Wydrukuj tę stronę

Jarosław Ostrogniew - Nacjonalizm w jednym kraju?

Ruch nacjonalistyczny dokonuje kolejnych poważnych kroków w rozwoju we wszystkich krajach europejskich, co sprawia, że jednym z najważniejszych aspektów rozwijania myśli nacjonalistycznej jest refleksja i dyskusja nad tym, jakie zadania staną przed nacjonalistami, gdy już pokonamy globalizm. Dobrymi przykładami takiego przyszłościowego myślenia są nacjonalistyczne rozważania nad ekonomią, ekologią, czy nad geopolityką i relacjami międzynarodowymi. W niniejszym eseju proponuję refleksję nad jednym z podstawowych pytań – czy możliwy jest nacjonalizm tylko w jednym kraju?

Zacznijmy od kwestii podstawowej – co właściwie oznacza zwycięstwo nacjonalizmu? Gdy mowa o przejęciu władzy, najczęściej chodzi o zwycięstwo polityczne, a więc przejęcie kontroli nad państwem w drodze czy to legalnych wyborów, czy nielegalnego zamachu stanu, czy w jakiejkolwiek innej. Natomiast przejęcie władzy z perspektywy metapolitycznej oznacza przede wszystkim zmianę całego paradygmatu myślenia i działania – również myślenia i działania tych, którzy sprawują władzę polityczną. Zatem zwycięstwo nacjonalizmu niekoniecznie oznacza objęcie urzędów państwowych przez postacie z obecnego ruchu nacjonalistycznego – przede wszystkim oznacza ono zaprowadzenie hegemonii idei nacjonalistycznych i sprawienie, że jedynym oficjalnie przyjętym i prawnie możliwym sposobem sprawowania władzy i prowadzenia dyskursu politycznego jest pozostawanie w ramach nacjonalistycznego paradygmatu.

W starej refleksji nacjonalistycznej (czyli u klasycznych myślicieli oraz w klasycznych ruchach nacjonalistycznych pierwszej połowy XX wieku) najczęściej spotykaną tezą było przekonanie o tym, że nacjonalizm powinien zatryumfować w ojczyźnie danego ruchu czy danego myśliciela, a jednym z jego największych wrogów w dojściu władzy i potem w jej sprawowaniu są nacjonalizmy narodów ościennych. Zatem dla polskiego nacjonalisty wrogiem były nacjonalizm niemiecki, nacjonalizm ukraiński, nacjonalizm rosyjski, nacjonalizm czeski, nacjonalizm litewski, nacjonalizm słowacki, czy nacjonalizm białoruski; dla ukraińskiego nacjonalisty największymi wrogami były nacjonalizm polski, nacjonalizm rosyjski, czy nacjonalizm rumuński; dla nacjonalisty niemieckiego – nacjonalizm polski, nacjonalizm francuski, czy nacjonalizm austriacki, itd. Zatem jednym z zadań polskiego nacjonalizmu było wówczas zwalczanie nacjonalizmów w krajach ościennych czy wśród narodów, które również zamieszkiwały terytorium Polski – lub terytoria, które miały wchodzić w skład państwa polskiego. Zwalczanie nacjonalizmów oznaczało między innymi wspieranie tych ruchów politycznych, które osłabiały te uznawane za wrogie narody. Ruchami tymi najczęściej były wszelkie rodzaju ruchy lewicowe czy liberalne, które z powodu swojego etnomasochizmu i ojkofobii były nastawione co najmniej neutralnie wobec nacjonalizmów narodów ościennych. Klasyczni nacjonaliści mogli współpracować jedynie z nacjonalistami z narodów, z którymi nie mieli sprzecznych interesów – a więc z nacjonalistami z krajów, z którymi nie mieli wspólnej granicy. Zatem nacjonaliści polscy mogli współpracować z nacjonalistami francuskimi, ponieważ mieli wspólnego wroga w postaci nacjonalizmu niemieckiego; nacjonaliści niemieccy mogli współpracować z nacjonalistami ukraińskimi, ponieważ mieli wspólnego wroga w postaci nacjonalizmu polskiego itd.

Jednak takie podejście nie było „ustawieniem domyślnym” nacjonalizmu. Rodzący się na początku XIX wieku nacjonalizm, który miał wówczas formę różnych ruchów narodowo-wyzwoleńczych, był skupiony wokół idei braterstwa narodów i wspólnej walki (również walki zbrojnej) przeciw degenerującym się lub już zdegenerowanym wielonarodowym monarchiom. Idea wspólnej walki o wyzwolenie europejskich narodów nie zniknęła, natomiast sam dyskurs nacjonalistyczny został zdominowany przez zwolenników egoizmu narodowego i oparcia się o istniejący i powszechny szowinizm. Idea wspólnej walki nacjonalistów z różnych narodów była obecna również w okresie międzywojennym i następnie w czasie II wojny światowej zarówno wśród zwolenników państw osi jak i uczestników koalicji antyhitlerowskiej. Po II wojnie światowej idea ta była żywa po obu stronach żelaznej kurtyny, zwłaszcza wśród młodych nacjonalistów, walczących z jednej strony z sowieckim komunizmem, z drugiej z amerykańskim globalizmem. Po przełomie 1989 roku i tryumfie globalizmu nad całym światem, europejscy nacjonaliści zrozumieli, że stoją w obliczu potężnego wroga, którego celem jest unicestwienie wszystkich europejskich narodów. Nacjonalizm 2.0, „nacjonalistyczna międzynarodówka”, wspólne inicjatywy i współpraca przekraczająca nie tylko granice w Europie, ale również Atlantyk – to wszystko znamy już z własnego codziennego doświadczenia udziału w ruchu nacjonalistycznym.

Po szkicowym nakreśleniu ram, w których się poruszamy, spróbujmy udzielić odpowiedzi na pytanie: Czy możliwe jest zwycięstwo nacjonalizmu tylko w jednym kraju? Według mnie jest ono możliwe tylko na jakiś czas i ostatecznym wynikiem konfliktu w Europie jest albo całkowite zwycięstwo nacjonalizmu albo całkowite zwycięstwo globalizmu. Co więcej, uważam, że najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest całkowite, nie stopniowe, załamanie się obecnego systemu.

Wyobraźmy sobie sytuację, zresztą coraz bardziej prawdopodobną, w której władzę polityczną w jednym z europejskich krajów przejmują nacjonaliści. Przyjmijmy tutaj opcję legalnego przejęcia władzy w ramach systemu demokracji parlamentarnej. Może to odbyć się na dwa sposoby: 1. jawnie nacjonalistyczna czy narodowa partia zdobywa większość głosów, tworzy rząd i realizuje swoją wizję polityczną i metapolityczną, 2. władzę przejmuje partia populistyczna, która – dla odmiany – nie zaczyna kajać się przed liberałami i lewakami, tylko sama sprawuje władzę polityczną, a nacjonalistom pozwala sprawować władzę metapolityczną (mniej więcej tak, jak w obecnym systemie liberałowie sprawują władzę polityczną, a lewakom pozwalają sprawować władzę metapolitczyną). Jaka będzie reakcja pozostałych państw? Oburzenie oraz izolacja. Oczywiście, dużo zależy od tego, w którym konkretnie kraju władzę zdobędą nacjonaliści – czy to będzie to kraj mały czy duży oraz o jakim potencjale gospodarczym. Łatwo jest izolować Estonię czy Słowenię. Na Niemcy czy Francję można się oburzać, ale współpracy nie da się zerwać. W każdym razie powstanie sytuacja konfliktu. Globaliści będą wszystkimi możliwymi sposobami naciskać na powrót do stanu poprzedniego – do pozbawienia nacjonalistów władzy czy to drogą legalną (poprzez następne wybory) czy to drogą nielegalną (poprzez jakiegoś rodzaju zamach stanu lub – w ostateczności – zbrojną interwencję z zewnątrz). Będą naciski ze strony polityków innych państw, sankcje ekonomiczne, szerokim strumieniem zacznie płynąć kasa do NGOsów, a sieroty po globalizmie dostaną nowe etaty w innych krajach, gdzie będą mogły do woli użalać się nad swoim losem. Taka sytuacja nie może trwać w nieskończoność. Jednak takie pierwsze nacjonalistyczne państwo nie będzie w tej sytuacji osamotnione – po jego stronie mogą stanąć nacjonaliści w pozostałych państwach europejskich.

Już teraz widzimy, że ruch nacjonalistyczny w Europie stanowi w pewnym stopniu naczynia połączone. Każdy kolejne zwycięstwo nacjonalistów w jednym kraju oznacza krok do przodu dla nacjonalistów w pozostałych krajach. Popatrzmy na klasyczny przykład – Casa Pound zapoczątkowało nowy rodzaj myślenia i działania, a także nową estetykę, które przeniknęły do ruchów nacjonalistycznych we wszystkich krajach i sprawiły, że nacjonaliści nie tylko we Włoszech stali się bardziej skuteczni, ale też bardziej atrakcyjni. Wejście Złotego Świtu do greckiego parlamentu ośmieliło wielu radykalnych nacjonalistów do mocniejszego włączenia się w aktywizm polityczny. „Wojna memowa” w 2016, toczona przez amerykańskich nacjonalistów przy okazji ówczesnej kampanii prezydenckiej, doprowadziła do mocnego przesunięcia okna Overtona w całym globalnym dyskursie, a także wypracowała nowe metody działalności nacjonalistów w przestrzeni wirtualnej. Włączenie się młodych ukraińskich nacjonalistów w rewolucję godności, a następnie stworzenie przez nich centrów obecności zarówno w przestrzeni wirtualnej jak i realnej, stworzyło całkiem nowe możliwości współpracy i rozwoju dla nacjonalistów z pozostałych krajów europejskich. Co ciekawe – dwa kroki do przodu nacjonalistów w jednym kraju oznaczają jeden krok do przodu dla nacjonalistów w pozostałych krajach. Jednak kontrataki globalistów w jednym kraju nie uderzają już tak mocno w nacjonalistów w pozostałych krajach. Rykoszet jest bardzo słaby. Doprowadziło to do sytuacji, w której globaliści i nacjonaliści są zgodni – nacjonalizm jeszcze nie był tak silny jak teraz i z roku na rok rośnie w siłę.

Zatem zwycięstwo nacjonalistów w jednym kraju może oznaczać gigantyczny krok do przodu dla wszystkich europejskich nacjonalistów. Natomiast wszystko zależy od tego, czy nacjonaliści będą potrafili przenieść taką współpracę na kolejny poziom. Jeżeli nacjonaliści odnieśliby zwycięstwo w – dajmy na to – Finlandii, pierwszym krokiem polskich nacjonalistów powinno być założenie Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Fińskiej i zapisanie się na kursy języka fińskiego. Natomiast po stronie nowego rządu Finlandii byłoby zapewnienie, że ze strony fińskiej współpraca z Polakami będzie prowadzona przez właściwych ludzi, że znajdą się środki na jej dofinansowanie, a w Helsinkach odbędzie się Europejski Kongres Przyjaciół Finlandii – czytelnikom pozostawiam domyślenie się, z jakich kręgów ci przyjaciele będą się wywodzić. Zadaniem nacjonalistów we wszystkich krajach europejskich będzie naciskanie na własne rządy, aby zacieśniać współpracę z Finlandią. I oczywiście łatwiej będzie wywierać taką presję na populistach niż na socjaldemokratach. Doprowadziłoby to do efektu domina – czyli kolejnych zwycięstw nacjonalistów w kolejnych krajach. Globaliści boją się zwycięstwa nacjonalizmu w jakimkolwiek kraju (zwłaszcza w kraju zachodnim), ponieważ wiedzą, że doprowadzi ono do ukrócenia legalnej i nielegalnej imigracji, zmniejszenia przestępczości, odbudowy zaufania obywateli do instytucji publicznych (które w końcu zajmą się budową, a nie niszczeniem swojego kraju), podniesienia dobrobytu zwykłych obywateli, czy zniesienia przywilejów międzynarodowych korporacji – co w oczywisty sposób wzbudzi zainteresowanie nacjonalistycznym modelem państwa w pozostałych krajach. Jeśli ludzie zobaczą, że nacjonalizm w jakimś miejscu naprawdę działa, będą o wiele bardziej skłonni poprzeć nacjonalistów w swojej ojczyźnie.

Przejęcie władzy przez nacjonalistów w jednym europejskim kraju jest coraz bardziej prawdopodobne. Natomiast mało prawdopodobne jest panowanie nacjonalizmu tylko w jednym kraju na dłuższą metę. Europa będzie albo nacjonalistyczna albo nie będzie jej wcale. Co prawda uważam, że najbardziej realnym scenariuszem jest załamanie się systemu globalistycznego w całej Europie w bardzo krótkim czasie, analogicznie do załamania się systemu komunistycznego w Europie Wschodniej, jednak życie pokazuje, że trzeba być gotowym na wszystkie możliwe scenariusze. Sieci współpracy między europejskimi nacjonalistami, które stworzyliśmy i które utrzymujemy, przynoszą coraz lepsze efekty. Zwycięstwo nacjonalistów w jednym europejskim kraju będzie oznaczać ogromny krok do przodu dla wszystkich europejskich nacjonalistów, ale będzie też oznaczać konieczność maksymalnej mobilizacji całego naszego ruchu, aby wprowadzić walkę z anty-europejskim systemem międzynarodowym na kolejny poziom.

 

 

 

Jarosław Ostrogniew