Czy jesteśmy sekciarzami?

W czasach wzrostu politycznych napięć, my, narodowi radykałowie wciąż tkwimy w swoistych okopach, chowając się za organizacyjnymi nazwami, czasem wręcz sobą gardzimy. Kiedy narodowcy łączą się w strukturach Ruchu Narodowego, liberałowie i lewica potrafią zewrzeć szyki – my wciąż jesteśmy dla siebie obcy. Wielu twierdzi, że to właśnie jego organizacja jest wielką jakością i jest w stanie sama zmienić kraj, i ogólnie rzecz biorąc –system. Taka organizacja patrzy z góry na inne, stwierdzając, że tylko ona jest radykalna, a reszta to marne podróbki. Niestety panuje u nas takie podejście. Na przestrzeni lat między organizacjami narodowo-radykalnymi padło bardzo dużo ostrych słów. Czy jednak to ma nas od siebie oddalać i pomimo starzenia się poszczególnych działaczy taka niechęć wciąż ma istnieć? Czy nie jesteśmy już na to zbyt dojrzali i że tak napiszę „za starzy”? Nie będzie Wielkiej Polski, nie będzie narodowej rewolucji, nie będzie wdrożenia postulatów narodowo-radykalnych na większą skalę, jeżeli nie zaczniemy na początku chociaż ze sobą rozmawiać i powoli na poszczególnych akcjach wspierać się. Możemy zakładać jeszcze milion organizacji i organizować milion małych akcji, jednak to wszystko i tak pójdzie na śmietnik historii. Na śmietnik historii mogą wysłać nas przyszłe pokolenia, które zapewne stwierdzą, że zachowywaliśmy się jak małe dzieci, bądź dojrzewający chłopcy, z wielkimi frazesami na ustach. I chyba rzeczywiście – jeżeli nic się nie zmieni, będą mieli racje.

Na czym miałoby polegać takie „przełamywanie lodów”? Na początku po prostu od nawiązania kontaktu, może kongresu narodowych-radykałów. Na szczeblach lokalnych przecież większość z nas się zna, a jeżeli nie, to warto wymienić się kontaktami. Ważną sprawą byłoby przestanie obrzucania się wzajemnie błotem. Co kto sądzi o danej organizacji powinien zostawić dla siebie, oficjalnie organizacje narodowo-radykalne powinny jeżeli nie chcą być dla siebie przychylne, to chociaż żeby były neutralne. Wzajemne obrzucanie się błotem robi z nas ludzi niepoważnych, odrzuca od nas wartościowych ludzi, ale przede wszystkim niszczymy przez to nasze ideały, o które walczymy. Tak naprawdę na chwilę obecną więcej nas łączy niż dzieli. Siadając do jednego stołu sądzę, że sporów większych by nie było, a dyskusja toczyła by się jedynie wokół jakichś mniejszych, mających niewielkie znaczenie spraw. Sami sobie wbijamy nóż w plecy i będziemy dalej marginesem jeżeli nie spełnimy tych postulatów, o których pisze wyżej. Mam to szczęście, że nie jestem zrzeszony w żadnej z organizacji, poświęcam się „Szturmowi” i dzięki temu mam kontakt z liderami różnych organizacji. Panie i panowie, naprawdę istnieje płaszczyzna, na której możemy uścisnąć sobie dłoń!


Jeżeli nie przestaniemy się obrażać, to te wszystkie akcje nic nie będą warte. Może ktoś sobie wmawiać, że liczy się jakość a nie ilość. A ja powiem, że to bzdura. Ilość musi się zwiększać a razem z nią jakość. Powinniśmy wzajemnie za siebie trzymać kciuki i jak piszę, przede wszystkim ze sobą rozmawiać. Jestem otwarty na każdego narodowo-radykalnego towarzysza walki bez względu na jego przynależność organizacyjną. Taką postawę musi przyjąć każdy, albo to wszystko będzie gó..o warte! Idea jest najważniejsza, a nie nasze osobiste niechęci, bariery trzeba niszczyć choć powstało ich przez lata bardzo wiele.

Jeżeli jednak ich nie przełamiemy, nasi przeciwnicy będą nas przerastać coraz bardziej, a nasz świat pozostanie jedynie w sferze marzeń.



A tak poza tym – to już 8 „Szturm”, zapraszam do czytania!


Krzysztof Kubacki