Polityka ulicy

Polityka ulicy, czyli masowe manifestacje, domaganie się swoich praw poprzez uliczne zamieszki, czy też długotrwałe strajki doprowadzające do destabilizacji działania państwa. Zapewne można by dopisać jeszcze kilka określeń polityki ulicy, jednak wybrałem trzy chyba najbardziej popularne sposoby domagania się swoich praw. Polityka ulicy wywołuje strach przede wszystkim w kręgach liberalnych, a także oburzenie w kręgach konserwatywnych. My nacjonaliści patrzymy za to z podniesioną głową na masowe bunty ludności w obronie swoich praw i dążeń do polepszenia swojej życiowej egzystencji. Demoliberałom te zjawiska podobają się, jeżeli występują daleko poza granicami naszego państwa. W swoich mediach bardzo łatwo przechodzą w zależności od sytuacji – od całkowitego poparcia do brutalnej i nieobiektywnej nagonki. Media jako narzędzie środowisk demoliberalnych mające szeroki dostęp do narodu tworzą jego wizje polityki ulicznej i zdarzeń, które w owym czasie występują na własne potrzeby. Czym jest polityka ulicy i czy jest tak zła i straszna jak to przedstawiają demoliberałowie oraz konserwatyści?



Jeżeli władza na co dzień pogardza człowiekiem, ma jego potrzeby w głębokim poważaniu, a jej decyzje są bezlitosne dla narodu, dlaczego ten naród nie może być bezlitosny również dla niej? Jeżeli ktoś odpowie, że należy inaczej głosować, trzeba spojrzeć na ten argument bardzo jasno. Żadne wybory na razie nie przyniosły zmian na lepsze – tutaj akurat odnosząc się konkretnie do Polski – co pokazuje masowa emigracja, szczególnie ludzi młodych. Poza tym – nawet najlepiej zapowiadające się partie, chcące coś zmienić przy zwiększającym się poparciu zmieniają styl prowadzenia swojej polityki, coraz bardziej rozpływając się w demoliberalnym tyglu. Demoliberalizm jest ustrojem degenerującym wszystkich, którzy włączą się w jego tworzenie. Masowe demonstracje, w których czasem dochodzi do użycia przemocy, to także część prowadzenia polityki – polityki prowadzonej przez naród, który mówi w ten sposób w stronę systemu – dość! Nie tylko na masowych demonstracjach może być prowadzona polityka buntu, jeżeli nawet mniejsze manifestacje doprowadzą do eskalacji zjawisk, którym władza jest przeciwna – nie można od razu ich skreślać, a bardziej zapoznać się z tematem i zrozumieć powód, przez który doszło do wyjścia ludzi na ulice. Nacjonalista zawsze stoi po stronie narodu, nie odrzucając jego ulicznej polityki.

Media wmawiają ludziom, że jedynym sposobem walki o swoją przyszłość są wybory demokratyczne. Co ma zrobić jednak człowiek w sytuacji, gdy jego sytuacja bytowa nie poprawia się od lat, choć każda z wybranych władz obiecywała wcześniej wielkie zmiany i doprowadzenie do poprawy sytuacji w każdym gospodarstwie domowym? Co, jeżeli człowiek przez lata żyje z marnej pensji, przez którą każdego miesiąca siwieje coraz bardziej? Co, jeżeli jego własne państwo pcha go w stronę zostawienia wszystkiego i wyjechania za granicę? Należy zrozumieć, że każde masowe wystąpienie wiąże się z konkretnymi postulatami, nie jak twierdzi na ogół propaganda demoliberalnych mediów, że są to „zadymy dla zadymy”, „zgromadzenie dla samego zgromadzenia” bez większego przesłania. Jeżeli spokojne zgromadzenia zamieniają się w uliczne zamieszki to nie oznacza, że tzw. „zadymiarzy” należy spakować i zamknąć bo zagrażają społecznemu ładowi i demokratycznie wybranej władzy.


To działalność władzy popycha ludzi w stronę masowych protestów, więc czy to właśnie nie rządzącym demoliberałom trzeba bardziej przyjrzeć się uważniej, zamiast ludziom, którzy wychodzą walczyć na ulice w imię swojej godności, kiedy władza się nią w ogóle nie interesuje?

Medialne wyciszanie ostatnich zdarzeń z Niemiec czy z Belgii pokazuje, że to, co niezgodne jest z polityką demoliberalnego państwa, nie ma prawa bytu w życiu politycznym ani medialnym. Jednak oburzenie niektórych, że „media o tym nie mówią” dziwi mnie bardzo. Czy jeżeli ktoś z nas popełniłby głupstwo, podjął złą/ryzykowną decyzję, chciałby, żeby było to nagłaśniane? Demoliberalizm broni się jak tylko może, a ma czym – pieniądze, potężne media, demoliberalna, trzymająca się razem europejska kasta polityków. U nas systemowa propaganda zmieniła myślenie na temat protestów. Kiedyś przecież to u nas wychodzono na ulice domagając się swoich praw, dzisiaj szarą rzeczywistość naród przyjmuje ze smutkiem, ale bez większych politycznych ruchów. System zmienił myślenie o protestach na to, że one tak naprawdę nic nie dają, „chodź na wybory albo później nie narzekaj”, do czego również „używane” są medialne, systemowe „autorytety” etc. i naród staje się bierny, niestety.

Głośne protesty, które nawet przemieniają się w uliczne awantury to sygnał, że naród żyje, czuwa i domaga się lepszego życia we własnym państwie. Dlatego tak bardzo czasem dziwimy się, kiedy za granicą, a w szczególności na zachodzie dochodzi do głośnych manifestacji, choć przecież każdy z nas myślał, że zachód jest martwy. A jednak nawet pojedyncza manifestacja daje nadzieję, że życie z zachodniej Europy jeszcze nie uszło.

Osoby protestujące na ulicy muszą mieć się na baczności. Muszą uważać nie tylko na wszelkiej maści prowokatorów, ale może przede wszystkim na działaczy partyjnych. Jeżeli tylko wszystko będzie szło pomyślnie, zawodowi politycy natychmiast będą chcieli użyć tłumu do swoich celów. I przed tym tłum musi się bronić, jeżeli chce być nie tylko autentyczny, ale doprowadzić do spełnienia swoich postulatów. Politycy tarzający się w demoliberalnym systemie z chęcią wykorzystają masę ludzi dobrej woli do własnych korzyści politycznych, obiecując wszystko co możliwe, a następnie po osiągnięciu swoich celów odrzucą oraz odetną się od tych, którym to wszystko zawdzięczają. Demoliberalna polityka opiera się na takiej grze fałszu, obłudy i kłamstwa. Nawet najwięksi wczorajsi sojusznicy, mogą być jutro przeciwnikiem.


Radykalne uliczne demonstracje wymagają dużo poświęcenia i pokazują zarazem stan danego państwa. Przecież czy ktoś ryzykował by życiem, chodzeniem po sądach, jeżeli państwo byłoby całkowicie w porządku względem swojego obywatela? Demoliberalne państwa doprowadzające do dna zasady życia społecznego muszą być w końcu przygotowane na odbijanie się narodów od dna, co może być bardzo bolesne. W całej historii ustroju demoliberalnego, jego przedstawiciele bali się przeniesienia polityki na ulice. Z bardzo prostego powodu: to właśnie tam ich władza może się wymknąć im z rąk. Przeszkoleni w medialnych i sejmowych przepychankach, boją się ulicy jak ognia, nie wiedząc jak wobec niej się zachować. I stawiam, że jeżeli Europa ma kiedyś uwolnić się z demoliberalizmu to uczyni to właśnie najpierw poprzez ulice.

 

Przy protestach należy być odpornym na otaczającą demoliberalną propagandę. Niech wstydzi się ten, który odetnie się lub obrazi protestujących, a nawet walczących na ulicy ludzi nie poznając wcześniej ich postulatów. Polityka uliczna to najbardziej elektryzująca oraz najciekawsza część polityki. Dochodzi bowiem w niej do starcia interesów oraz przestania przyjmowania przez naród ciosów od śmiejącej mu się w twarz władzy. Jeżeli bowiem władza nie dba o naród, uchwala wszystko według swojego widzi mi się, przypomina sobie o narodzie dopiero w kampaniach wyborczych czy naród nie ma prawa zaprotestować? Ulica to w głównej mierze przypomnienie władzy, że nie jest ona wieczna i dana raz na zawsze. Narody umieją zadawać ciosy, nie tylko kartką wyborczą.

Krzysztof Kubacki