Wydrukuj tę stronę

Tomasz Dryjański - Jaśkowiak musi odejść, czyli – idę na wybory!

Zbliżające się wybory samorządowe jawią się jako kolejna odsłona walki PO-PiS, cała Polska żyje starciem między Jakim, a Trzaskowskim. Tymczasem jest to świadectwo pewnej patologii. Upartyjnienie samorządów spycha na dalszy plan to co jest najistotniejsze, czyli wizję rozwoju miasta. Ludzie wybierają między PiS-em, a opozycją na postawie oceny ostatnich kilku lat w Polsce, z reguł w ogóle się nie zastanawiając co kandydaci chcą zrobić dla miasta. Mnie interesuje pomysł na zagospodarowanie Wolnych Torów, rozwój sieci tramwajowej, zatrzymanie odpływu mieszkańców do gmin ościennych czy integrację terenów położonych na południe od przejazdu kolejowego na Starołęce zresztą miasta. Tymczasem kampania wyborcza polega głównie na dyskusji o paradach dewiantów (które powinny być zakazane ustawowo, a próba ich organizacji surowo karana) i starciu między KOD-owcem Jaśkowiakiem, a kandydatem PiS-u.

Mieszkając w dużym mieście warto przyjrzeć się rejestracjom samochodów zaparkowanych pod blokami. Na Ratajach, Winogradach czy Piątkowie równie często co PO można zobaczyć blachy POS, PKS, PKN czy POB. Napływ ludności z regionu do miast wojewódzkich, a z całej Polski do tych kilku największych (Poznań, Kraków, Warszawa, Wrocław, Gdańsk) jest całkowicie naturalny i nie zamierzam tego zjawiska krytykować. Najczęściej młodzi ludzie przyjeżdżają na studia i już zostają. Natomiast chodzi mi o pewien szacunek do miasta w którym się żyje. Jeżeli ktoś mieszka w Poznaniu 10 lat, a w dalszym ciągu płaci podatki w Pile to coś jest nie tak. Człowiek mieszka w Poznaniu, korzysta ze wszystkich dobrodziejstw miasta jako miejsca do pracy i do życia, dumnie podkreśla, że jest Poznaniakiem, ale nic temu miastu od siebie nie daje. Nie zadbał o prawo do głosu w wyborach samorządowych, codziennie jeździ PST (Poznański Szybki Tramwaj łączący leżące na północy Poznania kampus Morasko, blokowiska Piątkowa i Winograd z Centrum i dworcem głównym), ale nie wspiera swoimi podatkami funkcjonowania tej niezwykle istotnej dla funkcjonowania miasta linii.

Poznań realnie zamieszkuje ponad 600 tysięcy ludzi, jednak kiedy sprawdzałem dane na PKW widnieje tam liczba nieco ponad 480 tysięcy, co ciekawe kiedy Jacek Jaśkowiak obejmował urząd prezydenta zameldowanych było 550 tys. ludzi! Owszem, sporo starszych w tym czasie zmarło, osoby kończące studia nie mają ochoty się w Poznaniu meldować, o czym wspomniałem wcześniej, ale to nie tłumaczy tak olbrzymiego spadku oficjalnej (co należy podkreślić) liczby ludności! Ogromna większość z tej liczby, to osoby, które przeniosły się do, użyję tu niezbyt ładnego określenia, „gmin pasożytniczych”. Tracimy mieszkańców w zastraszającym tempie, bo uciekają do Plewisk, Komornik, Lubonia, Tarnowa Podgórnego, Przeźmierowa czy Skórzewa! Czyli miejscowości, które już dawno powinny znaleźć się w granicach miasta! Masowy exodus poznaniaków jest najlepszym dowodem na tragiczne zarządzanie Poznaniem przez obecnego prezydenta. Aby uzmysłowić skalę problemu dodam, że w ciągu 4 lat straciliśmy oficjalnie mniej więcej tylu mieszkańców ilu liczy Konin, to tak jakby odpadła od Poznania cała dzielnica! Na domiar złego, również zakłady pracy uciekają do Sadów, Tarnowa Podgórnego, Komornik, Gądek czy Robakowa pozbawiając miasto wpływów z podatków. Zarówno mieszkańcy jak i firmy korzystają z insfratruktury miejskiej i aglomeracyjnej za, którą płaci Poznań! Jeżeli dzisiaj Plewiska czy Swarzędz są o wiele lepiej skomunikowane z miastem niż Radojewo, to ogromną większość kosztów ponosi Poznań, różnica jest taka, że mieszkańcy Radojewa płacą podatki w Poznaniu. Tych pieniędzy, które uciekają do dobrze zarządzanych gmin brakuje w Poznaniu, który jako miasto się zwija. Co ciekawe Jacek Jaśkowiak na początku kadencji rzucił pomysł przyłączenia gmin Komorniki, Luboń i Suchy Las i był to projekt zasługujący na poparcie. Mieszkańcy świetnie zarządzanych gmin oczywiście mają spore obawy słysząc o włączeniu do fatalnie rządzonego Poznania. Włączenie Plewisk i poprowadzenie tam linii tramwajowej (która przydałaby się też w Luboniu, oczywiście warunkiem jest przyłączenie do Poznania) pozwoliłoby na skasowanie jednego absurdu możliwego tylko w Poznaniu, otóż kilka lat temu zbudowano pętlę na Junikowie, nie było w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że tramwaje kończą trasę 900 metrów przed... stacją kolejową. W XX wieku kilkukrotnie mieliśmy do czynienia z ekspansją terytorialną Poznania. Rok 1900 przyniósł włączenie  granice miasta Jeżyc, Wildy Łazarza, a także Górczyna, dzisiaj trudno w to uwierzyć, ale 120 lat temu te fyrtle były osobnymi wsiami (choć o zdecydowanie miejskim charakterze), 1925 to Komandoria, Główna, Rataje, Dębiec, Winiary, a także część Starołęki i Naramowic, z kolei na początku okupacji potrojono powierzchnię miasta, zaś Piątkowo należy do Poznania dopiero od 45 lat! Oczywiście JJ o poszerzeniu granic miasta zapomniał już po kilku dniach. Prezydentura uczestnika parad degeneratów charakteryzuje się ciągłym rzucaniem haseł, często bardzo dla Poznania dobrych, tyle tylko, że nic z tego nie wynika. Gdyby zapytać go choćby o część obietnic, które złożył w ciągu ostatnich czterech lat, nie pamiętałby większości z nich. Ważne, że poznaniacy usłyszeli o pomysłach prezydenta, któremu marzy się wspaniałe miasto! Szkoda tylko, że nic z tego nie wynika.

Zastanówmy się czym Jaśkowiak 4 lata temu przekonał do siebie Poznaniaków pokonując rządzącego od 4 kadencji Ryszarda Grobelnego. Otóż niczym! To Grobelny te wybory przegrał! JJ był po prostu kandydatem Platformy i jako taki wszedł do drugiej tury. Cofając się pamięcią do roku 2014 trzeba zaznaczyć trzy główne powody. Pierwszy to przeciągający się remont Kaponiery, kluczowego węzła komunikacyjnego miasta, która miała być gotowa na EURO 2012, a ostatecznie prace zakończyły się we wrześniu 2016. Kolejna sprawa to wprowadzona tuż przed wyborami PEKA czyli Poznańska Elektroniczna Karta Aglomeracyjna, która jest świetnym rozwiązaniem, natomiast wówczas przechodziła wszystkie możliwe choroby wieku dziecięcego. Całą Polska kojarzy obrzydliwy nowy dworzec będący tak naprawdę jedynie dodatkiem do kolejnej w mieście galerii handlowej. Oprócz paskudnego wyglądu oddany do użytku na rok przed wyborami obiekt jest skrajnie niefunkcjonalny i okazał się być bublem budowlanym (koronnym przykładem było słynne oberwanie sufitu, natomiast innych niedoróbek było mnóstwo). Nic więc dziwnego, że wiara głosowała PRZECIW Grobelnemu.

Krytykując Jacka Jaśkowiaka skupiamy się na paradach zboczeńców, imprezach KOD-u, czy nieobecności na obchodach rocznicy Powstania. Jednak to naprawdę najmniejsze problemy. Wspomniałem już o wyludnianiu się miasta. Centrum Poznania jest straszliwie brudne i po prostu śmierdzi! JJ wypowiedział wojnę kierowcom i obecnie poruszanie się samochodem po wspomnianym Centrum jest przeznaczone wyłącznie dla masochistów, i to takich ciężkiego kalibru. Dochodzi sprawa zapominania o istnieniu osiedli peryferyjnych, co cechowało również RG. Jeżeli obok zakładów przemysłowych na Obodrzyckiej i Gołężyckiej nie ma chodnika ani oświetlenia, a ludzie pracują tam na 3 zmiany, Marlewo, Podolany i kilka innych fyrtli nie może doczekać się asfaltu, komunikacja miejska w niektóre miejsca dojeżdża tak często jak PKS do podlaskich wiosek to to jest dramat! Przecież w niektórych miejscach do tej pory brakuje kanalizacji! Miasto 600 tys. mieszkańców w 2018 roku! Centrum Europy! Tramwaj na dworzec Poznań Wschód planowany był jeszcze przed wojną, Jaśkowiak kiedyś o nim napomknął, tymczasem mówimy o totalnie zapomnianej dzielnicy i niewykorzystanej dużej stacji w miejscu rozgałęzienie linii do Warszawy i Gdańska. Miasto położone jest nad Wartą, jedną z największych polskich rzek.  Znacznie mniejsza Cybina jest doskonale wykorzystana - to na niej powstało sztuczne Jezioro Maltańskie, nad którym są trasy rowerowe, jest t wspaniałe miejsce do spacerów,tym bardziej, że dalej jest piękny lasek, nad Maltą są także Termy, Nowe ZOO, sztuczny stok narciarski, a ponadto jest to ważny ośrodek życia kulturalnego. Oczywiście niczego z tych rzeczy nie zawdzięczamy Jaśkowiakowi. Tereny maltańskie były centrum polskiego życia w Poznaniu jeszcze przed Powstaniem Wielkopolskim. Natomiast Warta jest totalnie niewykorzystana, zasadniczo można nad nią tylko pić i grillować, miasto jest strasznie odwrócone od swojej największej rzeki, mimo bardzo długiej linii brzegowej, ponadto nad Wartą jest straszny syf, jeszcze większy niż w śmierdzącym centrum. Kolejnym problemem jest zbyt mała liczba mostów, Poznań jest straszliwie zakorkowany nie tylko przez antysamochodową ideologię Jaśkowiaka (który oczywiście nie zrobił nic dla polepszenia transportu publicznego na peryferiach), ale także, a nawet przede wszystkim przez zbyt małą liczbę przepraw przez Wartę. Zarówno most Królowej Jadwigi jak i Lecha (obecnie remontowany) kojarzą się z olbrzymimi korkami, które paraliżują całą okolicę. Zamiast wykorzystania potencjału rzeki są tylko problemy. Oczywiście Jacek Jaśkowiak ich w tym przypadku nie stworzył, ale też nie zrobił nic, aby je rozwiązać. Warta za kadencji Jaśkowiaka kojarzy się wyłącznie z pamiętnym zatruciem. Poznań to piękne miasto, kolebka polskości, potencjał turystyczny jest ogromny, a czy ktoś w ogóle  słyszał u nas o turystyce? Nie rozwijamy się, Kraków, Wrocław czy Gdańsk odjeżdżają Poznaniowi w strasznym tempie. Olbrzymia w tym wina nie umiejącego zarządzać, skupionego wyłącznie na PR prezydenta. Może mniej parad równości i bronienia demokracji (jakby jej cokolwiek zagrażało), a więcej refleksji nad problemami Miasta bo póki co to JJ jest jego grabarzem.

Podczas ostatniej edycji Kongresu Narodowo-Społecznego w starej formie wygłosiłem referat na temat rozwoju i samorządności największych polskich miast, jedną  z głównych tez było przydzielenie dzielnicom największych polskich miast (oprócz stolicy byłyby to Poznań, Kraków, Wrocław, Łódź, możliwe, że również Gdańsk i Szczecin) uprawnień zbliżonych do tych, które posiadają gminy. Obecnie Poznań posiada 42 jednostki pomocnicze, z których aż trzy mają poniżej dwóch tysięcy mieszkańców (Fabianowo-Kotowo, Kiekrz i Morasko-Radojewo, Krzesiny-Pokrzywno-Garaszewo ledwo te dwa tysiące przekraczają, na drugim biegunie są Rataje (40 tys.), Św. Łazarz i Piątkowo (po 36), trzydziestotysięczne są także Stare Miasto i Wilda, należy przy tym pamiętać, że oficjalna liczba mieszkańców najmniejszych osiedli jest zgodna ze stanem faktycznym, są to tereny o charakterze w dużej mierze wiejskim lub małomiasteczkowym, na Krzesinach znajdziemy oczywiście bazę wojskową. Tymczasem największe jednostki posiadają mnóstwo mieszkań na wynajem i realnie zamieszkuje je o wiele więcej ludzi, w przypadku Rataj (liczonych jako jednostka pomocnicza, a więc bez również bardzo dużych Chartowa i Żegrza!) będzie to realnie prawie 50 tysięcy mieszkańców! Brakujące w oficjalnych danych 120 tysięcy ludzi znajdziemy na Ratajach (tym razem liczonych jako całość z Chartowem i Żegrzem), Piątkowie, Łazarzu, Winogradach, a nie Fabianowie, Kiekrzu, Radojewie... Jako ciekawostkę dodam, że do końca 2010 roku istniały jednostki pomocnicze po 500 mieszkańców! Stworzono jednostki, których nikt nie traktuje poważnie, pozbawione jakichkolwiek realnych kompetencji. Należy je zachować, ale jako jednostkę pomocniczą dzielnic. Nadanie odpowiedniej rangi dzielnicom miałoby kilka zasadniczych zalet. Pisałem o obawach mieszkańców ościennych dobrze zarządzanych gmin, które należy włączyć do Poznania. Tutaj mielibyśmy realny samorząd, pieniądze w sporej części zostawałyby w dzielnicy, która by finansowała lokalne potrzeby. Dzisiaj w peryferyjnych osiedlach miasta brakuje nawet kanalizacji czy asfaltu! W 2018 roku w 600-tysięcznym mieście! Wielkie (dawny PGR, jedyna część Poznania na zachodnim brzegu jeziora Kierskiego) nawet przystanek autobusowy otrzymało dopiero w zeszłym roku po 30 latach w Poznaniu! Oczywiście, żeby nie było zbyt pięknie w strefie biletowej B (podmiejskiej) więc mieszkańcy płacą więcej za PEKĘ. Mieszkańcy tych osiedli nie mają szans na reprezentację w radzie miasta, ale dzielnicy już tak. Kolejna kwestia to odpartyjnienie. Nie da się ukryć, że do rady tak wielkiego miasta w dużej mierze głosuje się na listy partyjne, w przypadku rady dzielnicy o wiele większe szanse mieliby lokalni społecznicy tworzący komitety typu Nasze Chartowo (Rada Nowego Miasta), Naramowiczanie (dzielnica Stare Miasto) czy Nasz Strzeszyn (Jeżyce) którzy reprezentowaliby interesy mieszkańców. Oczywiście włączenie Plewisk, Komornik, Przeźmierowa, Skórzewa, Czerwonaka, Koziegłów, reszty Kiekrza (w 1987 został on podzielony), Lubonia, Gądek, Robakowa, Swadzimia, a docelowo także Swarzędza i Tarnowa Podgórnego wymagałoby zmian granic dzielnic w stosunku do roku 1990, a także utworzenia nowych, w przypadku prawobrzeżnego Poznania naturalną granicą wydaje się być rzeka Cybina.

Skupiam się na Poznaniu, ale podobne problemy mamy we wszystkich dużych miastach w Polsce. Mieszkam na dużym osiedlu, które jest bardzo zadbane, doskonale skomunikowane i położone w taki sposób, że uważam je za doskonałe miejsce do życia. Natomiast myśląc kategoriami miejskimi doskonale widzę problem zaniedbywania dzielnic położonych na uboczu. Trudno oprzeć się wrażeniu, że dla Jacka Jaśkowiaka wschodnią granicą Poznania są tory na Franowie, oczywiście wątpię, żeby to przeczytał, ale miasto sięga jeszcze kilka kilometrów na wschód, a Morasko to nie tylko kampus, ale także położone na północ od niego osiedle, obok leży także Radojewo. Marlewo w granicach Poznania znajduje się od prawie 80 lat, a asfalt jest tam rzadko spotykany (co zresztą jest dużym problemem również na północnym zachodzie Grodu Przemysława). Rozwój miasta jest skupiony na wielkich blokowiskach, Malcie i historycznym obszarze Poznania, tyle, że od czasów Cyryla Ratajskiego (wybitnego prezydenta Poznania związanego z Narodową Demokracją) granice miasta nieco się poszerzyły. Piszę z perspektywy wielkiego miasta, natomiast tak naprawdę ten artykuł powstaje w dwóch celach. Po pierwsze chciałbym, wywołać w środowisku nacjonalistycznym dyskusję na temat samorządności, zmusić do refleksji i wypracowania programu. Drugie co chcę osiągnąć to realne zaangażowanie w życie małych ojczyzn, bo to tu żyjemy, tu także toczy się życie Narodu, przez blisko dekadę działalności zawsze bolało mnie, że jedynym pomysłem narodowców na miasta jest nadanie każdemu rondu imienia Romana Dmowskiego lub Żołnierzy Wyklętych. Chciałbym, żebyśmy potrafili dostrzec to co naprawdę decyduje o obliczu małej ojczyzny. Dostrzeżmy w końcu potrzebę rozbudowy linii tramwajowych, polepszenia komunikacji autobusowej na peryferia, zwiększenia częstotliwości kursów na  najbardziej uczęszczanych liniach, zagospodarowania niszczejących terenów (przykład strasząca w centrum Poznania ruina stadionu im. Edmunda Szyca), rozwoju sieci żłobków i przedszkoli, oferty kulturalnej dla mieszkańców, tworzenia infrastruktury do uprawiania sportu i rekreacji, wsparcia sportu dzieci i młodzieży, zanieczyszczenia powietrza czy ochrony klinów zieleni. Dodatkowo propagujmy płacenie podatków i głosowanie w miejscu gdzie się realnie mieszka, to jest elementarna przyzwoitość wobec miasta i pozostałych mieszkańców. Pracujesz i żyjesz w Poznaniu – płacisz podatki w Poznaniu! Koniec. Kropka. Olbrzymim problemem polskiego społeczeństwa jest brak zaangażowania w sprawy lokalne, traktowanie Miasta nie jako żywego organizmu i dobra wspólnego, a miejsca gdzie się żyje i żre, no i jeździ bimbą utrzymywaną z podatków innych, bo samemu rozlicza się w Koninie.

Cztery lata temu dałem się namówić na start w wyborach do sejmiku wielkopolskiego. Dzisiaj bardzo tego żałuję. Znalazłem się na listach RN, na który już wcześniej sceptycznie patrzyłem, ale widząc szukanie kobiet na listy w dzień przed zaniesieniem papierów czy błędy we wpisywaniu nazwisk kandydatów, przez co dwie najbardziej kompetentne osoby nie wystartowały ostatecznie przekonałem się jak nieudolnie zarządzana jest ta partia (wówczas jeszcze  „ruch społeczny”, odpowiedzialnym za ten cyrk był obecny poseł, prezes koliberalnego UPR. Dlaczego więc zgodziłem się kandydować? Trochę z poczucia środowiskowej solidarności, brakowało kandydatów, a ktoś na tych listach musiał być, chciałem, żeby kilka zaangażowanych, ideowych osób (żadna z nich nie znalazła się potem w partii) mogło wystartować. Wylądowałem w okręgu, z którym nie mam nic wspólnego. Dzisiaj kojarzę tylko jedno nazwisko kandydata RN do sejmiku, i mówię tu o całym województwie. Pamiętam jak przed wewnętrznym referendum w sprawie startu Ruchu Narodowego do Europarlamentu poruszyłem temat samorządówki, wodzów jednak nie interesowały tak trudne wybory. Kiedy po kompromitującym 1,4% trzeba było o samorządzie pomyśleć nie było żadnego zainteresowania radami miast czy gmin, tylko sejmiki, na które nie było najmniejszych szans. Dzisiaj, podobnie jak cztery lata temu jest pokazówka z ogólnopolskim komitetem do sejmików, bez szans na choćby jeden mandat, brakuje za to kandydatów do najistotniejszych dla mieszkańców rad miasta czy gminy. Wspominam o tym dlatego, że wybory samorządowe są bardzo ważne dla codziennego życia lokalnych społeczności. Miesiąc temu na łamach Szturmu pojawił się mój tekst „O dojrzały nacjonalizm”, pisałem w nim, że każdy nacjonalista po wyrośnięciu z działalności typowo młodzieżowej powinien znaleźć obszar, w którym czuje się najlepiej i tam kontynuować pracę społeczną, dla mnie jest to oczywiście działalność typowo lokalna, miejska. Nie jest to w żaden sposób deklaracja startu do rady miasta za 5 lat, natomiast nie wykluczam, że w przyszłości będę się ubiegał o taki mandat, może w radzie osiedla, czy w przypadku reformy samorządowej dzielnicy, ale musiałyby być spełnione pewne warunki. Jestem nacjonalistą, od lat angażuję się w tym ruchu, ponieważ wierzę w pewne ideały. Jeżeli kiedykolwiek wystartuję w wyborach samorządowych (udział w polityce ogólnokrajowej w ogóle mnie nie interesuje) jedynie z listy komitetu nacjonalistycznego, albo założonego przez lokalnych społeczników, od lat zaangażowanych w działalność na rzecz Poznania i jego mieszkańców. Nie wyobrażam sobie, żebym mógł jako ideowy nacjonalista znaleźć się na listach jakiejś mainstreamowej partii, nieważne PiS czy PO, ponieważ oznaczałoby to ideową kapitulację w imię walki o stołek. Nie wyobrażam sobie firmować swoim nazwiskiem jakiejś demoliberalnej partii, z jakiegoś powodu od lat działam w ruchu narodowo-radykalnym. Tym bardziej nie rozumiem pchania się na listy ludzi, którzy nigdy się w działalność społeczną w danym mieście nie angażowali, ale znaleźli się w strukturach partyjnych. Samorząd lokalny powinien być miejscem dla ludzi, którzy od lat działają na rzecz swojej małej ojczyzny, są z nią naprawdę związani. Poza tym jak już wspomniałem jestem zwolennikiem odpartyjnienia samorządów.

Sto lat temu Poznań był wielki wielkością swoich mieszkańców, którzy chwycili za broń i wypędzili niemieckiego zaborcę. Dzisiaj miasto niszczeje, 21 października będzie szansą na uratowanie Miasta przed drugą kadencją człowieka, który jest gorszy niż bomba atomowa i wszystkie plagi egipskie.  Nie podjąłem decyzji na kogo oddam głos w wyborach prezydenckich, rozważam dwie opcje, ale na pewno będzie to głos ważny. Zagłosuję też w wyborach do Rady Miasta, natomiast nie podjąłem jeszcze decyzji odnośnie Sejmiku. Wiem tylko tyle, że nie poprę RN-u, bo jeżeli po tylu latach działalności nie kojarzę żadnego nazwiska startującego z Poznania, a tylko jedno w całej Wielkopolsce, to znaczy, że kandydaci Ruchu Narodowego to ludzie totalnie znikąd.

Tomasz Dryjański