Wydrukuj tę stronę

Marta Niemczyk - Polska jednorazowego użytku

Jeśli hasło „buntu przeciw nowoczesnemu światu” miałoby stać się czymś więcej, niż estetyczną grafiką, racjonalne i wolne od sekciarstwa działania w duchu „zero waste” powinny stać się codzienną praktyką. Uderzają we wszystko, w co nacjonalizm chce uderzać – kapitalizm, konsumpcjonizm, degradację środowiska naturalnego. A że nazwa obcobrzmiąca? Cóż, straight edge sobie radzi.

'Life in plastic, it's fantastic...'

W 2016 roku na całym świecie sprzedano ponad 480 miliardów plastikowych butelek. Dziesięć lat wcześniej było ich o ponad połowę mniej, a zapotrzebowanie zamiast maleć, wzrasta. Już i tak kulejący nawyk, tudzież przymus segregacji odpadów koncentruje się na tym, co ze śmieciami robić, nie zaś tym, co robić, by śmieci było mniej.

Nieobojętne dla zdrowia organizmów wszelakich tworzywa sztuczne, potocznie określane mianem plastiku, w zależności od ich rodzaju, rozkładają się od stu do kilku tysięcy lat. Zwyczajna torba foliowa powstaje w ciągu zaledwie chwili, służy często niewiele dłużej, rozkłada się przez kilka stuleci. Od lat 50. ubiegłego stulecia do 2017 roku wyprodukowano 8,3 miliardów ton tworzyw sztucznych. W latach 1988–2010 ich światowa roczna produkcja wzrosła z 75 do 245 milionów ton. Plastik można poddać recyklingowi, dzięki czemu możliwe jest wytworzenie innych produktów – od polaru, butów i rajstop po namiot i meble. Tyle tylko, że od początku masowej produkcji plastiku, 9% zostało poddane recyklingowi, 12% spalono, a 79% trafiło na składowiska odpadów.

Według danych GUS, w 2017 roku w Polsce zebranych zostało 11 968, 7 tys. ton odpadów komunalnych, czyli tych powstałych w gospodarstwach domowych i podobnych. Statystyczny Polak wytworzył w ubiegłym roku średnio 312 kg zebranych odpadów. W porównaniu z rokiem poprzednim, ilość ta wzrosła o 9 kg. Pod tym względem, tuż obok Rumunii, jesteśmy przykładem dla reszty Europy, bo unijna średnia to 483 kg „na głowę”. Znani z troski o środowisko Duńczycy w przeliczeniu na jednego mieszkańca wyprodukowali 777 kg śmieci, Norwegowie – 754 kg, Niemcy – 627 kg.  

Jednocześnie z tych samych źródeł wynika, że w Polsce recyklingowi poddano zaledwie 26,7% wytworzonych odpadów komunalnych, 7,1% – biologicznym procesom przetwarzania (kompostowaniu lub fermentacji), a 22,8% przekształceniu termicznego z odzyskiem energii. W krajach „starej” Unii norma ta jest wyższa. Najlepsze wyniki osiągają Niemcy (66%), Austriacy (59%), Belgowie (54%), tuż za nimi plasują się Holendrzy i Włosi.

Islandia, w której produkcja odpadów komunalnych jest jedną z największych w Europie, postanowiła radzić sobie przy użyciu prawa. Od 2020 roku ma obowiązywać zakaz sprzedaży jednorazowych kubków, talerzy, sztućców i słomek, a w rok później także foliówek. Co ciekawe, 61% obywateli Islandii przyjęło nowe prawo z entuzjazmem. Można sobie tylko wyobrazić nastroje w Polsce w analogicznej sytuacji. Brak odgórnych regulacji prawnych nie wyklucza jednak świadomego działania, czasem wręcz przeciwnie.

Pięć razy „R”

W dosłownym tłumaczeniu „zero waste” oznacza po prostu tyle, co „zero odpadów”, „zero śmieci” lub „zero marnowania”. Najogólniej rzecz ujmując, mianem tym określa się taki sposób życia, który sprzyja generowaniu jak najmniejszej ilości śmieci. Najczęściej stoją za tym pobudki ekologiczne, troska o zdrowie, jednak równie dobrze punktem wyjścia może być po prostu oszczędność. Na „filozofię” zero waste składa się kilka zasad:
Refuse („odmawiaj”)
Reduce („redukuj”)
Reuse („używaj ponownie”)
Recycle („przetwarzaj”)
Rot („kompostuj”)
Czasem dodaje się jeszcze Repair („naprawiaj”) oraz Remember („pamiętaj”). Nie chodzi wyłącznie o minimalizację użycia jednorazowych opakowań, folii, ulotek reklamowych etc. Chodzi też o ograniczenie marnotrawstwa, świadome zakupy, kreatywne wykorzystanie tego, co się ma, próbę naprawy zamiast bezrefleksyjnego wyrzucenia.

Amerykańska rodzina Johnsonów od dziesięciu lat metodą prób i błędów udowadnia, że można. Wytwarza jeden słoik śmieci rocznie, a pani Johnson dzieli się pomysłami na swoim blogu, podobnie jak wiele osób decydujących się na życie zgodnie z zasadami zero waste. Jak twierdzi, nie osądza ludzi korzystających z plastikowych kubków, bo kiedyś sama ich używała – Dla mnie punktem zwrotnym było tych kilka dokumentów przedstawiających piękno Ziemi, a później zdjęcie martwego albatrosa, z którego brzucha wylewały się plastikowe śmieci, które zjadł. Być może to, co Amerykanie nazywają zero waste, nasze babcie nazwałyby po prostu szacunkiem do tego, co się ma, a wcale nie musi lub chęcią życia w zgodzie z naturą, która nawet „na chłopski rozum” wydaje się zdrowsza.

Z własnym kubkiem

Wypada wspomnieć parę przykładów z własnego podwórka. Kilkadziesiąt lokali gastronomicznych w Polsce włączyło się do akcji pod hasłem „z własnym kubkiem”, w ramach której, przychodząc po kawę na wynos z własnym naczyniem możemy oczekiwać, że – mówiąc najprościej – nikt nie będzie kręcił nosem, że to niezgodne z normami sanepidu.

Wiosną bieżącego roku w Warszawie i Katowicach powstały „kawiarenki naprawcze” czyli sezonowo utworzone miejsca, w których specjaliści, bezpłatnie i przy kawie, podejmowali się naprawy zepsutych przedmiotów. Wystarczyło przyjść z uszkodzonym rowerem, sprzętem AGD, RTV, elektroniką, komputerem, biżuterią lub ubraniem. Wszystko po to, by dać rzeczom drugie życie i zwrócić uwagę na bezrefleksyjne wyrzucanie. Jeśli coś jest zepsute, to wpierw próbuje się to naprawić. Pierwsze tego typu miejsce powstało w 2016 roku w Pile.

Dobrze znany francuski koncern kosmetyczny, producent kosmetyków drogeryjnych i profesjonalnych, których – jak głosi slogan reklamowy – „jesteśmy warte”, wypuścił serię produktów do pielęgnacji włosów, których raz zakupione opakowanie można ponownie napełniać w wybranych salonach fryzjerskich. Inna rzecz, że gdy przychodzi do sprzedaży swoich produktów w popularnych drogeriach, ta sama firma sprzedaje produkty opakowane co najmniej potrójnie: tekturowy kartonik, opakowany w folię, w środku na plastikowym „stelażu” umieszczony słoiczek lub tubka, których 1/3 powierzchni stanowi sama nakrętka – ku uciesze producenta opakowania. W dobie coraz szerszego wyboru i jeszcze większej konkurencji na rynku, podejście marki do minimalizacji odpadów może stanowić dla konsumenta jeden z czynników branych pod uwagę przy zakupie.

Od jakiegoś czasu supermarkety zaczęły zachęcać klientów do rezygnacji z toreb foliowych poprzez dodatkową opłatę. Zakupy z własną torbą wielorazowego użytku (choćby i foliową) okazują się jednak trudniejsze, niż mogłoby się wydawać. Część klientów sieci sklepów spożywczych skarży się, że  kupując owoce lub warzywa na wagę, jest zobligowana przez obsługę do skorzystania z darmowej, acz jednorazowej foliówki, na którą należy nakleić wydruk z obliczoną ceną.
***
Zero waste może odstraszać swoją zachodnią proweniencją, zaangażowaniem lewicy (m.in. wspomnianą „kawiarenkę naprawczą” w Warszawie współtworzyła Rowerownia Syrena, środowiska anarchistyczne wspierają inicjatywę foodsharingu, czyli działania na rzecz ograniczenia marnowania żywności poprzez sieć tzw. jadłodzielni). W żadnej mierze nie umniejsza to słuszności celu, jakim jest ograniczenie odpadów – niekoniecznie do zera, lecz do niezbędnego minimum.

Marta Niemczyk

https://ec.europa.eu/eurostat/statistics-explained/index.php/Municipal_waste_statistics [dost. 26.11.2018]
Maja Święcicka, Świat bez śmieci? Poznajcie filozofię zerowaste i rodzinę, która produkuje słoik odpadków rocznie, www.gazeta.pl [dost. 27.11.2018]
www.esbud.pl
www.portalsamorzadowy.pl
www.zero-waste.pl
www.stat.gov.pl
www.portalkomunalny.pl