Wydrukuj tę stronę

Grzegorz Ćwik - Narodowy syndykalizm a świat pracy

Pora powrócić do wątku naszej ideologii, który został już wstępnie naszkicowany w kilku tekstach z początku roku. Chodzi oczywiście o narodowy syndykalizm. W tekstach moich, Miecława Białego czy Wojciecha Titza określone zostały pewne podstawowe postulaty, kwestie pojęciowe, propozycje rozwiązań i zagadnienia celów oraz środków realizacji. Daleki jednak jest „Szturm” od uznania kompletności tego wątku Nacjonalizmu Szturmowego. Koncepcja syndykalistyczna, oznaczająca uspołecznienie i zmianę stosunków społecznych i zawodowych, cały czas czeka na doprecyzowanie czy wręcz określenie wielu aspektów. Poza sferą aksjologiczną nie możemy zapominać o realiach naszej gospodarki, tym jak działają i funkcjonują zakłady pracy i jakie elementy musimy uwzględnić w naszych rozważaniach.

Narodowy syndykalizm odpowiadać musi warunkom XXI wieku, nowoczesnej ekonomii opartej obecnie głównie o usługi, cyfryzacji i narzuconym paradygmatom postkapitalizmu. Oczywiście, te ostatnie są elementem, który odrzucamy i chcemy wyrugować z polskiej i europejskiej rzeczywistości. Aby jednak skutecznie z czymś walczyć, koniecznym jest zdiagnozować określone bolączki.

Syndykalizm w naszym ujęciu jest wynikiem i narzędziem nacjonalistycznego światopoglądu. Odrzucając wolnorynkowe i liberalno-indywidualistyczne podejście do tak istotnych zagadnień jak praca czy społeczeństwo, kierujemy się przede wszystkim solidaryzmem narodowym oraz dbałością o każdego naszego rodaka. Obcy jest nam także klasizm, który nakazuje przedkładanie interesu klasowego nad narodowy i traktowanie jako „prawdziwych” Polaków wyłącznie osób o określonym statusie majątkowym lub społecznym. O ile bowiem takie postulaty nie pojawiają się wprost w retoryce narodowej, o tyle można przyjąć, że takie lub zbliżone założenia towarzyszą części autorów i działaczy. Klasizm bowiem, bez względu czy promuje tą czy inną klasę społeczną, jest nie tylko ideą materialistyczną, ale także oznaczającą afirmację zjawiska walki klas. To rozumieć można na różne sposoby, często dalekie od klasycznej marksistowskiej retoryki. Przyjmujemy jednak, że konflikt klasowy jest elementem destruktywnym dla Narodu i przepala środki i siły społeczne na wewnętrzną rywalizację, podczas gdy te w modelu państwa narodowego spożytkowane powinny być na rozwój całego Narodu, jego siły i dobrobytu.

Powyższe nie oznacza oczywiście naszej afirmacji obecnej sytuacji społecznej i ekonomicznej w polskim państwie. W wielu tekstach, choćby ostatnim moim „Nacjonalizm społeczny” wykazaliśmy, że Polska po roku 1989 jest państwem ogromnej niesprawiedliwości, wyzysku i biedy. Jednak rozwiązanie tu widzimy w praktycznych sposobach wdrożenia zasad solidaryzmu społecznego i uspołecznienia (syndykalizacji), jako wynikowych naszego nacjonalistycznego światopoglądu.

 

Reprezentacja i równość stosunków

 

Bolączką naszych rodzimych stosunków pracowniczych jest ogromne niedoreprezentowanie interesów pracowniczych. Dotyczy to zarówno stosunków w obrębie określonego zakładu pracy czy firmy, jak i patrząc szerzej: w ramach całego publicznego dyskursu dotyczącego ekonomii i pracy. O ile bowiem wszelkie związki pracodawców i przedsiębiorców, w postaci wszelakich „Lewiatanów” i innych grup lobbingowych, są chętnie wysłuchiwane i zapraszane na debaty czy grupy konsultacyjne, to tego samego już nie można powiedzieć o związkach pracowniczych czy jakichkolwiek grupach reprezentujących przecież większość aktywnych osób na rynku pracy. To swoiste kuriozum, że grupa wielokroć liczniejsza od pracodawców jest generalnie niereprezentowana lub reprezentowana w sposób niewystarczający. Widać to zwłaszcza podczas publicznych debat dotyczących prawa pracy i tematów pokrewnych. Dotyczy to właściwie wszystkich mediów głównego nurtu – rządowych, opozycyjnych, lewicowych, liberalnych etc., nie wyłączając narodowych. Dominuje narracja oparta o utyskiwanie na „roszczeniowców” i ciągłe żalenie się, że pracownicy mają czelność domagać się podwyżek, ludzkiego traktowania czy przestrzegania umów.  

Podobnie wygląda to w kwestii stosunków w obrębie zakładów pracy. Już kilka lat temu na łamach „Szturmu” Patryk Płokita poruszył temat stosunków pracowniczych, które nazwał „folwarcznymi”. Ciężko odmówić mu racji. Jakkolwiek badania wykazują, że świadomość nasza rośnie w tej materii, na co wpływa także bardzo niskie bezrobocie i socjalna polityka obecnego rządu, to jednak cały czas widzimy, że w szeregu firm dominuje właśnie folwarczna forma stosunków, oparta na całkowicie asymetrycznym ułożeniu relacji pracownik-pracodawca. W większych firmach, o bardziej skomplikowanej strukturze, oczywiście nie jest to już takie proste, i raczej opiera się na ogromnej przewadze wąskiej grupy menadżerskiej czy kierowniczej nad całą resztą pracowników. Widać to bardzo dobrze na przykładzie zagranicznych zakładów pracy, które funkcjonują w Specjalnych Strefach Ekonomicznych. Ten brak reprezentacji lub niedostateczna reprezentacja mają realny i trwały wpływ na szereg elementów związanych z interesem pracownika, a więc także zakładu pracy. W warunkach takich dużo łatwiej o nagminne łamanie Kodeksu Pracy, łamanie umów z pracownikami, nieterminowe wypłacanie pensji i dodatków, mobbing etc. Całkowita dominacja czynnika pracodawcy lub nielicznej grupy menadżerów prowadzić musi do takich czy innych form wyzysku, na co de facto w naszej neoliberalnej rzeczywistości istnieje spore przyzwolenie (choć wydaje się, że powoli sytuacja się poprawia).

Narodowy syndykalizm musi więc na oba te problemy stanowić realne i strukturalne rozwiązanie. Powiązanie wszystkich osób z danego zakładu pracy w jednym ciele nadzorczym i decyzyjnym (syndykacie) ex definitone musi tworzyć formę reprezentacji interesów pracowników. Wynika to już chociażby z kwestii ilościowych – w większości firm jednak to pracownicy stanowią większość (i to zwykle zdecydowaną). Większość ta jednak zwykle nie jest słuchana, nie ma też określonych form wypowiadania swego zdania i uczestniczenia w faktycznym procesie decyzyjnym w obrębie firmy czy zakładu pracy. Syndykat musi to umożliwić. Także stanowić musi strukturalne zabezpieczenie przestrzegania umów oraz stanowić element konsultacji, zawierania i zabezpieczenia funkcjonowania umów zbiorowych (w dużych zakładach pracy).

Ponadto należą zastanowić się nad przydatnością syndykalizmu w kontekście drugiego sygnalizowanego problemu – niedoreprezentowania pracowników w dyskusji publicznej i politycznej. Być może syndykaty powinny tworzyć ogólnopolski związek syndykatów pracowniczych, których reprezentanci mieliby możliwość być osobami, z którymi organa ustawodawcze miałyby obowiązek konsultować określone decyzje i posunięcia w temacie pracy, organizacji i działania ekonomii, ubezpieczeń społecznych etc. Obecny stan, o którym wspomniałem, a więc praktycznie całkowita dominacja tego pola przez wszelkie Lewiatany i inne zorganizowane struktury kapitalizmu i wyzysku nie sprzyjają rozwojowi jakiejkolwiek pro-pracowniczej polityki. Także na tym polu syndykalizm stanowić musi lek na obecną patologiczną sytuację.

 

Komunikacja i alienacja

 

Wbrew propagandzie wolnorynkowców zakłady pracy i firmy wcale nie działają w lepszy i bardziej zoptymalizowany sposób w gospodarce liberalnej, tylko dlatego, że nie jest to gospodarka „socjalistyczna” czy centralnie sterowana. Wręcz przeciwnie, w warunkach ekonomii neoliberalnej firmy cierpią na wiele bolączek, w tym i takie które związane są z ogółem osób pracujących w nich. Niewątpliwie warto o tym pamiętać w kontekście praktycznych umocowań systemu syndykalistycznego.

Jednym z takich elementów jest kulejąca komunikacja, przepływ informacji oraz związany z tym poważniejszy problem, mianowicie klasowe rozbicie osób pracujących w jednym miejscu. Pierwsza wymieniona sprawa to w gruncie rzeczy jeden z większych problemów polskich firm, a także wielu zagranicznych. Sprawne funkcjonowanie zakładu pracy wymaga transparentności, odpowiedniego funkcjonowania i współpracy poszczególnych działów, jawności określonych procesów. Firma, zwłaszcza duża, to skomplikowany twór, na który składa się wiele części. Zjawisko rywalizacji wewnątrz firmy jest czymś dość powszechnym w obecnych czasach, co wynika oczywiście z aksjologicznych założeń liberalizmu – indywidualizmu, egoizmu, całkowitej atomizacji Narodu. To zaś wiąże się z sygnalizowanym problemem, mającym miejsce zresztą nie tylko w miejscach pracy. Otóż klasowe rozbicie na (skrótowo i oględnie ujmując) zamożnych i ubogich powoduje, że w danym miejscu pracują i funkcjonują de facto dwa różne rodzaje ludzi. Niejako dwa różne gatunki, które mają zupełnie inne determinanty, cele, postrzeganie świata. Nie oczekuję oczywiście, że syndykat pracowniczy będzie jedynym elementem walki z rozbiciem klasowym, ale na polu pracowniczym ciężko wyobrazić sobie lepszy i skuteczniejszy sposób na przeciwdziałanie tym trendom.

Syndykat pracowniczy odgórnie narzucałby wszystkim osobom z danej firmy wspólny cel i zmuszał ich do współpracy. Bo skoro razem ustalamy cele, zarządzamy, decydujemy, to stwarzamy alternatywę i to wyższego rzędu, dla podziału dla managerów, senior managerów, social-media specialistów oraz zwykłych pracowników, stażystów, etc. Ten podział staje się głównie funkcjonalny, a elementem łączącym staje się wspólna praca. No właśnie – wspólna, to jest element decydujący. Wielokrotnie już wzmiankowano, że praca musi zostać ponownie obdarzona duchowością, sensownością, skończyć musimy z „fenomenem gówno wartych prac”.

Podobnie syndykat stanowić musi formalne i instytucjonalne umocowanie obiegu informacji, współpracy poszczególnych działów i osób w danej firmie, transparentności i jawności. Popularny „wyścig szczurów” to patologiczne w każdym aspekcie zjawisko, któremu przeciwstawić musimy wspólny wysiłek wszystkich pracowników. Syndykaty muszą stanowić realny środek wspomagający takie działania, jak również wzmacniający współdziałanie w ramach danego zakładu pracy.

 

Pomoc prawna i doradztwo

 

Sytuacją patologiczną, jednak niezwykle charakterystyczną dla kapitalizmu i demoliberalizmu, jest wykorzystywanie nieznajomości prawa i nierówny dostęp do jego instytucji (sądów, inspektoratów etc.). W wypadku  spraw pracowniczych oznacza to przede wszystkim nieznajomość Kodeksu Pracy oraz niezwykle długie postępowania na drodze sądowej w wypadku, kiedy pracownik zdecyduje się wystąpić przeciw pracodawcy. Ponadto w ramach firm, zwłaszcza bardzo dużych (korporacji) zapisy Kodeksu Pracy bywają martwe. Kadra menadżerska zastrasza i przekupuje pracowników, tak że osoba, która chce walczyć np. z mobbingiem czy wyzyskiem często nie ma ku temu praktycznych możliwości. Okazuje się, że osoby które były świadkami określonych zdarzeń nagle maja problemy z pamięcią, dokumenty są sfałszowane a zapisy z monitoringu uległy wykasowaniu. To nie jest żadna teoria spiskowa, ale zwykła polska praktyka, co gorsza realizowana w zagranicznych korporacjach zwykle rękoma samych Polaków.

Sytuacja ta jest wysoce patologiczna, a nacjonalistycznym remedium na to musi być ustrój syndykalistyczny. Po pierwsze gwarantować musi on obronę pracownika, wsparcie prawne (zarówno doradztwo, jak i reprezentacja w sądzie lub przed innymi organami państwowymi) i jego reprezentację. Po drugie musi być instytucjonalnym i formalnym elementem obrony pracowników przed wyzyskiem i wszelkim uwłaczającym człowieczeństwu traktowaniem. Syndykat w myśl nacjonalistycznej jego wizji stanowi zapewnienie, że Kodeks Pracy będzie przestrzegany, a pracownik traktowany w odpowiedni sposób. To całkowite odwrócenie stosunków w naszej półkolonialnej rzeczywistości, w której mimo wszystko łamanie praw pracowniczych cały czas stanowi normę.

Także wszelkie decyzje dotyczące chociażby norm produkcyjnych czy ilości zadań przydzielanych pracownikowi muszą być elementem, w którego określaniu syndykat bierze czynny i ostateczny udział. Sztuczne zwiększanie limitów produkcji czy pracy, ponad siły i możliwości pracownika, to nie tylko PRL-owska przeszłość, ale także zwyczajna kapitalistyczna praktyka.

 

Warunki pracy

 

Wydawałoby się, że w XXI wieku nie ma już problemów z warunkami pracy, BHP czy zapewnieniem odpowiednich podstawowych rzeczy, jak chociażby łazienki czy woda dla pracowników. Nic bardziej mylnego. Wystarczy przejrzeć fora internetowe, aby przekonać się, że w dalszym ciągu powszechnymi problemami są:

- Brak odpowiednich warunków sanitarnych dla pracowników.

- Niespełnianie wymogów BHP w miejscach pracy, które stwarzają niebezpieczeństwo dla zdrowia i życia pracownika (budowa, produkcja, etc.).

- Brak tak oczywistych elementów, jak woda pitna dla pracowników w upały (gwarantowana teoretycznie przez przepisy Kodeksu Pracy)

- Brak klimatyzacji przy pracy w trakcie upałów

W polskich, neofolwarczanych warunkach bardzo często pracodawca ma tak dominującą pozycję, że pracownik mimo określonych przepisów, nie ma praktycznych możliwości egzekwowania ich w zakładzie pracy. Dotyczy to zwłaszcza rejonów Polski, gdzie ciężko o zatrudnienie i pracodawca automatycznie ma przez to monopolistyczną pozycję.

Syndykat pracowniczy musi być także w tej płaszczyźnie elementem zabezpieczającym wspomniane zagadnienia. Jednym z zadań syndykatów musi być dopilnowanie praktycznego realizowania tak podstawowych elementów jak odpowiednie warunki pracy. Oczywistości jak spełnienie wymogów BHP czy zapewnienie wody i klimatyzacji (pamiętajmy o efekcie ocieplenia klimatu, który powoduje, że z roku na rok upały będą dawały się nam we znaki coraz bardziej) cały czas bywają określane jako „roszczeniowość” czy „fanaberia”.  Sam fakt, że pracodawca potrafi pominąć te obowiązki są dla pracownika uwłaczające. Bo czy konieczność dopominania się np. o papier toaletowy albo kask na budowie nie jest czymś wysoce dehumanizującym?

 

Nadgodziny

 

Temat nadgodzin związany jest nie tylko z syndykatami, ale także (a nawet przede wszystkim) z przepisami określającymi ich wypłacanie. Syndykaty jednak muszą być tym ogniwem systemu, które gwarantują realizację trzech podstawowych postulatów:

- Całkowitej dobrowolności pracy w ramach nadgodzin

- Uczciwego naliczania nadgodzin

- Bezzwłocznego wypłacania należności za nadgodziny

Praktyka polskiego rynku pracy jest w temacie nadgodzin w dalszym ciągu wysoce patologiczna. Do brania nadgodzin pracownik często jest przymuszany (niejednokrotnie już na rozmowie rekrutacyjnej jest informowany, że czasem „trzeba” zostać dłużej), same nadgodziny naliczane są nieuczciwie (to jest ich liczba jest zaniżana, lub wręcz w ogóle się ich nie uwzględnia) oraz wypłata za nie następuje po długim okresie czasu (często nawet po roku lub dłużej).

Najwyższa pora skończyć z tym traktowaniem pracowników wedle wzorów niewolniczego wyzysku. Ustrój syndykalistyczny musi być zabezpieczeniem tego, aby pracownik brał nadgodziny tylko wtedy, kiedy sam wykaże taką wolę; aby były one naliczane wedle faktycznie przepracowanego czasu; oraz aby otrzymywał za nie zapłatę w możliwie najkrótszym okresie czasu.

 

Technologia i automatyzacja

 

Tu warto zatrzymać się i wspomnieć o technicznych i technologicznych aspektach ustroju syndykalistycznego. Nie ulega bowiem dla mnie wątpliwości, że realizacja powyższych jak i poniższych celów i zadań wymaga odpowiedniego wsparcia technologicznego. Myślę przede wszystkim o odpowiednim zabezpieczeniu informatycznym, systemach mailingowych, programach ewidencji nadgodzin, bazach danych, etc. Już teraz w szeregu firm wykorzystuje się dziesiątki i setki tego typu narzędzi, nie ma więc żadnego powodu, aby na przykład nie wprowadzić systemu, który umożliwi dostęp do porad prawnych, możliwości zgłaszania nadużyć czy ewidencjonowanie wypłat świadczeń za nadgodziny. To nie tylko możliwość, ale wręcz niezbędny element funkcjonowania systemu syndykalistycznego. Samo bowiem prawne czy formalne ustalenie sfer działania syndykatu to za mało, gdyż jeśli mówimy o optymalizacji określonych procesów i walce z wyzyskiem i nadużyciami, to tak szeroko zakreślone ramy syndykatu wymagają odpowiedniego wsparcia i osadzenia informatycznego i technologicznego.

 

Wspólne decyzje

 

Jednym z wielu mitów kapitalizmu jest mit nieomylnego prezesa lub managera. Wedle niego wszelkie biznesowe decyzje czy prezesa danej firmy czy wąskiej grupki odpowiedzialnej za proces decyzyjny są zawsze najlepsze i wynikają z odpowiedniej wiedzy i merytoryczności. Tymczasem tak nie jest. Funkcjonowanie firmy wiąże się z zarządzaniem szeregiem różnych działów. To nie tylko kwestia wytworzenia określonego produktu, czy realizowania danej usługi. To także marketing, sprzedaż, współpraca z innymi firmami, kwestie kadr, zaplecza, i wielu innych kwestii. Prawda jest taka, że nie można w każdej z tych dziedzin być ekspertem, a przeświadczenie takie jest 1-szym krokiem do bankructwa. Dlatego też syndykat powinien stanowić ciało, które odpowiadać będzie także za strategiczne decyzje, które zamiast być powierzonymi jednej osobie, tutaj byłyby procesowane przez szersze grono osób. Oczywiście, mam świadomość, że np. decyzja o współpracy z daną agencją marketingową może nie interesować wszystkich pracowników – ale też tacy ludzie niespecjalnie będą się angażować w taki proces. Chodzi przede wszystkim o to, aby decyzje takie były transparentne i by pracownicy byli ich świadomi. Chodzi także o to, aby w ramach syndykatu osoby związane z merytoryczną treścią dyskutowanej decyzji faktycznie miały wpływ na nią. Częstą sytuacja jest taka, gdy dział marketingu nie ma wpływu na marketing, dział produkcji na kwestie związane z produkcją etc. Tu nie chodzi już tylko o wspominany wiele razy wyzysk czy łamanie praw pracowniczych, ale o fakt, że jednostkowa decyzja jest subiektywna i często nie bierze pod uwagę wszystkich aspektów. Decyzja podjęta przez kolektyw lub wybrany przez ten kolektyw zespół ekspertów będzie siłą rzeczy brała pod uwagę całe spektrum uwarunkowań i przyczyn. Tak więc zanim dany zakład pracy podejmie decyzję o zawarciu określonego kontraktu czy podpisaniu umowy z ta czy inną agencją reklamową, decyzja taka będzie w ramach syndykatu skonsultowana i jawna. Podstawową wytyczną do takiego podejścia do tego tematu jest nasza chęć zwiększenia odpowiedzialności i merytoryczności kroków podejmowanych przez zakład pracy. Odpowiedzialność zresztą jest też kwestią, którą należy rozumieć jako zwiększenie poczucia tejże u pracowników – decyzje bowiem nie są już arbitralnie podejmowane ponad głowami pracowników, ale są wynikiem dyskusji ich wszystkich.

 

Finanse i pieniądze

 

Kwestia finansowa w polskich firmach zawsze jest drażliwa, szczególnie gdy te popadają w problemy z płynnością. Stąd też syndykat powinien w aspekcie tym:

- Stanowić ciało nadzorcze nad finansami, ich płynnością i ogólnym stanem firmy

- Odpowiadać za jawność i transparentność tego, w jakim stadium jest dany zakład pracy. Na przykład w wypadku pojawienia się problemów finansowych pracownicy powinni wiedzieć o tym odpowiednio wcześniej, a nie dopiero w momencie gdy firma bankrutuje a oni otrzymują wypowiedzenia umowy

- Stanowić pierwszy filar wykrywania i przeciwdziałania wszelkim niezgodnym z prawem działaniom związanym z aspektem finansowym: wyprowadzaniu pieniędzy z firmy, malwersacjom, oszustwom

Ponadto warto zastanowić się nad przywróceniem w ustawowy sposób w dużych i bardzo dużych firmach instytucji kas zapomogowych oraz świadczeń, które wypłacane mogłyby być osobom, znajdującym się w problemach finansowych czy osobistych.  Tutaj temat związany jest z innymi elementami programu narodowego, chociażby drugim filarem syndykalizmu – syndykatami lokalnymi, jak również z opieką społeczną i kwestią polityki społecznej, stąd w tym temacie jedynie sygnalizuję możliwość wprowadzenia pewnych rozwiązań.

 

Syndykaty a związki zawodowe

 

Jednym z istotnych dla nas zagadnień jest kwestia stosunku syndykatów do obecnie funkcjonujących przecież związków zawodowych. Czy związki zawodowe powinny istnieć obok syndykatów? Czy syndykaty powinny powstać na bazie już istniejących związków zawodowych? Takich pytań sporo więcej, poniżej więc postaram się więc zarysować ten problem.

Syndykalizm, podobnie jak cała idea Nacjonalizmu Szturmowego jest ideą z gruntu rewolucyjną. Trywialnością jest już stwierdzenie, że my nie chcemy reformować i przebudowywać, ale stworzyć całkowicie nowy ład. Obecnie istniejący system – demoliberalizm, oligarchiczny parlamentaryzm, kapitalizm uważamy ex definitione za nowotwór. A nowotworu się nie reformuje, ale wypala wszelkimi dostępnymi środkami. Stąd też syndykaty jako takie stanowić muszą zupełnie nową jakość i tworzone muszą jako coś zupełnie nowego. Związki zawodowe zbyt często są przepełnione patologią, „zawodowymi działaczami” (co samo w sobie nie jest złe), którzy konserwują swoje stanowiska, bez realnego działania na rzecz obrony praw pracowników. Ponadto fakt istnienia tzw. „żółtych” związków zawodowych nie rokuje dobrze dla tworzenia na ich bazie czegokolwiek nacjonalistycznego. Ponadto związki zawodowe jako takie są częścią obecnego systemu, który jak wiemy jest wysoce patologiczny i nieludzki. Syndykaty zaś realizować mają inny, dużo szerszy zakres obowiązków i działań, niż obecne związki zawodowe. Ujmując to w wysoce uproszczony sposób syndykaty byłyby w myśli Szturmowego Nacjonalizmu związkami w wersji deluxe, czyli wysoce rozwiniętej. To zaś oznacza, że syndykat nie tylko realizować będzie zadania obecnych związków zawodowych, ale i wiele więcej. Ponadto syndykat ma być elementem solidaryzmu klasowego i narodowego, a w obecnej sytuacji, w której liberałowie niezwykle mocno pompują w nasze żyły klasową nienawiść, związki zawodowe na zasadzie sprzężenia zwrotnego także nolens volens stają się elementem konfliktu różnych klas społecznych. O ile w obecnej sytuacji nie negujemy tego, że klasa pracownicza powinna posiadać swoje przedstawicielstwo i możliwość walki z niesprawiedliwością, o tyle w systemie syndykalistycznym taka strukturą będą właśnie syndykaty pracownicze. Stąd już prosta droga do konstatacji, że istnienie takowych w gruncie rzeczy czynni związki zawodowe  niepotrzebnymi i dublującymi część zadań samych syndykatów.

 

Zakończenie

 

Tekst niniejszy oczywiście nie wyczerpuje tematu syndykalizmu. To zaledwie kolejny krok w rozwoju tego wątku naszej ideologii i stworzeniu programu realnych i praktycznych postulatów do realizacji. Nie mam też wątpliwości, że w najbliższej przyszłości pojawią się kolejne artykuły dotyczące narodowego syndykalizmu, zarówno mojego autorstwa, jak i pióra innych redaktorów „Szturmu”.

Stoimy, jako Naród i społeczeństwo, w obliczu spodziewanego przełomu technologicznego i społecznego, będących skutkiem politycznych, cywilizacyjnych czy także klimatycznych przemian naszego świata. Wpływać to będzie w sposób oczywisty także na pracę, ekonomie i gospodarkę. Nie tracąc więc z oczu naszych radykalnych, wręcz fanatycznych poglądów, musimy postarać się o stworzenie kompletnej i całościowej alternatywy dla obecnego kapitalistycznego i liberalnego porządku rzeczy.

 

Grzegorz Ćwik