Współczesna ideologia narodowa tak, jak ją rozumiemy i czujemy w Europie, różni się bardzo znacznie od tego, co chrzci się mianem szowinizmu, czy też bardziej nowocześnie: megalomanii narodowej. Być narodowcem, to nie znaczy wcale uważać, że mój naród, jest na świecie czemś jedynie najlepszem i najwyższem; jest natomiast czymś najdroższem i najbliższem sercu. Stąd płynie szacunek narodowca dla idei narodowej każdego innego narodu, co różnym głupkom daje okazję do kiepskich dowcipów na temat międzynarodówki nacjonalistycznej. Ta „międzynarodówka” jest po prostu poczuciem wspólności pewnego typu psychicznego. Będąc narodowcem muszę szanować uczucia narodowe innych. Wiem, że rodzą się one z tych samych pobudek moralnych. Niema takiego dobrego prawa, któreby mi pozwoliło zwracać się przeciwko temu u obcych, co dla mnie samego jest najdroższe.*
Stanisław Piasecki
Żyjemy w XXI wieku – wieku Globalnej Wioski, wieku eksperymentów na społecznościach narodowych, wieku zatargów i konfliktów, a przede wszystkim wieku imperializmów, które nasiliły się w przeciągu ostatnich kilkudziesięciu lat. W dzisiejszych czasach zagrożenie dla wolnych narodów niosą trzy imperializmy: amerykański, syjonistyczno-żydowski i rosyjski. Amerykański, który swoimi korzeniami sięga czasów I wojny światowej (od przystąpienia w 1917 roku USA do wojny i zerwania z dotychczasową polityką izolacjonizmu), doprowadził po 1945 roku do destabilizacji politycznej Korei, Wietnamu, Japonii, państw Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej, a obecnie prowadzi politykę imperialną w oparciu o makdonaldyzację i amerykanizację społeczeństw tradycyjnych, co prowadzi do zatracania tożsamości na rzecz globalizacji. Syjonistyczno-żydowski, ponieważ od lat 30. XX wieku prowadzi na wzór III Rzeszy eksterminacyjną politykę wobec narodu palestyńskiego walczącego o swoje państwo i przy wsparciu swojego lobby w USA narzuca światu własną wizję historii opartą o mity Narodu Wybranego i Holokaustu, dzięki czemu może skutecznie terroryzować wszystkie nieprawomyślne wobec ich polityki środowiska. Rosyjski z kolei od kilkuset lat jest zagrożeniem dla narodów wschodnio- i środkowoeuropejskich wraz z narastaniem tendencji imperialnych i szowinistycznych, a swoje agresywne działania uzasadnia jak za Sowietów: choćby ochroną mniejszości rosyjskiej w atakowanym przez siebie kraju oraz ich demokratycznie podjętą wolą związania się na stałe z Federacją Rosyjską.
Kiedy piszę te słowa, mają miejsce rozpady Iraku, Jemenu, Libii czy częściowo Syrii. Dzięki obietnicom wprowadzenia demokracji pod bagnetami Jankesów, naród palestyński prowadzi dalej niepisaną wojnę przeciwko Izraelowi, łamiącemu raz po raz postanowienia rozejmu (w czym Palestyńczyków i ich niepodległościową walkę wspierają Syria, Iran i Hezbollah), a za naszą wschodnią granicą rozpala się na dobre rosyjski imperializm, który bezprawnie pozbawił Ukrainę Krymu i usiłuje oderwać jej wschodnie terytoria w celu utworzenia tzw. Noworosji, a jeszcze wcześniej zaatakował Gruzję i naruszył jej integralność terytorialną poprzez utworzenie samozwańczych państw Abchazji i Osetii Południowej oraz utopił we krwi niepodległościowe dążenia Czeczenów w 1994 i 1999 roku.
Niejeden naród w przeciągu swojej historii miał okresy, kiedy był wielkim mocarstwem, ale i miał także lata utraty niepodległości na rzecz silniejszych państw. Imperialne tradycje zawsze rodzą sentymenty historyczne ze strony różnych środowisk względem terytoriów, na które spogląda się z utęsknieniem. Niemcy patrzyli na stare krzyżackie ziemie (Pomorze, Mazury, ziemia królewiecka etc.), Turcy na dawne terytoria Imperium Osmanów, Albańczycy na stare serbskie ziemie tworzące obecnie marionetkowe państwo Kosowa, a my z sentymentem wspominamy o Kresach Wschodnich i czasach, gdy Polska była mocarstwem od Bałtyku do Morza Czarnego. Teraz gdy większość narodów posiada swoje państwa, których granice pokrywają się z granicami etnicznymi, jakiekolwiek mocarstwowe i imperialne dążenia prowadzą do naruszenia równowagi sił, a w konsekwencji do rodzenia się nurtów szowinistycznych, wywyższających swoją nację ponad inne, co powoduje w konsekwencji do roszczeń terytorialnych względem sąsiadów.
Dlaczego każdy nacjonalista, każdy narodowy radykał powinien się wyrzec imperializmu niezależnie od jego uzasadnienia historią, względami położenia etnicznego czy innych motywów? Bowiem imperializm po pierwsze wiąże się z szowinizmem, który prowadzi do narzucania podbijanym przez siebie narodom swojej kultury narodowej, obyczajów, stylu życia i wizji postrzegania świata. Po drugie narusza naturalną różnorodność narodów decydujących o kształcie swojego państwa niezależnie od obcych ośrodków politycznych. Po trzecie agresja zewnętrzna państwa imperialnego prowadzi do eskalacji konfliktu między narodami i skutkuje coraz krwawszym oporem ze strony narodu na terytorium podbijanego bądź okupowanego już kraju. Po czwarte naród pod butem imperializmu nie ma zagwarantowanej stabilizacji wewnętrznej, a nawet jest zmuszony poświęcać swoją pracę, wytwarzanie dóbr na rzecz okupanta. Niezależnie zatem od pięknych frazesów wszelkimi możliwymi metodami, jednak tak jak dwa plus dwa równa się cztery, czarne jest czarne, a białe jest białe, tak imperialna agresja pozostanie imperialną agresją.
Poza tym dzisiejszy świat stawia współczesnym narodom ważniejsze wyzwania niż historyczny sentymentalizm i tęsknota za czasami potęgi, których przeciętni obywatele nie wrzucą do garnków i nie ugotują, by wyżywić swoją rodzinę, których pracownicy nie przekształcą w sumy pieniędzy w celu zapłacenia kolejnych absurdalnych podatków czy czynszu za mieszkanie. Niestety także i w Polsce jest wiele osób patrzących na zagrażające nam mocarstwa jak na wzór do naśladowania. Postliberalna prawica, reprezentowana m.in. przez PiS, uważa USA za modelowy przykład państwa demokratycznego, które walczy z terroryzmem, państwa sukcesu i tolerancji. Analogiczne sympatie mają względem Izraela, który w ich opinii jest bastionem Europy przed islamskim zagrożeniem oraz państwem, którego narodowi za doświadczenia ludobójstwa z II wojny światowej należy współczuć (co się przełożyło na poparcie udziału polskich wojsk w interwencji USA w Iraku i Afganistanie czy przez fakt, iż europarlamentarzyści tak uzasadniali swój sprzeciw wobec uznania niepodległego państwa palestyńskiego). Część polskich konserwatystów i narodowców z kolei widzi inspiracje w Rosji rządzonej przez reżim Putina, odwołujący się do spuścizny państwowej ZSRS (swoją drogą uzasadniając je prowadzoną przez rosyjskiego „katechona” polityką antyimigracyjną, antygejowską, staniem na straży konserwatyzmu religijnego i obyczajowego, które to wartości przeciwstawiają zachodniemu, zgniłemu demoliberalizmowi).
Tym samym stają naprzeciwko siebie dwie wizje świata rodem z czasów zimnej wojny, gdzie z jednej strony USA i Izrael, a z drugiej – Rosja i jej sojusznicy. Pomimo iż postrzegają siebie jako największych graczy na geopolitycznej szachownicy, to jednak są dwiema stronami tego samego medalu, stwarzającego zagrożenie dla równowagi wolnego świata, niedopuszczając do rozwoju i stabilizacji poszczególnych państw. Powinniśmy odrzucić tak hermetyczne podziały na lewicę i prawicę, socjalizm i kapitalizm, jak i podział świata na proamerykański i prorosyjski w kategoriach geopolitycznych, ponieważ istnieje nadal przekonanie, że krytyk imperialnej Rosji to zwolennik Unii Europejskiej, USA i liberalnych wartości, a kiedy ktoś sprzeciwia się polityce amerykańskiej, to z automatu popiera Władimira Putina i jego antynarodowy reżim.
Ponadto imperialna polityka − umotywowana choćby szowinistycznie − prowadzi do zbrodni, które niszczą potencjał żywiołowy, demograficzny i ekonomiczny każdego narodu, a także zatruwa wzajemne stosunki polityczne na stosunkowo długi okres czasu. Tak było w czasach najazdów Mongołów na Europę, rzezi Ormian przez osmańską Turcję, Holokaustu, Hołodomoru, ludobójstwa Polaków na Wołyniu, śmierci setek tysięcy ludzi w czasie japońskich podbojów Dalekiego Wschodu doby II wojny światowej, mordów amerykańskich na Wietnamczykach, tak i jest obecnie w Iraku czy na Ukrainie. Imperializm w celu wzmocnienia swojej pozycji prowadzi od zawsze politykę „dziel i rządź”, która dzięki antagonizmom pozwala osłabić narody skłócone ze sobą i łatwiej je uzależnić.
Jako współcześni nacjonaliści przenoszący idee narodowego radykalizmu na grunt dzisiejszy, powinniśmy zatem wyrażać sprzeciw wobec każdego imperializmu niosącego zagrożenie dla światowego pokoju. Szacunek wobec innych narodów oraz obrona ich prawa do życia, posiadania własnego państwa, tworzenia i rozwijania kultur narodowych jest rzeczą pożądaną. Historia pokazała, iż wiele imperiów na przestrzeni wieków prędzej czy później upadło, bądź to siły wyższe wpływające na losy świata ze swojej woli pozwalały na rozpad danego imperium, motywowany między innymi karą Bożą za grzechy ludzkości. Dla imperialisty, nie tylko amerykańskiego, syjonistycznego czy rosyjskiego, ale każdego, powinno być to poważne ostrzeżenie, ponieważ kto podnosi rękę na słabsze od siebie narody, musi zrządzeniem losu zostać ukarany. Naszym obowiązkiem jest solidarność z tymi nacjonalistami, którzy poświęcają wiele dla walki z imperializmami w imię równorzędnej egzystencji narodów Europy i całego świata. Wolność narodom, śmierć imperiom!
Adam Busse