Cierpliwość to pierwsze ze zwycięstw; zwycięstwo nad samym sobą, nad własnymi nerwami i nad własna drażliwością
Léon Degrelle
Stanie się Politycznym Żołnierzem wymaga czasu i rzeczywistego wysiłku. Nie osiągniesz tego w ciągu tygodnia czy kilku miesięcy. Jest to praca na całe życie – jeśli doskonałość jest celem.
Derek Holland
Pośpiech stał się dziś wyznacznikiem życia. W obecnych konsumpcjonistycznych społeczeństwach najbardziej liczą się ci, którzy pędzącemu czasowi podporządkowują bez reszty swoje życie, kosztem własnego zdrowia, kosztem życia osobistego i rodzinnego. Nasze miasta pełne są wegetujących zombie, których przy życiu trzyma jedynie pęd ku doczesności, pieniądzom i karierze; wspomagany alkoholem i narkotykami wyścig szczurów, w którym nie ma miejsca na odpoczynek – kapitalistyczny bat opada wówczas ze świstem na niewolnika, a wokół rozbrzmiewa pokrzykiwanie nadzorcy: „Szybciej! Więcej! Dalej! Biegnij albo zdychaj!” Czy my jako nacjonaliści jesteśmy lepsi od pozostałych? Od galopujących, zziajanych obywateli, niemiłosiernie okładanych kijem lub mamionych wizją dyndającej przed nimi marchewki? Wielu z pewnością odpowie twierdząco i zapewne będzie w tym dużo racji. Jesteśmy inni, jesteśmy z innej „bajki”, w swoim życiu staramy się kierować innymi wartościami, lecz czy aby na pewno jesteśmy też całkowicie wolni od wspomnianego wyżej życia w bezsensownym biegu? Czy nasze dążenia nie są nieraz naznaczone znanym z korporacyjnego slangu zwrotem: asap, który każe biec z wywalonym jęzorem, nie bacząc na to, czy przyniesie on pożądane efekty, czy będzie przypominał pogoń szczeniaka za własnym ogonem?
Czas… Nie zostało go zbyt dużo, nie można zmarnować zatem ani chwili dłużej. Nasza wspólna europejska ojczyzna wydaje właśnie ostatnie tchnienie, zatem każda chwila zwłoki jest działaniem na korzyść wroga. Brak czasu nie jest jednak żadnym usprawiedliwieniem dla bylejakości i zwykłego pozorowania działań, wynikających z bardzo powierzchownego podejścia do tematu. Choć czas nie jest naszym sprzymierzeńcem, z pewnością nie jest nim też pośpiech. Rewolucji nie da się przeprowadzić „na już”. Tymczasem wiele działań w środowisku narodowym nosi znamiona owej gorączki natychmiastowości, przez co wiele inicjatyw kończy się po krótkiej chwili, gasnąc niczym płomień zapałki. Cierpliwość nie jest dziś ani „modna”, ani specjalnie potrzebna. Skażenie społeczeństwa duchem natychmiastowości, roszczeniowości oraz egoizmu, nie pozostało bez wpływu na jego maleńką cząstkę, którą stanowią wyznawcy nacjonalizmu. Często nie potrafimy sami zatrzymać się, by chłodno i trzeźwo spojrzeć na otaczającą nas rzeczywistość, a także na samych siebie. Powolny proces kształtowania się dusz i umysłów, niespieszna lecz konsekwentna rewolucja wewnętrzna to zaledwie preludium do rewolucji właściwej, której także nie można traktować jak zadanie domowe z matmy, spisywane do kajetu na pięć minut przed dzwonkiem na lekcje. Powszechność Internetu i łatwy dostęp do wszelkiego rodzaju informacji, oprócz pożądanych efektów propagandowych, przyniosły także i te uboczne, o których nieraz i wstyd wspomnieć. Tak wielu wydaje się dziś być zwolnionych z myślenia, przez co ich działania podejmowane są bez żadnego uporządkowania, na „odwal się”. Jest to wystarczające, o ile rewolucja nie znaczy dla nas więcej niż mecz ulubionej drużyny, wypad na piwo czy na koncert. Weekendowi „rewolucjoniści” pojawiają się, po czym znikają – w ich miejsce przychodzą nowi, tak samo efemeryczni. Kiedy bowiem okazuje się, że rewolucja to proces o wiele bardziej złożony niż uliczne demonstracje i bardziej czasochłonny niż gorący okres okołowyborczy, wszyscy ci, którzy liczyli na błyskawiczny przewrót, zmuszeni są przełknąć gorzką pigułkę, jednocześnie broniąc się rękami i nogami przed prostą prawdą, że pewne rzeczy po prostu wymagają dużo więcej czasu niż wydaje się zwolennikom rewolucji w wersji „instant”.
Natychmiastowość działań jest rzeczą w naszym społeczeństwie bardzo popularną, zwłaszcza teraz, kiedy cały czas trwa prawdziwe zaczadzenie neoliberalną doktryną, która ów pośpiech podsyca. Szybko nie zawsze znaczy dobrze. Wszystkim, którzy spodziewali się fajerwerków, huku wystrzałów i płonących budynków, należy doradzić chyba odstawienie gier komputerowych i skorzystanie z uroków jesiennego spaceru. Wszystkim, którzy w dalszym ciągu liczą na sprinterski przewrót, nie dając w zamian nic od siebie, wypada chyba odpowiedzieć, że rewolucja to nie towar „na wynos”, a przygotowania do niej to nie popularne w ostatnim czasie wygibasy typu coaching i rozwój osobisty, oferowane spragnionych zmian na lepsze naiwniakom przez wyćwiczonych w sprzedawaniu iluzji cwaniaków. Festina lente – mawiali starożytni. Mieli rację.
Zbigniew Lignarski