Nacjonalista to ludowiec – osoba, którą interesuje przede wszystkim dobro wspólne, los ogółu jako zwartej całości. Z tego powodu celem naszych akcji propagandowych powinien być zawsze statystyczny obywatel naszego kraju, a mówiąc szerzej – cały naród. Trzeba przy tym pamiętać, że masy ludzkie charakteryzuje pewna bezwolność, a ton społecznym zapatrywaniom nadają liderzy, to jest elity zarządzające percepcją zbiorowości.
Statystyczna większość społeczeństwa nigdy nie jest radykalna. Ten prosty fakt należy mieć z tyłu głowy, gdy przeprowadza się akcje mające na celu przekonanie ludzi do swoich racji. To nie oznacza rzecz jasna, że treść musi zostać w jakikolwiek sposób łagodzona. Jest to błąd w myśleniu popełniany przez większość współczesnych ruchów nacjonalistycznych w Polsce. Każdą myśl można przeforsować, jeśli ubierze się ją w odpowiednie szaty. Przekonali się o tym kulturowi marksiści, którzy przez 50 lat prania mózgu Europejczykom i amerykanom doprowadzili do sytuacji, w której to co dawniej uznawano powszechnie za degenerację i upadek stało się szeroko akceptowalne, a nawet pożądane.
Głównym powodem napisania tego tekstu były rozmowy ze znajomymi na temat Marszu Niepodległości oraz formy przekazu, jaką obrali nacjonaliści. Z jednej strony faktycznie można było zauważyć, że większością uczestników Marszu kierował bezideowy patriotyzm, a internet krótko po obchodach odzyskania niepodległości zalały zdjęcia przedstawiające maszerujących murzynów, żydów, Azjatów i dzieci w celu udowodnienia kulturowym marksistom, że MN nie jest wiecem faszystów. Niestety, przejmując retorykę globalistów społeczeństwo nasiąka stopniowo ideami, które ojkofobiczne elity chcą rozpropagować.
To co należy w tej chwili zrobić, to wyjść ponad doktrynerstwo i dostroić formy do preferencji ludzi z zewnątrz, aby nadawać z nimi na tych samych falach. Nie możemy obrażać się na kult żołnierzy wyklętych, koszulki z husarią i symbole Polski Walczącej. Równocześnie nie możemy łagodzić przekazu. Trzeba wykorzystać popularną formę i wlać w nią nowe treści. I nie chodzi tu o kapitulowanie na linii ideologicznej - chodzi o skuteczne działanie metapolityczne. Jeśli nie zagospodarujemy tej części przestrzeni publicznej, zarobi to za nas ktoś inny. Nie sugeruję rezygnacji z formy żołnierza politycznego. Mówię o potrzebie otwarcia drugiego frontu, tym razem metapolitycznego, z prawdziwego zdarzenia.
Kolejną rzeczą, którą warto brać pod uwagę podczas propagowania określonych wzorców i postaw są potrzeby zwykłego człowieka. Nacjonalizm w swojej najbardziej kanonicznej postaci powinien być głosem prekariusza, osoby uciskanej finansowo i światopoglądowo przez system. Powinien stać się głosem pracownika fizycznego, żyjącego "od dziesiątego do dziesiątego". Głosem matek, które bezsilnie patrzą, jak szkoły piorą mózgi ich dzieciom i wykoślawiają postrzeganie rzeczywistości propagandą gender i multikulturalizmem. Głosem studenta prześladowanego za głoszone poglądy. Dopiero zidentyfikowanie potrzeb zwykłych ludzi pozwoli nam dobrać odpowiednie argumenty w celu ich przekonania.
Mamy przewagę nad globalistami, ponieważ propagujemy prawdę. Nie musimy uciekać się do przemilczeń, autocenzury albo negacji nauki, ponieważ nasza idea wypływa z odwiecznych praw natury. To co musimy zrobić, to odpowiednio przekazać wiedzę naszemu ludowi, aby stałą się wiedzą powszechną.
Patryk Paterek