Nie ma co znęcać się nad marnością prawicy. Rządy centroprawicowej partii muszą odpowiadać wymogom demoliberalnych antywartości. Oczywiście rząd na fali prymitywnej islamofobii nie przyjął uchodźców, co się chwali. Jednakże z drugiej strony na żądanie lobbystów wpuszcza hordy nie tylko już uboższych braci Słowian, ale także Azjatów i nomen omen muzułmanów z Uzbekistanu. Czy Hindusów. Pierwsze pieczęcie do bram „Zachodu” można uznać za złamane. I nic w tym dziwnego, w końcu mechanizmy partii centroprawicowych zawsze działały podobnie. Dziwi jednak reakcja całego środowiska prawicowego. Otóż na takie rewelacje, jak ściąganie trzecioświatowej kolorowej dziczy zareagowano... entuzjazmem. Jak prawica długa i szeroka,za wyjątkiem paru jednostek, zachwyciła się koncepcją. Efekt długotrwałej tresury liberalnej lewicy wpierającej politykę wstydu i materialistyczną wersje patriotyzmu ze sprzątaniem psa i płaceniem podatków w połączeniu z ko-liberalną doktryną na polskim podwórku dał efekt. Liczy się tylko to kto płaci podatki. Osąd ostateczny., Nawet niechęć do muzułmanów znika o ile sprowadza je właściwa partia, która zapewnia, że nie idą po socjal, ale do pracy. Pal licho, że akurat stamtąd pochodzi gros wysadzających się na ulicach europejskich miast fanatyków, tudzież bawiących się w GTA Live. Przyjrzyjmy się więc kilku faktom i mitom tej żenującej sprawy.
1. Podporządkowanie się panującej narracji
Ktoś kto pamięta polską prawicę lat 90, z pewnością kojarzy olbrzymi obóz przepełniony szurią, ale także błyskotliwymi pisarzami, wspólne konferencje i kluby. Niemniej za młody jestem na to, by kojarzyć to z autopsji. Co nieco jednak się liznęło. W każdym razie był to obóz silnie zorientowany na konflikt z liberalnymi i lewackimi pomysłami wdrażanymi w życie. Ziemkiewicz broniący skinheadów w programie Fronda, czy Łysiak w Stuleciu kłamców piszący pogardliwie o dekolonizacji i antyrasizmie lewicy. Zamieszki w Krakowie na marszach zboczeńców, którym przyklasnął ten lub inny konserwatywny publicysta, czy nawet zakaz parad zarządzony przez prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego jawią się jako prehistoria. I nią są. Prawica ewoluowała. Stała się „europejska”. Uległa temu z czym walczyła, albo zwyczajnie powoli zgniła, choć tak bardzo chciałaby umierać. I teraz jako zgniły zombie nadal chodzi na tym świecie. Tym razem ma pana. Swego najgorszego wroga. Lewicę liberalną. Przed którym usilnie się tłumaczy i przeprasza. Nie ważne jaką pozycję posiada Pan. Ważnym jest, że nadaje ton debacie. Choć po ostatnich sukcesach obozu konserwatywnego i zmianie narracji na patriotyczną wydawałoby się to niemożliwe. A jednak. Co jest tego przyczyną?
Cukierkowy patriotyzm - mitologizacja I RP, tolerancji i multinarodowej jagiellońskiej Wielkiej Polski. Przy czym sam obóz narodowy zamienił kły i pazury polskiego nacjonalizmu na smoczek pudrując Pana Romana i resztę obozu na spokojnych safandułów,co w zaciszu gabinetów kierowali się jeno realizmem, myśląc nad każdym krokiem i dyskutując niczym w klubach dżentelmenów. Aż kipi anglosaskim salonem i brakuje tu Churchilla! Otóż oba obrazy, są przelukrowane. I RP pękała w szwach etnicznych, polska szlachta wcale nie hołubiła monarchów, była anarchizująca a bunty mniejszości tępiono krwawo, wyganiała Arian - protoplastów dzisiejszych lewaków można by rzec. Rewolty owe doprowadziły m.in. do kresu Rzeczpospolitej. A obóz narodowy w II RP potrafił na ulicach i nie tylko używać brutalnej siły. Często tez opierał się na powstańczej i awanturniczej mitologii. I nie ma tu powodu do wstydu.
Cóż innego należało robić? Czasem można było się ułożyć, częściej jednak walczyć. Powstania narodowe również spotykały się z nielojalnością niepolskich mieszkańców dawnej RP. Zdecydowano się milczeć na ten temat. By uspokoić nastroje lewicy, która co i rusz szuka dowodów na zbrodniczy polski patriotyzm. Oczywiście we właściwy dla siebie sposób dialektycznie tłumacząc przewinienia chociażby Sowietów czy rodzimych komunistów. I trzeba przyznać, oni robią to lepiej. Przy okazji zmuszając szeroko pojętą prawice do jąkania się przepraszającym tonem pod ich dyktando. A na ukutym micie Rzeczpospolitej tolerancyjnej już zaczynają stawiać fundamenty „swojego” patriotyzmu. Nie udało się wyplenić nowo-lewicowo uczuć patriotycznych? Więc je wykorzystajmy i stwórzmy własną ich wersję. Mądrość etapu. I w ten cukierkowy, tęczowy patriotyzm, promujący różnorodność i tolerancje oczywiście uderzyła prawica. Spójrzcie, my wszyscy z nich!
Mit Wielkiej Polski, czy nawet Międzymorza może być nasączony różnoraką narracją. My zaproponowaliśmy etnonacjonalistyczną wersję na łamach Szturmu!, jednakże szkodliwym jest opieranie tego na romantycznej i cukierkowej wizji Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Właściwie liberalna recepcja uderza w tę stronę wykorzystując emocje, które większość Polaków żywi do jakoby nie było mitu potęgi. Bez rzetelnej analizy stosunków narodowościowych w I i II RP oraz prawideł, które zaszły w historii nie będzie możliwe jego twórcze wykorzystanie, stad populistyczna papka, która jak wirus zatruwa umysły szczerych w swej istocie patriotów.
2. Tania siła robocza bogactwem Narodu!
Kolejny mit, tym razem współczesny, neoliberalny, praktycznie będący kserokopią każdego podobnego systemu i posiadający tą samą mechanikę. Teoria skapywania. Za rządów PO często używany termin, centroprawica pisowska tak bardzo walcząca z „liberałami-aferałami” przeszła na podobne pozycje. M.in. dzięki lobbującym za sprowadzaniem taniej siły roboczej przedsiębiorcom. Wiemy już, ze premier Morawiecki sprowadzi około 3 tysięcy Uzbeków, do tego dochodzą wieści o imporcie Filipińczyków bez pozwoleń o prace, podobne rozmowy toczą się z Indiami. A tam już uczą się języka polskiego. Poza tym ulice większych polskich miast coraz bardziej stają się kolorowe, a zamiast polskiego słyszy się ukraiński, niedługo języki nieeuropejskie. Tymczasem wg Związku Przedsiębiorców nawet Ukraińcy nie są wystarczający dla zaspokojeni ciągle głodnego polskiego biznesu. W końcu jest praca! Owszem jest.
Z punktu widzenia nacjonalistycznego gospodarka powinna pracować dla zaspokojenia potrzeb i podnoszenia komfortu życia Nasze społeczeństwo wytwarza pewną pule zasobów, które teoretycznie powinny być dystrybuowane pomiędzy cżłonów wspólnoty. Tymczasem nadwyżkę owych zasobów, którym jest też praca, rozdziela się pomiędzy obcy element. Czyli notabene wyprowadza na zewnątrz zbioru. Owszem lwią część konsumują podmioty organizacyjne czyli przedsiębiorstwa. Jednak nie inwestują. Sprowadzanie taniej siły roboczej rozleniwia zwyczajnie polski biznes we wprowadzaniu nowych rozwiązań. Po co się starać i modernizować, skoro można otworzyć granice? Do tego dochodzą neoliberalne zaklęcia o dobrym schładzaniu gospodarki, gdyż rozgrzana powoduje.. wzrost wynagrodzeń, a to się nie opłaca. Bo spada konkurencyjność. Konkurencyjność zazwyczaj w branżach, które często po odpowiedniej reformie działań jak i modernizacji technologicznej mogłyby te zasoby zostawić wewnątrz wspólnoty. Niestety nie istnieje mechanizm przymusu, natomiast roszczeniowość „najbardziej poszkodowanej” kasty biznesowej rośnie. Co ciekawe płace na zachodnich rynkach pomimo nadal względnie wysokiego poziomu, co do kosztów życia również nie wzrastają. Natomiast rośnie rozwarstwienie ekonomiczne i wyraźna przepaść między elitami często popierającymi migracje, a klasą średnią i niższą.
Narosło wokół tego parę mitów. Oni płaca podatki i pracują! - potomkowie imigrantów na Zachodzie w dużej mierze również. Mitologizowany socjal, który owszem jest pobierany przez większy odsetek nieeuropejskich imigrantów w krajach „Zachodu” nie stanowi jednak podstawowego dochodu tychże społeczności. Owszem wiele z nich para się działalnością nielegalną stąd też olbrzymi rozwój grup przestępczych w tych krajach. Często z racji tego, że ci ludzie również nie chcą parać się najgorszymi zajęciami, a ze swoich krajów przywieźli często takie a nie inne nawyki oraz kontakty, które ułatwiają im drogę przestępcza. I tu muzułmanie schodzą na drugi plan. Wg europejskich statystyk największe gangi tworzą chrześcijanie bądź Azjaci. Muzułmanie owszem żyją w gettach, często produkując fanatyków i zamachowców oraz tworząc hermetyczne społeczności, które jako żywo przypominają żydowskie diaspory sprzed wojny. Natomiast wielkie zorganizowane grupy przestępcze to domena innych religii. Zamachy wyglądające spektakularnie w mediach przyniosły od 2014 roku 844 osoby ranne i zabite.[1] Ilość ofiar porachunków przestępczych w tym postronnych jest nieporównywalnie większa. Do tego trzeba dodać, że grupy te zajmują się również przerzutem nielegalnych imigrantów do Europy, zatrzymanymi tymczasowo na Bałkanach czy nawet w Turcji. I ich zasięg oraz potęga rośnie.
To co umyka w prymitywnej propagandzie dzielącej imigrantów na tych dobrych pracujących i złych obiboków to to, ze oni w lwiej części pracowali. To Uzbek dokonał w Szwecji zamachu, zresztą z polską wiza pracowniczą. To kolejni potomkowie z tzw. dobrych rodzin imigranckich, często wykształceni i wychowani w kraju przeciwko, któremu się zwrócili dokonali zamachów we Francji i Wielkiej Brytanii. Nie byli Europejczykami. Byli muzułmanami. I pracowali. To ich łączy.
Tymczasem w Polsce mit bezrobotnego, żyjącego nienawiścią i socjalem fanatyka religijnego jest wciąż żywy. Nic bardziej mylnego. Ci ludzie tworzą dość dobrze zorganizowane biznesowe społeczności. Tworząc nisze, gdzie niskie koszty pracy wypierają rodzimy mały biznes. Tak np. przejmują branżę gastronomiczną czy małego handlu. Co widać na ulicach europejskich miast. Przy okazji zwiększając szarą strefę i nielegalne zatrudnienie. Nawyki do brudnej działalności przenoszą ze swoich krajów gdzie tradycją jest pewien rodzaj gospodarczej korupcji. Jak to w Trzecim Świecie zresztą bywa. I ten stan mentalny nie jest również zależny od religii. Hindus czy Kongijczyk wiele się tu od siebie nie rożni. No może poza tym, że Indie to z pewnością bardziej cywilizowany kraj niż Kongo. Znając jednak realia indyjskiego kastowego społeczeństwa można mieć wątpliwości. Zwłaszcza, że Bramini niespecjalnie garną się by w Europie rozwozić żarcie w Uberze.
Co do samych Hindusów, których w Polsce wykreowano na szlachetnych wrogów dzikiego Islamu czy sympatycznych grających w palanta grzecznych chłopców to można się trochę zdziwić gdy spojrzy się na waśnie etniczno religijne w Indiach, gdzie muzułmanie to tylko jedna z radykalnych grup. Nacjonaliści hinduscy czy buddyści są równie radykalni w prześladowaniu chrześcijan jak i walce z wyznawcami religii Proroka. O tym jednak smakosze taniego jedzenia z UberEats nie wiedzą.
Prawica, zresztą zainfekowana liberalnym dogmatem wolnego rynku, który zniszczył ideał dążenia do społeczeństwa organicznego uwierzyła w zaklęcia neoliberalne i stała się ich niewolnikiem. Dzisiaj bez frazy „wolność gospodarcza” nie da się wygrać wyborów, nie da się funkcjonować w przestrzeni medialnej. Wolność gospodarcza, która w dużej mierze skazuje nas na samowolę dużego biznesu i sprowadza do roli części zamiennych we własnym kraju, którego suwerenem jest ponoć nasz Naród. Co jeżeli pojawią się konkurenci do roli suwerena jak na „Zachodzie”? Czy Polska warta jest ichniejszych podatków?
[1] https://www.europol.europa.eu/newsroom/news/terrorist-threat-in-eu-remains-high-despite-decline-of-in-iraq-and-syria