Wydrukuj tę stronę

Bartłomiej Madej - Goralenvolk jako obrona tożsamości

W ostatnim numerze pokrótce opisałem, czym był Goralenvolk, teraz zaś chciałbym pokusić się o opinię na ten temat z mojej strony.

Na początku najlepiej spojrzeć, jak wyglądała sytuacja tatrzańskich Górali, zanim rozpoczęła się II wojna światowa. Zanim w 1918 roku Polska odzyskała niepodległość, Podhale znajdowało się pod panowaniem austro-węgierskim, gdzie Górale mówiąc krótko nie narzekali na swoją sytuację - a co więcej, to właśnie wtedy dostali duże możliwości podróży i rozpowszechnienia swojego handlu aż po wybrzeża dzisiejszej Chorwacji, z której to skądinąd przywozili słynne muszle, które od tamtych czasów zaczęły zdobić ich jakże znane dzisiaj góralskie kapelusze. Sytuacja ta trwała do uzyskania niepodległości przez Polskę. Do tego czasu Górale, prócz znajomości języka polskiego i swojej lokalnej gwary, bardzo licznie nauczyli posługiwać się językiem niemieckim.

W latach 20-tych, gdy Podhale należało już do Polski, na bardzo dużą skalę rozwinęła się tam turystyka. Dla polskiej arystokracji i artystów Tatry stały się modne. To wszystko oczywiście miało swoje plusy, jak i minusy. Na pewno było plusem dla tubylców to, że mogli oni skorzystać na grubości portfeli wielu zamożnych osób, jak i to, że Podhale zaczęło wtedy rozwijać się infrastrukturalnie. Na niekorzyść zaś działało zaprzedanie kultury góralskiej na potrzeby turystyki międzynarodowej, drenaż kulturowy i sprowadzenie Górali do roli cyrkowców.

W takiej też sytuacji, gdy w 1939 roku III Rzesza napadła na Polskę, w głowach wielu Górali pojawiały się myśli, jak przetrwać ten trudny czas. Kiedy w listopadzie ówczesne polskie władze od paru tygodni były już na uchodźstwie za granicą, a Rzeczpospolitej nie było już na mapie, wspomniana we wcześniejszym artykule grupka Górali udała się na Wawel do Hansa Franka, aby tam rozmawiać z nim na temat przyszłości Podhala, co uważam za z jednej strony bardzo odważne, a z drugiej bardzo potrzebne. Górale mieli trzy wyjścia: zacząć nierówne walki z ówcześnie największym mocarstwem w Europie (przy czym napewno zginęłoby wielu cywilów), poddać się całkowitemu zatraceniu swojej kultury, albo zacząć negocjacje z Niemcami, w celu obrony choć w jakiejś części swojej góralskiej tożsamości. I tak też powstało malutkie państwo góralskie z koncepcją swojego góralskiego narodu. Ogół lokalnego społeczeństwa był bardzo zróżnicowanie nastawiony do tego projektu. Góralską kenkartę przyjęło 18% ludzi zamieszkująch tamtejsze tereny, jednakże zależało to od miejsca np. w Szczawnicy i Cichym kenkartę G przyjęło aż 90% mieszkańców. Na terenie Podhala poza Związkiem Górali, który sprawował tam władzę, istniał także Góralski Klub Sportowy, Góralska Szkoła Zawodowa i Powszechna Szkoła Góralska, w której jako język wykładowy funkcjonowała gwara góralska. Na to wszystko Niemcy oczywiście nie zezwoliliby, gdyby nie pewne korzyści dla nich samych, a także teorie, które głosili. Pierwszą z nich była koncepcja, jakoby Górale byli pochodzenia germańskiego, o czym miały świadczyć ich stroje, a także symbolika np. krzyżyk niespodziany. Na teren małego państewka góralskiego III Rzesza wysyłała swoich antropologów mających potwierdzić tę teorię. Jednym z nich był Anton Plügel, austriacki antropolog związany z NSDAP, który dążył do zaakceptowania lokalnej tożsamości Górali i uznania ich za niezależny, dumny, wręcz osobny naród w strukturze III Rzeszy. Oczywiście generalny gubernator Hans Frank podszedł do tego z pewnym dystansem, nazywając ich „ludem dekoracyjnym”. Warto jednak dodać, że koncepcje germańskiego pochodzenia Górali nie pochodziły tylko ze strony III Rzeszy, ale także od polskich uczonych takich jak żyjący w XIX wieku Józef Szujski, który to mówił, że Górale są mieszaniną Germanów i Słowian. Niemcy za wszelką cenę dążyli także do sformowania Goralische SS. Rekrutację rozpoczęto w czerwcu 1942, w szeregi formacji zgłosiło się 300 ochotników, a na szkolenie w obozie w Trawnikach zakwalifikowano 200. Liczne dezercje i konflikt w Trawnikach z ochotnikami z Ukrainy spowodowały, że na szkolenie dotarło tylko kilkunastu, z których kilku przyjęto w szeregi Waffen-SS, zaś resztę wysłano na roboty przymusowe do Niemiec. Całkowita liczba goralenvolkowców - członków Waffen-SS nie jest znana, podawane są liczby od 6 do 15 ludzi. Podczas wojny, gdy kolokwialnie mówiąc w domach się nie przelewało, Goralenfürst Wacław Krzeptowski pomagał wielu rodzinom, które tej właśnie żywnościowej jak i finansowej pomocy wówczas potrzebowały.

Wraz z zakończeniem wojny, skończyła się koncepcja Goralenvolku, a w przekonaniu większości Polaków o tym temacie najlepiej w ogóle nie wspominać. Podobna sytuacja jest w naszych polskich Tatrach, gdzie jednak znajdą się jeszcze starsze osoby pamiętające tamte czasy i wypowiadające się pozytywnie o Wacławie Krzeptowskim i koniecznej współpracy z Niemcami.

Reasumując, uważam że w momencie gdy polski rząd uciekł w popłochu za granicę, grupka Górali nie mogąca reprezentować woli całego narodu polskiego, słusznie postanowiła zrobić wszystko co w swojej mocy, żeby bronić swojej tożsamości, kultury, gwary i religii, która to również dziś w świecie konsumpcjonizmu i skomercjalizowania polskich gór jest zagrożona; a zarazem postanowili stać po przeciwnej stronie barykady niż "polski" rząd w Londynie, kolaborujący z Wielką Brytanią, USA i Związkiem Radzieckim.

 

Bartłomiej Madej