Grzegorz Ćwik - Konfederacja. Próba podsumowania

Konfederacja to na polskiej scenie politycznej projekt z pewnością jedyny w swoim rodzaju. O ile pozostałe partie z gruntu dzielą się na postkomunistyczne (obecnie właściwie głównie SLD) oraz postsolidarnościowe, które od 2005 roku dominują na scenie politycznej, o tyle Konfederacja pod względem pochodzenia stanowi zupełne indywiduum. Wpływa to także na każdy inny aspekt funkcjonowania tej partii i jej polityków. Konfederacja to także partia, która wywołuje emocje jeszcze silniejsze niż obecnie rządzący PiS, a to już duża sztuka, i choćby dlatego warto zatrzymać się przy tym projekcie. Jedni widzą w nim szansę na złamanie dyktatu elit Okrągłego Stołu, inni pozbawioną ideologii zbieraninę szurów, jeszcze inni zwykłych cwaniaków, którzy do tematu polityki podeszli cynicznie i wyrachowanie tworząc taką a nie inną koalicję.

 

Konfederacja oczywiście nie jest nam całkowicie obojętna, bo przecież jednym z dwóch głównych konglomeratów tej partii jest Ruch Narodowy a i Młodzież Wszechpolska oficjalnie go wspiera. Sama zaś Konfederacja jest już na „rynku” kilka lat, pora więc podsumować jej funkcjonowanie i zadać sobie pytanie o rezultaty i perspektywy.

 

 

 

Narodziny

 

 

Same narodziny partii to niejako określona „logika polityczna”. Oto mamy bowiem Ruch Narodowy, który od 2013 roku próbuje swoich sił w polityce i generalnie powyżej granicy 2,5 % nie jest w stanie w żaden sposób się przebić. Przypomnijmy, że sam skręt w typową działalność polityczną przeczył początkowym zapowiedziom RN-u, że najpierw skupi się na działalności społecznej i tworzeniu solidnych struktur działania. Tak się jednak nie stało, a Ruch Narodowy stał się niszową partią, jakich III RP widziała już wiele. Z drugiej strony mamy Janusza Korwina-Mikkego, jednego z najbardziej barwnych i kontrowersyjnych polityków III RP. Pomimo dużej rozpoznawalności, zwłaszcza wśród młodzieży oraz memizacji swej postaci w Internecie Korwin poza wyjątkiem w wyborach do PE nie jest w stanie przekroczyć granicy 3-3,5 %. Niekontrolowane wybuchy agresji, dosadne i wulgarne wypowiedzi, kompletnie nietrafione i niesmaczne anegdoty – nie bez powodu Korwin w III RP ma cały czas najwyższy wskaźnik elektoratu negatywnego. Do tego dołóżmy także barwnego i potrafiącego się elokwentnie wypowiadać Grzegorza Brauna, który potrafi także bez ogródek oceniać i ferować wyroki polityczne. I jego nie ominęła internetowa popularność, a zwroty jak „służby, mafie, loże” czy „kondominium rosyjsko-niemieckie pod żydowskim zarządem powierniczym” na stałe weszły do obiegu społecznego   Wreszcie na deser zestarzały Liroy, ongiś gwiazda muzyczna i  pornograficzna oraz znana i ceniona działaczka pro-life Kaja Godek (ta szybko opuściła partię, Liroy zaś jakiś czas po niej). W efekcie dostaliśmy partię barwną, pełną osób rozpoznawanych i legitymujących się swoim zapleczem i pewnym twardym elektoratem. No dobrze, ale co właściwie łączy te wszystkie osoby, pochodzące z naprawdę odległych od siebie środowisk? I tu właśnie rodzi się kłopot Konfederacji. O programie wspomnimy jeszcze, jednak póki co trzeba stwierdzić, że ludzie ci byli trochę jak ci co chodzili na Marsze Niepodległości w 2010 roku i później. Był to tak szeroki rozstrzał ideowy i społeczny, że ciężko było uchwycić więcej niż kilka ogólnych cech wspólnych. W wypadku Konfederacji był to radykalny sprzeciw wobec obecnej sytuacji politycznej (tzw. „banda czworga”, od 4 głównych partii politycznych: PO, PiS, SLD, PSL), dość mgliście rysujący się chrześcijański charakter ugrupowania, tradycyjny model rodziny, sprzeciw wobec UE, oraz głośno skandowany patriotyzm. Poza tym oczywiście pełno frazesów o „wolności” i „odpowiedzialności”.

 

Ciężko było odrzucić wrażenie, że to tak naprawdę małżeństwo z rozsądku, bo po prostu uznano, że 2% RN-u, 3% Korwina, 1% Brauna i 1% reszty akcjonariuszy da razem efekt w postaci przekroczenia progu wyborczego. W wyborach do PE jeszcze Konfederacja nie wygrała, ale zabrakło niewiele. Szybko przeanalizowano swój elektorat, decyzyjni partii doszli do wniosku, że retoryka „piątki Mentzena” była zbyt ostra i oto w wyborach parlamentarnych do Sejmu dostało się 11 posłów Konfederacji, a w wyborach prezydenckich wyborcy Bosaka stanowili łakomy kąsek dla obu kandydatów II tury.

 

 

 

Program

 

 

Skoro Konfederacja przebojem wdarła się do mainstreamu („wreszcie!” chciałoby się dodać) to podstawowe pytanie jakie należy zadać, podobnie jak w wypadku każdej innej partii, to pytanie o program. A pytanie to jest jednocześnie i bardzo łatwe i niezwykle ciężkie. Łatwe bo analizując i oficjalne dokumenty programowe i programy wyborcze i wypowiedzi polityków wyłania się z tego dość prosta odpowiedź: skrajny liberalizm, wręcz libertynizm gospodarczy, minimalizacja roli państwa do minimum, sprzeciw wobec Unii Europejskiej, konserwatyzm obyczajowy, patriotyzm. A trudne bo na tej tafli pojawiają się dość poważne rysy, zwłaszcza jeśli idzie o konserwatyzm obyczajowy. Przede wszystkim jednak Konfederacja składa się z tak różnych i barwnych elementów, że ciężko się dziwić, że przy kolejnych wyborach programy Konfederacji sprawiają wrażenie niezwykle ogólnych, kadłubowych i wycinkowych. Było to widać szczególnie przy wyborach prezydenckich, gdy „tezy konstytucyjne” Konfederacji w gruncie rzeczy stanowiły zbiór ogólników i niewiele mówiących okrągłych słówek.

 

Ostatecznie jak się wydaje najwięcej o programie partii mówi polityczna praktyka – wyniki głosowań, działalność ustawodawcza, społeczne i social-mediowe odsłony aktywności partii. I tu już wątpliwości nie mamy. Konfederacja to czysty, niczym nie zakłócony konserwatywny liberalizm z dużym naciskiem na „liberalizm”, przyprószony od góry szurią spod znaku walki ze szczepionkami. Na konserwatywnym aspekcie Konfederacji rysuje się jednak wiele rys. A to Dziambor mówi, że rodzice mogą wychowywać chłopca na dziewczynkę, a to Korwin powtarza, że walka z pedofilią w rodzinie to niedozwolona ingerencja w prywatność, a to Wilk popiera małżeństwa jednopłciowe, a to Bosak zaprasza gejów na Marsz Niepodległości. Chciałoby się rzec, że potwierdza to nasze analizy, które od kilku lat stwierdzają, że liberalizm to choroba pod każdą swoją postacią, a jeden zwykle idzie w parze z drugim. Bo skoro politycy Konfederacji przyjmują aksjomat „wolności” w sferze ekonomicznej i postulują de facto likwidację państwa, to nic dziwnego, że przekłada się to na inne aspekty. Wszak liberalizm to idea na wskroś totalitarna.

 

Nad tym jak „Konfederacja” rozumie ową „wolność” można by wiele ciekawych analiz napisać, także tych z dziedziny psychiatrii. Generalnie wolność jest tu rozumiana na sposób sarmacko-szlachecki, czyli „wolna amerykanka”, w której każdy może wszystko, a o relacjach społecznych decyduje skrajnie agresywny darwinizm i wyścig szczurów wywyższony do rangi pół-religijnej. Odrzucenie wszelkiej wspólnotowości, objawiające się w histerycznych napadach Korwina czy Dziambora zrównujących wzorem antify ONR z NSDAP, czy hiper indywidualizm to znaki rozpoznawcze Konfederacji. Człowiek w tej wizji jest zupełnie autonomiczną jednostką, pozbawioną miejsca w społeczeństwie, narodowości czy przywiązania do państwa lub kraju. Jednostka taka ma tylko interesy, oczywiście o charakterze materialnym, które realizować musi kosztem innych. Stąd zero-jedynkowa wizja wygranych i przegranych w relacjach społecznych. Do tego dorzućmy zaczerpniętą z Platformy retorykę o „roszczeniowcach” i „homo sovieticus” i dostajemy w efekcie najwierniejszych zwolenników Balcerowicza i jego pomysłów, jakich widzieliśmy od 1989 roku.

 

We wszystkim tym dziwi absolutna kapitulacja ideologiczna Ruchu Narodowego. Czytaliście kiedyś program polityczny tej partii? Polecam, o ile jeszcze nie usunęli go ze strony, żeby nie drażnić kolegów liberałów (nie jest to żart, znam wypadki gdy działacze RN-u nie przychodzili na narodowe manifestacje, gdyż wiedzieli, że pojawią się na nich antyliberalne hasła i okrzyki). Program ten jakkolwiek dość zachowawczy, w dziale geopolitycznym zaś skrajnie kretyński i naiwny, to jednak w wielu aspektach przedstawiał sensowne postulaty. Między innymi interwencjonizm, protekcjonizm, udział państwa w ekonomii, progresywny system podatkowy. Oczywiście Ruch Narodowy wyrasta wprost z Młodzieży Wszechpolskiej, która chlubiąc się pojemnością swojej formuły (to organizacja, w której znajdziemy zarówno skrajnych kapitalistów, jak i zdeklarowanych wrogów tego ustroju) jednocześnie nie jest od dawna w stanie wyklarować konkretnego, spójnego, radykalnego programu. Stąd i program RN-u w ogólnej ocenie rednacza „Polityki Narodowej” został uznany za adekwatny raczej do typowej partii centro-prawicowej, niż do „antysystemowego” Ruchu Narodowego.

 

Czemu wspominam o tym programie? A porównajcie go do tego co teraz mówią wszechpolscy posłowie RN-u, jakiego programu bronią i jakie były założenia kampanii wyborczej Bosaka. Oczywiście, sam Bosak od dawien dawna nie był żadnym nacjonalistą, a zwykłym liberałem, do czego jakiś czas temu się nawet przyznał. Jednak widząc jak RN i MW ochoczo optują za programem przewidującym „walkę z socjalizmem” oraz „niepodnoszenie podatków” ciężko nie stwierdzić, że Korwin wyjątkowo mocno nasiąknął ich swoimi poglądami. Pomijam już, że wszyscy obecni Wszechpolacy nie byli jeszcze plemnikami, gdy ideologiczny guru Konfederacji, Balcerowicz, kończył demontaż socjalnych i  społecznych struktur Państwa Polskiego. Ciężko zwyczajnie nie zauważyć, że wszechpolscy posłowie – Winnicki, Bosak, Ubraniak etc. okazali się zwykłymi politycznymi analfabetami. To generalnie żadna tajemnica, że „szkoła polityczna” MW uczy polityki rodem z barów mlecznych, ale totalna dominacja ideologiczna Korwina, Dziambora czy Sośnierza aż bije po oczach.

 

Rzecz jest o tyle ciekawa, że to właśnie nacjonaliści swoim solidaryzmem wygrali prawybory w Konfederacji, które miały wyłonić kandydata partii do walki o prezydencki stołek. Po sukcesie Bosaka i kompromitacji korwinistów nastąpić powinien proces absolutnego zdominowania ideologicznego Konfederacji przez jej frakcję narodową. Tymczasem sfinalizowała się akurat rzecz całkowicie odwrotna. O czym to świadczy? Że ostatecznie Młodzież Wszechpolska wychowuje ideowych liberałów, a karierowiczów przy okazji, czy jak wspomniałem – politycznych niedojdów? Być może i to i to, tak czy inaczej od dłuższego czasu ciężko stwierdzić jakiekolwiek narodowe wątki w działalności Konfederacji.

 

 

 

Elektorat

 

 

Partia „antysystemowa”? Tak widzieć się chce Konfederacja, a co o jej politycznym umiejscowieniu mówi jej elektorat? Wedle badań pracowni Kantar wyborcy Konfederacji to głównie dobrze zarabiający mężczyźni, ze sporym odsetkiem nie tylko osób z wyższym wykształceniem, ale przede wszystkim niemałym portfelem. Czemu ci ludzie głosują akurat na Konfederację? Sądzę, że kuszeni są w dużej mierze przez postulaty obniżenia i tak skandalicznie niskich podatków dochodowych. A to ciężko w warunkach neoliberalnej Polski uznać za faktycznie sprzeciwianie się status quo.

 

Druga sprawa to analiza przepływu głosów Konfederacji w wyborach. Czy faktycznie Konfederacja jest antysystemowa, skoro 50% jej wyborców z pierwszej tury wyborów prezydenckich, w drugiej poparło…Trzaskowskiego? Także spora część wyborców z wyborów do PE wkrótce zagłosowała na Koalicję Europejską. Świadczy to bardziej o bliskości ideowej, czy marności polskiej sceny politycznej i kwestii tego, że młody człowiek w gruncie rzeczy niespecjalnie ma na kogo głosować? Sądzę, że obie odpowiedzi są właściwie.

 

 

 

Inna kwestia to ta, do kogo Konfederacja chce trafić? Czy do ludzi biedniejszych, poszkodowanych przez system i transformację balcerowiczowską? Otóż oczywiście nie. Konfederacja szuka zwolenników wśród przedsiębiorców, dobrze zarabiających przedstawicieli klasy średniej, a to z definicji nie są grupy zainteresowane jakimiś nagłymi i gwałtownymi zmianami. Sam fakt dominowania ekonomicznych i fiskalnych wątków w przekazie Konfederacji każe sądzić, że partia ta chce kontynuować główne kierunku rozwoju III RP: obniżki podatków, fiskalne przywileje dla najbogatszych, prywatyzację i likwidacje sektora socjalnego i całkowite wypchnięcie na margines biednych oraz wyzyskiwanych. W skrócie: uspołecznienie kosztów przemian, prywatyzacja zysków. Znowuż jak punkt wyżej – nie jest to w najmniejszym stopniu myślenie antysystemowe. Zgodzić wypada się w 100% z Rafałem Wosiem, który niedawno Konfederację uznał nie za element wrogi systemowi, ale tak naprawdę za „Prymusów III RP”.

 

Kwestia elektoratu stanęła Konfederacji ością w gardle we wspomnianych wyborach prezydenckich. Oto bowiem o wyborców Bosaka zaczęli zabiegać zarówno Andrzej Duda, jak i Rafał Trzaskowski. Co zrobił w tym wypadku sztab Bosaka? Spasował, nie podejmując ani rozmów z żadnym z kandydatów, ani nie wskazując na kogo wyborcy Bosaka mają zagłosować w II turze. I jak sądzę decyzja taka była jedyna możliwa w tej sytuacji. Konfederaci doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że jest wyraźny podział wśród popierających Bosaka na tych, którzy poprą obóz „dobrej zmiany” i na tych, którzy poprą opozycję. Stwierdzenie, że należy wybrać jednego z dwóch kandydatów drugiej tury zraziłoby połowę owych wyborców, jednocześnie doprowadzając najpewniej do ostrych walk i dyskusji w samej Konfederacji. Bo wyborcy partii doskonale odzwierciedlają podziały w samej partii. O ile skrzydło narodowe najpewniej bliższe było poparciu Dudy, co niejako sugerował Winnicki, o tyle liberałowie jednoznacznie bliżej są Trzaskowskiego.

 

Te dylematy i nierozwiązywalne problemy trapić będą Konfederację w dalszym ciągu. Ta bowiem jakkolwiek wyzbyła się postulatów i frazeologii narodowej, to jednak o dziwo w dalszym ciągu skupia uwagę narodowców, zwłaszcza tych młodych i niewyrobionych politycznie. Każde kolejne wybory będą wykazywać tą dychotomię, szczególnie tam, gdzie odbędą się 2 tury.

 

 

 

Politycy

 

 

Jak wiemy od czasów poprzedniego, słusznie minionego systemu – kadry decydują o wszystkim. Tak więc kim są politycy tworzący Konfederację? O narodowcach już wspominaliśmy, że to generalnie polityczni analfabeci, do tego pozbawieni jakiejś konkretnej ideologii. Ruch Narodowy program wypracował, co było samo w sobie pracochłonne, i nigdy potem już do niego nie sięgnął, co z kolei było i jest smutne. A liberałowie? Tu oczywiście wysuwa się na czoło Korwin-Mikke, najbarwniejsza postać, która wydaje się być ostateczną instancją w partii. Co ciekawe, o ile Wszechpolacy wydają się być mocno osamotnieni, to Korwin wykształcił sobie już kilku zgrabnych i zdolnych w samym naśladownictwie następców. Dziambor, Sośnierz, Wilk – to ludzie o takich samych anarchistyczno-libertariańskich poglądach jak „krul”, tak samo potrafią szokować i być kontrowersyjni, do tego jeszcze lepiej niż pierwowzór nauczyli się wykorzystywać Internet. O ile sam Korwin w ciągu ostatnich kilku lat ostatecznie sporo stracił na byciu żywym memem, o tyle młode pokolenie balcermanów świetnie odnajduje się na facebooku czy twitterze.

 

Na ich tle narodowcy wypadają trochę blado, bo okazuje się, że liberałowie kradną im cały show, skazując na bycie bezbarwnymi. Z tego też powodu to narodowcy starają się przejmować pałeczkę merytoryczności, tylko co z tego, skoro czynią to broniąc i forsując poglądy stricte liberalne i kapitalistyczne? Tu też zresztą zdarzają się wpadki, jak choćby wypowiedź Bosaka na temat Covida, która powszechnie została uznana za udzieloną pod wpływem środków psychoaktywnych. W samym Internecie narodowcy oczywiście odnajdują się dobrze, choć ciężko nie zauważyć, że to liberałowie mają większe zacięcie i możliwości mobilizacji swoich zwolenników.

 

Poza tymi dwoma głównymi nurtami mamy w Konfederacji jeszcze Grzegorza Brauna. Kolejny barwny człowiek w barwach tej partii, znany z elokwencji i ciekawych zbitek słownych oraz terminów własnego autorstwa. Niestety, tenże sam Braun przysparza Konfederacji tych samych problemów co liberałowie. Chodzi o wypowiedzi i zachowania, które odrzucają zwyczajnych ludzi. O ile Korwin i spółka celuje w atakowaniu kobiet, wegan, „socjalistów”, dzieci, niepełnosprawnych etc. o tyle Braun potrafi sugerować podmianę Tupolewa w Smoleńsku, opowiadać dziwne rzeczy o Billu Gatesie etc.

 

W ogóle Konfederacja sporo „szurzy”. A to maseczki i wewnętrzna wojna czy rację ma Bosak (nosi maskę) czy Braun (maski nie nosi), a to szczepionki, a to futra i norki. Przy okazji ostatnich polecam materiały lewicującego youtubera EveryDay Hero – Konfederacja zaliczyła tu 100% wtopę na poziomie prawdomówności i merytoryki. Tak jak w dziesiątkach innych wypadków, gdy eksperci zaczynają rozkładać na czynniki propozycje i analizy partii, okazuje się, że pod propagandowymi wrzaskami i ładnie brzmiącymi zdaniami nie ma ani grama prawdy. Jest propaganda, ideologiczne zacietrzewienie doprowadzone do kuriozum i taka czy inna interesowność.

 

Nic dziwnego, że Konfederacja nie posiada żadnego organu o charakterze programotwórczym, nie wytworzyła i nie wytworzy żadnego think-tanku, a jej ideologia i program to, jak wspominaliśmy już, luźny zlepek wolnościowych frazesów i sofizmatów, które inne liberalne partie przerabiają od 30 lat.

 

 

 

Antysysytemowcy?

 

 

To, że program i ideologia Konfederacji to wierność głównych aksjologicznym założeniom III RP już wiemy. Nie dziwi więc, że partia szumnie nazywana „antysystemową” a faktycznie „systemowa” jest dziś wyjątkowo grzeczna i cicha, gdy sytuacja powinna być odwrotna. Przykład? Ostatnia afera dr Greniucha i IPN. Konfederacja nie tylko nie zająknęła się słowem w temacie lewacko-liberalnej kampanii nienawiści wobec Greniucha, ale nawet Dziambor wyraził z tego powodu satysfakcję, bo przecież pod kierownictwem złych „faszystów” IPN mógłby pójść w złym kierunku. Bosaki, Winnickie, Urbaniaki też chyba zapomniały co i z kim skandowali kilka lat temu na manifestach i marszach, które ich wypromowały i umożliwiły wejście do świata polityki. Także w wielu innych wypadkach, gdy Konfederacja powinna natychmiast stawać w szranki z systemem, stawia nagle na bycie partią wyważoną, spokojną i nieszukającą wrogów. Co innego nakaz noszenia maseczek etc. Tu można zbić konkret kapitał polityczny, więc politycy partii angażują się chętnie i bez konieczności zapraszania ich do tego.

 

Zresztą, starczy spojrzeć jak łatwo nadający ton Konfederacji liberałowie odchodzą od konserwatywnych wartości na rzecz lgbt i gender, żeby w tej materii wielkich złudzeń nie mieć.

 

 

 

Ślepa uliczka

 

 

To, co stało się największą wygraną Konfederacji – wybory do parlamentu, jednocześnie okazują się być pułapką bez wyjścia. Zauważmy na początek, że od tego czasu Konfederacja nie zwiększyła swojego elektoratu choćby o pół punktu procentowego. To cały czas przedział 7-7,5%. Oczywiście Korwin lubi, jak to on, bredzić, że „już na jesieni” lub „już na wiosnę” Konfederacja otrzyma 25% i wejdzie do koalicji rządzącej, ale spokojnie – lata temu to samo mówił o KNP, UPR, partii Korwin i innych tworzonych taśmowo przez siebie tworach. Tu narodowcy wykazują większy realizm, bo nie mówią jakoś nic o spodziewanych sukcesach – bo i takowych nikt się tam nie spodziewa. Konfederacja wpadła w pułapkę swojego modelu działania, który poprzez szereg czynników powoduje to, że więcej ludzi już na partię nie zagłosuje. O ile brak programu i ideologii to w demoliberalizmie nie jest aż tak wielki problem, to wszelkiej maści szuria, kontrowersyjne wypowiedzi Konfederatów o kobietach czy niepełnosprawnych, wszelkie wyskoki roznegliżowanego Sośnierza czy „rapujących” Korwina i Berkowicza, wszelkie brednie  pachnące rozłąką z rzeczywistością (Braun), a do tego dziecinność, skupienie się na memicznej stronie PR-u czy brak wizji partii powoduje, że ludzie wolą głosować na PO czy PiS.

 

W demoliberalizmie, jak i ogólnie w polityce, jest trochę tak, że żeby kogoś poprzeć, to trzeba wpierw uwierzyć i wyobrazić go sobie jako „męża stanu” i osobę rządzącą. Tak na poważnie – wyobrażacie sobie Korwina z jego mimiką, tikami, słabym angielskim, kretyńskimi anegdotkami i nieumiejętnością dyskutowania jako premiera lub prezydenta? A może Bosak lub Winnicki, wieczni studenci, jako ministrowie… w sumie czegokolwiek, bo i tak do niczego nie mają kompetencji? A może Grzegorz Braun jako minister spraw zagranicznych? No właśnie, śmiechy śmiechami, memy każdy lubi, ale pewnie sami wyborcy Konfederacji w sporym odsetku uznaliby taką wizję za raczej satyryczną niż hipotetyczną. Mówiąc wprost – Konfederacja to parapolitycy. To ludzie potrafiący się jakoś tam odnaleźć wśród swoich wyborców, udało im się wykroić swój kawałek tortu w restauracji III RP im. Leszka Balcerowicza, ale na tym koniec. Brak zaplecza intelektualnego i niski poziom świadomości państwowej posłów powoduje, że partia ta nie ma żadnych możliwości realnego sprawowania władzy.

 

Wspomniany podział wyborców Bosaka w 2 turze na tych co poparli Dudę i Trzaskowskiego w proporcji 50:50 jasno pokazuje, że bez radykalnych kroków Konfederacja nie rozwinie się. A na te nie zdecyduje się tam nikt, bo pójcie już oficjalnie w liberalizm typowo platformerski, lub w opcję prawicowo-narodową oznaczałoby stratę połowy głosów bez perspektyw na zastąpienie tego innymi, odebranymi pozostałym partiom.

 

Korwin wychował swoich następców, więc wbrew nadziejom zwolenników Konfederacji, po jego śmierci, obraz partii nie zmieni się. Jestem pewien, że „lekka pedofilia jest ok” czy „chore dzieci zarażają śmiercią” albo „zawsze się trochę gwałci” szybko znajdą godnych następców w wypowiedziach Dziambora, Wilka, Sośnierza czy Berkowicza.

 

Ktoś ładnie powiedział, że Konfederacja to partia, gdzie więcej generałów niż żołnierzy. Coś w tym jest. Brak sensownych struktur w większej ilości, które lokalnie potrafią współpracować nawet z młodzieżówką partii Razem, wskazuje, że Konfederacja utrzymuje się na internetowej popularności swoich głównych twarzy oraz na niechęci do głównego nurtu w polityce. Ten zaś zawsze wykształci bufory, które odpowiednio pokierują antysystemowo myślącą młodzieżą. Był Palikot, Kukiz (u którego startował i dostał się do Sejmu choćby Winnicki), Hołownia, Biedroń, może być i Konfederacja. Jakby piórek nie stroszyła, tak dalej będzie, mówiąc Wosiem, prymusem III RP.

 

 

 

Podsumowanie

 

 

Polacy lubią słowa. Zwracamy na nie uwagę w polityce, jak chyba nikt inny. A co z czynami? Gdyby tak Konfederację ocenić przez pryzmat tego, co udało się jej pozytywnie zrobić dla Polski? I pytanie to zadaję jako nacjonalista, dla innych nacjonalistów. I zadaję je nie bez powodu. Z ust działaczy RN-u czy Wszechpolaków słyszeliśmy setki razy te same argumenty: że Konfederacja w parlamencie to szansa na forsowanie narodowych postulatów, wizji świata i programu. No to powiedzcie ruchonarodowcy i Wszechpolacy nam dzisiaj – co udało się Wam przeforsować? Waszemu byłemu prezesowi jeszcze w poprzedniej kadencji udało się wprawdzie zgłosić projekt zaostrzenia głównej ustawy… antynacjonalistycznej w Polsce, czyli niesławnego art. 256 KK. Co więcej – zostało to przegłosowane. Ciekawe ilu Wszechpolaków dostało już wyroki po tej jakże wszechpolskiej zmianie w prawie. Tak to działa ta osławiona wszechpolska formacja i tyle dają te Wasze szkolenia polityczne. Że na końcu Wasi posłowie zgłaszają i forsują ustawy, którymi się niszczy ich rodzime środowisko. No ale to poprzednia kadencja, a ta? Gdzie udało się Wam przesunąć okno Overtona? W jakich aspektach możemy mówić o tym, że nacjonalistyczna narracja wybiła się ponad inne? Przecież Wasi posłowie mówią Korwinem, Hayekiem, Rybarskim, Tuskiem i Balcerowiczem, a nie Piaseckim, Mosdorfem czy choćby Dmowskim. Wyrzekliście się własnego programu, własnych poglądów i aksjologii, i w efekcie… no właśnie, co to dało w efekcie? Szans na rządy nie macie. Zrobiliście w polityce z siebie takich pajaców i świrów, że żadna partia, obawiając się o swój elektorat, nie wejdzie z Wami w koalicję. Nie macie szans na zwiększenie liczby wyborców, tym samym udało się Wam ugrzęznąć z poparciem na poziomie LPR-u sprzed kilkunastu lat.

 

Patrzyłem z lekkim niedowierzaniem jak w 2020 szeregi ideowych nacjonalistów klaszczą jak klauny nad programem Bosaka, który 31 lat po upadku PZPR obwieścił krucjatę przeciwko socjalizmowi. Równie odważnie co antifa walcząca z faszyzmem 76 lat po śmierci Mussoliniego i Hitlera. Z niesmakiem patrzyłem, gdy kleicie plakaty i robicie kampanię człowiekowi, który wzorem Tuska z 2007 roku zarzekł się, że nie podniesie żadnego podatku. Przecież to liberalna demagogia i fanatyzm posunięte do n-tej potęgi. I to wszystko po to, by Waszych wyborców po połowie podzielili Duda i Trzaskowski, nie składając za to żadnych obietnic. Bo i też bez rozmów czy negocjacji oddaliście swój elektorat na pożarcie systemu, a ten już wiedział jak skonsumować ten kąsek.

 

Słyszmy od Was od dekad, że „macie plan”, że już niebawem przekonamy się, że to Wy macie rację, że już zaraz przeciągniecie w wewnętrznej walce z liberałami linę na swoją korzyść.

 

Gówno prawda. Z liberałami nie ma żadnego wewnętrznego konfliktu, chyba, że o stołki. Przyjęliście ich poglądy, bojąc się przychodzić na manifestacje, gdzie źle się mówi o liberalizmie. Myślicie, że swoimi groźnymi artykułami na portalach narodowcy.net i nlad.pl zrobicie na kimś wrażenie? Może na Korwinie, który po 80 latach nagle zmieni front i zostanie nacjonalistą? A może Dziambor i Berkowicz naglę przyjmą narrację wspólnotową i narodową? Nie bądźcie śmieszni. Wasze stroszenie piórek ma chyba jedynie cel w postaci uspokojenia wrzenia we własnych szeregach, bo niejeden młody działacz MW i RN zaczyna się wkurzać, gdy widzi komu udziela poparcia jego organizacja i co współtworzy.

 

Regularnie Wasi decyzyjni wyśmiewają środowisko „Szturmu”, Niklota, Autonomicznych Nacjonalistów. Ostatni przykład to kuriozalny wywiad z prezesem MW Ziemowitem Przebitkowskim do „Polityki Narodowej”. Pada tam pytanie o osiągnięcia i skutki naszych działań, a jednocześnie chełpienie się swoim zapleczem. No to śmiało, co Wam się udało przy swoim zapleczu osiągnąć w tej całej politycznej rozgrywce? Ok, wprowadziliście paru ludzi do parlamentu, nieźle tam zarabiają. Paru Wszechpolaków załapało się na asystentów posła, też niezłe pieniądze. A co poza tym? Cofacie się na każdym froncie walki z liberalizmem i nową lewicą, wypieracie swoich kolegów i korzeni, a na końcu stoicie z … najgorszym wrogiem w jednym szeregu i udajecie, że to świetna robota narodowa. Bo tym właśnie są liberałowie, z którymi się sprzymierzyliście – wrogami polskości, europejskości, naszych rodzin, wspólnot, naszej tożsamości i świadomości.

 

W 2013 i 2014 roku podjęliście decyzje o pójściu na skróty, o zawieszeniu tworzenia szerokiego ruchu społecznego na rzecz normalnej partii politycznej. To co dziś się dzieje jest wyłącznie tego następstwem. Dostaliście w ramach jałmużny od systemu swój 7procentowy kawałek tortu, którego musicie mocno pilnować, jednocześnie bez szans na kolejne kawałki. I tyle. Na nic to się nie przełoży, nie wytworzy to jakichkolwiek szans i perspektyw. Nie ma żadnego „planu”, żadnej „strategii”, o których tyle mówicie. Nie macie pojęcia o polityce, a to jak Was rozgrywa stary ramol Korwin tylko tego dowodzi.

 

Mieliście być jak niemieckie AfD, ale tam skrzydło nacjonalistyczne z miejsca zdominowało partię i jej narrację. W Konfederacji sytuacja jest z kolei zupełnie odwrotna, to jest partia ta wyzbyła się już jakichkolwiek faktycznych narodowych postulatów i elementów programu.

 

Już lepiej Wam było iść z Andruszkiewiczem, kolejnym ex-prezesem MW i przykładem działania „formacji”. Chociaż byście byli blisko władzy i być może w pewnych sytuacjach byłaby szansa forsować określone postulaty i cele. A tak będziecie rapować z Korwinem i Berkowiczem, demonstrować z nagim Sośnierzem, maszerować z antyszczepionkowcami i płaskoziemcami, a na deser Bosak 11 listopada w miejsce Czarnego Bloku zorganizuje Wam tęczowy blok z zaproszonymi homoseksualistami.

 

Warto?

 

 

 

 

 

Grzegorz Ćwik