W przeddzień wojny
Budzisz się, krzycząc, nad zwęglonym truchłem
a dłoń twoja płonie tętniącą czerwienią
Powieki ciążą, klejące, opuchłe
ktoś wrzeszczy : „odwrót!”
nie słyszysz…
ogłuchłeś.
Nie możesz oddychać, i dusisz się wrzaskiem
kurz, biały popiół, i spalona skóra
Dłoń kamienieje, nakryta piachem
ktoś ciągnie za rękaw
ktoś zniknął
ktoś umarł.
Pamiętasz swój sen, gdzie pochód wspaniałych
żołnierzy przeszedł przez miasto w mundurach
błyskali zębami, obcymi flagami
flesz świecił w szarość
Kobiety
płakały
Ktoś relacjonował, ktoś rzucał kwiatami
sojusznik zza morza pozował do zdjęcia
gdy głaskał ulice obcymi czołgami
i wymachiwał
gwarancją
zwycięstwa
„Oj, nie rób nam wstydu” – matka syczała
i fabryczną skazę biało-czerwoną
ścierała ci z kurtki mokrymi palcami
‘”Podziękuj, bo oni
tu przyszli
na pomoc”
Budzisz się, krzycząc, nad spalonym truchłem
a dłoń twoja płonie tętniącą czerwienią
Powieki ciążą, klejące, opuchłe
ktoś wrzeszczy : „odwrót!”
nie słyszysz…
ogłuchłeś.
Spod zwęglonych powiek, jasnymi oczyma
pyta cię truchło : „dlaczego ja, bracie?”
Sojusznik od tyłu ci gardło podrzyna…
przelicza niemo
monety
i akcje.
Aleksandra Radlak