By świadomie formułować własne cele i programy działania, trzeba zdawać sobie jasno sprawę nie tylko z faktów tworzących otaczającą nas rzeczywistość (a we współczesnym społeczeństwie informacyjnym ilość danych, którymi dysponujemy jest przytłaczająca), ale przede wszystkim odnaleźć klucz do ich rozumienia. Ponieważ toczymy walkę, konieczne jest trafne zdefiniowanie wrogów, a zatem rzeczywistych centrów decyzyjnych kształtujących procesy, które postrzegamy jako zagrożenie, nie tylko dla wolności, ale często nawet dla fizycznej egzystencji jednostek i całych narodów. Weźmy zatem jakiś fakt i spróbujmy dojść po nitce do kłębka. Spróbujmy zidentyfikować ideę leżącą u jego podstaw i zastanowić się nad celem, który ona realizuje oraz nad tym, komu jego realizacja może się przysłużyć. Cui prodest. Niech tym faktem wyjściowym będzie pozornie niewiele znaczący happening stowarzyszeń feministycznych w postaci przylotu na teren naszego kraju „drona aborcyjnego” z Niemiec.
Problematyka spędzania płodu (jak dawniej określano aborcję) nie jest oczywiście czymś nowym. Nie jest również nowa koncepcja wykorzystania tego rozwiązania jako środka kontroli populacji. Zalecał ją już Platon w swoich utopijnych rozważaniach jako metodę regulowania liczebności obywateli idealnego państwa. W czasach nowożytnych pierwsza aprobata dla aborcji pojawia się w poglądach oświeceniowego myśliciela, nota bene prekursora „rewolucji seksualnej” markiza de Sade (La Philosophie dans de boudoir). Również tutaj pojawia się, istotny dla naszych dalszych rozważań, wątek kontroli populacji, choć oczywiście główny nacisk położony jest na egoistyczne zaspokajanie seksualnych żądz bez ponoszenia „przykrych” konsekwencji. Cytat wypowiadany przez jedną z bohaterek wspomnianej książki, Madame de Saint-Ange, występującą tam w roli autorytetu, jest bardzo znamienny: „Gdyby jednak przydarzyło ci się mimo woli to nieszczęście, wystarczy, żebyś powiedziała mi o tym zawczasu. W ciągu pierwszych siedmiu, ośmiu tygodni można bez ryzyka pozbyć się płodu. Nie lękaj się dzieciobójstwa - to nie zbrodnia. Zawartość twego łona należy do ciebie. Niszcząc zarodek nie popełniamy nic zdrożniejszego od zażycia środka na przeczyszczenie.” Zadziwiająca zbieżność książki wydanej w 1795 roku oraz haseł wykrzykiwanych przez współczesne organizacje feministyczne podczas manifestacji i happeningów (wraz ze znanym koszernym publicystą, który jak wiadomo pierdoli, ale nie rodzi) świadczy o konsekwentnej realizacji określonego programu przez grupy nacisku dysponujące ciągłością światopoglądową od ponad 200 lat. Nie wolno lekceważyć takiej determinacji. Przedmiotem niniejszych rozważań nie jest rewolucja seksualna, warto jednak w tym miejscu zauważyć, że problematyka aborcji jest punktem zbieżnym poglądów lewicowych intelektualistów (kontynuatorów myśli de Sade’a, Reicha, Marcuse i innych), którzy ją wspierają z pozycji rewolucji seksualnej oraz kapitalistycznych neokolonialistów, dla których stanowi ona instrument kształtowania pożądanych skutków demograficznych w koloniach. Ten ostatni aspekt zdaje się być lekceważony we współczesnej publicystyce, dlatego warto przyjrzeć mu się nieco dokładniej.
Zgodnie z definicją zawartą w encyklopedii PWN kolonializm to „zjawisko historyczne polegające na opanowaniu i utrzymaniu kontroli politycznej i gospodarczej przez jedne kraje nad innymi w celu ich eksploatacji”. Neokolonializm natomiast stanowi jego współczesną, bardziej wyrafinowaną formę, przy zachowaniu formalnej niepodległości państw-kolonii. Mechanizm jednak pozostaje ten sam. Jednym z narzędzi służących do utrzymania dominacji nad współczesnymi koloniami są środki kontroli urodzeń. Pomysł bazuje na poglądach angielskiego ekonomisty i duchownego kościoła anglikańskiego, Thomasa Malthusa, który w 1798 (w epoce „pierwszego” kolonializmu) wydał książkę pt. „Esej o zasadzie populacji” (An Essay on the Principle of Population). Wyłożył w niej tzw. statyczną teorię zasobów, której głównym założeniem jest zależność pomiędzy przyrostem ludności a poziomem zamożności społeczeństwa. Według Malthusa przyrost ludności dokonuje się w tempie geometrycznym, a przyrost środków ekonomicznych (w tym żywności) – w tempie jedynie arytmetycznym. Konsekwencją tego rozumowania jest wskazanie nadmiernej liczby ludności jako głównej przyczyny ubóstwa. Nietrudno się domyślić jak wygodna dla zarządców kolonii jest ta logika. Można wmówić społeczeństwu, że przyczyna biedy i bezrobocia nie leży w wyzysku ekonomicznym ze strony państw rozwiniętych i międzynarodowych korporacji, ale w posiadaniu zbyt dużej liczby dzieci. To dzieci są waszym wrogiem, nie my, z nimi walczcie! Trafnie podsumował to z pozycji marksistowskich redaktor ze Studenckiego Koła Filozofii Marksistowskiej UW: „Neomaltuzjaniści mając na celu obronę kapitalizmu usiłują tłumaczyć wszystkie związane z nim plagi społeczne przyczynami naturalnymi i w ten sposób odciągać masy pracujące od walki z ustrojem kapitalistycznym.” Chociaż Malthus, będąc z gruntu człowiekiem przyzwoitym, otwarcie przeciwstawiał się promowaniu środków antykoncepcyjnych, zamiast nich promując „powściągliwość moralną” to jednak logika maltuzjanizmu, zakładająca utylitarne podejście do cnoty czystości (jako środka do uzyskania korzyści ekonomicznych) otworzyła drogę do „cywilizacji śmierci”. Jego następcy (J.A.N. de Condorcet, J.S. Mill) nie mieli już takich skrupułów, co w konsekwencji doprowadziło do zaakceptowania w neomaltuzjanizmie wszelkich skutecznych środków ograniczania urodzeń przez państwo takich jak: aborcja, antykoncepcja, ograniczanie możliwości zawierania małżeństw czy promocja homoseksualizmu.
Jak to działa w praktyce? Otóż istnieje wyraźna zależność między rozwojem ekonomicznym a równowagą demograficzną społeczeństwa, tj. odpowiednią proporcją liczby ludności w wieku produkcyjnym i poprodukcyjnym. Społeczeństwo emerytów nie jest partnerem wymiany ekonomicznej, jego gospodarka słabnie, w konsekwencji nie będąc zdolną do zapewnienia produkcji dóbr nawet na własne potrzeby. Wówczas staje się odbiorcą dóbr konsumpcyjnych i usług pochodzących z państw silniejszych ekonomicznie, uzależnia się od nich, a niedobór siły roboczej w sektorach gospodarki, które przetrwały musi uzupełniać przez liberalizację polityki imigracyjnej. Przez napływ imigrantów staje się niejednorodne kulturowo, co jest źródłem napięć i osłabia je jeszcze bardziej.
Już na początku lat 40. XX wieku w polityce amerykańskiej pojawiła się koncepcja kontroli demograficznej innych krajów czego wyrazem są treści zawarte w tajnym projekcie badawczym pt. Studia amerykańskich zainteresowań wojną i pokojem, realizowanym na zlecenie rządu przez prywatną organizację Council of Foreign Relations za pieniądze Fundacji Rockefellera. Celem projektu było wypracowanie strategii dostępu do surowców naturalnych na terenach kolonialnych oraz znalezienie rynków zbytu dla towarów amerykańskich. W rozdziale dotyczącym zagadnień populacyjnych, Frank Notestein – demograf, ekonomista i eugenik – zawarł tezę o szkodliwości gwałtownego wzrostu populacji na terenach kolonialnych dla interesów amerykańskich. Twierdził, że problemy, do których to doprowadzi, takie jak głód, choroby i konflikty regionalne, sprawią, że administrowanie tymi terenami będzie co raz bardziej kosztowne i kłopotliwe, a warunki do prowadzenia biznesu niezadowalające. W związku z tym zaproponował program modernizacji kolonii, którego elementem miała być „propaganda na rzecz kontroli płodności jako integralna część publicznego programu zdrowotnego”. Dla wielu może być zaskoczeniem, że „ci dobrzy Amerykanie” w ramach swojej polityki w początku lat czterdziestych wpadli na bardzo podobne pomysły, jak „ci źli Niemcy” w ramach Generalnego Planu Wschód. Znamienne jest to, że np. w Japonii ustawa aborcyjna została uchwalona w roku 1948 – tzn. podczas trwania okupacji amerykańskiej. Doprowadzono w ten sposób do ograniczenia liczby narodzin aż o połowę.
Jednak prawdziwy rozkwit koncepcji neomaltuzjańskiej datuje się na lata 60. XX wieku. W tym okresie forsowano nachalnie „mit przeludnienia”, a szereg prezydentów USA, przepełnionych rzekomo humanitarną troską o ubogie kraje trzeciego świata, w wypowiedziach publicznych lansowało tezę o światowej eksplozji populacji jako przyczynie rosnącej nierówności między krajami rozwiniętymi i rozwijającymi się. W jednym szeregu, ramię w ramię, na froncie tej walki stali John Kennedy, Lyndon Johnson, Dwight Eisenhower (po zakończeniu swojej kadencji), Richard Nixon, a w szczególności Bill Clinton. Jak widać gdy chodzi o amerykańskie interesy kolonialne rację stanu rozumieją zarówno Demokraci, jak i Republikanie. W tym również okresie rozpoczęto lansować politykę antynatalistyczną na forum ONZ, które okazało się w tym względzie wyjątkowo użyteczne. Główne narzędzia, którymi się posługuje to powstały w roku 1969 Fundusz Narodów Zjednoczonych na rzecz Działań Ludnościowych (UNFPA, obecnie pod nazwą: Fundusz Ludnościowy) oraz wykorzystanie idei praw człowieka, do których od 1986 zalicza się również tzw. prawo do zdrowia reprodukcyjnego (czyli dostęp do metod regulacji płodności, w tym aborcji). Środki Funduszu w ogromnym stopniu przyczyniły się np. do powstania w Chinach ogromnego biurokratycznego aparatu represji pod nazwą Biuro Planowania Urodzeń, które organizuje przymusowe aborcje i karne sterylizacje kobiet na olbrzymią skalę.
W niniejszym artykule nie chodzi o drobiazgowe, encyklopedyczne przedstawianie tysiąca faktów i dat. Dociekliwy czytelnik z całą pewnością dotrze do odpowiednich źródeł. Odnajdzie w nich także informacje o roli Amerykańskiej Agencji ds. Rozwoju Międzynarodowego (USAID) albo o tym, że były Sekretarz Obrony USA, Robert McNamara, jako prezes Banku Światowego postulował uzależnienie udzielania kredytów rozwojowych państwom trzeciego świata od wprowadzenia przez nie kontroli urodzeń. Jednak, jak pisałem na początku, celem jest wyciągnięcie właściwych wniosków – klucz do rozumienia rzeczywistości. Jakie są zasadnicze wnioski, które koniecznie należy sobie przyswoić?
Po pierwsze, że kontrola urodzeń jest instrumentem nacisku ekonomicznego i polityki neokolonialnej Stanów Zjednoczonych i innych państw rozwiniętych. Jest to argument o tyle istotny, że zamyka usta tym, którzy są daleko od wiary katolickiej i traktują obronę życia jako religijny zabobon. Okazuje się bowiem, że jest ona korzystna także z czysto ekonomicznego punktu widzenia. Po drugie, że neomarksistowskie koncepcje rewolucji seksualnej nie godzą wcale w kapitalizm, wręcz przeciwnie – stanowią dla niego znakomite narzędzie ucisku ekonomicznego. Jest to kolejny dowód na poparcie znanej w środowiskach trzeciopozycyjnych tezy, że kapitalizm i socjalizm to dwie strony tej samej opresyjnej, antyludzkiej ideologii materializmu. Na koniec, by jednoznacznie naświetlić z czym tak naprawdę mamy do czynienia, przypominam art. II Konwencji w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa z dnia 9 grudnia 1948 r., zgodnie z którym dokonane w zamiarze zniszczenia w całości lub części grup narodowych, etnicznych, rasowych lub religijnych, jako takich „stosowanie środków, które mają na celu wstrzymanie urodzin w obrębie grupy” to również LUDOBÓJSTWO.
Maciej Wolski