Tomasz Kosiński – Otto Strasser „Rola Europy”

Niniejszy tekst został napisany przez Ottona Strassera na przełomie 1953 i 1954 roku. Opublikowano go w piśmie „The European” prowadzonym przez środowisko Oswalda Mosleya . Był reakcją na wystąpienie Johna Fostera Dullesa na konferencji NATO w Paryżu w dniach 12-16 grudnia 1953 roku. W tekście tym Otton Strasser skrytykował politykę USA wobec Europy Zachodniej oraz przedstawił własną wizję pozycji Europy w światowym systemie. Warto również zwrócić uwagę na historyczną rolę przypisywaną Niemcom. W kolejnym numerze „Szturmu” zaprezentuję odpowiedź Oswalda Mosleya. - Tomasz Kosiński


Otto Strasser „Rola Europy”


Amerykański sekretarz stanu, John Foster Dulles, uczynił wszystkim Europejczykom wspaniałą przysługę pokazując polityczną otchłań, w które utonęliśmy. Podczas konferencji NATO w grudniu 1953 r. w Paryżu główny polityk Stanów Zjednoczonych poinformował Europejczyków o najnowszych nakazach z Waszyngtonu, aby położyć kres tysiącletniej historii niezależnych narodów i zjednoczyć je w jeden wielki konglomerat wzdłuż linii ustalonych przez USA. Jeśli ktoś wykaże nieposłuszeństwo wobec tego polecenia - oświadczył pan Dulles z godną pochwały szczerością - Europejczycy zostaliby ukarani, nie otrzymując ani jednego dolara od Ameryki, a Stany Zjednoczone będą zmuszone do porzucenia ich na pastwę Rosjan. Gdyby jednak byli posłuszni, postępowali zgodnie z nakazami z Waszyngtonu, mogliby być pewni, że otrzymają dodatkowe dolary, a nawet amerykańskie bomby atomowe, którymi będą bronić siebie (i USA) przed Rosją.

Konieczne jest dokładne przytoczenie słów p. Dullesa, aby w pełni określić amerykańskie ultimatum. New York Times z 15 grudnia (1953 roku – przyp. tłum.) przytoczył następujące wypowiedzi z oświadczenia p. Dullesa. Część miała miejsce na samym posiedzeniu NATO, część podczas konferencji prasowej w związku z nią: „ ... Stany Zjednoczone stoją na stanowisku, że europejska cywilizacja powinna przetrwać . Nie może się to obyć bez wspólnoty europejskiej, która łączy się nierozerwalnie z interesami i zdolnościami dwóch wielkich narodów w sercu Europy - Francji i Niemiec. Trudno mi byłoby wyolbrzymiać niepokój z jakim nasi ludzie oczekują na dokonanie tego historycznego aktu (sic). Jeśli jednak Europejska Wspólnota Obronności nie zostanie skutecznie powołana: jeśli Francja i Niemcy nie połączą się, pozostaną potencjalnymi wrogami, wtedy zaistniałyby poważne wątpliwości, czy Europa kontynentalna może stać się miejscem bezpiecznym. Wymusiłoby to ponowną ocenę polityki Stanów Zjednoczonych. Jeśli Europa Zachodnia ma rozwijać polityczną, gospodarczą i militarną współpracę, która obejmie Francję i Niemcy, to musi się to zdarzyć wkrótce ....” Dulles rozszerzył później swoje stanowisko na konferencji prasowej, gdy powiedział: „Jak widzimy, nasza polityka europejska ma uczynić z Europy silny i bezpieczny dom dla zachodniej cywilizacji .... Jak widzimy, powojenne planowanie Europy Zachodniej ma na celu poprawę niektórych z tych poważnych błędów z przeszłości i stworzenie sytuacji, w której narody zachodnie zaprzestaną tego samobójczego konfliktu, w którym brały udział w ostatnich wiekach. W sercu tego jest oczywiście sprzymierzenie się z wielkimi mocarstwami, Francją i Niemcami, rozumiemy, że polityka krajów Europy kontynentalnej ma stworzyć zjednoczenie, które uniemożliwi ponowny wybuchu konfliktów. Jeśli w przeciwieństwie do naszych nadziei i przekonań tak się nie wydarzy, zmusiłoby to Stany Zjednoczone do rewizji, ponownej oceny polityki zagranicznej .... Stany Zjednoczone interesowały się przede wszystkim ujednoliceniem Francji i Niemiec, które jest możliwe, ale również niemożliwe jest, aby Francja i Niemcy znów walczyły ze sobą. Dwie wojny światowe wyłoniły się z tej sytuacji, a jeśli jeszcze inna wojna z niej wyjdzie, to będzie to ich odpowiedzialność, a taka możliwość wymagałaby od Stanów Zjednoczonych ponownego rozważenia swojej polityki .... Jeśli one (zachodnie Kraje) zdecydują się popełnić samobójstwo, muszą popełnić je same ... "

Jak można zauważyć, powyższe obserwacje amerykańskiego sekretarza stanu odznaczają się nie tyle brakiem inteligencji czy ich historyczną dokładnością, ale niezrównaną hipokryzja; ukrytymi zagrożeniami. Cały świat trzęsie się z obawy przed możliwym starciem dwóch gigantów atomowych, Rosji i Ameryki - w którym każda ze stron szuka wszelkich środków, aby zmusić inne narody świata do opowiedzenia się po jednej lub drugiej stronie. Zimna wojna dzisiaj i prawdziwa wojna jutra. Jeden z tych goliatów będzie próbował obarczyć winą za ataki, za wywołanie III wojny światowej inne narody - jest zarówno obsceniczny, jak i absurdalny. Niemal w istocie słusznie można stwierdzić, że rywalizacja francusko-niemiecka nie była wystarczająca, aby doprowadzić do dwóch wojen światowych, a raczej interwencja w tym konflikcie ze strony zewnętrznych mocarstw, zwłaszcza Stanów Zjednoczonych spowodowały rozprzestrzenianie się niepokoju. Bez ingerencji ze strony sił nieeuropejskich konflikt pozostanie lokalny - wojna w Gran Chaco między Boliwią i Paragwajem była wojną lokalną z prostego powodu, żadna zewnętrzna siła nie włączyła się do sporu. Postarajmy się wyobrazić sobie dzikie oburzenie Waszyngtonu, jeśli Hitler przystąpiłby do tej wojny po stronie Paragwaju - lub jeśli Stalin wysłałby wojska, aby pomóc Boliwii!

Najtragiczniejsze jest to, że Rosja i Stany Zjednoczone uznały za właściwe, aby zmagać się z problemami europejskimi . Należy żałować, że wraz z doniosłym powiadomieniem, które zostało doręczone światu w dniu 2 grudnia 1823 r., nie ma obecnie podobnej „doktryny z Monroe”. Zjednoczona Europa powstała, aby chronić nasz kontynent przed ingerencją obcych. Gdyby coś takiego miało miejsce, to z całą pewnością historia świata w ciągu ostatnich stu dwudziestu pięciu lat przybrałaby inny i lepszy kurs. Tak więc groźba amerykańskiego Sekretarza Stanu, że w przyszłości Ameryka pozostanie poza zasięgiem spraw międzypaństwowych, nęka wszystkich prawdziwych Europejczyków. Rzeczywiste przeprowadzenie takiego działania pomogłoby załagodzić obecne napięcie na świecie bardziej niż pompowanie amerykańskich broni atomowych w RFN i nieokreślone rozmieszczenie amerykańskich sił powietrznych, lądowych i morskich w całej Europie.

Oczywiście, nieuchronny, wątły argument zostanie natychmiast podniesiony, że taka decyzja przekazuje Europę „beztrosko w ręce Rosjan”. Mówienie o „obronie Europy” w ogóle jest zniewagą sporej części kontynentu, który został przekazany tym samym Rosjanom przez Franka D. Roosevelta. To straszne, los przed którym ci gorliwi planiści w Waszyngtonie tak gorączkowo ostrzegają nas dziś, tak wczoraj postawili przed nim ogromną część narodów Europy. Dla tych milionów nie ma nic do „obrony”. Wkroczył już starożytny wróg ze stepów - aby spalić i łupić, zabijać i uciskać. Zastanówmy się jednak nad omawianą kwestią „obrony Europy”. Na pewno nie może tak być, że świat tak szybko zapomniał, jak dwa razy w ciągu trzydziestu lat, Niemcy wykorzystując tylko połowę swej siły, powaliły Rosję na kolana.

Fakt, że to amerykańska pomoc, która uratowała bolszewików po raz ostatni, sprawia, że patriotyczni Europejczycy nie współczują niezadowolonemu panu Dullesowi mówiącemu o obecnej sile Związku Radzieckiego. Jeśli tylko Europa pozostanie sama, może i odeprze każde zagrożenie ze strony Rosji lub z dowolnego, innego państwa. Jako dowód należy przypomnieć sobie surową lekcję, gdy Niemcy - stosunkowy mały naród - potrafiły z jednej strony walczyć i radzić sobie ze Związkiem Radzieckim, a z drugiej prowadzić bitwy ze świeżymi i dobrze wyposażonymi Amerykanami.

Jednak politycy, którzy tak szczerze planują naszą przyszłość są tak samo świadomi tych faktów jak i my. Nie mówili w swych ładnych przemówieniach o tym, że ostatnią rzeczą jakiej chcą to to aby Niemcy były naprawdę silne - wystarczająco silne, aby znów zwyciężyć Rosjan. To wszystko sprawia, że kłamliwe obietnice o „zbawieniu” Europy i jej „cywilizacji” są tak boleśnie zawstydzające. Słyszymy je w języku angielskim, francuskim, czy niemieckim w Bonn. Jeśli Europa jest rzeczywiście tak dekadencka, że nie może istnieć bez wsparcia zewnętrznego, to nie ma żadnej kwoty dolarów amerykańskich czy bomb atomowych, które pomogą. Drzewo drenowane z jego wewnętrznej żywotności nie może być ratowane przez podparcie martwych gałęzi.

Europa nie jest ani martwym, ani umierającym drzewem. Jest pełna wewnętrznej żywotności, która ma swoje źródło w jej narodowych i kulturowych różnicach - to jest coś, czego nie zauważył pan Dulles i inni apostołowie tzw. „polityki integracji dla Europy”. To właśnie ta błogosławiona indywidualność każdego narodu naszego kontynentu - te bogate odcienie, różnice między nami; czy to kulturowe, ekonomiczne, wojskowe czy też polityczne - tworzą podstawę wielkości Europy - nadają kształt i kolorystykę kulturze, duszy Europy!

My Europejczycy mamy dość słuchania tej idiotycznej demagogii o tym, jak „potrzebne” jest, aby Europa „łączyła się”! Jesteśmy Hiszpanami i Włochami, Francuzami, Niemcami i Polakami. Jesteśmy Szwajcarami, Duńczykami i Szwedami - jesteśmy Holendrami, Grekami, Bułgarami i mieszkańcami Liechtenstein u - i tylko w tym wymiarze jesteśmy „Europejczykami”. Moment, w którym Europa może zmusić się ze względów praktycznych do jednego, wielkiego zjednoczenia („Wasza produkcja byłaby o wiele tańsza”, powiedzieli nam Baruchowie, Dullesowie i Monnetowie- a oni figlarnie się zastanawiają jak duże będzie zainteresowanie Banku Światowego „Zjednoczoną Europą”) – będzie momentem, w którym Europa porzuci swoje znaczenie i swoją misję. Tak jak Anglia poświęci swoją pozycję i swoją misję, jeśli zrezygnuje ze Wspólnoty Narodów.

Stany Zjednoczone i Związek Radziecki dały praktyczne przykłady, jak zorganizować produkcję na ogromną skalę, jak przekształcić setki milionów ludzi w bezimienne roboty. Europa nie jest im potrzebna. Jednak ani Rosja, ani Ameryka, nie brały udziału w naszych krucjatach i renesansie - ani też nie zainspirowały naszych narodów zarówno dużych, jak i małych, aby utrwalać ich dusze na wieczność w najbardziej chwalebnej muzyce, rzeźbie, literaturze i malarstwie, które zaznał okcydent.

My, europejscy nacjonaliści nie zazdrościmy ani politycznej filozofii sowietów, ani standardów gospodarczych Stanów Zjednoczonych. Nie mamy najmniejszej ochoty, aby rywalizować produkcją czy ilością bomb atomowych. Jesteśmy także świadomi, że nie możemy rywalizować z nimi w tych dziedzinach, jeśli nie chcemy stracić naszej tożsamości. Jesteśmy głęboko przekonani, że nasza egzystencja będzie miała znaczenie tylko wtedy, gdy pozostaniemy Europejczykami.

Żyliśmy naszymi wartościami i wypełnialiśmy naszą misje przez dwa tysiące lat bez Rosji i bez Stanów Zjednoczonych. Zamierzamy to nadal kontynuować .

Otto Strasser