Często w środowisku nacjonalistycznym czy tożsamościowym usłyszeć można twierdzenia o śmierci cywilizacji łacińskiej. Źródeł naszej kultury materialnej i duchowej doszukuje się w prawie rzymskim, chrześcijaństwie, filozofii klasycznej, naukowej percepcji rzeczywistości, a także tradycji poszczególnych etnosów europejskich. Co prawda, część teoretyków spiera się czy Polska jest faktycznie częścią cywilizacji łacińskiej, zwyczajowo utożsamianej z zachodem. Niektórzy woleliby umiejscowić nasz kraj we wschodnim – eurazjatyckim – duchu rozwoju społeczeństwa. W mojej opinii, żadne ze skrajnych stanowisk nie jest wystarczająco wyczerpujące. Nie da się odmówić polskiej myśli społecznej nacechowania zachodniego, mowa tu o wyraźnych wpływach prawa rzymskiego i jego późniejszych interpretacji kontynentalnego dorobku jurystycznego oraz żywych w rodzimej kulturze chrześcijańskich i klasycznych źródłach. Jednocześnie, Polacy mentalnie są ludźmi wschodu. W stwierdzeniu tym nie ma cienia krytyki. Socjologiczny orientalizm rozstrzyga konflikt między jednostką a kolektywem na korzyść tego drugiego. Postawa taka pozwala przetrwać surowe realia geografii stepowej zachodniej i centralnej Azji. Przy tym wszystkim rodzima wspólnotowość nie jest posunięta tak daleko jak wśród wschodnich plemion koczowniczych. W ten sposób powstaje, unikatowa – czysto polska – mieszanka cywilizacyjna, która być może pozwoliła nam (tymczasowo?) uniknąć podzielenia losu zachodu.
Niech żyje śmierć!
Wracając do cywilizacji zachodniej i dywagacji na temat jej życia i śmierci, rację oddać należy cywilizacyjnemu pesymizmowi. Tak, zachód umarł. A jego formuła cywilizacyjna się wyczerpała. Próżno doszukiwać się reguły pozwalającej odnaleźć we współczesnym okcydencie źródła cywilizacji łacińskiej. Trudno mówić o rzymskich, opartych na logice i etyce, zasadach sprawiedliwości jako komponentach współczesnej kultury prawnej zachodu, gdy dochodzi do dysproporcjonalnego uprzywilejowania określonych grup społecznych, dodatkowo działających wbrew naturze i zasadom współżycia społecznego. Podobnie sprawa wygląda z kulturotwórczą rolą chrześcijaństwa i filozoficznego dorobku antyku. Powstawanie współczesnej muzyki, sztuki czy literatury opartej o tradycyjne wartości cywilizacyjne należy do wyjątków funkcjonowania zachodu. Ostatni templariusze okcydentu – ci którzy głoszą wiarę w absolut i misterium lub kultywują tradycje własnej kultury narodowej – są dziś jak gladiatorzy wyciągający prawe dłonie ku cesarzowi. Morituri te salutant! Lecz cesarz umarł. Nie zbuduje nowych katedr i murowanych placów. Na zachodzie nie powstanie dzieło na miarę Odysei, ani nie urodzi się twórca taki jak Dante. Wyczerpała się również okcydentalna forma polityczna, którą najpierw była monarchia, a później parlamentaryzm. Zachód umarł. I tak być musi.
W szczękach Uroborosa
Jeden z największych europejskich historiozofów, Oswald Spengler, autor „Zmierzchu zachodu”, dokonał trafnej analizy rozkładu cywilizacji łacińskiej. Jego zdaniem, procesy naturalne takie jak życie, młodość, dojrzałość, starość, rozkład i śmierć mają odniesienie również do dzieł stworzenia ludzkiego. Tym samym, kultura jako pochodna ludzkiej twórczości wykazuje podporządkowanie prawom natury, rozumianej jako wszelka substancja, która od człowieka nie pochodzi. Trudno dziwić się zatem dziwić, że społeczeństwa odchodzące od prawa naturalnego i wszelkiego kontaktu z misterium zaczynają umierać. Istnienie biologicznego zegara społeczeństw determinuje istnienie inteligentnego projektu, jaki przyświecał boskiej kreacji świata. W naturze nie występuje zjawisko śmierci absolutnej. Wszelka substancja, która zakańcza swój żywot staje się pokarmem dla bytów z niej wyrastających. Wyparowująca woda ostatecznie powróci do ziemi lub mórz wraz ze spadającym deszczem. Piasek i kurz wyrywany przez wiatr z górskich szczytów stworzy w przyszłości nowe skały. W identyczny sposób funkcjonują formy organizacji i rozwoju społeczeństw. Według Spenglera, ich życie zaczyna się od kultury czyli fazy wewnętrznego, duchowego i materialnego rozrostu danej społeczności. W Europie okres ten rozpoczyna się w średniowieczu by przejść w kolejny etap wraz z początkami kapitalizmu. Fazę następującą po okresie kultury Spengler nazywa cywilizacją. Przekształcenie następuje, gdy w ciele danej kultury nie ma już miejsca na wzrost i zaczyna ona pękać – rozlewać się na zewnątrz. Cywilizację cechuje zatem imperializm, gdyż jako struktura posiadająca jeszcze siłę do poruszania kół historii, a jednocześnie wyczerpana wewnętrznie, musi rozrastać się do zewnątrz. Zachód znajduje się obecnie w schyłku swojej zdolności cywilizacyjnej. Pojedyncze przejawy okcydentalnego imperializmu, takie jak interwencja w Syrii czy gospodarczo-polityczne środki przymusu Unii Europejskiej, należy interpretować jako drgawki umierającego. I nic więcej. W podobny sposób wygasało politeistyczne Cesarstwo Zachodniorzymskie. Z jego rozkładającego się ciała wyrosły nowe pędy, scalając chrześcijaństwo, elementy gnostycznego mistycyzmu oraz cesarską i legionową tradycję Rzymu. Upadek wiecznego miasta strzeżonego przez boga wojny Marsa i jego pretorianów dał początek wielkiemu imperium Św. Karola ze stolicą w Akwizgranie. Cykl życia i śmierci, zarówno istot biologicznych, jak i cywilizacji obrazuje postać Uroborosa. Mityczny grecko-egipski symbol przedstawia węża zjadającego własny ogon, który nieustannie się zjada i sam z siebie odradza. Podobne znaczenie płynnego przechodzenia życia w śmierć i śmierci w życie nosił krzyż celtycki wykorzystywany przez ojców europejskich etnosów.
Baron wiedział
Podobne do Spenglera wnioski wyciągnął włoski teoretyk tradycjonalizmu integralnego – Baron Juliusz Evola. Obrazują to między innymi słowa jego autorstwa: „Doktryna tradycyjna opierała się na akcie duchowym jako „akcie bez aktywności”; mówiła o „nieruchomym napędzie”, korzystając z symboliki „bieguna”, niezmiennej osi, wokół której odbywa się wszelki uporządkowany ruch.”. Filozof wskazywał na istnienie pewnych niezmiennych prądów duchowych, które napędzają koła historii. Jego zdaniem Tradycja nie jest elementem świata materialnego. Tym samym, jej definicję można by zsumować do stwierdzenia, że jest ona wszechpotężną i absolutną mocą, która napędza człowieka w duchu samodyscypliny i nieograniczonej, prawdziwej woli, którą najdoskonalej wyraża społeczeństwo hierarchiczne. W ten sposób, formy organizacji zbiorowej i postawy indywidualne oparte o Tradycję tworzą cywilizację, w najpełniejszym tego słowa znaczeniu. Dostrzegając nieuchronność upadku zachodu, zgodnie z teorią Spenglera, wskazać należy, że przyczyną upadku jest społeczne porzucenie zasad evoliańskiej Tradycji, które wyraża się w skrajnym indywidualizmie i nihilizmie. W ten sposób nie sposób nie dojść do wniosku, że z cywilizacji zachodniej wyrośnie nowa cywilizacja. Od ludzi okcydentu zależy jednak do kogo będzie ona należeć. Kolejna forma organizacji społecznej będzie formą tradycyjną. Społeczeństwo konsumpcjonistyczne i wyzute z twórczej woli mocy nie będzie zdolne do wytworzenia kultury. Wskazówką mogą być statystyki demograficzne zachodniej Europy. Wyzwolony, biały człowiek zachodu, uzbrojony w białe słuchawki z nadgryzionym jabłkiem i tabletki wczesnoporonne, nie chce zakładać rodzin i przynosić na świat potomstwa. Udowadnia to bezwartościowość teorii gospodarczych liberałów jakoby tylko i wyłącznie kwestie materialne przesądzały o dzietności danego społeczeństwa. Zwłaszcza, że statystyki wyglądają zupełnie odwrotnie wśród biedniejszych, lecz bliższych tradycyjnej religijności i komunitaryzmowi, wspólnot afrykańskich czy muzułmańskich. W ten sposób okazać może się, że nową kulturę na ziemiach okcydentalnych stworzą nomadowie, co wynika z czystej statystyki. Niestety, nie będzie to jednak przedłużenie tradycji i bytu Europejczyka.
Nie brońmy cywilizacji zachodu
Obrona zachodu i jego cywilizacji jest niemożliwa. Nie da się bronić czegoś co już nie istnieje. Strzeliste iglice katedr i muzyka Beethovena są dziś reliktami zatopionej Atlantydy. Polska, jak już wspominałem wcześniej, jest niepokorną częścią zachodu, można by rzec, że jest dzieckiem wschodu wychowanym przez Rzym. Pomimo tego degeneracja europejskiej cywilizacji jest dostrzegalna i u nas. I nie chodzi tu tylko o rozrost ruchów liberalnych czy postępującą powoli nadwiślańską rewolucję seksualną. Są to jedynie objawy kryjące się za prawdziwą przyczyną jaką jest konsumpcjonistyczny materializm. Nie trudno wypromować konsumpcyjne podejście do seksu, miłości i drugiego człowieka, gdy konsumpcjonizm sam w sobie determinuje postawy społeczne. Tym samym, dostrzec należy zmiany jakie zaszły w rodzimych społeczeństwach. Dążąc do naprawy wskazanego stanu rzeczy zdecydowanie odrzucić należy reakcjonizm. Znaczna część środowisk konserwatywnych wierzy, że zamknięcie się w świątyniach lefebrystów i zaciszu domowej biblioteczki wystarczy do odwrócenia kół historii. Mylą się myśląc, że zamykając oczy, aby nie widzieć danego zjawiska sprawią, że ono zniknie. Jednocześnie błędna jest sama postawa postulująca powrót do momentu historii, który już minął. Nie będzie drugiego baroku ani rokoka. Zresztą, to co budzi zachwyt wrażliwych dusz we wspomnianych epokach to ich oryginalność i awangardowość określonych prądów kulturowych, a nie próba powrotu do minionego. Cywilizacja łacińska nie wróci w takiej formie jaką znaliśmy ją z książek. Podobnie jak politeistyczny Rzym. Ich już nie ma. Nie oznacza to, że żywotnych elementów minionej cywilizacji nie można przenieść na grunt nowej kultury. Nie twierdze, że chrześcijaństwo jest martwe, a filozofia klasyczna bezwartościowa. Być może katolicyzm będzie podwaliną nowej epoki, ale jego polityczna forma będzie odmienna od tej, która minęła. Nasza rola jako nacjonalistycznej awangardy nie leży w reanimacji tego co już umarło. Zadanie jest o wiele ambitniejsze, a cel, który mu przyświeca czysto mesjanistyczny. Mając świadomość upadku cywilizacji i tego, że na jej gruzach wyrośnie nowa kultura musimy zadbać oto, aby zbudowana została na odpowiednich pierwiastkach. Takich, które zapewnią przetrwanie narodom, nadadzą im nową formę i nowe życie oraz zbudują nowe ołtarze Tradycji. Oto nasz cel. Zwycięstwo będzie z nami.
Leon Zawada