Wydrukuj tę stronę

Paweł Suchodolski - Przegrana dekada 2010-2020

Czy polscy nacjonaliści przegrali ostatnią dekadę? Nie sposób na to odpowiedzieć. Historyczne wydarzenia zmieniają się. Często spoglądamy z innego dystansu i widzimy je inaczej. Nie sposób odpowiedzieć czy przegrali, bo taką ocenę można wystawić po około kilkudziesięciu latach.

 


Jednak trzeba przyznać jedno. Była to na pewno dekada zmarnowanych szans. Dzisiejszy kryzys to skutek niewykorzystania szans. Gdy potencjalność zmierza ku kulminacji, a ta nie następuje, naturalne jest to, że entuzjazm i zaangażowanie opada.          

Skutki kryzysu ruchu nacjonalistycznego w Polsce zazwyczaj diagnozowane są w identyczny sposób. Szczytowym przykładem jest mocno rozliczeniowy tekst redaktora naczelnego Grzegorza Ćwika. Wskazuje on w nim, że zabrakło nam:   
- określenia celu, którym nie powinna być subkulturyzacją tylko dotarcie do przeciętnych obywateli,    
- brak struktur mogących trwale działać,     
- pogrążenie w wewnętrznych tematach, hermetycznych dla ludzi z zewnątrz,    
- epatowanie symbolami zamiast realnymi działaniami.      

Uważam, że powyższe tezy – powtarzane przez wielu innych publicystów, choć zazwyczaj w dużo gorszym stylu – są błędne i w zasadzie sprowadzają się do błędu „zielonej trawy u sąsiada”. Tak jakby autorzy tych pomysłów uwierzyli, że wystarczy zmienić wajchę o 180 stopni, skopiować działalność skrajnej lewicy i wszystko się uda? Wszystko? Tylko co?            

Działalność lewicy w Polsce nie jest usłana różami – i nie chodzi tylko o możliwość sporadycznego napotkania narodowych wolontariuszy. Jeśli ktoś wierzy, że zbuduje duży sklep i sytuacja się zmieni to jest w błędzie, taki sklep może pozostać pusty. Dlaczego tak się stanie? O tym właśnie jest ten tekst.         

Dlaczego nacjonalizm jest w (czasowym) odwrocie? Nie dlatego, że jest biedny, niezrozumiały przez normików albo zamienia się w subkulturę. Moja diagnoza jest następująca.           

Pierwszą przyczyną braku znaczącego przełamania w dekadzie 2010-2020 było fakt, że osoby decyzyjne organizacji narodowych w tym czasie: głównie ONR i MW nie należały do kreatywnych, twórczych i gotowych do ciągłego wykreowania nowych koncepcji. Uczciwie trzeba przyznać – fakt upolitycznienia na jakiś czas kibiców piłkarskich prześladowanych przez ówczesny rząd – był jednym z kamieni milowych dla sukcesu ich marszu. Ale jak wykorzystali (zmarnowali) ten potencjał, to już zakrywa o pomstę do nieba.        

Skupienie zainteresowania narodowców na historii czy też ekonomii spowodowało to, że postrzegali rzeczywistość w zbyt wąski sposób. Osoby zainteresowanie historią uznały, że są one w stanie odczytać idealny model organizacyjny jakim ich zdaniem wypracowała przed wojenna endecja, powielić go dostosowując do dzisiejszych warunków i w ten sposób osiągnąć cel. Alternatywnie można powiedzieć, że gdy odnosi się sukces, trudno zmienić coś w sobie. Nacjonaliści padli ofiarą tendencji, która proponuje redaktor naczelny. Zainteresowania wszystkimi, tylko nie sobą. Dużo złego przyniósł narodowy populizm w negatywnym tego słowa znaczeniu. Organizatorom manifestacji wygodniej było robić po raz piąty historyczne obchody jakiegoś tam wydarzenia, pokazać się w mediach, podebrać trochę chwały wychwalanym bohaterem. Na pytania dlaczego krzyczymy po raz kolejny hasła o sierpach i komunie, odpowiadali, że ludzie się zrażą i drugi raz nie przyjdą, a i ludzie nowych haseł nie znają i nie zrozumieją. Redaktor naczelny mówi, żeby docierać do normików. Ale w jakim celu? Przecież nowych ruch polityczny powstaje na kontrowersji, dymach i dopiero po latach ukształtowania idzie w centrum. Wie to nawet Sławomir Mentzen, gdy opowiada dlaczego orkowie pobiją profesora Gwiazdowskiego. Moim zdaniem właśnie polscy nacjonaliści za bardzo chcieli być z ludem, zamiast sprawić aby to ludzie chcieli być z nimi – poprzez swoją atrakcyjność, sprawczość i elitarność. Za bardzo obniżali standardy strasząc się, że „zwykli ludzie” (jakby gdziekolwiek tacy istnieli, zwłaszcza w 2020 roku) zrażą się do ich ruchu i nie będą go wspierać. A prawda jest taka: ludzi odpolitycznionych nie interesuje działalność polityczna, więc według mnie absurdalnie jest kierować do nich swoją główną działalność. Świetnie to wygląda podczas strajków ekonomicznych, gdy rozczarowana lewica odkrywa że związki zawodowe i pracownicy, których chciała wesprzeć aby ich przechwycić, w ogóle nie są zainteresowani niczym oprócz swojej podwyżki. Prawda jest też taka, nie zbudujemy nowego ruchu opierając się na anonimowych normikach. Ich zainteresować można będzie swoją działalnością w razie jakiegoś wielkiego kryzysu. Tu po prostu wykazuje się różnica pomiędzy mną a redakcją Szturmu, bowiem – jak pewnie zawodowi antyfaszyści byliby zdziwieni – Szturm zawsze był ultrademokratyczny. Podobnie mówiąc krótko, wbrew twierdzeniom red. nacz. Ćwika cel w poprzedniej dekadzie był wyraźnie zaznaczony i społeczne oczekiwanie od liderów i osób decyzyjnych było szeroko manifestowane. Celem tym było obalić Republikę Okrągłego Stołu. To, że to nie udało się jest prostą przyczyną dzisiejszego kryzysu.                                     
           
Tak jak już wskazywałem jedną z podstawowych przyczyn obecnego kryzysu jest to, że narodowi liderzy wielokrotnie zawiedli. Tutaj nawet nie chodzi o to, że zawiedli – bo każdy z nas ma chwile słabości i skłonności do powtarzania błędów. Jeszcze groźniejsze okazało się to, że im po prostu w pewnym momencie zabrakło pomysłów i kreatywności w ich kreowaniu
i przeprowadzaniu. Bardziej opłacało się powtarzać utarty schemat. Ale jak to w życiu często bywa – kto nie idzie do przodu, odkrywa że nagle cofnął się.                  
           
Dlatego w tym kontekście tekst redaktora naczelnego jest o tyle nie trafiony, bowiem pomija powyższą diagnozę. My cofamy się do tyłu. Dlatego według mnie należy najpierw na nowo stworzyć poprawnie działający czwarty sektor, czyli to co w poprzednich latach nacjonalistom wychodziło.          
           
Przechodząc po tym przydługim wstępie, przedstawiam moją diagnozę. Za nasz kryzys odpowiadają:  
1. Liderzy, którym zabrakło woli, pomysł i kreatywności aby w odpowiedni sposób zarządzać rozwijającym się ruchem.             
2. Związana z powyższym archaiczna ideologia „neoendecji”, w której to podjęto karkołomną próbę wdrożenia ideologii powstałej w zupełnie innej epoce, do współczesnej, polskiej rzeczywistości politycznej. Nieatrakcyjna i nieodpowiadająca w żaden sposób na wyzwania współczesności ideologia jest jedną z przyczyn naszego kryzysy. Stąd postuluję otwarte zerwanie i odcięcie się od tradycji endecji, pozostawiając jej dzieje historykom. Wielokrotnie była już mowa na łamach Szturmu na temat archaiczności endecji z punktu widzenia współczesności. Ja bym pokrótce wskazał na poboczne zaszłości, które negatywnie wpływały na naszą rzeczywistość i codzienny aktywizm. Jest to przede wszystkim „endecki realizm”, będący słowem wytrychem pod które można podstawić każde dowolne słowo. Po drugie to swoiste przekonanie – wynikające z genezy endecji XIX wieku, z którą nie mamy bezpośrednio nic wspólnego tak jak z budową piramid, iż nacjonalizm musi iść do ludzi, musi im się podobać, musi być ludyczny ergo ultrademokratyczny (nawet gdy przybiera ekstremistyczną symbolikę lub hasła itp). Swoiste warcholstwo, którego przedwojenna endecja była kontynuatorem w naszych dziejach, odbija się także we współczesnej działalności, zwłaszcza w momencie gdy nacjonalizm „konfederacyjny” poszedł otwarcie na współpracę ze środowiskami Korwina, nazywającymi się „wolnościowcami”. 
3. Ostatnia przyczyna mogłaby anulować powyższe. Po prostu po 2015 roku nacjonaliści samoczynnie zaniechali aktywnej działalności. Podstawą ruchu jest kreowanie wydarzeń, sytuacji. Gdy ich zaczyna brakować, gdy ruch staje się tylko reaktywny, siłą rzeczy słabnie i w końcu upada. Zamiast być awangardą, wykreować nową jakość pod rządami PiSu, ulice zostały oddane nowym, dziwnym lewakom, a przestrzeń kontestacji rządzącej partii. To jest najpoważniejsza wada i co najważniejsze – zależna wyłącznie od nas samych. Nacjonaliści przestali robić to co do nich należało, chcąc stać się kolejnym klubem jagiellońskim, zamiast dalej działać w zakresie czwartego sektora. Wygasła pewna pasjonarność, która była nieodłączoną towarzyszką polskich nacjonalistów we wcześniejszych latach. Różne tego były powody: wsparcie rządzącej partii zwłaszcza na obszarze samorządów, która preferowała mniej radykalne środki wyrazu, zmęczenie materiału, brak kreatywnych i nowych pomysłów oraz środków wyrazu.            

Jak rozwiązać problemy, które wskazał redaktor naczelny? Odpowiedź znajduje się w punkcie trzecim tego tekstu. Warto jeszcze dodać, że powstanie Szturmu to najlepsza rzecz jaka przydarzyła się polskiemu nacjonalizmowi w ostatniej dekadzie.        

 

Paweł Suchodolski