Niewiele rzeczy łączy Polaków na obecną chwilę. Pośród wszelkich podziałów politycznych, ideowych, ekonomicznych czy społecznych jest jednak aspekt, który jednak zdaje się przenikać wszelkie bariery wewnątrz wspólnoty narodowej. Mowa o alkoholu. Piją bogaci i biedni, ci starsi jak i młodsi, ludzie z miasta i ze wsi. Piją wreszcie ci z lewa i z prawa, podobnie jak i ci z centrum. Robotnik czy pracownik fizyczny tak samo zwykle czeka na upragniony piątek co osoba zatrudniona w międzynarodowej korporacji. Zmieniają się preferencje spożycia alkoholu – popularna kiedyś wódka została wyparta (pod względem ilości spożycia) przez piwo i wino. Dodajmy – ku uciesze liberalnych mediów, które oceniają to jako wyjście z mroków średniowiecza i dołączenie do kulturalnego Zachodu, które nie upija się a tylko raczy i smakuje. Oczywiście to bełkot a alkohol cały czas, pod tą czy inną postacią jest zniewoleniem i zagrożeniem dla naszej Krwi.
Tu już widzę szereg czytelników, którzy się obruszają na poprzednie zdanie. Jak to?! Alkohol zniewoleniem? Przecież to tradycja narodowa! I przyjemność! Sposób na odstresowanie i „zresetowanie po ciężkim tygodniu”. Nic przecież nie odpręża jak pół litra wódy, po której człowiek budzi się rano zarzygany, bez portfela, z kacem i brakiem pamięci o tym co robił poprzedniej nocy.
Oczywiście, trzeba się zgodzić, że alkohol to nasza tradycja, narodowa jak i społeczna. Od dziecka jesteśmy raczeni obecnością alkoholu, jako powszechnego i stałego elementu krajobrazu życia Polaków. Okazja do wypicia zawsze się znajdzie, bez względu czy będzie to „lampka wina do obiadu” czy wręcz już przysłowiowe piwo do meczu czy wieczornego filmu (oglądanego za pośrednictwem równie ogłupiającego ścierwa, czyli telewizji).
Po pierwsze ustalmy jedno – alkohol to uzależnienie nie tylko jako środek psychoaktywny, ale przede wszystkim jako zwyczaj społeczny. To, że alkohol jest popularny a upadlanie się nim jest akceptowalne a nawet dobrze widziane, to przede wszystkim presja społeczeństwa. Nie miejsce tu wnikać z czego to wynika, bo to temat na długą rozprawę, uznać możemy na potrzeby artykułu, że to konglomerat uwarunkowań historycznych, celowych działań władzy i mediów oraz ludzi tzw. kultury. W efekcie dochodzi, jeśli tylko chwilę się nad tym zastanowić, do paradoksalnej sytuacji gdy regularne dostarczanie sobie i innym trucizny staje się dobrze widziane, a za odszczepieńców uważa się tych, którzy alkohol odrzucają. „Ze mną się nie napijesz?” – każdy chyba słyszał ten ścierwacki argument. To chyba najłatwiejszy do pokazania dowód na tezę, że popularność trucizny alkoholowej to przede wszystkim kwestia presji społecznej. Wielu ludzi mając po prostu świadomość degeneracji jaka idzie za nałogiem, stara się razem z sobą pociągnąć innych w bagno.
Alternatywą jaką coraz głośniej i dobitniej promuje nacjonalizm, jest idea straight edge. Sądzę, że każdy mniej lub bardziej orientuje się czym to jest, i że od długiego już czasu funkcjonuje na scenie nacjonalistycznej także nasza, narodowa jej odmiana. Wiadomo bowiem, że pierwotnie straight edge funkcjonował przede wszystkim na scenie punkowej i anarchistycznej, czyli w środowisku mało z nami mającym cokolwiek wspólnego. Założenia jednak straight edge jak najbardziej współgrają z nacjonalizmem: odrzucenie nihilizmu przy jednoczesnym twardym, nieprzejednanym podejściu do systemu. Używki w tym kontekście traktowane są jako destruktywny środek prowadzący jedynie do stopniowej degeneracji i odczłowieczenia. Jako nacjonaliści świadomi przynależności do polskiego Narodu oraz reprezentujący białą rasę nie mamy wątpliwości, że niegodnym jest niszczenie siebie a przez to także swoich społeczności, do których się przynależy.
Niestety, zasadniczym problemem jest kulturowe przyzwolenie i propagowanie takiego stylu życia, w którym alkohol czy narkotyki są stałym elementem każdego weekendu, sposobem na „zabawę” (cudzysłów jak najbardziej zasadny) i spędzanie wolnego czasu. Film, muzyka, także literatura czy szeroko rozumiany Internet (zwłaszcza kanały social-media) są przesycone wprost do urzygu treściami alkoholowymi i narkotycznymi. Zadziwiające, że ludzie praktykujący regularnie takie ścierwackie zachowania zazwyczaj nie zadają sobie pytań o sens i zasadność takiego postępowania. Oczywiście – stawianie znaku równości między lampką wina do obiadu czy butelką rzemieślniczego piwa raz na miesiąc a regularnym chlaniem i urwanymi filmami jest przesadą. Z drugiej strony warto pamiętać, że często nałóg zaczyna się od bardzo niewielkich ilości, a statyki pokazują, że przeważająca większość pijących to nie „degustatorzy” a ludzie chcący po prostu się solidnie upić.
Idea Straight Edge przeciwstawia takiemu zespołowi zachowań ideę trzeźwego umysłu, świadomości, doskonalenia się, zdrowego życia i sportu. Wychodząc z założenia, że zdrowy Naród składa się ze zdrowych ludzi, uznajemy, że to (tj. przeciwstawienie alkoholowi i narkotykom idei sXe) jeden z niezbędnych elementów rozwoju Narodu.
Pamiętać trzeba komu jest na rękę Naród otumaniony przez używki. Przede wszystkim rządzącym, kapitalistom, wielkim korporacjom, wszystkim tym, którzy ponad głowami zwykłych ludzi a jednocześnie ich kosztem, pragną realizować swoje brudne cele. Pijany i naćpany Naród daje się łatwo manipulować i kontrolować, jednocześnie nie ma zagrożenia, że uzyska on poziom świadomości stanowiący niebezpieczeństwo dla interesów wielkiego kapitału i międzynarodowych organizacji. Starczy wspomnieć historyczne przypadki gdy niemieccy i rosyjscy okupanci hojnie obdarowywali Polaków alkoholem w czasie 2 wojny światowej, ale także szwedzkich przemysłowców, którzy na początku 20 wieku w sposób celowy i planowany rozpijali szwedzkich robotników, tym samym chcąc sabotować rodzący się ruch robotniczy. O takich rzeczach nie wolno zapominać – alkohol, narkotyki to przede wszystkim utrata niezależności i realizowanie scenariusza nakreślonego dla nas przez siły jednoznacznie antynarodowe. Nawet jednak jeśli odrzucimy taką interpretację i włożymy ją na półkę z teoriami spiskowymi, to i tak pozostaje nadal kwestia degeneracji i upodlenia się poprzez regularne stosowanie używek jak alkohol czy narkotyki.
Każdemu kto ma wątpliwości proponuję zadać sobie proste pytanie „po co pić lub ćpać, co Ci to daje?”. Oczywiście, można odpowiedzieć, że to tradycja narodowa i że Polacy to po prostu Naród lubiący wódkę. Jednak w gruncie rzeczy to żadna odpowiedź, bo fakt, że coś jest tradycją nie oznacza automatycznie, że jest to zdrowe dla rozwoju narodowego. Zaś przyznanie, że Polacy to faktycznie wielbiciele mocnych trunków jest raczej konstatacją smutnej rzeczywistości aniżeli konkretnym argumentem. Jeśli na trzeźwo (!) przyjrzeć się problemowi i zastanowić nad kwestią alkoholu, to doprawdy ciężko obiektywnie znaleźć plusy regularnego spożywania alkoholu czy ćpania.
Minusów zaś jest całkiem sporo. Problemy zdrowotne, rodzinne, zawodowe, wypadki, a przede wszystkim postępująca utrata osobowości, wypłukanie charakteru i odczłowieczenie. Uzależnienie przynosi postępującą ruinę osoby jako człowieka, Polaka i reprezentanta europejskiej cywulizacji. Przesada? Gwarantuję, że przysłowiowy żul spod sklepu monopolowego, którego każdy mija od czasu do czasu, też zaczynał od niewielkich ilości spożywanych „dla zabawy i rozrywki”.
Fakt, iż ciężko podać plusy picia czy ćpania to tylko dowód na to, że są to nałogi społeczne, wynikające z presji otoczenia, promowanych wzorów i ogólnego przyzwolenia. Świadomi swych obowiązków i pochodzenia nacjonaliści będą stali zawsze w opozycji to tych zwyczajów, promując jednocześnie ideę straight edge.
Kwestia używek a zwłaszcza alkoholu to także coś, co dotyka środowiska nacjonalistycznego. Powiedzmy sobie szczerze, że spora część nacjonalistów w Polsce nie stroni od alkoholu. Sam autor tego tekstu swego czasu nie wylewał za kołnierz, można więc śmiało powiedzieć, że zna problem z autopsji. Problem ten zaś to swoisty dysonans. Z jednej strony mówimy, że środowisko narodowe chce pretendować do bycia elitą intelektualną, ideologiczną i moralną w Polsce. Rościmy sobie prawo do ferowania wyroków w większości spraw związanych z szeroko rozumianym życiem Narodu. Często, zwłaszcza w bardziej radykalnych odłamach ruchu nacjonalistycznego, przewija się temat budowy nowego człowieka, Polaka świadomego swych obowiązków i praw, swej tożsamości, historii i celów jakie przed nim stoją. Z drugiej często sami prezentujemy żałosny i godny politowania widok, gdy wracamy z popijawy, ledwo powłócząc nogami, w sytuacji gdy niewiele już do nas dociera a jedynym marzeniem jest trafić w końcu do domu i nie mieć rano kaca. Mówiąc krótko – tak się nie da. Rewolucję trzeba zacząć od samego siebie, odrzucić to co nas niszczy i uzależnia, to co rozwadnia Ideę i naszą tożsamość. Jeśli chcemy stanowić siłę przewodnią Narodu i realizować plan tworzenia „nowego typu Polaka” to sami najpierw musimy prezentować twardą postawę człowieka, który nie boi się odrzucić tego co degeneruje i deprawuje.
Tym bardziej, że nie chodzi tu wyłącznie o kwestię samej narodowości. Nie ulega bowiem wątpliwości, że od kilkudziesięciu lat w Europie (ale nie tylko, także choćby w USA) nasilają się konflikty o podłożu etnicznym. Masowa imigracja kolorowych do Europy oraz ich wysoka rozrodczość w porównaniu z niewielką ilością białych dzieci, jakie się rodzą, powoduje, że powoli acz sukcesywnie Biali stają się w Europie coraz słabsi. W takiej sytuacji szczególnie dbać musimy o naszą Krew i odrzucić wszystko co niszczy ją. Alkohol zaś i narkotyki, wraz ze wszystkimi swymi zgubnymi skutkami, z pewnością są czymś co w kontekście mających obecnie miejsce konfliktów osłabia nas jako autochtonicznych mieszkańców i gospodarzy Europy. Tym bardziej, że ogromna część kolorowych przybyszów jest wyznania islamskiego, przez co z powodów religijnych odrzuca alkohol i narkotyki. Już choćby z tych przyczyn straight edge powinno być nakazem polskich i europejskich nacjonalistów, a nie tylko fanaberią i cały czas rzadko praktykowanym sposobem na życie.
Podsumowując: Białym nie przystoi pić ani ćpać a w kontekście sytuacji Europy wręcz nie wolno. Zachowanie naszej krwi i kondycji rasowej w jak najlepszym stanie to wymóg i obowiązek.
Jestem pewien, że wiele osób nie zostało przekonanych po lekturze tego artykułu. Rozumiem to dobrze, ciężko odstawić alkohol pod wpływem jednego czy nawet kilku artykułów w „Szturmie”. Z drugiej strony na zakończenie mogę zaproponować niezdecydowanym prosty eksperyment. Jeśli często lubicie raczyć się alkoholem to odstawcie go, powiedzmy na miesiąc czasu. Po miesiącu zaś zobaczcie ile się zmieniło w Waszym życiu – ile zyskaliście czasu, energii, ile zaoszczędziliście pieniędzy, jak zmieniło się Wasze postrzeganie spraw najistotniejszych, a na pewno zyskacie niezmącone spojrzenie na otaczający świat i jasność umysłu. Zmieni się Wasze spojrzenie na samo picie i alkohol i Wasz stosunek do tego nałogu. Jeśli zaś w ciągu miesiąca okaże się, że „ciągnie” Was do picia – to także zysk, gdyż pokaże, że jest to faktycznie nałóg, a nie tylko zabawa i sposób na spędzanie wolnego czasu. Stąd już prosta droga do przezwyciężenia tego i wejścia na drogę świadomego i trzeźwego nacjonalisty.
„Witamy w żelaznej rodzinie! Ja się nie kłuję, nie piję i nie palę.
Wykuwam siebie jak kowal wykuwa żelazo. Nieważne kim byłeś, ważne kim się stałeś”
Grzegorz Ćwik