Parokrotnie już w swoich tekstach w Szturmie postulowałem, aby polski nacjonalizm stał się prawdziwie odważną i nowoczesną (w jak najlepszym tego słowa rozumieniu) ideologią i ruchem. Świat się bowiem dynamizuje w sposób dotąd w historii nieznany. Przemiany i procesy, które trwały kiedyś dekadami, dziś trwają czasem kilka miesięcy. Oczywiście wynika to przede wszystkim z galopującego wręcz postępu technologicznego i informacyjnego. Globalizacja oraz błyskawiczny obieg danych, wiadomości i informacji powodują, że procesy społeczne, kulturowe i świadomościowe stały się czymś, co można namacalnie obserwować – rzeczy te dzieją się tu i teraz, na naszych oczach. I jak pewnie wszyscy mamy świadomość - od wielu lat, dekad wręcz, kierunek przemian kreowany jest przez dwa wrogie nam nurty: liberalizm i marksizm kulturowy. Szeroko rozumiana prawica niestety zajmuje się wyłącznie regularnym oddawaniem pola i pozwala bez większego sprzeciwu na narzucenie sobie dyskursu. Strach przed oskarżeniem o rasizm, homofobię, nietolerancję i inne myślo-zbrodnie paraliżuje strachem strzępy serc wszelkich konserwatystów i nacjonalistów obywatelskich. Paradoksalnie to nie prawica, odwołująca się do niezmiennych, tradycyjnych wartości, ale lewica realizuje politykę konsekwentną, regularną, systematyczną, obliczoną na pokolenia – a więc siła kojarzona (skądinąd słusznie) z relatywizmem i odrzuceniem tego co stare.
A jak wygląda obecnie sytuacja nacjonalizmu w Polsce? Jak już wspomniałem, zdarzyło mi się popełnić kilka tekstów nawiązujących do tego tematu. Główną ich myślą, którą tu rozwinę, jest to, że nasz nacjonalizm coraz bardziej odstaje od tych coraz szybciej zmieniających się realiów. Zanurzenie w historycyzmie, archaiczność form i metod działania, a nade wszystko: skostniałość ideologiczna i niechęć (a może strach) przed jakimkolwiek bardziej ożywczym tchnieniem w ideologię i jej kanony są niestety głównymi cechami charakterystycznymi dla naszego obozu. Ciągłe nawiązywanie do Dmowskiego, Mosdorfa czy Doboszyńskiego nie jest tylko oddaniem szacunku i czci klasykom czy szukaniem inspiracji. To objaw dużo groźniejszego zjawiska: ciągłego szukania jak w skali 1:1 przenieść na dzisiejsze realia programy i koncepcje sprzed 80 czy 100 lat. To permanentne obrażenie się na wszystko co nowoczesne, udawanie, że otaczający nas świat nie różni się od tego z roku 1930 czy 1935 połączone z przeświadczeniem, że nacjonalizm ma zadanie tytanicznym wysiłkiem cofnąć zwrotnice czasu i powrócić do tamtego okresu. Ani to spójne wewnętrznie, ani jakkolwiek sensowne i zasadne. U swego zarania nacjonalizm był ideologią i ruchem na wskroś nowoczesną, rewolucyjną i modernistyczną. Niestety z biegiem czasu zatracił te cechy, by obecnie w dużej mierze zlać się z reakcyjnym konserwatyzmem w dziwną syntezę, która ani politycznie ani ideologicznie nie potrafi wykształcić czegokolwiek interesującego i stanowiącego odpowiedź na wyzwania naszych czasów.
Są oczywiście wyjątki, funkcjonujące obok tak czy inaczej rozumianego głównego nurtu – Autonomiczni Nacjonaliści, Szturmowcy, Niklot, Greenline Front Poland. To organizacje i inicjatywy, które niewątpliwie śmiało patrzą w przyszłość i szukają cały czas nowych dróg i metod rozwoju ideologii. Jestem pewien, że już teraz wielu czytelników jest przekonanych, że piszący te słowa to swoisty „zdrajca idei”, który nie szanuje „pana Romana”. Zasadniczy problem polega tu na pewnym niezrozumieniu. Otóż w nacjonalizmie nie idzie o to, by bez względu na sytuację trwać niewzruszenie przy wszystkim co 100 lat temu napisał Dmowski czy jakikolwiek współczesny jemu działacz narodowy. W naszej spuściźnie nacjonalistycznej oddzielić trzeba jasno dwa elementy: imponderabilia, czyli wartości i cele metapolitycze oraz aktualne wyzwania i zadania. Te pierwsze oczywiście determinuje idea narodowa, i wynikające z niej konsekwencje: polityka kierowana poczuciem interesu narodowego, dbałość o dobrobyt i bezpieczeństwo Narodu na każdej możliwej płaszczyźnie, walka z każdą trucizną, która zatruwać będzie serca Polaków. To jest niezmienne, temu wierni byli nasi przodkowie, wierni jesteśmy także my. Z drugiej strony mamy konkretne recepcje polityczne, taktyczne i strategiczne koncepcje które przed, jak i po roku 1918 dostosowywano do konkretnej sytuacji politycznej, gospodarczej, międzynarodowej itp. Powtórzę: te realia zmieniły się wręcz nie do poznania, sprawiając, że obecnie stoimy przed w dużej mierze zupełnie innymi problemami, przed znacznie zmienionym kształtem naszego państwa, Narodu jak i całego kontynentu. Musimy też mieć świadomość, że zasadnicza większość tych spośród naszych wrogów ideowych, którzy nie mają reprezentacji parlamentarnej, dużo szybciej i lepiej dostosowuje się do otaczającego świata. Mam tu na myśli tak reagowanie na konkretne problemy (socjalne, ekonomiczne, ekologiczne) jak i kwestię form działania oraz samego aktywizmu. Pomimo ogromnej, cały czas utrzymującej się „mody” na patriotyzm i nacjonalizm, ten ostatni niestety coraz bardziej odstaje od wymogów stawianych przez nasze, jakże ciekawe czasy. Gdy moda na niego się wypali, a każda moda się w końcu wypala, będzie to widoczne szczególnie drastycznie.
Oczywiście nie chodzi mi tu tylko o samą konstatację i krytykanctwo. Stwierdzenie pewnego stanu faktycznego to dopiero pierwszy etap. Rozwiązaniem jest stworzenie konkretnych, formacyjnych czy metodycznych propozycji, które mogłyby być kierunkiem podążania dla polskiego nacjonalizmu. Wśród różnych inspiracji pośród osób i środowisk, które stały w mniejszym lub większym stopniu przed podobnymi problemami, wyróżnia się szczególnie zjawisko włoskich futurystów początku XX wieku. Z wypracowanej przez nich ideologii, postawy i światopoglądu wycisnąć można swoisty ekstrakt, który w efekcie powołać do życia może nacjonalizm futurystyczny. Czym miał by być tak ujęty nacjonalizm, jakimi cechami charakteryzować, co czerpać z włoskiego futuryzmu a czego wystrzegać? Postaram się odpowiedzieć na te pytania, wcześniej zaś pokrótce przybliżę czym był włoski futuryzm.
Włoski futuryzm zazwyczaj kojarzony jest przede wszystkim ze sztuką i twórczością artystyczną, przede wszystkim z malarstwem. Nie jest to dziwne, faktycznie od strony wizualnej futuryzm był czymś na tyle nowatorskim, zwłaszcza w kraju gdzie powstał, że na stałe musiał wryć się w świadomość ludzi. Jednak, żeby zrozumieć jego istotę trzeba od początku stwierdzić, że futuryzm był przede wszystkim prądem ideologicznym, postawą na wskroś rewolucyjną, antysystemową, czymś absolutnie niespotykanym. Pojawił się w środowisku twórczym – najpierw wśród literatów, i tacy też ludzie przede wszystkim rozwijali futuryzm. Jednak jego pole oddziaływania było dużo większe zamysły i cele wykraczały całkowicie poza wąsko rozumianą twórczość artystyczną.
Żeby dobrze zrozumieć genezę futuryzmu – kilka słów o realiach Włoch przełomu wieków. Kraj ten od kilku dekad był już wtedy zjednoczony, stopniowo rozwijała się jego gospodarka, także na mapie Europy Italia stanowiła dość ważnego gracza, choć na pewno nie grała pierwszych skrzypiec. Czy więc szerokie rzesze społeczeństwa mogły czuć satysfakcję? Otóż jak wykazała cała pierwsza połowa XX wieku: nie. Po pierwsze zjednoczenie Włoch nie rozwiązało właściwie żadnego problemu społecznego czy ekonomicznego Półwyspu Apenińskiego. Naród włoski generalnie był dość biedny, struktury społeczne były skostniałe, a ze względu na rozwój przemysłu pojawiła się także kwestia robotnicza: wyzysk, niskie płace, tragiczne warunki mieszkaniowe. Politycznie wprawdzie Włochy były już samodzielnym, zjednoczonym państwem, jednak ze względu na relatywną słabość militarną czy ekonomiczną, nie były w stanie nawiązać do cały czas żywego mitu Imperium Rzymskiego. Sam futuryzm związany był także z frustracją i niezadowoleniem środowisk twórczych. Generalnie rzecz biorąc sztuka i klimat artystyczny Włoch po zjednoczeniu nasycony i przesiąknięty był inspiracjami i nawiązaniami klasycystycznymi. Odwoływano się do czasów starożytnych, do mistrzów epoki renesansu i oświecenia. Można spokojnie uznać, że większość tzw. „głównego nurtu” oparta była przede wszystkim na powielaniu tych zamierzchłych form, uznając je ja niedościgły wzór. Ogromna estymą cieszyła się kultura antyczna jako taka – muzea, wystawy i inne sposoby prezentowania jej osiągnięć miały stale wysoką popularnością. Z drugiej strony od końca XIX wieku zaczyna pojawiać się w twórczości Włoch coraz silniejsza próba szukania nowych form, treści, sposobów przekazu. Nie były to zwykle rewolucyjne prądy i nurty, jednak położyły z pewnością pewien grunt pod narodziny futuryzmu. Ten oczywiście wiąże się z postacią Marinettiego – człowieka, który powołał do życia włoski futuryzm i rozpoczął niespotykaną dotąd rewolucję.
O futuryzmie napisano bardzo dużo, tak więc skupię się wyłącznie na jego głównych założeniach i przesłankach, z których wyjdziemy z kolei do poszukania inspiracji dla naszego nacjonalizmu. Futuryzm przede wszystkim stanowił całkowite i nieodwracalne zerwanie ze wszystkim co stare i antyczne. Futuryści, zwłaszcza tej pierwszej fali, sprzed Wielkiej Wojny, do tradycji artystycznej, intelektualnej i twórczej odnosili się wręcz z nieskrywanym obrzydzeniem i nienawiścią. Futuryzm stanowił prawdziwą pieśń jutra, pochwałę nowoczesności a jednocześnie negował całkowicie kanon literacki, malarski i jakikolwiek inny. Futuryści wprost nawoływali do niszczenia muzeów, akademii czy bibliotek. Stare uważano za martwe, stęchłe, nie mające jakiekolwiek wartości dla żyjących. Ponadto młodzi futuryści silnie krytykowali wąskie ramy narzucane przez krytykę i autorytety, które opierały się wyłącznie na kultywowaniu tego co stare – głównie antyku i renesansu.
A jaki był program pozytywny futuryzmu? Jak sama nazwa wskazuje, to przede wszystkim hymn przyszłości, pochwała wszystkiego co nowoczesne. Futuryzm miał wręcz wyprzedzać czas historyczny, za najważniejsze kwestie w twórczości, ale także w życiu, uważano ruch, dynamikę, pęd, ciągły aktywizm, nerwowy stan ciągłego tworzenia, szukania nowych form i środków. Odrzucano melancholijną kontemplację starych pomników i reliktów przeszłości na rzecz radości życia. Futuryści, jeśli dobrze się wczytać w ich manifesty, wręcz czuli się zachłyśnięci możliwościami swoich czasów. Pamiętajmy, że futuryzm, powstający na przełomie pierwszej i drugiej dekady XX wieku jest świadkiem narodzin i szybkiego wdrażania rewolucyjnych nowinek technologicznych: radia, telefonu, samochodów, samolotów, ponadto kraj przechodził jednak dość szybką industrializację. I właśnie technologia stała się prawdziwym uniformem futuryzmu: czczono ją na sposób wręcz półboski, widząc w niej i cel sam w sobie i środek na rozwikłanie wszelkich bolączek ludzkości. Ponadto futuryzm odrzucał jakiekolwiek autorytety, nie tyle już umniejszał znaczenie ich czy ich dorobku, co wprost go negował, wyszydzał i celował w wymazanie ich z kart historii.
W kwestiach ideowych czy quasi-politycznych również futuryzm był prawdziwą petardą: mieszanką patriotyzmu, nacjonalizmu, militaryzmu, jak również anarchizmu (zwłaszcza formacyjnego), antyklerykalizmu, republikanizmu, antymonarchizmu, nawet nihilizmu. Mieszanka doprawdy wybuchowa, prawda? Futuryści sławili wielkość Włoch, byli gotowi za nie walczyć, zabijać i ginąć. Wojnę nazywano „jedyną higieną świata” i upatrywano w niej już nie tylko sposób na zdobycie mocarstwowości Włoch, ale wręcz cel sam w sobie, sposób na ostateczne złożenie samego siebie w imię dostąpienia czegoś wielkiego. Ponadto nieobce futurystom nieobce były hasła socjalne czy społeczne, nienawidzili szczerze parlamentaryzmu i politykierstwa a w ich oczach prawdziwym ucieleśnieniem wszystkiego co najgorsze – starego świata, który futuryści chcieli obalić i zastąpić wyścigiem do nowoczesności, była monarchia.
Nie ma co ukrywać – futuryzm był rewolucyjny, jednak równie mocno utopijny. Porywał za sobą rzesze ludzi, z drugiej strony wywoływał ogromne kontrowersje. Odczyty i spotkania publiczne, które to futuryści tak ukochali, często gęsto kończyły się burdami, przepychankami i rękoczynami. Sami futuryści byli niesamowicie bojowi, wszelkie krytyczne wzmianki o nich w prasie kończyły się niezmiennie tak samo: „karną wyprawą” futurystów do redakcji danej gazety, gdzie prawie zawsze zwycięsko dawano opór krytyce i atakom, oczywiście w mniemaniu futurystów niesprawiedliwym i krzywdzącym. Samo zestawienie jego inspiracji politycznych (akapit wyżej) pokazuje, że był to nurt niezwykle ożywczy, jednak niespójny i emocjonalny. I jakkolwiek jestem wielkim entuzjastą jego, to nie można nie dostrzec ogromnej niekonsekwencji w nim, a samą jego formację potraktować przyjdzie nam bardziej jako właściwą poetom okresu romantyzmu (choć za to porównanie futuryści niechybnie chcieliby szukać satysfakcji na ulicy) niż ideologom czy politykom. Tymi ostatnimi zresztą futuryści szczerze gardzili.
Z pewnością większość osób czytających ten artykuł ma pewną wiedzę o futuryzmie, w końcu nurt ten miał niemały wpływ na powstanie i rozwój ideologii faszystowskiej. Tak więc powyższy opis jest raczej tylko skrótem tego co najważniejsze w tej ideologii. Przechodząc już do głównej myśli tego artykułu – czym miałby być nacjonalizm futurystyczny, jakie powinny być jego cechy, a czego w żaden sposób nie należy czerpać z futuryzmu?
Patrzmy w przyszłość
Najważniejszym punktem jest tu spojrzenie w przyszłość. Futuryści wychodzili z założenia, jak najbardziej słusznego, że wielkość Włoch i w ogóle sens życia człowieka nie leżą w przeszłości, ale właśnie w przyszłości. Stąd ich swoiście rozumiana odraza do historii. To jednak niezwykle zastanawiające – z jednej strony gardzono tym permanentnym tradycjonalizmem, z drugiej strony bezwiednie (ale czy na pewno?) nawiązywano do idei Imperium Rzymskiego. Głównie chodziło tu futurystom o wielkość rozumianą jako mocarstwowość – przezwyciężenie problemów ekonomicznych czy społecznych i wydźwignięcie Włoch do rangi pierwszoplanowej potęgi w Europie. Uważam, że polski nacjonalizm również powinien zacząć patrzeć przede wszystkim w przyszłość. Nie okłamujmy się, ze już tak jest. Przede wszystkim zachłyśnięci jesteśmy wszelkimi tematami historycznymi, które opisywane i oceniane są w coraz płytszy, a nieraz i głupszy, sposób. Sam fakt, że nadal żywy jest konflikt ideologiczny endecji i sanacji świadczy o formacji jak najgorzej. Rzecz to już nie przeszła, ale zaprzeszła. Wszystkie sensowne europejskie ruchy nacjonalistyczne odrzuciły to ciągłe oglądanie się za siebie. Nie idzie tu o to by w ogóle wyrzec się historii, tradycji, swego dziedzictwa – piszę o tym dalej. Rzecz w tym, by odważnie sformułować prawdziwie radykalny program. Ciągłe obracanie się w tematyce historycznej jest oczywiście bezpieczne – nie wymaga odwagi w tworzeniu konkretnych koncepcji ideologicznych i politycznych. Przykłady udziału nacjonalistów w polityce na przestrzeni ostatnich lat wykazały dobitnie, że byli oni w straszliwej wręcz niemocy programowej – próba balansowania między poglądami liberalnymi a społeczno-socjalnymi zaowocowała mocno spóźnionym programem politycznym, który w Polityce Narodowej Kuba Siemiątkowski trafnie wypunktował jako program właściwy centro-prawicy, wyprany z jakiegokolwiek narodowego radykalizmu. To niestety pokłosie także historycyzmu i wynikającego z niego strachu, niemocy i anemii.
Odrzucając historycyzm
Prostym wnioskiem futurystów było odrzucenie historycyzmu. Z czego to wynikało – opisałem już wcześniej. Futuryści wykazali niesamowitą odwagę, decydując się na taki krok – w kraju tak przesiąkniętym historią, świadomością, że Włochy są jedną z kolebek cywilizacji europejskiej, doprawdy trzeba było prawdziwego heroizmu, by stwierdzić, że odrzuca się cały ten bagaż, po to by pędem zerwać się w przyszłość, a nawet ją wyprzedzić.
To samo postuluję dla polskiego nacjonalizmu. Historia jest ważna, ale w żaden sposób nie może stanowić sedna naszej działalności. Ciągła walka z komuną, rozliczanie Niemców, Ukraińców czy Rosjan za zbrodnie sprzed 70 lat, zastanawianie się czy ten czy ów król czy hetman może być wzorem czy nie – z każdym kolejnym rokiem to coraz bardziej zakrawa na groteskę. Zwłaszcza jeśli porównać z nędzą polityczną i programową w sprawach aktualnych i bieżących. Wszelkie koncepcje i stanowiska formułowane tu są na bieżąco, bez konsekwentnego i systematycznego działania w tej materii. Prawdziwym dramatem jest, że polski nacjonalizm jako taki w sprawach bieżących pozostaje zazwyczaj dużo mniej radykalny od rządzącej, centro-prawicowej partii i wiecznie jest przez nią spychany w cień. A właściwie wydaje się bardziej zasadne uznać, ze sam się w ten cień usuwa. Bowiem albo widzimy nieporadne i żałosne klakierstwo w postaci popierania PiS-u w jego walce z opozycją, albo równie nieskładne, odizolowane próby krytykowania tego samego PiS-u. Jakiejkolwiek konsekwencji tu nie ma, bo i być nie może – szeroko rozumiany obóz narodowy nigdy nie zdobył się na sformułowanie jasnego, twardego i obejmującego najważniejsze aspekty stanowiska wobec obozu rządzącego. Niewątpliwie jednym z głównych powodów tej sytuacji jest właśnie owe wstecznictwo, które uwidacznia się w głośnym krzyczeniu o Żołnierzach Wyklętych z jednoczesnym brakiem równie głośnego krzyku w kwestiach obecnych.
Dlatego też odrzućmy ten ciągły historycyzm i zamiast tego sformułujmy prawdziwie radykalny, antyliberalny i antykapitalistyczny program.
Technologia, postęp, nowoczesność
„Postęp” i „nowoczesność” to słowa, które przeciętemu narodowcowi kojarzą się wyłącznie z paradą równości, aborcją albo „małżeństwami” homoseksualnymi. Futurystom zaś kojarzyły się z sensem ich walki i działalności – tak artystycznej, jak programowej. Wynikało to z ich autentycznego entuzjazmu, wręcz euforii do rozwijającej się na ich oczach technologii. Traktowali oni ja wręcz jako swój fetysz, poniekąd cel sam w sobie, jednak z drugiej strony był to przede wszystkim sposób realizacji ich postulatów i idei. Dopiero przy takim porównaniu widać mizerię polskiej myśli nacjonalistycznej obecnych czasów. Technologia rozwija się obecnie wielokroć szybciej niż sto lat temu, a przeciętnemu przedstawicielowi prawicy jakiekolwiek postęp przywodzi na myśl wyłącznie memy z Anną Grodzką. Musimy zrozumieć jedno – świat dalej będzie się rozwijał i zmieniał, a nowoczesność to nie coś, co nadejdzie, ale coś co nas otacza. Chociażby ze względu na wspomnianą we wstępie prędkość przemian, nowoczesność towarzyszy nam codziennie. Pytanie czy chcemy nadal wykoślawiać te terminy i traktować je w tak barbarzyńsko wąski sposób, czy też mamy na tyle odwagi i gotowości, aby zacząć w tych procesach uczestniczyć i powoli zmieniać ich kierunek. Świat będzie się zmieniał, to jasne, ale przecież nie musi być to zmiana negatywna, warunkowana przez liberalizm i kulturowy marksizm. Odrzucić trzeba tu wszelki fatalizm, pesymizm i oczekiwanie końca świata. Jeśli jesteśmy nacjonalistami i chcemy uczestniczyć w rozwijaniu i umacnianiu naszego Narodu i cywilizacji, to jasne jest, że musimy śmiało patrzeć w przyszłość i ją budować, zmieniać nasz świat i być nie obserwatorem, ale pierwszoplanowym aktorem.
Postęp zaś to tysiące różnych zagadnień i aspektów, a postępująca relatywizacja i moralna gangrena to tylko jedna płaszczyzna tego. Przyjmując chociażby postęp technologiczny nie znaczy od razu, że zgadzamy się na postulaty partii „Razem”.
Postęp ideowy, ideologiczny to także kwestia, która nie może być nam obca. Żyjemy w dobie gospodarki i ekonomii postindustrialnej, z ogromnym zastępem prekariatu, problemem umów śmieciowych, wszędobylskim kapitalizmem, pracą większości zatrudnionych w dziale usług, obecnością międzynarodowych konsorcjów o niewyobrażalnych budżetach. Co przecięty narodowiec widzi jako remedium na wszelkie bolączki? Książkę Doboszyńskiego, która postuluje by każdy miał małe, najlepiej jednoosobowe przedsiębiorstwo rzemieślnicze. Na dobrą sprawę to tezy jej były nieaktualne już w latach 30-stych kiedy powstała – kiedy wszyscy w Europie, a zwłaszcza nasi sąsiedzi, szli w industrializację, urbanizację, rozwój technologii i masową produkcję, to my dalej chcieliśmy utrzymywać gospodarcze i społeczne status quo, w imię zachowania pozycji klasy społecznej, którą reprezentował sam Doboszyński. Podobnie wygląda to z choćby na polu polityki zagranicznej. Z jednej strony działacze narodowi mówią o tym, że nie ma w polityce stałych partnerów a jedynie stałe interesy, a z drugiej kurczowo trzymają się endeckich koncepcji geopolitycznych z 1-szej połowy XX wieku, na siłę i wbrew realiom przekładając je na obecną geopolitykę. Ekologia, równość płacowa kobiet i mężczyzn, kwestia stosunku do Kościoła Katolickiego – strach przed nowoczesnością, która już i tak nadeszła, powoduje, że na żaden z tych problemów nacjonalizm nie potrafi obecnie wyklarować jasnego stanowiska i rozwiązań. Przecież przed wojną pan Roman o tym nie pisał lub pisał inaczej.
Osobna kwestia to technologia. Trywialne jest już pisanie o jej galopującym rozwoju, starczy wspomnieć, że to co w czasach mojego dzieciństwa było elementem filmów science-fiction, obecnie jest dostępne w sklepach z elektroniką. Technologia dla nacjonalisty nie może być sprawa poboczną – musi być naszym mundurem, bronią i metodą na realizowanie naszych celów. Czy jako kanały informacyjne i internetowe, czy jako sposób realizowania akcji i działań nacjonalistycznych, czy wreszcie jako droga i klucz do wdrażania konkretnych rozwiązań gospodarczych, społecznych, edukacyjnych i politycznych.
Odwaga programowa i ideologiczna
Dlatego tym większym szacunkiem należy darzyć futurystów za odwagę ideologiczną i programową. O ile jeszcze ich myśl mocarstwowa, umiłowanie wojny były czymś zrozumiałym, o tyle w programie futurystycznym znalazły się elementy prawdziwie wywrotowe. Republikanizm i nieskrywana nienawiść do monarchii, antyklerykalizm, popieranie postulatów społecznych i socjalnych (zwłaszcza środowisk robotniczych), poparcie kobiecych postulatów równościowych (mimo paru akcentów antyfeministycznych, które wynikały raczej ze źle użytych przez Marinettiego sformułowań, a może nawet celowych prowokacji, za które wszakże potem przeprosił) – to wszystko futuryści jednym tchem propagowali, bez jakichkolwiek kompleksów. I życzyć tylko mogę naszemu obecnemu nacjonalizmowi by możliwie najszybciej uzbroił się w taką ideologiczną odwagę. Choćby po to, by PiS przestał być radykalniejszy od ogółu polskich narodowców i organizacji narodowych. A po wtóre by móc zerwać z zatęchłym historycyzmem, a śmiało wejść na drogę konstruowania rozwiązań dla wyzwań przyszłości. Nie bójmy się postulatów ekologicznych i zagadnień ochrony środowiska, twardo walczmy z kapitalizmem, nie obawiajmy się podniesienia postulatów równości płac obu płci, nie bójmy się nowoczesnych rozwiązań w edukacji i szkolnictwie wyższym, także w polityce zagranicznej opierajmy się na ocenie obecnego stanu polityki międzynarodowej, a nie na ciągłych próbach stworzenia sojuszu antyhitlerowskiego lub antysowieckiego. Im bardziej będzie polski nacjonalizm bał się wyjść naprzeciw problemom naszego Narodu, tym bardziej będzie anachroniczny. I wstyd to przyznać, ale także bezużyteczny.
Nie podążać ślepo za autorytetami
Futuryści nie mieli autorytetów. I właściwie to nie dziwi – przy tak sformułowanych założeniach mieć ich nie mogli. Od razu przyznam, że nie postuluję, abyśmy nie mieli autorytetów. To oczywiście w nacjonalizmie aberracja i bezsens. Jednak za autorytetami i ich spuścizną nie możemy iść bezkrytycznie. Każdy z tych, na których się powołujemy był tylko człowiekiem, popełniał także błędy, mylił się. Nie możemy Dmowskiego, Piłsudskiego, Piaseckiego czy kogokolwiek traktować jako świętego a jego spuścizny za proste rozwiązanie do zastosowania „tu i teraz”. To co jest dla nas najistotniejsze to kwestie wartości, sposobu myślenia i rozumowania, idealizm, postawa życiowa. W jakichkolwiek kwestiach bieżących nie możemy grzebać w starociach i na siłę oraz wbrew rzeczywistości dostosowywać starych koncepcji do nowych czasów. Wręcz przeciwnie! Musimy stać się na tym polu autorytetami dla samych siebie, być prawdziwymi mistrzami zagadnień ekonomicznych, geopolitycznych, prawnych, kulturowych. Nie podążajmy ślepo za tymi którzy zmarli dawno temu, nie bądźmy niewolnikami ich trumien. Bądźmy wierni żywym i twórzmy nowoczesny, hardy nacjonalizm w miejsce historycznego odtwórstwa i ciągłych peanów dla dawnych mistrzów. Zadawajmy sobie pytanie – czy obecnie są wśród nas tacy, którzy za 100 lat będą traktowani tak, jak my teraz traktujemy wspomnianego Dmowskiego czy Piłsudskiego? Jeśli nie (a twierdzę, że nie) to róbmy przede wszystkim, by to zmienić.
Druga sprawa związana z autorytetami to coraz sztuczniejsze przywiązanie i opieranie się na tych środowiskach, które jawnie właściwie już opowiadają się przeciwko nacjonalizmowi. Mówię tu przede wszystkim o Kościele Katolickim. Słyszeliśmy już od polskich hierarchów, że nacjonalizm to pogaństwo, że należy przyjmować obcych rasowo i kulturowo nachodźców, że kwestia etniczna nie ma znaczenia. Publicyści katoliccy przyznają, że jest im obojętne czy Polska będzie biała czy kolorowa (sic!). Sam papież publicznie całuje stopy nachodźcom z Afryki, co w obecnej sytuacji Europy ma jednoznaczny wydźwięk, jako głos popierający multi-kulturalizm. Wiele razy także wypowiadał się w temacie nacjonalizmu, rasizmu, antyfaszyzmu, a każdorazowo jego słowa można było śmiało pomylić z „Gazetą Wyborczą” czy „Innym światem”. Mimo to nacjonaliści jako tacy zazwyczaj twardo popierają Kościół Katolicki, nawet próbując zbijać na tym polityczne i wizerunkowe profity, co już zakrawa na groteskę. Bo przecież poza nielicznymi wyjątkami Kościół Katolicki jest nam generalnie przeciwny, a przynajmniej niechętny. Do tego warto pamiętać, że sytuacja taka będzie się pogłębiała, kapitulacja Watykanu na wszelkich możliwych polach wobec liberalizmu i marksizmu wyłącznie się pogłębia. Tak więc im bardziej będzie trwała sytuacja obrony Kościoła Katolickiego przez nacjonalistów, tym bardziej będzie to śmieszne, jak również szkodliwe – wszakże jest to popieranie instytucji, która opowiada się choćby za otwarciem granic dla tzw. „imigrantów”. Abstrahuję tu całkowicie od kwestii religijnych, chodzi mi wyłącznie o odważne stwierdzenie pewnych faktów odnośnie tej instytucji, a nie Wiary i wyciągnięcie z nich konsekwencji. Dotyczy to zresztą nie tylko Kościoła, ale każdego obecnie środowiska w kraju i Europie. Nie szukajmy na siłę autorytetów, które i tak prędzej czy później nas zdradzą. Zamiast tego codzienną pracą i samorozwojem budujmy jakość, którą inni uznają za autorytet.
Radość życia
Zabrzmi to śmiesznie, ale polski nacjonalizm w dużej mierze ma cierpiętniczy i smutny charakter. Wynika to zarówno z krytykowanego przeze mnie historycyzmu – a wszakże historia ostatnich 200 lat nie była dla nas łaskawa, jak i ofiarniczego stanowiska wobec obecnego systemu. Zamiast tego postuluję aby nacjonalizm nasz, biorąc przykład z włoskiego futuryzmu, był pełen radości życia, entuzjazmu, szukania każdego dnia nowych dróg i możliwości. Zdrowsze to i pożyteczniejsze dla nas będzie, a jednocześnie pozwoli pozbyć się z czasem wizerunku smutnych, wiecznie sfrustrowanych krytykantów.
Samodzielność
Futuryści w jeszcze jednej rzeczy wykazali swą wielkość – w całkowitej samodzielności: formacyjnej, aktywistycznej, organizacyjnej. Sami tworzyli swoje czasopisma, koła, lokale, sami organizowali wystawy, wernisaże, wydarzenia. Nie próbowali ani podczepiać się pod żadne inne środowisko, ale siłą swego innowatorstwa i rewolucyjności, które można śmiało porównać do tajfunu, sprawili, że w krótkim czasie to rzesze młodych twórców zaczęło szukać możliwości współtworzenia ruchu. W 3 RP mieliśmy już próby czy to współpracy z różnymi partiami politycznymi, czy tworzenia szerokich frontów prawicy (głównie z liberałami, a więc naszymi genetycznymi wrogami) – wszystkie one kończyły się zawsze srogą porażką. Wyciągnijmy więc wreszcie z tego naukę i zarzućmy szukanie mentorów, na rzecz samodzielnego realizowania naszych koncepcji i tworzenia struktur i narzędzi koniecznych do wygrywania. Anarchiści mają swoje DIY: do it yourself (ang: zrób to samemu). Nie obawiajmy się mieć naszego nacjonalistycznego DIY.
Futuryzm nie bez skazy
Na zakończenie dodam, że futuryzm nie był pozbawiony wad. Największą z nich, zwłaszcza z naszego nacjonalistycznego punktu widzenia, było absolutne i całkowite odrzucenie tradycji i historii. My nie możemy sobie na to pozwolić. To z historii wypływa nasza tożsamość, to tradycja warunkuje nam przekazanie jej i wpływa na to kim jesteśmy. Jednak to w przyszłości kryje się wielkość naszego Narodu i zwycięstwo w walce o jego los. Dlatego mając świadomość, że od naszych przodków otrzymaliśmy określone dziedzictwo, pamiętamy, że musimy przede wszystkim myśleć o przyszłych pokoleniach, którym przekażemy je, oby w jeszcze lepszym stanie – na tym wszakże (jak pisał choćby Stachniuk) polega właśnie cywilizacja i jej dziejowy rozwój.
Futuryści ponadto często charakteryzowali się brakiem konsekwencji i systematyczności: rozpoczynali wiele projektów, próbowali sił na wielu polach, po czym nie rozwijali tego, tylko szukali wciąż nowych pól do futurystycznego zagospodarowania. My wbrew temu postawić musimy na codzienną, wytrwałą działalność, która przy uwzględnieniu zasad nacjonalizmu futurystycznego nie może nie dać w końcu plonów.
Zakończenie
Futuryści stworzyli ruch, który wywarł wpływ na artystach z całego świata. Śmiem sądzić, że był to jeden z najistotniejszych prądów intelektualnych w całym XX wieku, którego skutki w wielu aspektach odczuwamy do dziś. Jedną z niesamowitych cech futurystów było ich ciągłe szukanie nowych dróg rozwoju, docierania do ludzi, nowych płaszczyzn, na których można zastosować futuryzm w praktyce. Mam pełną świadomość, że niektóre z tych prób wypadły groteskowo – jak chociażby futurystyczna moda czy kuchnia. Z drugiej strony nie traktując tego dosłownie, ale jako próbę gwałtownego skoku do przyszłości, nie sposób nie docenić odwagi i stanowczości futurystów. Zresztą, sztandarowe pola twórczości futurystycznej – malarstwo, rzeźba, architektura, literatura, teatr bronią się i dziś siłą swego przekazu oraz geniuszem i głębią. Tak więc można spokojnie wybaczyć im pewne eksperymenty i próby.
Owe szukanie nowych dróg powinno stać się wyznacznikiem także nowoczesnego, futurystycznego nacjonalizmu. Aktywizm, pęd, energia, ciągły ruch, bezustanna praca i proces twórczy – tym musimy się charakteryzować jako nacjonaliści futurystyczni. Szczerze wierzę zarówno w to, że idea taka ma sens, jak i że jest możliwa a jej skutki dla rozwoju idei narodowej w Polsce byłyby wręcz zbawienne. Zakończyć pozwolę sobie wierszem twórcy i głównego ideologa włoskiego futuryzmu.
"Zbyt długo spaliśmy na dnie grot ciemnobłękitnych,
jak kolosalne gemmy osadzone w kamieniach.
Zbyt długo nadgryzaliśmy łamacze fal
i na pełnym morzu miażdżyliśmy eskadry.
Nadeszła oto godzina
podboju przestrzeni i ataku na gwiazdy!" Filippo Tommaso Marinetti
Grzegorz Ćwik