Nie potrafimy jako naród wyciągać wniosków z historii. W polityce zagranicznej jesteśmy naiwni, niszczą nas puste słowa, frazesy i …historia. Tak dokładnie – historia. Przekładamy to co się wydarzyło kilkadziesiąt/set lat temu nad interesy państwa. Nie patrzymy pod względem interesów na to co możemy osiągnąć, patrzymy w historię i mówimy sobie tak – z tymi będziemy trzymać bo nam kiedyś pomogli, ale z tymi to już nie, wykluczone. I tak to wygląda, że zachowujemy się jak nadąsane dzieci w piaskownicy, a nie jak naród mający ponad tysiącletnią tradycję. Niektórym to może się podobać ze względu na znajomość przez naród historii. Jednak prowadzi nas to na manowce, a w pewnej chwili na „polu walki” zostajemy sami, bez naszych do niedawna „przyjaciół”, z ironicznymi oraz pogardliwymi uśmiechami naszych „przeciwników”. Takie podejście powinniśmy zmienić na bezwzględną realizację własnych interesów. W polityce zagranicznej nie ma stałych przyjaźni, państwo, które chce w danej chwili osiągnąć wyznaczony cel wejdzie w sojusz z drugim aby dopiąć swego, później stosunki między niedawnymi sojusznikami w krótkiej chwili mogą zamienić się we wrogość. Nie będzie w tym nic dziwnego, a takich przykładów w historii znajdziemy mnóstwo, bo dzieją się one także często na naszych oczach. Na arenie międzynarodowej zyskuje się poważanie i szacunek nie przytakiwaniem i wykonywaniem poleceń obcych stolic. Zyskuje się go elastycznością, możliwością dogadania się nawet i zyskania na tym z dotychczasowym „przeciwnikiem”. Używam cudzysłowów przy słowach „przeciwnik” i „przyjaciel”, ponieważ uważam, że w takim znaczeniu jakie występują one w normalnym codziennym życiu – w polityce zagranicznej nie ma dla nich miejsca.
Niestety u nas mylenie pojęć trwa w najlepsze i bardzo często przekładamy/bądź chcemy przełożyć znaczenie słowa przyjaźń z życia codziennego na politykę zagraniczną. Choć przecież tak niedawno honor i nasze zaufanie zaprowadziło nas nad masowe groby… Gubią nas emocje, a w polityce zagranicznej nie ma na nie miejsca. Rozpalona głowa i uczucia zawsze poprowadzą nas w złą stronę i zawsze będziemy krok za państwami potrafiącymi się tego pozbyć. Bardzo dobrze naszą naiwność przedstawił Stanisław Cat-Mackiewicz, który pisał w czasie II wojny światowej: „Kraj nasz dotychczas sądzi, iż to, żeśmy poszli pierwsi, że nasza zgruchotana w pierwszych dwóch tygodniach armia, której nikt nie dał żadnej pomocy, winny w przyszłości zabezpieczyć nam Polskę w dotychczasowych przynajmniej granicach. Niestety rządy wielkich mocarstw myślą całkiem inaczej." I niestety nic się nie zmieniło – jesteśmy rozgrywani przez największe mocarstwa, które od czasu do czasu łechcą nasze łatwowierne ego, aby to później dla siebie wykorzystać. Myślimy, że jeżeli będziemy szli ślepo za państwami zachodnimi zyskamy coś od nich dla nas za wierną postawę, a jeżeli Ci nasi „przyjaciele” zachowują się w ostateczności inaczej jesteśmy straszliwie oburzeni. Taka jest polityka zagraniczna, takie są jej reguły – kto się do nich nie potrafi dostosować, będzie obrywał niemiłosiernie. Zasadę musimy zająć prostą, bez żadnej lojalności, z uśmiechem na ustach na zimno realizować swoją politykę zagraniczną. Też łechcąc ego, też zmieniając sojusze, też wykorzystując. Brzmi brutalnie, ale polityka, a w szczególności ta zagraniczna nie jest dla osób o słabych nerwach.
W żadnym wypadku nie przekonują mnie mowy niektórych ludzi o straceniu szacunku do samych siebie, jeżeli mielibyśmy wejść w sojusz, który na pierwszy rzut oka wydaje się „mało moralny”. Proponowałbym tego typu wytwarzane uczucia zachować dla siebie i swojego życia prywatnego. W polityce zagranicznej nie ma miejsca na spokojne wartości i przyjemne życie rodzinne. To walka o pozycję i egzystencję swoich narodów. Brutalna walka pod zasłoną uśmiechów i pustych słów. Bardzo dziwią się Polacy, dlaczego to nie siedzimy w Mińsku przy stole w sprawie rozmów pokojowych na Ukrainie choć rzuceni na pierwszy front przeciwko Rosji robiliśmy wszystko co kazał nam Zachód. Dlatego tam nie siedzimy, bo zrobiliśmy swoje i już potrzebni nie jesteśmy. Poparliśmy w ciemno Ukrainę za nic, zepsuliśmy swoje i tak dotąd zimne stosunki z Rosją za nic, daliśmy się znowu zrobić Zachodowi i teoretycznie naszym wielkim sojusznikom – też za nic. Zostaliśmy wystawieni w puste pole, zamiast czekać i przeanalizować sytuacje na zimno i dopiero później działać – nasze państwo poleciało ze swym ciałem pełnym uczuć poświęcając się ku chwale… no właśnie czego? Dziwi się naród, że przelewając krew w Afganistanie i Iraku nie doczekaliśmy się nawet symbolicznego zniesienia wiz dla nas przez Amerykanów. Wręcz zaczęto przez to pogardliwie pisać o Ameryce, zupełnie nie zwracając uwagi na to, że to nasz problem. Wystawiając swoich żołnierzy na śmierć w imieniu cudzych interesów, zgodziliśmy się na to dobrowolnie, dlaczego USA ma za to nam coś ofiarowywać? Daliśmy się znowu ponieść naszej pustej naiwności i wierze w jakąś mityczną „przyjaźń” i „wierność” w polityce zagranicznej. Na szczęście nie skończyło się to wciąż tak tragicznie jak 70 lat temu. Naprawdę szanujmy się, szanujmy własne państwo! Wchodźmy do gry ostatni, bądź jako państwo przygotowane, mające plan do działania – nie wystawiając się na śmieszność. Miał rację Cat-Mackiewicz pisząc o II RP i Rydzu-Śmigłym, że „był to więc system przepełniony najlepszymi życzeniami i uczuciami. Ponieważ mówił to, czego wszyscy chcieli, więc Polacy mieli do niego zaufanie, jako do wielkiego polityka. Zjawisko stale dające się obserwować w naszym narodzie." Nic się tutaj nie zmieniło, dlatego warto szczególnie w polityce zacisnąć mocno zęby i pójść wbrew swoim uczuciom – na pewno dobrze na tym wyjdziemy.
Wiele osób słysząc nazwy niektórych państw z góry przekreśla robienie z nimi interesów, wchodzenie w jakieś sojusze. Znowu w grę wchodzą emocje i szukanie oraz wyrzucanie sobie zdarzeń z historii. Pamiętajmy o jednym historia jest ważna, ale bardzo często schodzi ona na drugi plan w polityce zagranicznej. Nie jesteśmy jedynym narodem, który w swej historii ucierpiał i doznał krzywd od innych narodów. Jeżeli jednak uważamy się za naród wielki i też tak chcemy realnie myśleć o swoim państwie nie możemy odrzucać niczego w ciemno. Są ludzie śpiewający o tym, że z Niemcami nigdy nic, z Rosją nigdy nic, z Ukrainą tak samo, z Białorusią też nie bo przecież dyktatura jest be i w ogóle nie ma o tym mowy. Każde państwo chce osiągnąć wyznaczony cel – wtedy szukają wokół siebie długotrwałych bądź tymczasowych sojuszników, którzy też przy okazji tego „sojuszu” na tym zyskają. Jeżeli więc dostrzeżemy okazję, że przy nawiązaniu w danym momencie sojuszu czy to z Rosją czy Niemcami skorzystamy z tego znacznie – nie powinniśmy wahać się ani minuty. Pomimo tego oczywiście, że państwa to obserwujące będą chciały daną inicjatywę zbombardować, używając słów, frazesów mających uderzyć w nasz narodowy charakter. W takim momencie powinniśmy być na to głusi. Liczy się nasz interes, a nie to co kto o tym pomyśli. Może się wydawać, że wtedy któreś z państw się od nas odwróci. Jednak polityka, a polityka zagraniczna w szczególności pokazuje, że jest wtedy zupełnie inaczej. To właśnie twarda gra i stawianie na swoim zyskuje szacunek.
Podsumowując, odrzućmy zbędne emocje w polityce zagranicznej. W tej dziedzinie nie ma dobrych i złych, nie ma zdrad i lojalności – są tylko stety/niestety interesy. Nie powinniśmy wahać się współpracować nawet z historycznego punktu widzenia z kontrowersyjnymi dla nas państwami, jeżeli dla naszego państwa i narodu możemy wyciągnąć z tego korzyści. Nie możemy rzucać się na barykady i emocjonalnie krzyczeć, bo wychodzimy wtedy na łatwych do rozgrywania i wykorzystania dla spraw, z którymi nie mamy nic wspólnego. Jeżeli krzyczymy o miłości do Polski to działajmy bezwzględnie tylko dla niej. Jeśli któreś z państw proponuje nam dołączenie do ich sprawy bądź interesy – nie wchodźmy w nie tylko dlatego, że jest to dla nas według opinii publicznej państwo „przyjazne”. Wchodźmy tylko tam gdzie nam się to opłaca, bez względu na to jak to państwo się nazywa. Zapomnijmy o naszym starym haśle „za wolność naszą i waszą”, raczej myślmy o haśle „za wielkość naszą!.” Na tych zasadach wyjdziemy na pewno lepiej niż na emocjach czy przemowach jak ta Józefa Becka roku pamiętnego. Choć pięknie mówił, nasz koniec był fatalny. Zamiast biec w przepaść z pięknymi emocjami, my budujmy wyrachowaną, piękną przyszłość.
Krzysztof Kubacki