Wydrukuj tę stronę

Horda patriotów

W czasach zimnej wojny, kiedy to komunizm dążył do zniszczenia swojego starszego, kapitalistycznego brata, sowiecka bezpieka bardzo lubiła wszelakie prokomunistyczne i lewackie, acz również także pacyfistyczne czy na swój sposób nawet proekologiczne (z racji na niechęć wobec zachodniej polityki jądrowej) ugrupowania. Oczywiście lubiła w sposób interesowny – wspierała, kibicowała im i potrafiła załatwić wyjazd za granicę, sami jednak agenci mówili o takich osobach nie inaczej jak „gównojady”. Znacznie wcześniej towarzysz Lenin powtarzał, że intelektualiści popierający bolszewików i ich rządy w Rosji to nikt inny jak „pożyteczni idioci”.

Czasy się zmieniły, rządzący się zmienili, ale pewne mechanizmy pozostały zupełnie te same. Znaczna część ludzi, niestety, wykazuje elementarne problemy w myśleniu oraz bardzo łatwo łyka… hm, powiedzmy, że każdą głupotę.

Ostatnio w Polsce mamy cały wysyp „antysystemowców” i „patriotów”. Każdy dzisiaj jest antysystemowcem. Kiedyś to trzeba się było natrudzić – we Włoszech komuniści i nacjonaliści podkładali bomby, anarchiści z okazji szczytów w Davos czy przy równie innej uroczej okoliczności rzucali koktajlami Mołotowa w policyjne linie, a żeby skończyć z tą przemocą to wspomnijmy tylko, że za konspiracyjne drukowanie solidarnościowych ulotek można było mieć niemiłe spotkanie z panami z SB. A dzisiaj? Nie głosujesz na jedną z czterech głównych partii? Jesteś antysystemowcem! Ależ jesteś odważny!

Mamy też cały wysyp patriotów. Mój Boże, niedługo naprawdę powstanie Wielka Polska narodowa, marzenia kilku pokoleń narodowców wreszcie się ziszczą. Co prawda jeden Janusz z drugim malują swe twarze na biało-czerwono udając się na mecz reprezentacji a często jednocześnie nie mają nic wspólnego z wyznawanymi czy to przeze mnie, czy nawet przez modelowego „narodowca” ideami i poglądami, ale widać teraz wystarczy założyć podkoszulek z jakimś historycznym motywem i już jest się patriotą. Albo z Orłem Białym – co prawda nad morzem i w Zakopanem sprzedają od lat podobne i kojarzą mi się z najgorszym typem turysty, takim, który jedzie na all inclusive by skąpić na wszystkim (zapłacił? zapłacił!), klaskać w samolocie i mówić w Egipcie do obsługi hotelowej po polsku, ale od jakiegoś czasu trend się zmienił. Teraz wszyscy biegają w takich koszulkach i to jeszcze płacąc niemałe sumy.

Naturalnie nie mam nic do koszulek i firm, które je produkują (jeśli przy okazji chcą faktycznie zrobić coś dobrego – doceniam, jeśli kierują się wyłącznie zyskiem – cóż, lekarz też nie musi być dobrym człowiekiem lecz okazać się ostatnią łajzą ale i tak swoją pracą pomaga ludziom), jak pisał swego czasu kolega Siemiątkowski, powinniśmy się w sumie cieszyć, że taki kulturowy patriotyzm powstaje i symbolika biało-czerwona wchodzi do popkultury – sęk w tym, że o ile na Węgrzech, Ukrainie, w Chorwacji czy innych miejscach, gdzie nacjonalizmowi udało się zdobyć przyczółki w świadomości społecznej dzięki modzie czy muzyce, przy okazji promuje się mniej lub bardziej narodowo-radykalny światopogląd, o tyle u nas sprowadza się to co najwyżej do oddawania należnej czci (…i chwały…) bohaterom. Dość przywołać pewnego muzyka biegającego ostatnio non-stop w koszulkach z emblematami NSZ (który – przypomnijmy – dążył do powstania Katolickiego Państwa Narodu Polskiego) który chciałby silniejszego rozdziału państwa i Kościoła. Ot, tyle z rozumienia symboli które masz na sobie.

System nie pęka, lecz ma się bardzo dobrze. Wielkimi krokami zbliżają się wybory parlamentarne (po drodze czeka nas jeszcze referendum ale im mniej się o nim mówi, tym lepiej – generalnie dla dobra tego kraju najlepiej się stanie, jeśli Polacy tradycyjnie wykażą bierność wobec otaczającej ich rzeczywistości i nie pójdą do urn dzięki czemu rewelacyjny pomysł z JOW-ami upadnie z racji na brak wymaganej frekwencji) w których to nasi antysystemowcy robią z całej siły co mogą, by dorwać się do wymarzonych poselskich diet. Obalanie Okrągłego Stołu, że pojadę dobrze znanym postulatem jeszcze lepiej znanego młodego i gniewnego patrioty i antysystemowa, skończy się najpewniej wywróceniem okrągłego mebla podczas hucznej zabawy bo nic więcej kilkuosobowa grupa posłów (zakładając, a życzmy im przecież jak najlepiej, że do Sejmu się dostaną) w tym kraju zdziałać więcej nie może. Skrytykujesz, draniu, wielkiego patriotę? Jesteś zdrajcą i zakałą narodu! Choć to i tak przynajmniej kulturalne wyzwiska, przyzwyczailiśmy się też, że według całej masy polskich antysystemowców najlepiej dyskutuje się z oponentem wyzywając go od cór Koryntu. Naturalnie, jak przystało na gorącego polskiego patriotę, troszczy się przy tym o dziedzictwo narodowe jakim jest nasz język, dlatego nie tylko Ukraińcy, ale i my, Polacy – nauczmy się kultury, a nie odp…lajmy. Tego klasyka chyba również już większość kojarzy. A zatem, jeśli organy Najjaśniejszej Rzeczpospolitej były kiedyś zaniepokojone tym, że może dojść w tym kraju do jakiejś radykalnej zmiany to mogą już odetchnąć z ulgą – tacy to patrioci, jak za komuny Zjednoczenie Patriotyczne „Grunwald” czy księża-patrioci. Nikt chyba nie uwierzy w to, że skoro za cenę dorwania się do sejmowego baru i diet zrezygnować można z radykalizmu, to później nie byłoby tylko gorzej. Sięgam sobie pamięcią kilka lat do tyłu i ze smutkiem przypominam sobie słowa Artysty – „wszystko się tak cyklicznie powtarza…”.

Paru wodzów marzących o dorwaniu się do władzy (a część z nich, kto wie, może też mająca jakieś wesołe kontakty? Nie żebym tu kogoś oskarżał czy krytykował, kogoś tu wręcz może należy pochwalić – jako obywatel RP czuję ulgę, że żyję w takim kraju, w którym człowiek znikąd, za to wyglądający ewidentnie na typa spod ciemnej gwiazdy, mimo wszystko dzięki odpowiednim zabiegom posiada rzesze oddanych fanów którzy nie dadzą go skrytykować ani o nic oskarżyć – widać, że fachowa robota) to jedno, na nich w sumie można by machnąć ręką. Przerażają natomiast ich akolici.

Oto ostatnio mieliśmy kolejną rocznicę powstania warszawskiego – naturalnie wszyscy, włącznie z faktycznymi lub rzekomymi spadkobiercami tradycji Dmowskiego rzucili się do celebrowania chyba najbardziej szalonego wydarzenia w historii Polski. No ale oddać cześć bohaterom trzeba – w końcu to patriotyczny obowiązek. Oczywiście doceniam bohaterstwo biorących udział w zrywie ale narracja, którą przyjęto, jest czymś absurdalnym. Żaden normalny naród nie buduje swojej, nazwijmy to, „pozytywnej” tożsamości na porażce. Mamy być dumni z powstania? Zmysły postradaliście? Z tysięcy pomordowanych, ze zgwałconych kobiet, ze spalonego doszczętnie miasta?

Problemem jest to, że to nie jest nacjonalizm, tylko „patriotyzm” więc wszystkie tradycje polityczne wrzuca się do wielkiego worka i to nawzajem ma nam dać ideowo-emocjonalny koktajl w którym Dmowski i Piłsudski trzymają sztamę, NSZ rwie się ochoczo do powstania warszawskiego, dąży się do Wielkiej Polski narodowej sięgającej od morza do morza, podkreśla tolerancję z czasów Rzeczpospolitej Obojga Narodów rozważając przy tym, w jaki sposób deportuje się Ukraińców z odbitego Lwowa albo żywi nienawiść do każdego wyznawcy islamu (czyli zapewne z Tatarami włącznie)… problem jest tylko z II RP, bo z jednej strony znaczna część polskich narodowców żyje mentalnie w międzywojniu nienawidząc Piłsudskiego tak, jakby dziś zaraz miał nas wszystkich zesłać do Berezy Kartuskiej, a z drugiej strony przedstawia się ten kraj jako swoisty raj utracony. Żeby nie był gołosłownym to wspomnę tylko wesołą twórczość pewnego bardzo znanego polskiego narodowca, który potrafił zrugać swojego rozmówcę za pozytywne słowo o Piłsudskim (gdyż za jego czasów siedziałbyś we wspomnianej już Berezie!), za to kilka tygodni później samemu forsował wizję II RP jako idealnego państwa, w którym wszystko działało sprawnie, komunistów się wysyłało do więzień a z Ukraińcami dyskutowało jak należy. Zupełnie nie wiedzieć czemu gdy przypomniałem mu o tym, że w owym raju groziłaby mu Bereza – dostałem tak zwanego banana. Cóż, coś się w tym koktajlu jeszcze gryzie.

Oczywiście jeśli mowa o tym młodzieńczym, patriotycznym szale to nie sposób nie przypomnieć, że największym problemem Polski są dzisiaj owi słynni „banderowcy”. Miałem nic nie pisać nigdy w „Szturmie” więcej niż zdanie czy dwa o kwestii ukraińskiej ale niestety, nie da się. 1 sierpnia, rocznica powstania warszawskiego. Czyż nie idealna okazja by spalić flagę UPA? Groteska? Nie dla niejednego patrioty. Co prawda wątpię by jakikolwiek żołnierz tej formacji Warszawę w ogóle zobaczył na własne oczy (podobnie jak i ukraińscy SS-mani – wystarczy sobie sprawdzić ich szlak bojowy) ale przecież wszyscy ukraińscy nacjonaliści to „banderowcy”. A że Bandera i jego stronnictwo było przeciwne kolaboracji? To bez znaczenia. Bez znaczenia jest też fakt, że wystarczy sięgnąć do książek by przekonać się, że może i pojedynczy Ukraińcy walczyli w Warszawie gdyż ich niewielka liczba siedziała w lokalnym garnizonie, ale mówienie, że to oni „mordowali Polaków” jest równie sensowne jak stwierdzenie, że mieszkańców stolicy rzezali mieszkańcy Skandynawii czy Holendrzy, wszak do walki z powstańcami wysłano też oddziały 5 Dywizji Pancernej SS „Wiking”. Tak więc od dzisiaj to nie Niemcy (wespół z rosyjską RONA – fakty są takie, że relacje na temat Ukraińców i ich zbrodni wynikały z prostego wnioskowania, że skoro na Wołyniu zapłonęły wioski, a teraz Niemcy sprowadzili jakichś dzikusów mówiących ze wschodnim akcentem, to zapewne są to również Ukraińcy. Kiedy ową rosyjską jednostkę wycofano z Warszawy – również relacje na temat Ukraińców nagle się kończą) dokonali rzezi na Woli i Ochocie – ale Ukraińcy.

Tak więc by zostać patriotą wystarczy wkuć kilka haseł i sloganów a potem powtarzać je do upadłego. A w razie czego – „…tym gorzej dla faktów”.

A zatem zaiste żyjemy we wspaniałych czasach – mamy całą armię patriotów, którzy chodzą w biało-czerwonych barwach i dążą do obalenia systemu, często nie mając żadnego programu poza zmianą ordynacji oraz miłością do Ojczyzny i kultem narodowych herosów, i którzy rozwijają polski przemysł bawełniczy.

Tekst piszę w dniu, w którym jeden z antysystemowów wybitnie się ośmieszył w jednej z telewizji. Nie mam zielonego pojęcia co z tego wyniknie ale słuchając go doszedłem do smutnej konkluzji, iż on tak bardzo nie ma zielonego pojęcia o czymkolwiek, że nawet jeśli on tę ojczyznę kocha i sobie chodzi w tych koszulkach, to ja chyba już nawet wolę niejednego cwaniaczka, bo on przynajmniej potrafi udzielać odpowiedzi na pytania a nie gada jak katarynka cały czas to samo i obraża się na każdego, kto mu zarzuci, że nie da się z nim rozmawiać. Ten kraj i tak wszyscy chcą rozgrabić jak sukno, więc jak już na autentyczne przemiany nie ma co liczyć, to niech przynajmniej nie będzie wstydu i rządzą nami politycy popijający te ośmiorniczki francuskim winem, a nie średniej jakości piwem.

 

Michał Szymański