Wydrukuj tę stronę

Narodowo-radykalna interpretacja tradycji

„Tradycja nie czci popiołów. Ona podsyca płomień”

Gustaw Mahler

Wielu chce żyć w zgodzie z nią. Jest doniosłym hasłem wypisywanym na sztandarach. Często przedstawiana jako alternatywa dla liberalnej degeneracji. Przez innych z kolei ujmowana bardzo płytko. Przez tych, którzy myślą, że symboliczny gest, czy podstawowe poszanowanie ludzkiej godności wystarczy, żeby zaspokoić jej potrzeby. Tradycja. Czym jest naprawdę? Czy jest czymś więcej niż tylko muzą dzierżącą sztandar? Przekazywana z ojca na syna. Dziedzictwo pozostawione nam przez przodków. Zarówno Idei, jak i Krwi. Tych, których było stać na manifestację swoich ideałów. Na budowę mitów. Na stworzenie tradycji. Zatem: czy nasze pokolenie może czuć się zwolnione od próby stawienia czoła swoim czasom?

Przodkowie nasi pozostawili po sobie historię napisaną zarówno na białych, jak i czarnych kartach. Idee, dla których kiedyś chcieli żyć i umierać. Czy wreszcie dziedzictwo materialne i duchowe, którego piętno znaleźć możemy do dzisiaj przemierzając ulice, czy przewracając strony w książkach. Jesteśmy ukształtowani przez tych, którzy byli przed nami. Jedno pokolenie dawało podwaliny do zaistnienia następnego. To z kolei czerpało z tego dorobku i wybierało jak sito to, co odpowiadało potrzebom jego ducha. Rozliczenie się z przeszłością i określenie celów dla teraźniejszości było zadaniem podejmowanym przez niemal każdą generację. Zarówno w materii pokoleń organizacji politycznych jak i całego narodu. Czy można podjąć próbę stworzenia nowoczesnego nacjonalizmu samemu nie przechodząc takiego procesu? Gdzie zatem szukać wzorców i jak odnaleźć sens w bardzo zróżnicowanym dziedzictwie, którego próbujemy dotykać.

„Płynie się zawsze do źródeł pod prąd, z prądem płyną śmiecie.” - Zbigniew Herbert

Przeszłość pozostawia lekcje dla teraźniejszości. Nieśmiertelność istnieje. Bo niby co innego miałyby reprezentować dzieła naszych przodków? Jaką siłę chciano ukazać poprzez katedry, których budowa pochłonęła krew i pot wielu generacji? Dlaczego sadzono drzewa wiedząc, że ich pełnej krasy nie zobaczy osoba, która to czyni? Cało stworzenie ludzkie, które trudno wyjaśnić pobudkami materialnymi wynika z przekonania o istnieniu Prawdy. Cały uduchowiony dorobek kultury naszego kontynentu jest odzwierciedleniem poczucia istnienia pewnego metafizycznego porządku. Intelektualny i fizyczny wysiłek włożony w napędzenie tej delikatnej machiny stwarzał pewną więź. Pomost pomiędzy tym, co materialne i duchowe, nieśmiertelne i doczesne. Pomost, który stał się filozoficznym fundamentem cywilizacji europejskiej. Człowiek jest panem form, jak twierdził Ernst Jünger. Jakże różniła się sztuka czy literatura na przestrzeni dziejów. Jakże inaczej czasy dyktowały malarzom style czy mody na dworach. Czy jednak wszystko zmieniało się fundamentalnie? Czy były epoki, w których nie byłoby idealistów chcących zmieniać świat? Uruchamiać machiny postępu w imię poczucia sprawiedliwości i prawdy? Zatem, czy prawdzie byłoby stwierdzenie, że nowoczesność nacjonalizmu jest negacją tradycji? Gdyby było oznaczałoby tyle samo, że dąb jest w stanie rosnąć nie posiadając korzeni.

„Choćby drzewo było nie wiem jak stare: jest młode w każdym nowym kwitnieniu.” - Ernst Jünger

Istnieje coś takiego jak poczucie ciągłości z przeszłością, które dostrzec można chociażby obserwując naturę. Oznacza ono stałość niektórych rzeczy i jest nierozłącznym elementem tradycji. Niezależnie od tego, czy chodzi o kultywowanie obyczaju, bądź wrzenie tych samych uniesień w sercu. Czy istniała bowiem wielka różnica w próbie zmierzenia się z dziejami na przestrzeni wieków? Czy opuszczający nierzadko żony i dzieci powstańcy styczniowi nie byli wobec historii takimi samymi młodymi mężczyznami jak warszawscy chłopcy roku 44? Tacy ludzie różnili się umiejscowieniem w czasie i dysponowaną technologią, ale determinacja, patriotyzm i płonącą w sercu wiara są takie same. Istnienie ciągłości rozumieli narodowo-radykalni ideologowie dwudziestolecia. Zauważyli oni, że nacjonalizm, chociaż ewoluuje jako myśl to przedmiot jego idei i programu, jak pisał jeden z publicystów RNR-u, pozostaje taki sam. Jest nim naród. Ten sam autor wskazuje, że geneza polskiej myśli narodowej nie rozpoczyna się powstaniem Ligi Polskiej, a sięga romantyzmu. Możemy sobie wyobrazić jak przez tyle lat formowania się idei, ta sama ulegała istotnym przemianom. Dzisiaj niektórzy nie rozumieją tego, że ludzie, którzy pozostają dla nas wzorcami, postulaty polityczne nakreślali pod wpływem potrzeb swoich czasów. Czy Dmowski, Mosdorf lub Piasecki ograniczali swoją myśl do przełożenia dawnych idei na ówczesny język? Czy raczej, zachowując niezbędne i stałe elementy ideowe, tworzyli polityczną awangardę ubiegłego stulecia? Biorąc to pod uwagę i my dziś nie możemy być tymi, którzy chcą jedynie realizować programy minionych lat. Wiedząc to, musimy być świadomi ewolucji, jaka nas czeka. Od niej zależeć będzie, czy pozostaniemy marginalnym środowiskiem, czy, tak jak przodkowie staniemy na wysokości zadania, jakie stawia nam teraźniejszość. Jak zatem dokonać takiej ewolucji nie odcinając się od tradycji narodowej i ciągłości międzypokoleniowej? Co należy zachować jako stałe i niezbędne do funkcjonowania naszej Idei?

„Nacjonalizm w danym narodzie przedstawia sobą na przestrzeni wielu nawet pokoleń pewną myśl ciągłą o zasadzie niezmiennej.” - Wojciech Kwasieborski

Aby dokonać analizy wartości należy postawić granice w stosunkach między nowoczesnym nacjonalizmem a przeszłością. Ważne jest zrozumienie, że nie da się, ani nie należy implikować każdego elementu przeszłości. Niektóre zapomniane lub zaniedbane należy z kolei przywrócić do życia. Współczesny świat jako pierwszą, w procesie pozbawiania się korzeni, zaatakował Wiarę. Wraz z nią ucierpiało poczucie istnienia Prawdy. A na każdym kroku wywyższany jest relatywny model postrzegania rzeczywistości. Czy i my możemy sobie pozwolić na relatywizm? A czy można zbudować mądrą i rokującą nadzieje na przyszłość ideę nie rozróżniając dobra i zła? Notoryczne przedstawianie Wiary jako przestarzałej, niemodnej, nieeuropejskiej doprowadziło do porzucenia jej przez nieukształtowane moralnie pokolenie. Poskutkowało to zachwianiem postrzegania społeczeństwa jako wspólnoty. O ile trudniej przekonać młodzież do uczuć narodowych, kiedy nie mają żadnych uczuć rodzinnych. O ile trudniej odwieść od ich konsumpcyjnego życia, gdy brak im moralnego kręgosłupa. O ile trudniej odwieść od egoizmu. Od nieuczciwych układów w pracy. Od myślenia tylko o sobie. Gdy brak jest wyższego celu, do którego mogłaby dążyć dusza. A przecież niszczenie życia wspólnotowego, niesprawiedliwe stosunki zawodowe i materializm są krytykowane zarówno z pozycji chrześcijańskich jak i nacjonalistycznych. Jako osoby chcące zbudować zdrową i pozostającą w ciągłości z przeszłością wspólnotę nie możemy zaniedbać obrony życia religijnego narodu. Zgodzić się ze współczesnością w tych kwestiach jednocześnie zwalczać ją w innych. Kolejnym istotnym elementem, z którym należy się zmierzyć w tworzeniu nacjonalizmu XXI wieku, jest historia. Aby nie popełniać błędów poprzednich pokoleń. Nie ufać fałszywym obietnicom. Nie spoglądać naiwnie w strony, z których dla Polski nic dobrego nie wynika. Z drugiej strony kultywować to co pozytywnego osiągnął nasz naród w przeszłości. Bo czy współczesny nacjonalista byłby patriotą nie znając klasyków polskiej literatury? Nie rozpoznając dziejowych wydarzeń naszej przeszłości? Nie doceniając wielkości tych, których życie i zdrowie znaczyło mniej dla nich samych niż Ojczyzna? Byłoby to bardzo płytkie i doprowadziło do szybkiego wypalenia się uczuć narodowych. Następną kwestią jest ciągłość z dawnymi zwyczajami naszych krajan. Oczywiste jest, że nie będziemy obchodzili wszystkich świąt, które obchodzili nasi przodkowie. Nie ubierzemy się też do pracy czy szkoły jak robili to Soplicowie siadając do stołu. Jednak zachowani własnej tożsamości i obyczajów jest ważnym czynnikiem w podkreśleniu oryginalności jako narodu. Bo co wyróżniałoby nas, gdyby nie ona?

„Jestem Polakiem – więc całą rozległą stroną swego ducha żyję życiem Polski, Jej uczuciami i myślami, Jej potrzebami, dążeniami i aspiracjami. Im więcej nim jestem tym mniej z jej życia jest mi obce i tym silniej chcę, żeby to, co w mym przekonaniu uważam za najwyższy wyraz życia stało się własnością całego narodu." - Roman Dmowski

Dochodząc powoli do końca wywodu: tworzy nam się pewna spójna wizja tworzenia rzeczywistości w zgodzie z Tradycją. Po pierwsze jest ona, jak już wspominałem, pewnym metafizycznym porządkiem rzeczy. Objawia się on w poczuciu określonych wyższych wartości. Najważniejszą z nich jest Prawda. Świadomość jej istnienia była motywacją dla walczących wbrew rachunkowi zysków i strat czy tzw. „realizmowi”. To dla niej ziemie i mury nasiąkły krwią niejednego pokolenia próbującego zwalczyć fałsz swoich czasów. Podobnie my dziś powinniśmy zachować ciągłość z Wiarą, która wzmacniała nasz naród w chwilach próby. W trakcie powstań narodowowyzwoleńczych, czy w czasie, gdy nad Wisłą rządzili czerwoni zdrajcy. Nie możemy również zapominać o żołnierzach, którzy rozpoczęli nasz trud. Pisząc te słowa nie mam na myśli tylko tych walczących z bronią w ręku ale i piórem. Nie jesteśmy pogrobowcami, a programy Rossmana czy Reutta pozostają dla nas drogowskazami, mimo to szacunek dla dorobku narodowego pokolenia roku 34 jest niezbędny. Dzięki niemu kroczymy wydeptanymi już ścieżkami. I mimo że nie wiemy jak potoczą się nasze losy. Jakie zakręty czekają przed nami. Świadomi jesteśmy trudów i przeciwności jakie czekają nas jeżeli chcemy zbudować Polskę piękną, wielką i sprawiedliwą. Bez żadnych kompromisów. Z takimi hasłami wypisanymi na sztandarach ruszymy by zetrzeć się z historią. Przy doniosłości barw. I w świetle pochodni.

Leon Zawada