Październik na Uniwersytecie Warszawskim będzie kolejnym miesiącem, w którym szerzony będzie ponownie jedyny właściwy ideologicznie pogląd liberalnej polityki historycznej na temat przedwojennych losów uczelni. Znów usłyszymy o losie biednych, prześladowanych studentów żydowskich przez faszystowskich pałkarzy. Ponownie ten temat zostanie zmonopolizowany całkowicie przez skrajną lewicę przy cichym przyzwoleniu prawicowych historyków i publicystów. Polski antysemityzm przedwojenny jest faktem, równocześnie nie jest niczym, czego Polacy powinni się wstydzić. Jest raczej powodem do dumy, że nasi dziadowie byli na tyle dojrzali, by nawet radykalnymi sposobami walczyć o przyszłość naszego narodu i zwracać uwagę na problematykę, jaką tworzyła ówcześnie w Polsce mniejszość żydowska. Temat ten niestety został całkowicie przysłonięty tematyką holocaustu, który całkowicie zdominował temat żydowski w Polsce. Uczeń gimnazjum i liceum będzie w czasie nauki języka polskiego i historii wałkował dziesiątki razy temat ludobójstwa niemieckiego na Żydach, równocześnie będzie mu w sposób manipulacyjny narzucany kompleks winy. A to w „Medalionach” Zofii Nałkowskiej przeczyta o obojętności polskich chłopów wobec umierającego uciekiniera z transportu do obozu zagłady czy to Czesław Miłosz przekaże mu fałszywą legendę o Polakach bawiących się radośnie na karuzeli przy murze getta warszawskiego, za którym rozgrywa się rzeź Żydów z rąk hitlerowców.
Coś, co było najzwyklejszą i jak najbardziej normalną reakcją na próbę przejęcia przemysłu i handlu przez Żydów w młodych państwach, w których warstwy robotnicze i chłopskie nie zdołały jeszcze awansować (Polska, Rumunia, Węgry), to samo istniało również w nowoczesnych i przodujących ówcześnie państwach, takich jak Francja, USA, Kanada. W przypadku badań na temat tzw. holocaustu przynajmniej historycy i socjolodzy po wielokrotnym wałkowaniu tych samych tez doszli w końcu do wniosku, że niemożliwe jest, żeby Niemcy po prostu chcieli wymordować wszystkich Żydów z powodu swojej nienawiści płynącej w niemieckich żyłach. Okazało się, że powód może być inny i mieć podłoże socjologiczne, ekonomiczne, itd. Innymi słowy, Niemcy nie zostali antysemitami, bo nienawidzili Żydów i basta. Mieli pośród rzeczywistych manipulacji multum prawdziwych powodów, które wywoływały taki, a nie inny stosunek do Żydów. Niestety w Polsce ten stan badań jest nieobecny. Dominujący lewicowi i liberalni historycy w ogóle nie kierują się taką metodologią, lecz starają się tworzyć przy ogromnych dotacjach obraz Polaków, którzy antysemityzm wyssali z mlekiem matki. Można by rzec, że w podobny sposób funkcjonowała w okresie 2014-2015 kremlowska propaganda chcąca w ten sposób pokazać Polakom Ukraińców. Niestety historycy przedstawiający polski, narodowy punkt widzenia są w mniejszości.
Antysemityzm przedwojenny
Nie ma co do tego wątpliwości, że polski antysemityzm przedwojenny miał ogromne i twarde uzasadnienie. Problem ten dostrzegali nie tylko „faszystowscy pałkarze”, a więc narodowcy według nomenklatury lewicowej, lecz także sanacyjny rząd czy przykładowo PSL, które szeroko podejmowało temat zagrożenia żydowskiego w kontekście ekonomicznym i społecznym. W książce Zygmunta Przetakiewicza „Od ONRu do PAXu” podane zostały w tej kwestii twarde dane. W 1937 roku w Polsce mieszkało 3.350.000 Żydów, co stanowiło 10% ogółu ludności. Handel opanowany był przez Żydów w 62%, rzemiosło w 40%, przemysł odzieżowy w 47%, a włókienniczy w 52%. Na uczelniach odsetek Żydów znacznie przewyższał 10%. Wydziały na wyższych uczelniach, jak np. wydział prawa oraz medycyny na UW, zostały prawie całkiem zdominowane przez Żydów, którzy najczęściej wywodzili się z żydowskiej burżuazji z łatwością mogącej sobie za pieniądze zapewnić miejsce na pożądanych kierunkach wyższych uczelni.
Tu warto zauważyć hipokryzję lewicy zarówno ówczesnej, jak i współczesnej, która tak zawzięcie walczyła o prawa Żydów, a dziś przypomina o „polskich zbrodniach narodowców” na Żydach. Nie interesowały ich w żaden sposób losy chłopów i robotników, którzy nie mieli możliwości awansować społecznie i nie mogli rywalizować na równym poziomie z majętnymi Żydami. Gdy w końcu w latach 30. polski handel zaczął się rozwijać, natychmiast doszło do reakcji żydowskiej na taką sytuację. Tak zwany pogrom w Przytyku w 1936 roku był w rzeczywistości pierwszym ekstremalnie brutalnym atakiem żydowskich kupców na polskich chłopów próbujących przetrwać na wsi handlem. Żydowskie bojówki uzbrojone w siekiery tropiły wtedy w centrum miejscowości wszelkich chrześcijan. Ostatecznie zamordowany został polski handlarz, co doprowadziło do ogromnego wzburzenia polskich mieszkańców Przytyku i brutalnej eskalacji. W odwecie zamordowano żydowskie małżeństwo. Kolejne wybuchy zamieszek na tle etnicznym prowokowane przez żydowskich handlarzy tylko udowadniały, że problem jest realny i rośnie. Wielu Polaków, w tym nacjonalistów, było przerażonych taką sytuacją. Powszechnie występował pogląd, że jeśli Polacy nie podejmą akcji obronnej, to w ciągu kilku dekad zostaną jedynie tanią siłą roboczą pozbawioną silnego mieszczaństwa i przemysłu. Dochodziło nawet do mordów na polskich studentach przez żydowskie bojówki. Na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie w 1931 r. zginął ukamienowany student Stanisław Wacławski, rok później we Lwowie zamordowany został inny student Jerzy Grotkowski. Obaj zginęli za podejmowanie żydowskiej problematyki w II RP w niewygodny dla Żydów i skrajnej lewicy sposób.
Numerus clausus
Zasada numerus clausus, która miała pomóc w awansie społecznym polskim warstwom uboższym, stała się dla ówczesnej i współczesnej lewicy synonimem zła. Getta ławkowe zaś, które miały zmniejszyć napięcia etniczne i polityczne między polskimi studentami a komunistami, socjalistami i mniejszością żydowską (a potem szok i niedowierzanie, że utarło się pojęcie żydokomuny), porównuje się do hitlerowskiej praktyki segregacji rasowej na podbitych terenach, co jest po prostu aktem obrzydliwym, niemającym poparcia w faktach, ale mającym więcej wspólnego z totalitarną propagandą. Numerus clausus miała ograniczyć liczbę studentów żydowskich na uczelniach w taki sposób, by odzwierciedlała realny udział Żydów w społeczeństwie, równocześnie dając innym obywatelom polskim o nieżydowskim pochodzeniu (nie tylko Polakom) szansę na edukację.
Warto zwrócić uwagę, że podobne rozwiązania wprowadzono nie tylko w Polsce czy hitlerowskich Niemczech, ale również na Węgrzech, w Rumunii, USA i Kanadzie! Ba, numerus clausus w uwspółcześnionej formie można spotkać we Francji czy Finlandii na wydziałach medycznych i nie jest to przedmiotem międzynarodowych ataków liberałów i lewicy. Co się tyczy getta ławkowego, już wcześniej wspomniałem o mordach żydowskich na polskich studentach. Ataki uzbrojonych w ostre narzędzia bojówkarzy komunistycznych i żydowskich na polskich nacjonalistów były codziennością. Nacjonaliści polscy jednak wiedzieli, jak się bronić, równocześnie byli grupą bardzo liczną. Te częste walki polityczne i etniczne spotkały się z próbą rozwiązania problemu, jakim miało być właśnie getto ławkowe. W tym momencie często jest wyciągany zmyślony fragment o „pałkarzach” zmuszających do rozdzielania studentów chrześcijańskich i żydowskich z udziałem Ireny Sendlerowej. Irena Sendlera, znana jako Sprawiedliwa Wśród Narodów Świata, a równocześnie fanatyczna zwolenniczka rządów PRL-owskich, w czasach studenckich działała aktywnie w Związku Polskiej Młodzieży Demokratycznej, który był organizacją bojówkarską ze skrajnie lewicowym profilem ideologicznym. Członkowie tej organizacji zasłynęli z atakowania ostrymi narzędziami strajkujących studentów Uniwersytetu Warszawskiego w 1936 roku, dwie osoby trafiły wtedy w stanie krytycznym do szpitala. Ówczesna blokada Uniwersytetu Warszawskiego, co ciekawe, nie dotyczyła wyłącznie getta ławkowego, ale również wsparcia socjalnego dla biedniejszych studentów i zmniejszenia opłat za studia.
W artykule „Lista Sendlerowej” z 2001 roku opublikowanego na łamach Gazety Wyborczej pojawia się przejmujący i patetyczny opis: „Jest początek lat 30. Irena studiuje polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Działa w lewicującym Związku Młodzieży Demokratycznej. Na wykładach stoi - na znak protestu wobec getta ławkowego dla Żydów. Bojówkarz ONR-u szturcha pałką jej przyjaciółkę: - Dlaczego stoisz? - Bo jestem Żydówką. - A dlaczego ty stoisz? - Bo jestem Polką - odpowiada Irena i dostaje od ONR-owca w twarz.”. Oczywiście całość została zmyślona na rzecz propagandy. Odnośnik do tego cytatu prowadzi nas do wywiadu rzeki z Sendlerową „Matka dzieci Holokaustu. Historia Ireny Sendlerowej”. Nie tylko takiej sytuacji nie ma tam opisanej, ale we fragmencie dotyczącym ONR-u Sendlerowa opisuje własny atak na narodowca. Za swoje sympatie komunistyczne miała zresztą znaleźć się na listach zdrajców polskiego podziemia niepodległościowego. Ostatnia książka dotycząca Sendlerowej „Sendlerowa. W ukryciu” dekonstruuje mit bohaterki ratującej Żydów, a wręcz nasuwa wniosek, że Sendlerowa ukrywała po latach swoje sympatie komunistyczne, a dalej zawyżała skrajnie liczby ratowanych żydowskich dzieci tylko w sobie znanym celu.
Oczywiście nie dajmy się też zwariować „neoendeckiej” narracji historycznej, jakoby polscy narodowcy przed wojną byli wielce prawymi katolikami, którzy działali wyłącznie w samoobronie. Owszem była działalność bojówkarska na uczelniach, były pobicia, morderstwa polityczne, strzelaniny, podkładanie bomb, była działalność bezkompromisowa, radykalna, a wręcz terrorystyczna. Nie, nie należy się od tego odcinać, tak samo jak nie należy się odcinać od działalności bojówkarskiej PPS w zaborze rosyjskim. Należy się do tego odwoływać i popularyzować te romantyczne czasy dzisiaj, gdy wszelki patos, powaga, heroizm zostały przez pop kulturę zamiecione pod dywan. Również nie ma sensu twierdzenie, że z perspektywy narodowców problematyka żydowska dotyczyła wyłącznie ekonomii, była to problematyka etniczna i rasowa, co przyznawała publicystyka Młodzieży Wszechpolskiej, ONR-u, czy RNR-Falanga, nie mówiąc o samym Dmowskim i narodowej demokracji. Ta sama sytuacja ma miejsce dzisiaj, gdy nasza warszawska stolica jest dosłownie zalewana przez imigrantów z Azji i Bliskiego Wschodu.
Podobną kwestią jest temat pogromów na Żydach ze strony Polaków w czasie II wojny światowej. Tutaj chętnie wypowiada się w temacie zarówno lewica, liberałowie oraz prawica. Słynny przypadek Jedwabnego pojawia się regularnie, gdy jakiś historyk z IPN-u podważa ogólnie przyjętą tezę o zamordowaniu żydowskich sąsiadów przez Polaków. Nie chcę się rozpisywać tutaj na temat manipulacji, fałszywych autorytetów, jak taki Gross, itd. Można stwierdzić jednak, że obie strony przyjmują fałszywy obraz wydarzeń w przypadku Jedwabnego i innych podobnych sytuacji. Lewica, liberałowie i neokonserwatyści przyjmują bez żadnych wątpliwości tezę o Polakach mordujących Żydów bez żadnego uzasadnienia, część zaś prawicy i narodowców rzuca tezę, jakoby żaden Polak nie zamordował Żyda, bo jak można w ogóle brać pod uwagę, że dumny, święty, polski chłop skrzywdziłby swojego sąsiada? Rzeczywistość jest zgoła inna. Zaprzeczenie wbrew wszelkiemu rozsądkowi. że takie pogromy miały miejsce i brali w nich udział nie tylko Litwini, Łotysze, Ukraińcy, Rosjanie, ale również Polacy, jest po prostu zwykłym prymitywizmem dorównującym zaprzeczaniu oczywistych zbrodni w przypadku innych narodów. Należy jednak zwrócić uwagę na kontekst całej sytuacji. W tych przypadkach pomija się całkowicie fakt, że pogromy te miały miejsce na terenach wyzwalanych przez Niemców z rąk okupacji ZSRR. Żydzi masowo garnęli się po 17 września 1939 roku do kolaboracji z Sowietami, angażując się w cały aparat zagłady i terroru wymierzony w polskich, ukraińskich, białoruskich sąsiadów. Kolejny przykład tzw. żydokomuny w praktyce. Po dwóch latach czerwonego terroru wyzwoleni spod jarzma Stalina chłopi, robotnicy i inteligencja przeprowadzili działania odwetowe za owe krzywdy. Nie jest moim zadaniem ocena tych odwetów, prawdą jest, że dotyczyły one również niewinnych, ale dopiero analiza czerwonego terroru 1939-1941 na wschodnich terenach II RP i kolaboracja Żydów z komunistami mogą dać pełny obraz sytuacji.
Podsumowując, do głównonurtowego postrzegania historii w III RP podchodźmy bardzo ostrożnie i krytycznie, sami czytając szereg publikacji i źródeł, a dalej sami wysnuwajmy wnioski. Nie dajmy się wprowadzić w demokratyczną patologię, jaką jest zmiana polityki historycznej co cztery lata, a więc wraz ze zmianą rządów. Raz będziemy słuchać o rycerskich Wyklętych i dekomunizacji, a zaraz potem o Wałęsie, Bartoszewskim, a i tak w obu przypadkach posłuchamy o polskich mordercach w Jedwabnym, za których przeproszą syjoniści wszystkich opcji okrągłostołowych, czy o polskim antysemityzmie przedwojennym. I przede wszystkim! Niech nas słyszą! Zychowicz przy całym moim dystansie do jego osoby i jego poglądów zdołał spopularyzować w sposób wspaniały idee sojuszu II RP z III Rzeszą, a równocześnie skutecznie skrytykował polską mentalność, która prowadziła do zgubnych decyzji politycznych. Podobnie jak on budujmy własną alternatywną politykę historyczną i promujmy ją wśród znajomych, w zakładach pracy, na uczelniach. Dajmy narodowi to, czego brakuje w polityce demoliberałów, a więc myślenie, wysnuwanie wniosków, analizę informacji. Bo przecież tego chcemy, a nie bezmyślnej masy łykającej jak pelikany każdą informację ze strony władzy i mediów.
Zygmunt Bela