Zygmunta Freuda podczas sesji z pacjentami. Szereg kardynalnych błędów terminologicznych oraz jasno określona agenda polityczna twórcy ruchu psychoanalitycznego nie zostały użyte jako fakty, by podważyć wiarygodność założeń psychoanalizy jako nauki, a nie fantazji w ogóle. Tzw. szkoła frankfurcka, czyli szkoła myśli psychoanalitycznych była jednym z głównych źródeł rewolucji obyczajowej z 1968 roku. Liberalizacja seksualna uzasadniana była nauką Freuda, który sprowadzał człowieka do instynktownego zwierzęcia bez motywów wznioślejszych niż cielesne. Uczestnicy wraz ze swym potomstwem walnie przyczynili się do utworzenia liberalnej elity dyktującej dewiacyjne normy społeczne dzisiejszemu światu. Rola Żydów nie może być przemilczana ani umniejszona w imieniu poprawności politycznej, ponieważ odsetek Żydów w strajkach i protestach akademickich lat 60. ub. wieku był ogromnie nadreprezentowany w stosunku do odsetka ludności żydowskiej. Szkoła frankfurcka, dzieła Freuda nadawały kolektywizmowi ludzi białych ładkę patologii psychicznej i infantylnych kompleksów, zerwanie więzów społecznych na Zachodzie są jawnym pokłosiem hegemonii tej wizji świata.
Niski przyrost naturalny, wymiana etniczna i wynikający z tego kryzys demograficzny można w wielkiej mierze zawdzięczać tym skutecznie skonstruowanym i rozpropagowanym prądom intelektualnym. Nie wszystkie przyczyny kryzysu europejskiego da się położyć na karb psychoanalizy i antropologii nowoczesnej i ich wpływom na kształt nowej elity intelektualnej i pokoleniowej, lecz poznanie pewnych mechanizmów propagandowych, jak i skuteczność marszu przez instytucje daje nam do myślenia.
Cytat rozpoczynający mój artykuł był intencjonalnie dobrany do tematyki rozprawy, Leon Degrelle wierzył w walkę dwuwymiarową, jedną z samym sobą a drugą ze zgnilizną otoczenia, którą zacząć można dopiero po oczyszczeniu siebie. A więc rewolta przeciw współczesnemu światu zaczyna się od naznaczenia siebie samego odmiennością. Problemem Europy nie są hordy z Trzeciego Świata a ludzie, którzy to aprobują i wypleniają systemowo tych, którzy okazują dezaprobatę, problemem nie jest alkohol a ludzie, którzy uciekają się do niego, nie mogąc znaleźć szczęścia w niczym innym, problemem nie są dewiacje a ludzie, którzy w imię swoich zboczeń wywracają porządek rodzinny do góry nogami. Problemem jest więc rozbicie wspólnoty przez zatarcie wszelkiej tożsamości zbiorowej przez nowotworowe ideologie obecnej epoki. Problemem jest odosobniona jednostka bez wspólnoty, bez tożsamości etnicznej. A źródłem problemu jest hegemonia kulturowa liberalizmu, dlaczego jest to ważne do podkreślenia? Ponieważ wiele środowisk pseudonarodowych szczerze wierzy, że słupek wyborczy czy przeforsowanie ustawy jest sukcesem, nie wiedzą jednak, że prawdziwa walka to walka o hegemonię kulturową, której nie wygrywa się z ław sejmowych. „To, co było naszą walką i naszym męczeństwem pewnego dnia stanie się odrodzeniem.” Odrodzenie to nie wynik wyborczy czy poszerzony elektorat albo współpraca z wolnościowcami a odrodzenie ducha Narodu i Ojczyzny Ojczyzn. Póki żyjemy, możemy uratować przyszłość nienarodzonych, pamięć umarłych i godność własną, przed nami tylko Trzecia Droga!
Aleksander Szczygłowski