Chciałbym zaznaczyć na wstępie że tekst ten piszę jako polski nacjonalista, który grzał się przy paleniskach na barykadach Majdanu, który jako dziennikarz trzykrotnie bywał na donbaskim froncie, gdzie towarzyszył na patrolach ochotnikom z batalionu Donbas, pod lotniskiem donieckim przeczekiwał ostrzał w okopach, cudem przeżył bitwę pod Debalcewem. To co przeżyłem na Ukrainie jest częścią mnie. Jestem głosem polskich nacjonalistów otwarcie sympatyzujących z ukraińskimi, kibicującymi Wam w walce ze skorumpowanym i skompromitowanym systemem oligarchicznym, z wpływami zgniłego zachodniego marksizmu kulturowego, na rosyjskim imperializmie multikulturowej Rosji kończąc. Jestem głosem zwolenników idei Międzymorza, oraz Europy Wolnych Narodów. Piszę do was w sprawie rosnącego konfliktu między naszymi bratnimi narodami w kwestii polityki historycznej i przedstawię jako przyjaciel Ukrainy, ale również jako Polak nasz polski punkt widzenia na te zaszłości i problemy które w tej kwestii nas dzielą.
Wielu Ukraińców dziwi tak silne przywiązanie Polaków do zaszłości historycznych. Nie jest to jednak sprawa wyjątkowa w Europie, dotyczy również Litwy która lubi przypominać Polakom zajęcie Wilna w 1920 roku, Węgier które cały czas pragną powrotu do granic Wielkich Węgier, czy narodów bałkańskich ciągle rozdrapujących rany i żyjących tylko w pozornej symbiozie. W przypadku polskim jednak nie chodzi wcale o przerzucanie się winami, żądania terytorialne dla Polaków jest to rzecz oczywista tak jak dla Ukraińców, którzy nie żądają przyłączenia Przemyśla do Ukrainy. Kwestie historyczne i związane z nimi emocje mimo że nie mogą nadawać tonu relacjom politycznym powinny być przedmiotem aktywnego dialogu który może doprowadzić do kompromisu i współpracy w tych sferach. Oczywiście wielu tego nie rozumie lub nie chce rozumieć, lecz nie można dopuścić by ich głos był dominujący.
Kwestią historyczną która najsilniej dzieli nasze narody jest Rzeź Wołyńska, ludobójcza zorganizowana akcja przeciwko Polakom na Wołyniu dokonana przez UPA. Wiem z doświadczenia że wielu ukraińskich czytelników na wspomnienie o Rzezi Wołyńskiej jest gotowa natychmiast kontrargumentować zbrodniami polskimi na Ukraińcach. Nie będę jednak szczegółowo wchodził w ten temat i porównania zbrodni obu narodów w czasie II Wojny Światowej. Pozostawię to historykowi polskiemu Grzegorzowi Motyce i jego pracy na temat polsko-ukraińskiego konfliktu 1943-1947 „ВІД ВОЛИНСЬКОЇ РІЗАНИНИ ДО ОПЕРАЦІЇ «ВІСЛА»”. Praca ta jest dostępna w języku ukraińskim. Autor tej książki potrafił stać się przedmiotem ataków na Ukrainie jednak warto zaznaczyć, że również w Polsce. W naszym kraju atakowali go szowiniści antyukraińscy za jego rzetelność i obiektywizm w podejściu do tej tematyki, sugerowano mu również pochodzenie ukraińskie. Polecam tą pracę zarówno pod względem historycznym jak i z faktu, że pozwoli ona wam zrozumieć lepiej historyczny polski punkt widzenia. Dlaczego Rzeź Wołyńska ma dla Polaków takie znaczenie? Przecież Niemcy, Rosjanie również dokonywali zbrodni ludobójstwa na Polakach, a nie staje się to najważniejszym przedmiotem polityki międzynarodowej. Odpowiedź jest dosyć prosta: w czasie Majdanu zaktywizowały się środowiska ukraińskich nacjonalistów posługujących się również symboliką OUN lub UPA. Przekaz ten sprawił, że młode pokolenie Polaków, narodowców, prawicowców dosłownie „odkryło” Rzeź Wołyńską, o której wcześniej niewiele słyszano. Tak jak głośno było wcześniej o Katyniu i zbrodniach komunistycznych to o Rzezi Wołyńskiej naprawdę wiedziała niewielka część społeczeństwa. Skala tej zbrodni i sposób w jaki została dokonana wprawiła młodych ludzi w szok, a następie gniew. Dlatego ukraiński nacjonalizm zaczął być postrzegany jednoznacznie wrogo. Idąc dalej kult OUN i UPA odbierany został jako skierowany przeciwko Polakom. Trudno się dziwić osobom nieznającym i niechcących poznawać ukraińskich realiów że w ten sposób myślą. Wystarczy jednak wola poznania i wielu już wie że kult osób postrzeganych w Polsce jako zbrodniarze nie jest na Ukrainie skierowany przeciwko Polakom. Jest ukierunkowany przeciwko imperializmowi rosyjskiemu. Nie można zaprzeczyć, że UPA mimo wszystko toczyła krwawy i bohaterski bój z Armią Czerwona i komunistyczną partyzantką.
Nasza współpraca z Ruchem Azowskim rozpoczęła się więc od dialogu historycznego. Był to fundament który pozwoliłby nam otwarcie działać z ukraińskimi nacjonalistami nie obawiając się powszechnego potępienia w Polsce. Nie możemy jak wielu z Was pewnie się wydaje pozostawić pewnych spraw wyłącznie historykom, bowiem są to kwestie wpływające na społeczeństwo i jego nastroje wobec relacji między naszymi narodami, jest to też problem którego nie należy zakopywać sztucznie, a powinien być przedmiotem rozmów. I ten dialog historyczny przyniósł ogromne plony! Pozwolę sobie przypomnieć dwie akcje, które były w Polsce bardzo medialne i przyczyniły się do zmiany postrzegania ukraińskich nacjonalistów. W 2016 roku we Lwowie partia Swoboda chciała zdemontować pomniki lwów na Cmentarzu Łyczakowskim jako symbole polskiej okupacji. Ruch Azowski wraz z polskimi organizacjami nacjonalistycznymi wystosował protest przeciwko temu do władz miasta. Dalej w sierpniu tego samego roku doszło do upamiętniania przez Cywilny Korpus ofiar Rzezi Wołyńskiej, równocześnie polscy nacjonaliści upamiętnili ukraińskich cywilów zabitych przez polskie podziemie. Tym samym dokonało się to co nawet wielu Polakom się nie śniło, dokonaliśmy wspólnie milowego kroku. Pozwoliło to zamknąć usta wielu szowinistom w naszym kraju i bez przeszkód przejść do głębszej współpracy. Te gesty ze strony ukraińskiej sprawiły, że proukraińscy nacjonaliści stanowią już dużą część polskiego środowiska narodowego.
W tym czasie też doszło do szeregu prowokacji zwanych „wojną pomnikową”. Kremlowscy agenci lub pożyteczni idioci niszczyli pomniki po obu stronach granicy sugerując organizowanie tych wandalizmów przez nacjonalistów. Zarówno polskie władze jak i ukraińskie reagowały tutaj pozytywnie zdając sobie sprawę, że działa tutaj trzecia siła, która chce poróżnić nasze narody. Owe prowokacje były tak nieprzekonujące, że nawet antyukraińscy szowiniści w Polsce nie potrafili ich wykorzystać propagandowo dla swoich lub kremlowskich celów. Obecnie jednak doszło do zaostrzenia się polsko-ukraińskich relacji, czego powodem również są kwestie historyczne. Postaram się w dalszej części przedstawić tą sytuację, ale również obalić związane z nią mity.
Zacznę od filmu „Wołyń”, którego pokazy na Ukrainie były odwołane, równocześnie wiele osób które filmu nie oglądało z góry oceniało go jako antyukraiński. Film ten budził co prawda skrajne emocje jednak za skierowany przeciw jakiemukolwiek narodowi nie można go uznać. Tutaj odsyłam do recenzji tego filmu działacza Ruchu Azowskiego Vlada Kovalchuka, który wraz ze mną udał się na pokaz tego filmu i ocenił go bardzo rzetelnie. Jest pewnym, że temat Rzezi Wołyńskiej będzie w Polsce wracał w kulturze popularnej i należy to postrzegać wyłącznie jako oddawanie czci pomordowanym. Tak jak Polak nie powinien postrzegać kultu UPA na Ukrainie w jednoznacznie antypolski sposób, tak samo Ukrainiec nie powinien tematu Rzezi Wołyńskiej uznawać za antyukraińskość. Pytano co prawda, czy taki film powinien był powstać akurat w takim czasie, gdy Ukraina jest w trudnej sytuacji i toczą się walki w Donbasie? Jeśli będziemy do tematyki historycznej podchodzić zdrowo i bez emocji jak powinniśmy takie pytanie nie będą potrzebne.
Obecny kryzys w stosunkach polsko-ukraińskich rozpoczął się, gdy doszło w Polsce do demontażu pomnika żołnierzy UPA w Hruszowicach. Jak oceniam z perspektywy polskiej ten demontaż? Z jednej strony w Polsce UPA jest postrzegana jednoznacznie jako organizacja zbrodnicza, społeczeństwo polskie nie jest w stanie jej pomników zaakceptować w żadnym razie. Nie powinna mieć ona gloryfikujących ją monumentów w Polsce jak inne formacje które dokonywały na Polakach zbrodni. Z drugiej strony oczywiście groby żołnierskie każdej formacji powinny być szanowane, bez względu na to czy popełniała zbrodnie czy nie. W przypadku pomnika w Hruszowicach wykluczono jednak, że pod pomnikiem były pochowane ciała żołnierzy UPA. Jednakże jednoznacznie destrukcję tego pomnika w biały dzień przy kamerach przez środowisko szowinistycznie nastawione do Ukraińców można nazwać prowokacją. Prowokacją przemyślaną jako próbę torpedowania wzajemnych stosunków i wspólnego dialogu historycznego. Wołodymyr Wjatrowycz szef ukraińskiego IPN postanowił odpowiedzieć na to blokadą ekshumacji polskich ofiar Rzezi Wołyńskiej. Była to odpowiedź emocjonalna i prowadząca jednoznacznie do zwiększenia napięcia w naszych stosunkach. Warto tutaj wspomnieć, że właśnie Wjatrowycz wcześniej zablokował postawienie tablic polskich partyzantom w Winnicy sugerując że należeli do zbrodniczej organizacji. Sumując więc: polscy partyzanci nie mogą być czczeni na Ukrainie. Może to być zrozumiałe, jednak gdy się żąda równocześnie pomników ukraińskich partyzantów w Polsce to trudno inaczej nazwać niż hipokryzją i sztucznym pompowaniem konfliktu. Niestety po polskiej stronie też jest w tym sporo winy o czym wspomnę później.
W ostatnim czasie na Ukrainie pojawiło się też kilka afer, które wyolbrzymiały oligarchiczne media. Biorąc pod uwagę na nagłe zwracanie przez nie uwagi na takie sprawy i nadawanie im takiej wagi z perspektywy polskiej mogę podejrzewać że jest to zorganizowana akcja wynikająca ze skomplikowanych gier politycznych między oligarchami. Przykładowo mapy współczesnej Polski z nałożonymi na nią granicami II RP pojawiły się na plakatach z okazji święta niepodległości na polskich lotniskach co jak się wydaje wywołało oburzenie na Ukrainie. Jak wiemy przecież w przedwojniu między innymi Lwów leżał w granicach II RP. Sugerowano że chodzi o imperializm polski i roszczenia terytorialne. Nie miało to jednak z tym nic wspólnego, był to po prostu plakat przedstawiający Polskę w jakich granicach istniała po uzyskaniu niepodległości do 1939 roku o charakterze historycznym. W grudniu 2014 roku ukraiński MSZ opublikował na portalu facebook mapę etnograficzną Ukrainy, w której granicach znajdował się Przemyśl. Antyukraińscy szowiniści niemal od razu rozpoczęli propagandę, iż MSZ oficjalnie podważa polskość Przemyśla i że chodzi o pretensje terytorialne. Była to oczywiście bzdura i my wiemy że chodziło głównie o informację o charakterze historycznym, która nie powinna mieć wpływu na wzajemne relacje. Kolejną aferą podchwyconą przez ukraińskie media był transparent na Marszu Niepodległości o treści: „Lwów i Wilno pamiętamy!”. Cokolwiek nie sądzić o maszerujących z tym transparentem z perspektywy polskiej i paneuropejskiej trudno jest się do tego hasła przyczepić. Już wyjaśniam dlaczego. Transparent miał charakter nostalgiczny, wspominał utracone polskie miasta, które były uważane za perły Rzeczypospolitej przez wieki. Lwów znajdował się w centralnej części Polski przez setki lat, stał się tak samo znaczącym polskim miastem jak Kraków, czy Warszawa. Równocześnie trudno z perspektywy polskiej zaprzeczyć, że Lwów stał się w XIX i na początku XX wieku głównym ośrodkiem rozwoju tożsamości i kultury ukraińskiej. Stał się dla Ukraińców jednym z najważniejszych miast. Nikt przy zdrowych zmysłach w Polsce nie domaga się powrotu Lwowa do Polski. Nawet w środowisku szowinistów antyukrainskich jest to nieznaczący nic nawet w internecie margines. Myśląc kategoriami paneuropejskimi wy jako Ukraińcy musicie to uszanować, że chcemy upamiętniać i chronić nasze dziedzictwo na Ukrainie jak i w innych krajach. Idąc dalej tymi kategoriami jak jako Polak nie mam absolutnie żadnego problemu, by Niemcy wspominali Breslau (Wrocław), Danzig (Gdańsk), Stettin (Szczecin). Nie tylko nie mam z tym problemu, a wręcz bardzo bym chciał by wspominali o tym i chronili istniejące swoje dziedzictwo i propagowali historię tych rejonów, której Polaków nie uczy się w szkołach. W ten sposób musimy myśleć, bowiem to jest jedyna rozsądna droga na której możemy budować Międzymorze. Jeszcze jedną aferą była manipulacja oligarchicznych mediów w kontekście słów polskiego konsula w Łucku co niestety również portale związane z ukraińskimi nacjonalistami powieliły. Podczas konferencji konsul RP Marek Zapór miał wstać i oświadczyć, że ukraińskie państwo w tym czasie nie istniało (to znaczy w latach 1917-1920 nie było ani ZURL ani URL), Lwów to polskie miasto, a współcześnie można stwierdzić, że Ukraina w podobny sposób okupowała Krym i Donbas. – w ten sposób zrelacjonował wystąpienie wicekonsula portal Galinfo. Sam konsul był zaskoczony relacją i manipulacją i stwierdził w oświadczeniu: „To nie moje słowa. Nie mówiłem, że Lwów to polskie miasto, mówiłem, że Lwów był polskim miastem w 1918 roku… Na konferencji zrobiono to, by dokonać prowokacji i przeszkodzić współpracy.”. Warto też wspomnieć o nowelizacji ustawy językowej na Ukrainie która zdaniem wielu mogła zagrozić mniejszościom etnicznym na Ukrainie. Tutaj warto pochwalić obie strony, bowiem polska rozpoczęła z Kijowem dialog w tym temacie i szybko zabezpieczono polską mniejszość przed odebraniem jej prawa do nauki w języku polskim. Warto również zwrócić uwagę, że Węgry wolały pójść na eskalację konfliktu i negocjacji nie podejmowały
Fakt faktem, że polski minister Spraw Zagranicznych Witold Waszczykowski konflikt między Warszawą, a Kijowem zaogniał. Jest on uważany w Polsce za jednego z najgorszych ministrów tej kadencji, a jego działania są w oczywisty sposób kompromitujące. Wprowadzenie zakazu wjazdu dla ukraińskich obywateli, na dodatek bez odtajniania listy nazwisk osób, które miały mieć zakaz wjazdu do UE i Polski były po prostu skandalicznym i głupim pomysłem, który ze strony ukraińskiej jedynie wywołać opór i eskalację. Dalej współpracownik gabinetu Waszczykowskiego wypowiedział się medialnie, że Polsce nie jest potrzebne istnienie Ukrainy. Spotkało się to z powszechnym potępieniem w Polsce. Ostre reakcje ze strony ukraińskiej miałyby pełne uzasadnienie. Ostatecznie w ostatnich czasie doszło do spotkania między prezydentem Andrzejem Dudą i prezydentem Poroszenką. Było to spotkanie bardzo znaczące i podczas niego rozmawiano na tematy różnic historycznych, oraz ekshumacji polskich ofiar Rzezi Wołyńskiej. Wydaje się że można je postrzegać jako początek normalizacji stosunków. Niestety nawet tutaj szef ukraińskiego IPN postanowił zaatakować polską stronę po wizycie prezydenta Dudy stwierdzając, że pomnik w Hucie Pieniackiej upamiętniającej ofiary pacyfikacji polskie wsi przez Niemców i Ukraińców jest nielegalny, bowiem nie są przy nim pochowane szczątki ofiar. Trudno mi to odbierać jako niepotrzebną i głupią eskalację, gdy już nasze stosunki mogą zostać unormowane.
Działalność polityków głównego nurtu, demoliberałów zarówno w Polsce jak i na Ukrainie pokazuje że często nie potrafią się oni porozumieć w kwestiach wrażliwych. Chichotem losu można uznać, że my polscy i ukraińscy nacjonaliści potrafiliśmy dokonać na niskim szczeblu tak wiele w kontekście naszych stosunków. My radykałowie, ekstremiści potrafimy, liberałowie nie potrafią. Życzę nacjonalistom naszych obu braterskich narodów, byśmy nie kierowali się w kwestiach historycznych emocjami, byśmy w tym kontekście zwracali się do siebie, a nie patrzyli na to co robią demoliberałowie i oligarchowie, bowiem oni nigdy nie chcieli dobra dla naszych narodów. Musimy działać sami i współpracować ze sobą. Nie dajmy się propagandzie głównego nurtu i taniemu populizmowi. Europa braterskich narodów jest naszym celem, a braterstwo polsko-ukraińskie będzie doskonałym przykładem jak animozje historyczne nie wpływają na wzajemne stosunki zarówno polityczny jak i po prostu ludzkie.
Witold Jan Dobrowolski