Precz z eurosceptycyzmem! Niech żyje Wielka Europa!

"Europa to dziś wielki organizm poddany szarlatańskim zabiegom, ciało wypełnione i wstrząsane strachem, bezwartościowe, którego krwią jest złoto, mięśniami maszyny i fabryki, a skórą gazetowy papier – to bezkształtna istota poruszająca się pod wpływem niepewnych i nieprzewidywalnych zawirowań, które wchłoną każdego, kto odważy się im przeciwstawić, czy choćby uwolnić się spod ich mocy." - Julius Evola

 

"Niech żyje Europa, Ona zawsze zwycięża!" - Von Thronstahl

 

                Wśród szeroko rozumianej "prawicy", szczególnie wśród konserwatywnych liberałów i libertarian ale również wielu osób poczuwających się do idei narodowej niezmiernie popularnym jest określanie swoich poglądów mianem "eurosceptycznych". Iluż to pogromców islamu z Holandii czy Francji z parlamentarnych mównic ciskało gromy w stronę Starego Kontynentu mówiąc o tym, że potrzeba "mniej Europy", jakiż to jad wylewają wolnościowcy nie tylko na Unię Europejską (choć i tutaj obiektywnie należy stwierdzić, że niektóre antybrukselskie argumenty i slogany są po prostu nie do obronienia) ale na całą Europę. Cóż, tym ostatnim się nie ma co dziwić, ich duchową ojczyzną są w gruncie rzeczy Stany Zjednoczone, co na płaszczyźnie geopolitycznej manifestuje się chęcią ścisłej współpracy z Waszyngtonem, a w kwestiach bliższych przeciętnemu człowiekowi chęcią budowy państwa liberalnego, takiego, takiego... hm... no, takiego jak USA, może nie dzisiejsze, ale to z czasów Reagana. W niniejszym tekście nie będziemy się znęcać nad entuzjastami konserwatywnego liberalizmu, przyjmujemy do wiadomości, że z racji wyznawanych poglądów poczuwają się do przynależności do owej amerykańskiej kultury, przyjmujemy też do wiadomości, że bardzo chętnie zaszczepili by ją na nasz rodzimy grunt, przyjmujemy to do wiadomości i wyciągniemy z tego wnioski. Prosimy tylko, byście litościwie zaprzestali używania pojedynczych cytatów z prawa rzymskiego do uzasadniania swoich poglądów bo nie mają one nic wspólnego z ojczyzną Juliusza Cezara.

                Bardziej niezrozumiałe jest jednak dla mnie to, że osoba uważająca się za nacjonalistę może pluć na Europę i określać swój stosunek do niej mianem "sceptycznego". Cóż, pomińmy maniakalnych islamofobów którzy, jak pisałem w poprzednim tekście, w gruncie rzeczy bronią obecnego status quo a sama nienawiść do imigrantów to jeszcze żaden nacjonalizm, zapewne wielu z narodowców ochoczo podpisałoby się pod niejedną antyeuropejską deklaracją. I jest to bardzo smutne.

                Zacytuję propagandowe hasło z okresu kampanii przed referendum akcesyjnym - tak, jestem Europejczykiem.

                Jestem Polakiem więc siłą rzeczy jestem też Europejczykiem. Europa jest naszym wspólnym domem, mamy wspólne wartości o które musimy walczyć a razem będziemy silniejsi. Brzmi jak lewicowa narracja zachwalająca UE? Cóż, istotnie. I właśnie to należy zmienić. I nie tylko to.

                Jednym z naszych priorytetów powinna być walka kulturowa, między innymi walka o poprawne rozumienie pewnych pojęć. "Europa" została totalnie zakłamana. Czym jest Europa? Europa to grecka filozofia - Sokrates, Platon, Arystoteles. To tragedie Ajschylosa, Sofoklesa i Eurypidesa, a także niezapomniane dzieła Homera. Grecki kult Piękna. Olimpia i Termopile. Europa to Rzym z jego Prawem Dwunastu Tablic, to miasto będącym swoistym axis mundi. To legiony niosące światło cywilizacji barbarzyńcom i dzielnie broniące Imperium. Horacy i Juliusz Cezar. Łacina, język sakralny, język medyków i prawników, przez setki lat język inteligencji na całym kontynencie. Europa to miejsce gdzie rozkwitło chrześcijaństwo - wiara w naszego Pana, Jezusa Chrystusa. Mnisi od świętego Benedykta, Dominika, Franciszka z Asyżu ale również wybitni papieże jak Grzegorz VII czy Urban II. Ogromne, wzbudzające zachwyt katedry, w których można doświadczyć hierofanii. Idea Imperium i tacy władcy jak Karol Wielki, Otton III czy Fryderyk Barbarossa. Kultura rycerska z jednej strony wielbiąca honor i siłę, a z drugiej mówiąca o potrzebie obrony słabych i uczciwego traktowania przeciwnika. Wreszcie, krucjaty, będące nie tylko obroną Krzyża przed islamem i "pielgrzymką zbrojną" celem ochrony wiernych zmierzających do Grobu Pańskiego ale również ogólnoeuropejskim wyrazem solidarności.

                Ta wielowiekowa tradycja to nasza historia. Nie ma w niej mordowania dzieci nienarodzonych, chyba, że mowa o mrożącej krew w żyłach rzezi niewiniątek. Nie ma w niej negacji prawdy. Nie ma w niej egalitaryzmu, była hierarchia i dyscyplina. Nie ma indywidualizmu, zawsze istniała jakaś wspólnota. Nie ma fałszywego pacyfizmu, była gotowość poświęcenia życia za wiarę, ojczyznę, rodzinny dom.

                Lewica ukradła jedno z naszych sztandarowych pojęć. A wielu z nas się na to godzi. Europa jest nasza, a nie lewicowa, nie demoliberalna, nie komunistyczna. To, co oni nazywają mianem Europy jest całkowitym zaprzeczeniem tego, co przez setki lat rozumiano pod tym pojęciem.

                No dobrze, ale co z tym wspólnego ma polski nacjonalista? Przecież nas powinno obchodzić dobro Polski, co nas obchodzi co się dzieje na Zachodzie (szczególnie, że wszyscy dookoła zawsze nas sprzedawali i sprzedawać będą)? Czemu mamy umierać za Lizbonę, Zagrzeb czy Oslo?

                Polska powstała w wyniku chrztu Mieszka I. Był on nie tylko przyjęciem wiary katolickiej ale również jednoznacznym przyłączeniem się do konkretnego kręgu cywilizacyjnego. Kręgu, który nas kształtował, a my kształtowaliśmy jego. Tym samym staliśmy się częścią tego duchowego dziedzictwa. Nie ma polskości bez europejskości. Nie można być Polakiem i jednocześnie odrzucać Europy, tej Europy, która nas ukształtowała. Z drugiej strony, również i my daliśmy jej wielu wybitnych świętych, artystów, naukowców, a z racji na nasze położenie wielokrotnie broniliśmy Kontynentu przed zagrażającym mu zagrożeniem ze strony czy to Mongołów, czy Turków, czy wreszcie bolszewików. Skreślenie tego wszystkiego sprawia, że nasza historia staje się niezwykle uboga, a nasza tożsamość zbudowana byłaby... właśnie, na czym?

                Polska leży w Europie i potrzebuje sojuszników. Cywilizacyjnie, kulturowo, religijnie różnimy się od Rosji. Stany Zjednoczone są daleko, o bardziej egzotycznych sojuszach nawet nie wspominajmy. Naturalnym byłoby ażeby Europa, tak jak w czasach jej największej chwały, była zjednoczona. Wówczas cały Kontynent będzie bezpieczny, a jego mieszkańcy żyli w dostatku. Nie łudźmy się, gdyby jakimś cudem w Polsce doszło do zmiany systemu politycznego to nic by to nie zmieniło. Kraj zostałby poddany izolacji na arenie międzynarodowej, a przemiany społeczne które rujnują Zachód i tak prędzej czy później dotarłyby do nas. Chyba, że nacjonalizm ma polegać na krzyczeniu o nienawiści do imigrantów bądź chęci odbicia Kresów, natomiast zupełnie nie przeszkadzają nam przemiany kulturowe - ale z takiego nacjonalizmu pierwszy się wypisuję.

                Walka narodowo-radykalna to jednak nie tylko walka stricte nacjonalistyczna. Walka o Polskę to nie jedyne, czym powinniśmy się kierować. Fakt, iż cały kontynent jest naszym wielkim dziedzictwem był zawsze mocno akcentowany, wystarczy przypomnieć szeregi nacjonalistów walczących solidarnie w Hiszpanii przeciw bolszewizmowi czy myśl polityczną lidera rexistów Leona Degrelle'a. Dziś zaś stawką jest ocalenie całego Kontynentu przed zniszczeniem go przez demoliberałów, marksistów, feministki, zielonych i wszelakich lewaków czy dziwaków. Wielowiekowa Tradycja potrzebuje rycerzy, którzy ją obronią. Największym zagrożeniem dla naszej cywilizacji nie jest wojujący islam, nawet ten spod znaku Państwa Islamskiego. Największym zagrożeniem nie są miliony imigrantów. Największym zagrożeniem nie jest rosyjska armia która ostatnimi czasy wdziera się w głąb naszego Kontynentu - dzisiaj na Donbas, jutro być może do Kijowa, a kto wie gdzie pojutrze? Największym zagrożeniem nie są nawet Stany Zjednoczone z ich neoliberalną polityką i MTV. Niestety, największym zagrożeniem dla Europy są sami Europejczycy. Oczadzeni liberalizmem, od kilkudziesięciu lat żyją niczym mieszkańcy Rzymu w okresie schyłku, ciesząc się życiem i nie odczuwając żadnych wyższych potrzeb oraz nie przejmując się barbarzyńcami u bram. Co gorzej, o ile garstka intelektualistów i duchownych widziała gasnący płomień Imperium gotowa była strzec płomień Tradycji i ratować Rzym jako idee fixe ratując jego dziedzictwo kulturowe o tyle dzisiaj nikt nie jest takowym procesem zainteresowany. Co komu po barokowych pałacach?

                Rosyjską armię można powstrzymać, na ISIS mogą spaść tysiące bomb, ale jeśli nie wróg zewnętrzny, przed którym nie będziemy w stanie się obronić, to demografia i powolna agonia doprowadzi do upadku cywilizacji europejskiej. Aborcja, związki jednopłciowe, mentalność niewolnika pieniądza czy po prostu powszechna bezpłodność - to wszystko prędzej czy później musi doprowadzić do zniszczenia instytucji rodziny a tym samym fundamentu na którym zbudowano nasz dom. Europejczykom należy przypomnieć to, w co wierzyli ich przodkowie. Trzeba przywrócić im dawną dumę. Europa znów musi być europejska. Jeśli wierzymy w Wielką Polskę, musimy uwierzyć w Wielką Europę.

Michał Szymański