1 marca co roku przez ulice polskich miast przechodzą nacjonalistyczne marsze ku czci Żołnierzy Wyklętych, tych żołnierzy, którzy nie zawahali się w chwili próby chwycić za broń i ruszyć do walki przeciwko drugiemu, znacznie groźniejszemu od hitlerowskich Niemiec okupantowi – Związkowi Sowieckiemu. Ich niezłomna i heroiczna walka trwała do 21 października 1963 roku, do śmierci Józefa Franczaka „Lalka”, żołnierza Armii Krajowej i ostatniego Wyklętego. Przez prawie pół wieku sowieckiej okupacji Polski służby bezpieczeństwa przy wsparciu propagandy, sprzedajnych artystów i bierności zastraszonego Narodu starały się ich wykreślić z kart współczesnej historii Polski bądź napiętnować jako bandytów, antysemitów, zbrodniarzy wojennych i „zaplute karły reakcji”.
Z perspektywy czasu aparat komunistyczny posiadający wsparcie moskiewskiego brata przegrał wyraźnie tę walkę. Dzisiaj na Łączce, Służewcu i wielu miejscach ich kaźni prowadzone są ekshumacje, organizuje się szereg, między innymi sportowych wydarzeń, mających na celu upamiętnienie Wyklętych, sporo młodych pasjonatów historii polskiego podziemia zakłada grupy rekonstrukcyjne bądź wstępuje do już istniejących, wydawane są książki opisujące tę zapomnianą za PRL kartę polskiej historii, na wykładach Leszka Żebrowskiego, Jana Żaryna, Tadeusza Płużańskiego czy innych badaczy tej tematyki pojawiają się tłumy słuchaczy, a twórcy muzyki tożsamościowej od hiphopu po muzykę metalową nagrywają na płyty utwory poświęcone ostatnim polskim partyzantom.
W tymże tekście jednak nie chcę się rozpływać nad budzącą się świadomością historyczną młodych Polaków, ponieważ mimo mojego zadowolenia z tak przebiegającego stanu rzeczy nie to jest celem moich rozważań. Tytuł tekstu zawiera parafrazę jednego z dzieł Juliusa Evoli Rivolta contro il mondo moderno”, czyli „Rewolta przeciwko współczesnemu światu”, w której zawarł swoje wykładnie na temat filozofii dziejów, zasad tradycyjnego świata i teorii cywilizacji, a także zawarł istotę podziału wizji cywilizacji na tradycyjną i antytradycyjną oraz przeciwstawił wizję modernistycznego świata duchowi Tradycji. Zatem w moim tekście Tradycję uosabiają Żołnierze Wyklęci, rolę Antytradycji z kolei posiada bolszewicki okupant wspierany przez Żydów i polskich komunistów.
Dlaczego ostatni partyzanci niepodległej Polski stanowią uosobienie Tradycji? Pierwszym czynnikiem było trwające do dziś silne zakorzenienie religii katolickiej w narodzie polskim, wiara w Boga pozwalała wielu żołnierzom i oficerom podziemia przetrwać najcięższe męki, tortury i szykany ze strony stalinowskiego aparatu przemocy. Tu można przywołać choćby grypsy więzienne ppłk. Łukasza Cieplińskiego „Pługa”, prezesa IV Zarządu WiN, który w oczekiwaniu na śmierć w więzieniu mokotowskim pisał do żony: Kochana Wisiu! Jeszcze żyję, chociaż są to prawdopodobnie już ostatnie dla mnie dni. Siedzę z oficerem gestapo. Oni otrzymują listy, a ja nie. A tak bardzo chciałbym otrzymać chociaż parę słów Twoją ręką napisanych (...). Ten ból składam u stóp Boga i Polski (...). Bogu dziękuję za to, że mogę umierać za Jego wiarę świętą, za moją Ojczyznę i za to, że dał mi taką żonę i wielkie szczęście rodzinne. Kolejnym przykładem może być fakt, iż w szeregach antykomunistycznego podziemia byli również katoliccy duchowni, którzy pełnili posługę duszpasterską, między innymi kapelan partyzanckiej jednostki PPAN, zamordowany przez UB w 1949 roku ksiądz Władysław Gurgacz. Niezłomność duchownych służących w szeregach partyzanckich wzbudzała bardzo silną nienawiść ze strony komunistów, a także i niejednokrotnie – negatywne opinie swoich duchownych przełożonych, którzy w 1950 roku potępili działalność podziemia niepodległościowego. Pomimo takiego traktowania wyklęci duchowni postępowali w zgodzie z własnymi przekonaniami i sumieniem, które nakazywało im pomagać w walce o niezawisłą Polskę, stąd angażowali się nie tylko w posługę duszpasterską w oddziałach partyzanckich, ale i także udzielali pomocy represjonowanym i ich rodzinom.
Dalej, cechowała ich niezłomność nawet w obliczu tego, czego się mogli spodziewać od komunistów. Wielu żołnierzy podziemia zostało po ujęciu osadzanych w więzieniach okrytych złą sławą – choćby w więzieniu mokotowskim, gdzie byli poddawani bardzo brutalnemu śledztwu poprzedzanemu szykanami psychicznymi, szantażem wobec rodzin oraz nakłanianiem do złożenia zeznań czy podpisania lojalki. Generał „Nil”, rotmistrz Witold Pilecki, Danuta Siedzikówna „Inka” i wielu innych żołnierzy czy oficerów, których nazwiska mógłbym długo wymieniać, bardzo mocno ucierpiało od tortur, jednak zachowało niezłomny charakter i nie wydało swoich towarzyszy broni, inni jak choćby Józef Kuraś „Ogień” popełniali samobójstwo, by nie wpaść w ręce ubeków. To choćby ilustrują słowa rotmistrza Witolda Pileckiego, że to, co przeżył w Oświęcimiu, przy torturach stosowanych przez stalinowskich oprawców było igraszką. Jednak nie wystarczyło tylko zabić fizycznie polskich bohaterów, ponieważ komuniści wiedzieli, że na ich walce może powstać inspiracja do walki przeciwko systemowi, dlatego rodziny nie były informowane o miejscach pochówku, sami żołnierze byli grzebani w masowych mogiłach, nieraz ubierani przez ubecję w mundury niemieckie, szkalowano w stalinowskich podręcznikach do historii Polski.
Co nadal wyróżniało Żołnierzy Wyklętych? Wiara w słuszność sprawy, o jaką walczyli, i hart ducha, które wzmacniały opór Polaków i sprawiły, że nawet w obliczu spodziewanej klęski woleli zginąć śmiercią z bronią w ręku. Warto przypomnieć, że wbrew oszczerstwom, pisanym na łamach Gazety Wyborczej, w książkach Grossa czy raportach UB z tamtego okresu, podziemie niepodległościowe było wspierane przez ludność cywilną, która doświadczała nie mniejszych represji ze strony czerwonych pachołków, i mimo pragnienia życia w spokoju z dala od wojennej zawieruchy była świadoma, że bolszewicka Rosja przynosiła ze sobą nie pokój, a wojenną pożogę, nie dobrobyt, ale głód, nie spokój, a gwałt. Ponadto komponenty wiary i hartu ducha były mocno podparte o tradycje walki z komunizmem, które sięgały 1920 roku i które stanowiły koronny dowód, że Sowieci nie okażą litości narodowi polskiemu i postanowią wziąć nad nim odwet. Skończyło się to zamęczeniem dziesiątek tysięcy Polaków w czasie Hołodomoru, „operacją polską” NKWD, Katyniem, Sybirem i Workutą.
Dalej, można czytając świadectwa walki polskich partyzantów, pomyśleć o pogardzie dla śmierci. Wielu żołnierzy na pewno nie bało się śmierci, liczyli się z tym, iż prędzej czy później muszą zginąć czy w lesie z karabinem, czy zostać zamęczonym na śmierć w kazamatach Mokotowa, Rawicza, Łubianki czy Zamku Lubelskiego, czy popełniając samobójstwo byleby nie wpaść w ręce ubecji. Wbrew takiemu wrażeniu byli jednak Wyklęci przede wszystkim ludźmi i nie wszyscy pragnęli śmierci, stąd można by zrozumieć tych spośród naszych bohaterów, którzy w śledztwie złamani torturami, szykanami czy represjami wobec ich rodzin poszli na współpracę z okupantem.
Następnym czynnikiem, jaki wskazuje na Żołnierzy Wyklętych jako obrońców Tradycji, jest własny przykład. Pomimo iż to było już ostatnie zbrojne wystąpienie z tchnieniem ducha dawnej II Rzeczypospolitej, to jednak ostatni partyzanci wskazali drogę, jaką naród polski musi podążać do odzyskania niepodległości. Tą drogą była walka, niekoniecznie z bronią w ręku, ale walka. Ruszyli nią powstańcy poznańscy w 1956 roku, robotnicy Radomia, Ursusa, Płocka i Wybrzeża, ruszyła Solidarność w 1980 roku oraz neoendeckie i narodowo-radykalne skrzydła opozycji antykomunistycznej w czasie stanu wojennego. Nie walczyli tylko, by wyzwolić Polskę spod bolszewickiego jarzma, ale też by poprawić dolę polskiej ludności traktowanej jak niewolnicy w jednym wielkim imperium rozciągającym się od wschodniego Berlina po Kamczatkę. Byli gotowi każdego dnia na poniesienie ofiary za niepodległą Ojczyznę, a nie od święta, tak jak wielu salonowych czy otumanionych przez propagandę medialną ludzi, którzy tylko raz do roku czy na 11 listopada, czy na EURO 2012 ukażą swój patriotyzm, a potem wrócą do oglądania telenowel, a swoje zainteresowanie problemami naszego kraju okażą tylko poprzez prywatne dyskusje.
Należy też wspomnieć o roli, jaką odegrały obok wiary moralność i świadomość wspólnoty. Wyklęci walczyli za naród, nie za samych siebie, dla nich nie liczyły się korzyści materialne ani jakieś bogactwa pokroju świętego Graala, tylko wolna i niepodległa Polska. Jednak z perspektywy czasu te wartości stają się powoli anachronizmami, które materialistyczny świat sprowadza do sfery, w której to, co się zdobywało ciężką pracą i nabywaniem następnych poziomów doświadczenia, można teraz bez żadnego wysiłku kupić, za to oczekuje się w oczekiwaniu na zmiany już od razu gotowego scenariusza i programu. Niczego, co szlachetne i inteligentne, nie da się od razu dostać i kupić, ponieważ trzeba na to zapracować. Partyzanci nie zadawali z pewnością pytań, nie mamili się żadnymi frazesami w stylu i tak nic się nie zmieni, i co z tego zyskamy, tylko zdecydowali się walczyć nawet do śmierci. I właśnie za to są czczeni i zasługują na pamięć. Nie mówiąc już nawet o tym, iż niektóre środowiska lub osoby uważają pamięć o Żołnierzach Wyklętych za znakomity parawan do promowania idei Unii Europejskiej, która to UE w przeciągu 11 lat doprowadziła do utraty pełnej niepodległości.
Żołnierze Wyklęci dzisiaj nad Wisłą są zasłużenie przywracani na karty polskiej historii, co dość często z drugiej strony przybiera niemal jarmarczny wymiar, delikatnie mówiąc napawa mnie to niesmakiem. Dość trafnie to ujął Zbigniew Lignarski w tekście „Pamięć i szacunek, nie błazenada!” opublikowanym na łamach portalu Nacjonalista.pl, więc nie mam zamiaru kopiować tego, co napisał w tym inspirującym artykule. Pragnę zaznaczyć przede wszystkim, że my, jako współcześni nacjonaliści powinniśmy pamiętać o naszych narodowych bohaterach codziennie, a nie tylko kilka razy do roku na marszach pamięci, warto poświęcić trochę wolnego czasu na posprzątanie grobów żołnierzy AK, NSZ, powstańców warszawskich czy ofiar komunizmu, uporządkowanie kwiatów, zapalenie świeczki i modlitwę za ich dusze. Natomiast historię oporu, między innymi antykomunistycznego podziemia powinniśmy traktować jako inspirację dla naszego codziennego życia. Zatem jak Julius Evola piórem, Żołnierze Wyklęci karabinem i granatem, tak my czynem i słowem w oparciu o swoje ideały ruszajmy do czynnej walki przeciw współczesnemu światu.
Adam Busse