Adam Busse - Dlaczego solidaryzuję się z Palestyną?

W czasie krótszym, aniżeli stulecie, stary syjonizm osiągnął bardzo widoczne wpływy. Nie dość, że zagarnął Palestynę i ustanowił w niej swój reżim, to jeszcze rozbudował na całym świecie potężne ośrodki władzy w sferze politycznej, ekonomicznej oraz w środkach masowego przekazu. Trzecia Pozycja przeciwstawia się zdecydowanie ruchowi syjonistycznemu, ponieważ w swoim działaniu – w sposób rażący i straszliwy – pogwałcił on prawa narodu palestyńskiego, jednocześnie jego potęga w innych krajach kłóci się w sposób zasadniczy z prawem narodów do samostanowienia. Trzecia Pozycja jest przeciwna politycznemu, ekonomicznemu i terytorialnemu imperializmowi syjonizmu. Potwierdza prawo każdego narodu do życia, bez pośredniej lub bezpośredniej ingerencji syjonizmu. Stwierdza również, że naród palestyński musi mieć pełne poparcie w swych wysiłkach dla odzyskania w całości utraconego kraju. – fragment Deklaracji Trzeciej Pozycji.

Dzisiaj obserwujemy kolejny akord destabilizacji Bliskiego Wschodu. 6 grudnia br. prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki, Donald Trump podjął decyzję o uznaniu Jerozolimy za stolicę państwa Izrael i przeniesieniu tam placówki dyplomatycznej USA. Biorąc pod uwagę fakt, iż okupacja wschodniej części Jerozolimy przez Izrael od 1967 roku jest uznawana przez Organizację Narodów Zjednoczonych za nielegalną, doprowadzić to mogło tylko do rzucenia kolejnej iskry na beczkę prochu. Tą beczką jest trwający od 1948 roku i nadal nierozwiązany konflikt izraelsko-palestyński. Prezydent Palestyny, Mahmud Abbas, zaapelował do papieża Franciszka i przywódców państw arabskich o próbę przekonania Trumpa do zmiany decyzji. Przeciwko decyzji amerykańskiego przywódcy zaprotestowały Turcja i Arabia Saudyjska. Prezydent Turcji, Recep Tayyip Erdogan zapowiedział zerwanie stosunków dyplomatycznych z Tel Awiwem, natomiast władze w Rijadzie uznały, iż to działanie zaprzepaści dotychczasowe dokonania na rzecz izraelsko-palestyńskiego procesu pokojowego. Palestyńscy i arabscy chrześcijanie zbojkotowali wizytę wiceprezydenta USA, Mike’a Pence’a w Egipcie i Jerozolimie, zaś w Święta Bożego Narodzenia w ramach protestu przeciwko działaniom Trumpa postanowili zredukować uroczystości do absolutnego minimum. Iran zagrzmiał, że „Palestyna niedługo będzie wolna.” Palestyński ruch oporu natychmiast uznał decyzję Trumpa za „otwarcie bram piekieł” oraz wezwał Palestyńczyków do kolejnej Intifady, która rozpoczęła się w drugi piątek grudnia br. Ten dzień, który przeszedł do historii jako „Dzień Gniewu”, stał się początkiem kolejnej w historii Palestyny straceńczej i heroicznej walki tego narodu z izraelskim okupantem. Na 172 państwa biorące udział w głosowaniu w sprawie rezolucji ONZ dotyczącej uznania Jerozolimy za stolicę Izraela 128 zagłosowało przeciw, a 35 wstrzymało się od głosu (w tym Polska, której szef MSZ stwierdził, że rozwiązanie konfliktu izraelsko-palestyńskiego powinno leżeć w gestii zainteresowanych stron).

19 grudnia br. około godziny 3:00 w nocy została aresztowana przez izraelskie wojsko 16-letnia aktywistka z wioski Nabi Saleh, Ahed Tamimi. Jej rodzina została obudzona i zgromadzona w jednym pokoju przez izraelskich żołnierzy, którzy skonfiskowali wszystkie telefony i komputery. 14-letniego brata aresztowanej zmusili przemocą do oddania komórki. Winą młodej Palestynki było to, że jest zaangażowaną aktywistką na polu pokojowej walki o wolność Palestyny poprzez cotygodniowe protesty w Nabi Saleh. Protesty te są wyrazem sprzeciwu wobec okupacji Palestyny przez Izrael oraz nielegalnej kolonizacji terenów wokół wioski, powstałej wskutek budowy izraelskich osiedli. Izraelski minister edukacji miał tak skomentować aresztowanie młodej aktywistki: „(Tacy jak ona) powinni zakończyć swoje życie w więzieniu.” Także aresztowana została jej matka, która pojechała na komisariat, by być świadkiem przy przesłuchaniu córki. Według arabskich mediów areszt Ahed i jej matki został przedłużony.

Jak można krótko skomentować decyzję amerykańskiego prezydenta? Krótkowzroczność? Hipokryzja? Głupota? Obłuda? Te słowa cisną się na usta zwłaszcza, gdy Trump powiedział w przemówieniu o tym, że Izrael jako niepodległe państwo ma prawo decydować o wyborze swojej stolicy jednocześnie apelując o pokój. Pokój na rzecz tylko jednej ze stron tego długoletniego konfliktu? Na to Palestyńczycy nigdy się nie zgodzą. Przy tym wszystkim przywódca USA albo zdaje sprawę, albo i nie z rezultatów swoich działań, które będą negatywne i utrudnią z pewnością proces pokojowy między „zainteresowanymi” stronami. Kiedy pisałem te słowa ponad dwa tygodnie temu, na ulicach Gazy, Betlejem i Jerozolimy „Dzień Gniewu” już trwał. Palestyńczycy mimo nierównych sił, broni i gróźb represji ze strony Izraela podjęli kolejny raz walkę o swoją niepodległość. Rannych wskutek walk i protestów w pierwszych dniach Dnia Gniewu było ok. 40 osób. Jak może się potoczyć sprawa? Prawdopodobnie kolejny raz na ulice palestyńskich miast może wyjść izraelska armia i będzie strzelać do protestujących. Znowu Gaza będzie bombardowana przez lotnictwo syjonistycznego państwa, tak jak w 2009 i 2014 roku. Będą niszczone domy, zginie wielu obrońców Palestyny oraz cywili. Zostaną przerwane dostawy wody i elektryczności. Zabraknie leków i atrybutów pomocy medycznej. Eskalacja konfliktu będzie trwać, aż do zwycięstwa którejś ze stron.

Ile warte jest zdanie społeczności międzynarodowej w tym konflikcie, z którym i tak nie będzie liczyć się Izrael? Izrael argumentujący, iż walczy z terroryzmem, czym usprawiedliwia zbrodnie na Palestyńczykach i innych narodach od 1948 roku. Ile warta jest litera prawa międzynarodowego, którą i tak w jednej chwili może podeptać państwo działające bez mandatu ONZ? Jak historia pokazuje – NIC! I to niestety jest tragicznym akordem do biernego oglądania tragedii narodu. Narodu walczącego o wolność i domagającego się niepodległości. Taki ruch, jakim jest przeniesienie stolicy Izraela do Jerozolimy (bez uwzględnienia specyfiki tego miasta), jest napluciem w twarz części wolnego świata. Tej części, która tworzy Oś Oporu i walczy z syjonistyczną, imperialistyczną polityką zagrażającą pokojowi na Bliskim Wschodzie.

Dlaczego okazuję – przynajmniej piórem – solidarność z Palestyną? Ponieważ Polacy także w swojej historii mieli czas, kiedy musieli zbrojnie walczyć i krwią zaświadczyć o tym, że pragnęli niepodległości. Walczyli w 1794, 1830, 1863, 1914, 1918, 1920 roku oraz w okresie II wojny światowej i po wojnie w ramach podziemia antykomunistycznego. Doświadczali krwawych represji ze strony okupantów. I walczyli mimo wszystko. Wierzę w to, że naród palestyński też wywalczy niepodległość, na którą czeka wystarczająco długo. Jego wieloletnia walka o wolność zasługuje na wyrazy szacunku. Palestyński ruch oporu obecnie może liczyć na poparcie dla swojej sprawy. Inną kwestią pozostaje to, jak zachowają się w tej sprawie inne państwa Bliskiego Wschodu? Jak to rozegrają? Jak zareagują na zmieniający się z dnia na dzień bieg wydarzeń? Na pewno może zmienić się diametralnie układ sił. Faktem jest, iż Palestyna zrezygnowała z pośrednictwa Stanów Zjednoczonych Ameryki w rozmowach pokojowych, co stanowi wyjątkową wręcz tendencję.

Pewnym jest niezmienne stanowisko europejskich nacjonalistów w tej sprawie. Tak jak przed dziesiątki lat François Duprat, Jean Thiriart, Roger Coudroy, Vittorio Arrigoni czy bojownicy Czarnych Szczurów, tak i dzisiaj narodowi rewolucjoniści z różnych krajów Europy udzielają wsparcia Palestyńczykom. Udzielają go na przekór systemowej i radykalnej lewicy, która wspiera Palestyńczyków jednocześnie odmawiając nacjonalistom na naszym kontynencie prawa do obrony europejskiej tożsamości przeciwko syjonistycznemu lobby, masowej imigracji i kapitalizmowi. Na przekór systemowej prawicy, neokonserwatystom i amerykańskim Republikanom, broniącym izraelskiego agresora oraz uznającym go za obrońcę Europy przed islamskim terroryzmem. Warto wspomnieć o tym, iż 17 grudnia 2014 roku europarlamentarzyści z Niemiec, Węgier i Grecji (związani kolejno z NPD, Jobbikiem oraz Złotym Świtem) zagłosowali za przyjęciem rezolucji uznającej „co do zasady” państwowość Palestyny z zastrzeżeniem, że musi to równolegle zależeć od rezultatów negocjacji pokojowych między zainteresowanymi stronami. W ostatnich dniach Falanga Hiszpańska wydała oświadczenie, w którym domagała się od rządu Hiszpanii uznania Jerozolimy za stolicę państwa palestyńskiego i stwierdziła, że decyzja o uznaniu miasta za stolicę Izraela to jawna prowokacja wobec Palestyny i świata arabskiego.

Państwo Izrael zostało zbudowane na krwi wielu tysięcy Palestyńczyków. Około 10% zamordowanych przez syjonistyczne bojówki mieszkańców Palestyny było chrześcijanami, a blisko 100 tysięcy zostało zmuszonych do emigracji. Jednym z symboli zbrodniczej polityki Izraela wobec narodu palestyńskiego była masakra w Deir Yassin, która miała miejsce 9 kwietnia 1948 roku. Syjoniści z zimną krwią zamordowali ok. 200 mieszkańców liczącej 750 osób osady, w tym 52 dzieci, a 25 ciężarnym kobietom rozcięto brzuchy. Wiele kobiet przed śmiercią zostało brutalnie zgwałconych. Do dziś nie pociągnięto sprawców tej masakry do odpowiedzialności, z kolei premier Ben Gurion miał powiedzieć: „Bez Deir Yassin nie byłoby Izraela.” Menachem Begin po rzezi tak pochwalił swoich bojówkarzy: „Przyjmijcie gratulacje z okazji tak wspaniałego aktu podboju. (…) Powiedzcie żołnierzom, że stworzyli historię Izraela (…). Tak jak w Deir Yassin, tak i wszędzie, uderzymy i zmiażdżymy wroga.”. Późniejszy premier Izraela w swoich wspomnieniach odnotował: „Legenda Deir Yassin była warta dla wojsk Izraela tyle, co pół tuzina batalionów.” To, jak i blisko 400 startych z powierzchni ziemi wiosek, pokazało, do jakiego stopnia syjonistyczne lobby odmówiło Palestyńczykom prawa do życia na swojej ziemi.

Nie można być nacjonalistą i jednocześnie popierać zbrodniczej polityki Izraela wobec narodu palestyńskiego. Zbrodnie, jakich izraelskie wojsko dopuściło się bądź dopuści się w najbliższych dniach na ulicach Gazy, Betlejem, Jerozolimy i Zachodniego Brzegu Jordanu, nie zasługują na żadne usprawiedliwienie.

 

Europa, Gaza – wspólna sprawa!

Adam Busse