Można by rzec, że przyszło nam żyć w szalonych czasach. Na każdym kroku człowiek XXI wieku jest osaczany i oblegany. Stał się owcą. Podczas gdy to nowoczesność jest wilkiem. Co rusz przypisuje się zbawczą moc wygodzie, przyjemności i umiarkowaniu. Pieniądz zyskuje wartość sakralną i staje się jedną z wielu świeckich religii współczesności. Tak daleko idąca degeneracja nie może ominąć, również naszego środowiska. Możemy sobie wmawiać, że dotyka nas w mniejszym stopniu niż innych, ale często wystarczy rzut okiem, chociażby na własne życie. Ideał nigdy nie urzeczywistni się samoistnie, bez poświęcenia, trudu i mozolnej pracy. Trzeba z odwagą spojrzeć prawdzie w oczy. Nawet nacjonaliści uginają się pod ciosami postmoderny. Objawia się to w kilku aspektach. Od naszego lenistwa zaczynając, a na postulatach kończąc. Naszemu środowisku zdarza się zadowalać półśrodkami politycznego wyścigu lub ograniczać zakres naprawy państwa i narodu do kwestii materialnych, pomijając przy tym aspekty duchowe. A to przecież nie wzięło się znikąd. Z łatwością można sobie wyobrazić czy zaobserwować, jak w degeneracji pogrążają się nasi rówieśnicy. Skoro i my staliśmy się leniwi, porzuciliśmy niektóre z wielkich marzeń, to co dzieje się z przeciętnym człowiekiem? Przecież nie każdy ma zainteresowania takie jak my, wymuszające większą świadomość polityczną i wrażliwość społeczną. Przyczyną tej choroby jest wszechobecna liberalna propaganda. Dywersja kulturowa postmoderny odznacza się wszędzie. W kinematografii, muzyce, teatrze czy literaturze. Popkultura krzyczy: więcej! — miej! — konsumuj! Więc kupujesz. Więc chcesz mieć. Więc konsumujesz, siebie, miłość, chwilowe przyjemności. Epokowa przemiana poczeka. Niestety, nie na dogodne warunki, a na to, aż się najesz i napijesz. Szkoda. Materialny głód nigdy nie powie „jestem syty”.
Nasze społeczeństwo chłonie bezwartościowe wiadomości i puste informacje. Chwilowe zachwyty nad życiem, w sztuczny sposób, wypromowanej celebrytki czy polityczne pseudoafery. Ogłupienie medialnym ochłapem rzuconym dla zmanipulowanego ludu niby nie dotyczy wszystkich. A jednak każdy o tym słyszy, każdy spotka się z tym w jakiejś rozmowie czy kątem oka przeczyta. Globalizm maszeruje przez nośniki i dociera w najdalsze zakątki świata. Podbija kolejne społeczności, rozmydla lokalną tożsamość swoimi materialnymi antywartościami, niszczy środowisko naturalne i kulturę swoją brudną polityką. Duchowej sile człowieka przeciwstawia pieniądze i międzynarodowe układy. A to wszystko zabezpiecza zbiorową głupotą. Orwellowską masą. Bo przecież mało kto widzi... Że to oni otworzyli mcdonaldy, zabezpieczyli układy finansowo-polityczne i to właśnie oni! oni! oni! trzymają w brudnych łapskach dusze naszych narodów.
Zatem do broni! — chciałoby się wykrzyczeć. By stanąć w obronie tego, co budowane było przez lata. Od największych katedr po najkrótsze przyśpiewki ludowe. Zbudować barykady, wykuć kosy i stanąć w szeregu jak chłopcy z Brygady Świętokrzyskiej. A jednak... nie na tym polu walka się toczy. Wszystko poszłoby na nic. Wojna nie toczy się w okopach, a front nie jest jedynie materialny. Zwycięska wymiana kadry kierowniczej w państwie była i będzie na nic, jeżeli naród nie dojrzeje do odzyskania tożsamości. Tutaj chodzi bowiem o coś więcej niż przebudowę systemu politycznego... Konieczna jest głęboka przemiana narodowa. Taki proces nie może zadowolić się kompromisami! Społeczeństwo musi być nie tylko świadome, a również gotowe do budowy epokowej przemiany. Fundamentem istnienia narodu nie jest tylko tożsamość, a jego formą jest coś więcej niż państwo. Tak naprawdę jego naprawę należy zacząć od szczerego odrodzenia moralnego. Gdy ono ustąpi, padnie nawet nasz największy wróg! A jest nim kultura nowoczesna.
Zatem najwyższy czas, aby polski narodowy radykalizm wypowiedział wojnę pseudokulturze i XXI wiecznemu materializmowi! Zamiast ich bylejakości — dyscyplinę, zamiast degeneracji — etykę i przede wszystkim, zamiast ich „mieć” nasze — wierzyć! wierzyć! wierzyć!
Współczesne lenistwo, degeneracja, zaniedbanie relacji rodzinnych i brak głębszych celów życiowych to warunki koniecznie do istnienia współczesnej patologii. Nieszczęśliwa mieszanka postkomunizmu i neoliberalizmu, jaką jest III RP, potrzebuje niedbałego społeczeństwa, które pozwoli na istnienie jej patologii. Na polu mentalności narodów stoczono niejedną wojnę. Znaczenie wpływu kultury i aktywności państwa w jej zakresie było i jest dobrze rozumiane przez wszelkie ośrodki imperialne. Na myśl przychodzi zarówno doktryna kulturkampfu, jak i amerykańska lub sowiecka praktyka propagandowa okresu zimnej wojny. Dziś w takim sam sposób dominujący układ polityczny zdobywa swój rząd dusz. Zatem na tym polu należy mu odpowiedzieć! Wystarczy już mydlenia oczu wizją „zachodniego życia”, kredytu i nowoczesną modą. Niech powróci kultura ludowa ze swoimi tańcami i pieśniami! Niech powróci literatura niosąca światło etyki i wrażliwości! Niech nadejdzie treść!
„Człowiek jest panem form”, jak pisał Ernst Jünger. Wykorzystajmy je więc, aby obronić naród przed kulturową degeneracją, obłudą łatwego, wegetatywnego życia czy bezsensowną gonitwą szczurów w labiryncie materializmu. Nadszedł czas totalnej mobilizacji ku militaryzacji ducha narodowego. Nie każda wojna potrzebuje naboi i bagnetów, a przecież tutaj tak samo chodzi o istotę przetrwania narodu. Obóz nacjonalistyczny ma obecnie ogromne zaległości na polu kulturowym. Jesteśmy na gorszej pozycji. Środowiska wyznające postnowoczesność z łatwością przebijają się do świata mediów, kultury, nawet nauki! To pokazuje, jak ogromna jest skala wyzwań, którym musimy stawić czoła. Dywersja kulturowa nie powinna iść jedynie jednym torem, jest ona kwestią ubioru, muzyki, literatury, teatru, działalności kół naukowych i think-tanków, najważniejsze pozostaje jednak promowanie wzorców zachowań. Można spokojnie powiedzieć, że sprawę poniekąd ułatwia patriotyczna moda wśród młodzieży. Bez wątpienia jest ona zjawiskiem pozytywnym. Sama w sobie jednak nie wystarczy i jeżeli ktoś uważa, że należy już ona do naszych sukcesów, grubo się myli. Otwiera ona jedynie drogę do wypełnienia serc iskrą idei, która być może w przyszłości przyniosłaby owoce. Walka bowiem toczy się o przywrócenie wartości takich jak: tożsamość, dyscyplina, solidarność i szczery patriotyzm, które będzie nie tylko pamiętał, ale również czynił.
Historia europejskiego narodowego rewolucjonizmu pozostaje obfita we wzorce. Oczywiście trzeba napomnieć, że każdy z ideologów czy myślicieli tworzył rozwiązania i wskazywał ideę godne czasów, w których żył. Oczywistym pozostaje fakt, że wiele myśli powstających w warunkach wojennych lub okupacyjnych uległo przedawnieniu. Na aktualności nie straciły jednak cele pozostające fundamentem idei, którą podążamy. Jak starałem się wskazać wcześniej, dziś i my pozostajemy świadkami wojny, która toczy się o serca naszego narodu. Znaczenie niszczenia dorobku kulturowego Polski przez zamierzoną akcję wrogich ośrodków dostrzegał już Roman Dmowski pisząc Nasz patriotyzm. Podobnie, rolę kultury w sprawie narodowej doceniło pokolenie młodych nacjonalistów okresu wojennego. Środowisko na czele z Andrzejem Trzebińskim na łamach Sztuki i Narodu konsekwentnie krytykowało poetów i literatów dwudziestolecia, widzących w sztuce jedynie formę rozrywki. Proponowali oni zamiast tego model kultury będącej kuźnią awangardy polskiego nacjonalizmu. Z dzisiejszej perspektywy trudno nie przyznać im racji. Szczególnie dostrzegając, jak ogromny wpływ ma kultura na kształt ducha XXI-wiecznego społeczeństwa. A to właśnie ten duch, jak dostrzegł niejeden europejski bojownik, będzie światłem epokowej przemiany.
„Oddychać… Ponownie uwierzyć w cnotę, piękno, dobroć, miłość… Czuć jak wokół tańczy na fali tysiąc innych żagli, które nadyma wiatr, unoszonych tym samym zrywie, ku temu samemu wezwaniu. Kiedy złote morze ujrzy pojawiającą się biel, Rewolucja będzie w drodze, na czele flotylli dusz”. — Leon Degrelle
Leon Zawada