Wydrukuj tę stronę

Lech Obodrzycki - Ekologiczne i eugeniczne podstawy rozwoju narodu, rasy i podgatunku. Ewolucyjna analiza źródeł cywilizacyjnego regresu Indoeuropejczyków.Część II

W pierwszej części eseju została opisana ewolucyjna geneza naszego podgatunku. W wyniku przedstawionych tam procesów, powstały naukowe kategorie, przy pomocy których jesteśmy w stanie zdefiniować naszą specyfikę na tle innych populacji. Poza kategoriami rasy, narodu i podgatunku przedstawione zostały pokrótce konkretne cechy wynikające z zasad dziedziczenia, przy pomocy których można opisać naszą unikalność. Znając już większość ekologicznych i ewolucyjnych uwarunkowań, mających decydujący wpływ na powstanie, rozwój i przetrwanie każdej ludzkiej kultury i cywilizacji, możemy w klarowny sposób opisać źródła regresu, kojarzonego głównie ze wzrostem znaczenia opisywanych na wstępie prądów umysłowych, prowadzących do zniszczenia tkanki społecznej tworzącej zachodnią (i nie tylko) cywilizację. Co równie ważne, wiemy już, że regres ten nie oznacza jedynie drastycznych zmian w obszarze kultury. Dzięki analizie mechanizmu koewolucji genetyczno-kulturowej wiadomym stało się, że zmiany kulturowe są pochodną i wynikiem ścisłej koewolucji ze zmianami genetycznymi, te zaś wynikają ze zmiany ekosystemu oraz stopnia jego selekcyjnego oddziaływania na biologię człowieka. Dla pełnego zrozumienia kręgu zależności pomiędzy kulturą, genomem i rodzimym ekosystemem dodajmy, że zniszczenie, zmiany i osłabienie selekcyjnego oddziaływania ekosystemu na genom naszego podgatunku są wynikiem wpływu kultury (szczególnie jej technologicznego wymiaru, scharakteryzowanego przed laty przez G. Jüngera w „Perfekcji techniki”).

Destrukcja organicznych zależności pomiędzy kulturą, genomem danego podgatunku i jego naturalnym ekosystemem jest zatem trzecią, najbardziej totalną formą dysgeniki. O ile bowiem dysgenika na poziomie indywidualnym oznacza wywieranie szkodliwego wpływu na własną linię genetyczną (potomstwo), co powoduje w warunkach naturalnej selekcji i doboru śmierć lub poważne upośledzenie fitness danego osobnika, o tyle dysgenika na poziomie grupowym, wynikająca z tego, że niektóre jednostki podnoszą własne dostosowanie kosztem dostosowania grupy, skazuje całą grupę (naród, rasę, podgatunek) na porażkę w rywalizacji z innymi grupami. Jednak kiedy odrzucimy antropocentryczny punkt widzenia i spojrzymy na własny podgatunek jako na element przepływu energii i zależności w ekosystemie, dostrzeżemy trzeci rodzaj dysgeniki najbardziej totalny i złowrogi  bo niszczący zarówno jednostki, populacje, oraz ich rodzime środowisko naturalne. Chociaż te zagadnienia zostały już częściowo poruszone w poprzednim eseju, opisującym rolę chłopstwa jako źródła sił życiowych indoeuropejskiego podgatunku, to jednak warto w tym momencie opisać jeszcze raz powstanie i rozwój naszej cywilizacji.

Nasz rodzimy podgatunek u swego zarania zasiedlił specyficzny ekosystem, w którym dzięki warunkom geograficznym przez tysiące lat zachował swoją homogeniczność, nie doświadczając znacznego przepływu genów od innych obcych genetycznie populacji. Po nastaniu rewolucji neolitycznej, ważnym czynnikiem doboru i selekcji stał się klimat, a raczej jego regularna cykliczność z powtarzalnymi okresami niskich temperatur wywołujących okresy niedoboru zasobów. W takich warunkach selekcja naturalna faworyzowała jednostki obdarzone specyficznymi cechami osobowości. Z jednej strony była to sumienność, potrzebna do wytrwałego gromadzenia zasobów z myślą o przetrwaniu w porze ich niedoborów (zima i przedwiośnie), z drugiej strony umiarkowana introwersja, potrzebna do zachowania i przekazania potomstwu zasad postępowania składających się na tradycję niezbędną do przetrwania w wysoko selekcyjnym środowisku. Zamieszkiwanie w małych lokalnych wspólnotach homogenicznych  wytworzyło etnocentryczną strategię ewolucyjną, opartą na kolejnych cechach osobowości, szczególnie ugodowości, umożliwiającej kooperację w grupie, opartą o altruizm (zarówno hamiltonowski jak i triversowski), pozytywny etnocentryzm. Kluczowa rola, od rewolucji neolitycznej począwszy, specyficznej indoeuropejskiej religii politeistycznej, wzbogaciła algorytm selekcyjny o kolejne mechanizmy eugeniczne płodność zawartą w kulcie Roda i wiarę w prządki losu Rodzanice62. Kult Swaroga, z jego sędziowskimi atrybutami, pomagał zaś ludziom uzasadnić kulturowo-ewolucyjny postulat eliminacji mutantów, w szczególności pozbawionych altruizmu „free riderów”, którzy byli elementem dysgenicznym na poziomie selekcji grupowej.

Kolejne nasilenie presji selekcyjnej na Indoeuropejczyków nastąpiło u schyłku średniowiecza, kiedy to nastąpiło znaczące ochłodzenie klimatu (nazywane często „małą epoką lodowcową”). Wtedy to środowisko naturalne stało się jeszcze bardziej ekstremalne dla ludzi żyjących w północnej Europie, powodując, że selekcja naturalna utrzymywała śmiertelność w populacji na poziomie 40%. Dobór płciowy i selekcja naturalna faworyzowała jeszcze bardziej jednostki o wysokiej inteligencji oraz o rozbudowanych umiejętnościach społecznych. Te czynniki selekcyjne przekładały się na selekcję grupową oraz wielopoziomową społeczności, które z jakichś powodów tłumiły działanie praw natury, wkrótce osiągały krytyczną ilość jednostek pozbawionych adaptacji, która doprowadzała całą populację do porażki w rywalizacji z innymi grupami. Tą drogą znikały całe organizmy państwowe jak np. Nowogród Wielki na Rusi63.

Dzięki wysokiej presji selekcyjnej ze strony ekosystemu, koewolucja kulturowo-genetyczna sama się regulowała, doskonaląc coraz bardziej swoje składniki. W wyniku tego procesu addytywność adaptacyjnych cech psychicznych, takich jak inteligencja, altruizm, zdolność wykrywania i eliminacji „free riderów”, w połączeniu z homogenicznością genetyczną populacji (zabezpieczającą przed przepływem genów), sprawiła, że zaczęli pojawiać się geniusze. Geniusze to specyficzny wytwór efektu krzyżowania się cech addytywnych podczas reprodukcji w homogenicznej populacji64. Osobowość tych jednostek była bardzo często ułomna pod względem zdolności społecznych, jednak dzięki wyjątkowej inteligencji byli oni zdolni rozwiązywać skomplikowane problemy techniczne. Stosunkowo duże nagromadzenie tych jednostek w poszczególnych europejskich populacjach umożliwiło tym społecznościom wejście w epokę nowoczesności. Ten nowy okres naszych dziejów charakteryzował się na płaszczyźnie społecznej powstaniem piramidy społecznej funkcjonującej w oparciu o model krążenia elit. Jednak dla rozwoju indoeuropejskiej cywilizacji, największe znaczenie miał technologiczny wymiar tej piramidy, nazywany przez brytyjskiego psychiatrę B. Carltona „piramidą kompetencyjną”65. Na jej szczycie znajdowali się wynalazcy-geniusze, poniżej ci którzy rozwijali i dopracowywali wynalazek, następnie ci którzy byli w stanie naprawiać wynalazek, następnie ci którzy używali wynalazku realizując jego przeznaczenie oraz na samym dole ci, którzy nawet nie umieli go używać ale mogli zajmować się jego utrzymaniem. Model ten, będąc technologiczną emanacją naszej genetycznej specyfiki, określanej przez C. Sforzę mianem klastra, był, jak wszystko wskazuje, szczytowym momentem selekcyjnego procesu tworzącego rasę i jej genetyczną koewolucję z kulturą.

Paradoks sytuacji polega bowiem na tym, że rozwijająca się na bazie genetycznej kultura (szczególnie cywilizacja w swym technologicznym wymiarze) coraz bardziej wypiera walkę o przetrwanie. Jeżeli bowiem do tego momentu, działanie selekcji naturalnej eliminowało 40% populacji, która była fizycznie bądź umysłowo niesprawna (pozbawiona rasowych cech), to teraz poprzez rozwój technologii (medycyna, szczepienia, farmakologia) oraz wzrost komfortu materialnego, jednostki te zaczynają przeżywać i naturalnie płodzić potomstwo, przekazując swoje geny kolejnym generacjom. U zarania nowej epoki, problem ten dotyczył jedynie klas wyższych, dlatego V. Pareto pisał wtedy „Etyka, która skłania zamożne klasy naszych społeczeństw do posiadania licznego potomstwa, jak też humanitaryści, chcący i nie bez racji uniknąć pewnych sposobów selekcji, nie myśląc o zastąpieniu ich innymi, pracują nie zdając sobie z tego sprawy, na rzecz osłabienia rasy i jej upadku. Gdyby w zamożnych klasach naszych społeczeństw rodziło się dużo dzieci, to prawdopodobnie do dojrzałości dożyłyby prawie wszystkie, nawet te najbardziej upośledzone i najmniej zdolne. Zwiększyłoby to dodatkowo liczbę jednostek zdegenerowanych w klasach wyższych, a także opóźniło wznoszenie się elity wywodzącej się z klas niższych. Gdyby w klasach niższych nie odbywała się selekcja, to nie byłyby one zdolne do wytwarzania elit i przeciętna jakość społeczeństwa znacznie by się obniżyła”66. Niestety, obawy włoskiego socjologa sprzed stu lat potwierdziły się w zupełności. Początkowo proces ten był jednak niedostrzegalny, wydawać by się wręcz mogło, że rzeczywistość zadała kłam eugenicznym tezom wybitnego naukowca. To usypiające przez wiele lat czujność ludzi Zachodu zjawisko określane jest jako tzw. „efekt Flynna”. James Flynn, naukowiec z Nowej Zelandii, odkrył, że wśród młodzieży z 1980 roku wystąpił 18-punktowy wzrost wyników w testach na inteligencję w stosunku do ich rówieśników z roku 1950. Mimo ogromnego entuzjazmu marksistów, liberałów i wszelkiej maści „postępowców” dla tych rewelacji, sam Flynn do końca był zaintrygowany swoim odkryciem, stawiając w 1990 roku pytanie: „Dlaczego inteligencja, mierzona standardowymi testami IQ, nie przekłada się na inteligentne zachowania w warunkach rzeczywistych” (wzrost odkryć, innowacji, poziomu nauki i wiedzy)? Pierwszym naukowcem, który wskazał drogę do rozwiązania tej naukowej anomalii był specjalista w dziedzinie eugeniki Richard Lynn. Zwrócił on uwagę na fakt, że inteligencja nie jest całkowicie zdeterminowana czynnikami dziedzicznymi, w pewnym stopniu jest również uwarunkowana epigenetycznie67. To uwarunkowanie epigenetyczne wzrostu inteligencji ostatecznie wyjaśniła Sandra Scarr swoimi wieloletnimi badaniami najbiedniejszych obszarów USA, gdzie ludność indoeuropejska miała najgorsze wyniki w testach IQ. W miarę upływu lat, gdy do zaniedbanych rejonów docierała cywilizacja (elektryczność, radio, telewizja, wyższy standard życia) w wyniku interakcji gen-środowisko u kolejnego pokolenia wzrosła ekspresja IQ. Badanie zostało następnie potwierdzone, podobnie jak inne odziedziczalne cechy psychiczne, na bliźniętach jednojajowych poddanych programom adopcyjnym68.

Zatem stało się jasne, że wszystkie zaobserwowane wzrosty ilorazu inteligencji miały charakter fenotypowy, wynikający z poprawy warunków życia warstw najuboższych. O ile bowiem postęp cywilizacyjny, ułatwiający dostęp do wartościowego pożywienia warstwom najuboższym podniósł wśród nich iloraz inteligencji, o tyle wśród warstw wyższych, genetycznie obdarzonych wysokim IQ, gdzie wzbogacenie środowiska nie miało znaczenia, iloraz inteligencji nie uległ pozytywnej zmianie, co najdobitniej objawia się brakiem geniuszy. Jednak to był dopiero początek złych wiadomości. Najbardziej wnikliwa i wszechstronna analiza zagadnienia zmian ilorazu inteligencji na przestrzeni dekad, przeprowadzona przez doktora Michaela A. Woodleya of Menie i jego zespół wykazały, że nawet wzrost inteligencji fenotypowej dostrzeżony przez Flynna uległ zatrzymaniu (potencjał genetycznej ekspresji spowodowanej wzbogaceniem środowiska wyczerpał się). Zdaniem Woodleya, cały efekt Flynna polega po prostu na podciągnięciu w górę wyników tych jednostek z populacji, które w gorszych warunkach środowiskowych miałyby najniższy IQ, ale nic to nie mówi o wzroście lub spadku średniej inteligencji na przestrzeni dekad. To tak, jakby podczas biegu na czas mierzyć tylko czasy pomiędzy osiągnięciem mety pomiędzy poszczególnymi zawodnikami będziemy wiedzieć, czy cała reszta biega szybciej w stosunku do czołówki zawodników z pierwszych miejsc, ale bez zapisywania rekordów w poszczególnych zawodach, nie będziemy wiedzieć czy na przestrzeni czasu ludzie biegają szybciej czy wolniej. Aby uwolnić się od lewicowych zarzutów o niemiarodajności testów inteligencji (wynikających z kulturowego obciążenia testów) zespół Woodleya postanowił przebadać wszystkie pozostałe metody (opisane w pierwszej części), które powszechnie uznawanie są za ekwiwalent testów inteligencji. Tak więc przebadano, począwszy od końca XIX wieku, proste czasy reakcji, dyskryminację kolorów, wskaźnik częstotliwości używania trudnych słów, rozpiętość cyfr wstecz, postrzeganie przestrzenne. Wszystkie wymienione badania charakteryzują się spadkami, które po przeliczeniu ich korelacji z inteligencją ogólną (g) dają średni wynik spadku inteligencji o ok. 1 punkt IQ na dekadę, począwszy od końca XIX wieku. Wyniki te zostały określone jako „efekt Woodleya”.

Odkrycie to zostało wkrótce potwierdzone przez doktora Uniwersytetu w Oulu (Finlandia) E. Duttona, który razem z B.G. Charltonem opublikował wyniki swojej pracy w książce „ The Genius Famine”69 gdzie wykazali, że główne przełomy naukowe, będące konsekwencją liczby geniuszy na 1000 mieszkańców i poziomu makroinnowacji osiągnęły swój szczyt w 1825 roku. Co ważne, poza przyczynami genetycznymi (dysgenetycznymi) autorzy zwrócili uwagę także na czynniki religijne70. Jeszcze ciekawsze potwierdzenie „efektu Woodleya” przyniosła analiza badań poziomu kreatywności przeprowadzona na próbie 270000 osób, na przestrzeni 30 lat za pomocą Torrance Test of creative thinking (pol. bateria testów Torrance‘a) przeprowadzoną przez dr. Kyung Hee Kim z College of Wiliam and Mary w Wirginii. Jest to bardzo ważne pod względem naszej końcowej konkluzji, gdyż spadek inteligencji oznaczający również skorelowany z nią spadek kreatywności będzie się objawiał spadkiem jakości sztuki i rozrywki (co już może być bezpośrednim wytłumaczeniem obecnego triumfalnego pochodu postmodernizmu w kulturze).

Wszystkie te dane, zweryfikowane krzyżowo metodą metaanalizy, dzięki wzajemnej korelacji dały efekt skupienia się w czasie, dając wspólny chronometr (pomiar w czasie) dziedzicznego czynnika inteligencji ogólnej, który ukazuje 5 głównych trendów spadkowych:

  1. Spowolnienie prostych czasów reakcji wizualnej.

  2. Spadek pamięci roboczej.

  3. Spadające częstotliwości wykorzystania czterech trudnych do nauczenia słów słownictwa śledzonego za pomocą Google Ngram Viewer.

  4. Spadające w USA i Wlk. Brytanii wskaźniki makroinnowacji na mieszkańca, które odzwierciedlają spadek umiejętności rozwiązywania złożonych problemów.

  5. Częstotliwość użytkowania dziesięciu wyrazów oznaczających altruizm.

 

Aby zobrazować spadek inteligencji wykazany w tym modelu, który na przestrzeni stu lat wyniósł 10 punktów IQ, a w całym badanym okresie (do 2012 roku) ok. 15 punktów, wyobraźmy sobie, że z tej perspektywy (odnosząc referencje IQ dla poszczególnych zawodów) jest to różnica między policjantem (100 IQ) a stróżem sklepowym (85 IQ) lub między profesorem biologii elitarnego uniwersytetu (130 IQ) a nauczycielem szkolnym (115 IQ). Patrząc na przesunięcie krzywej dzwonowej, spadek inteligencji oznacza, że przeciętny Europejczyk z 1850 roku stanowi jedynie 15% populacji z 2000 roku. Dutton i Charlton podsumowali to jeszcze dobitniej. Dzisiejszy naukowiec byłby w 1900 roku nauczycielem szkolnym, nauczyciel szkoły byłby pracownikiem fabryki, urzędnik i policjant był by w 1900 roku chłopem, dzisiejsi ochroniarze sklepowi przebywali by w przytułku, na ulicy lub byliby martwi a grupa „długotrwale bezrobotnych lub niezdolnych do pracy” po prostu nie istniała 150 lat temu71.

Co jeszcze bardziej uderzające w tym modelu to jego ostatni punkt, który odnosi się do korelacji inteligencji z pewnymi (opisywanymi w pierwszej części) elementami wielkiej piątki cech osobowości, a jeszcze bardziej z opisanym przez J.P. Rushtona generalnym czynnikiem osobowości (GFP). Jeżeli bowiem, jak twierdzi Rushton, w toku ewolucji grupowej wykształciliśmy nie tylko inteligencję, ale także skorelowaną z nią osobowość, będącą „inteligencją społeczną” (stopień w jakim osobowość jest społecznie pożądana i społecznie efektywna), model chronometrycznego współwystępowania ukazuje nam, że stajemy się nie tylko mniej inteligentni, ale również mniej życzliwi i mniej skłonni do współpracy. To zaś oznacza już nie tylko zmianą społeczeństwa, ale coś o wiele gorszego destrukcję jego życiowej tkanki.

Gdyby w tym eseju nie prześledzono i nie opisano większości kategorii i procesów ewolucyjnych, to z pewnością przytłaczające fakty odnośnie regresu kluczowych adaptacji w obrębie naszego narodu, rasy i podgatunku mogłyby zostać odrzucone jako „celowe czarnowidztwo” lub zwykła „prawicowa szuria”. W istocie przesiąknięci lewicową aksjologią ignoranci, często sparaliżowani moralnie przez etykę narzuconej nam tysiąc lat temu pustynnej religii, w ten sposób przedstawiają eugeniczne postulaty wysuwane przez świadomych swojej ekologicznej i rasowej tożsamości ludzi. Najbardziej komiczne w tych intelektualnych klaunach jest to, że sami jako argumentów przeciwko prawom natury i ewolucji używają lewicowych bredni, które w świetle przytaczanych powyżej ustaleń naukowych są tylko i wyłącznie antynaukową szurią. Lansowana bowiem przez lewicę propaganda ciągłego rozwoju, postępu, polegającego na postmodernistycznym wyzwoleniu się z wszelkich ograniczeń, w tym także tych biologicznych, wynikających z praw ewolucji jest zbieżna z judeochrześcijańską „litością czynną do wszystkiego co nieudane i słabe”72. Biblijna wizja Izajaszowej góry, gdzie nie będą po przyjściu Mesjasza i Armagedonie obowiązywały prawa natury, a „krowa i niedźwiedzica będą się paść, ich młode będą leżeć razem. I nawet lew będzie jadł słomę tak jak byk”73  jest jak najbardziej zgodna z ideą postmodernistycznego transhumanizmu. Zostawmy więc tych pseudonacjonalistów z tyłu; spróbujmy przedstawić przyczyny, które doprowadziły nas do tak potężnego regresu.

Wszystkie rasowe adaptacje, tworzące w swojej koncentracji cechy określone przez Cavalli-Sforzę jako genetyczny klaster, rosły w naszym genomie, aż do rewolucji przemysłowej. Działo się to dzięki selekcji naturalnej i doborowi płciowemu, który był kwintesencją eugeniki zarówno pozytywnej jak i negatywnej. Oznaczało to, że istniał proces określony przez Charltona mianem „przetrwania najbogatszych” polegających na tym, że najinteligentniejsi mieli najwięcej dzieci, a najmniej inteligentni mało lub wcale, bo umierali zanim dożyli do wieku reprodukcyjnego.

Równolegle istniała selekcja grupowa, determinująca kolonialną ekspansję napędzaną owocami pracy geniuszy, których kulminacją była rewolucja przemysłowa.

I wtedy to wszystko zaczęło się zmieniać. W roku 1796 E. Jenner opracował na przykład szczepionkę przeciwko ospie, wprowadzono wszakże również wiele ulepszeń w zdrowiu publicznym, takich jak dbałość o lepsze warunki sanitarne, ale choroba coraz bardziej przestawała być czynnikiem selekcyjnym. F. Galton pisał, że dzięki temu „chore dzieci z zamożnej rodziny mają większe szanse przeżycia niż mocne dzieci biednego”. Ten problem przedstawiany przez twórcę eugeniki miał jednak podwójne dno. Te zmutowane jednostki z warstw wyższych, które uniknęły selekcji naturalnej, wkrótce dorosły i w wyniku swoich zdegenerowanych adaptacji psychicznych, zaczęły popierać rozwiązania, które u zarania następnego wieku jeszcze bardziej pogorszyły sytuację. Wraz z chwilą, kiedy coraz więcej mutantów pojawiało się w elitach społeczeństwa, coraz bardziej popularne stawały się idee dysgeniczne, postulujące zniszczenie ewolucyjnej tradycji w społeczeństwie. Wszystkie te prądy intelektualne miały to do siebie, że postulowane przez nie i następne wprowadzane w życie zmiany powodowały odwrócenie dotychczasowego trendu, czyli pozytywnej korelacji płodności z wysoką inteligencją. Aby zrozumieć jak do tego doszło, należy teraz przedstawić wszystkie czynniki sprawcze stojące za odwróceniem eugenicznego procesu wzrostu inteligencji.

Pierwszy z czynników wywołanych przez te prądy to wprowadzenie długotrwałej powszechnej edukacji. Badacze tacy jak G. Meisenberg, który analizował dane zebrane od 180 tysięcy osób na przestrzeni 30 lat, czy J. Beauchamp, stwierdzili, że długość edukacji jest odwrotnie skorelowana z ilością potomstwa. Oznacza to, że geny dające inteligencję pośrednio sprawiają (dzięki dodatkowym czynnikom, które opiszę poniżej), że dana osoba, szczególnie dotyczy to kobiet, jest zmuszona handlować czasem spędzonym na edukację i czasem przeznaczonym na potomstwo.

Paradoksalnie więc edukacja jest czynnikiem eliminującym inteligencję.

Drugi z czynników (który czołowy współczesny badacz zajmujący się eugeniką R. Lynn uważa za kluczowy) to antykoncepcja. Antykoncepcja od samego powstania, którym było wynalezienie prezerwatywy, działała negatywnie na ludzi bardziej inteligentnych. Informacje na jej temat rozpowszechniały książki a więc docierały one jedynie do tych, którzy je czytali. Ludzie obdarzeni większą wyobraźnią byli w stanie zaplanować strategię ewolucyjną, opartą na nie rozpraszaniu swoich zasobów pomiędzy wiele potomstwa, tylko koncentrowaniu ich na jednym lub dwóch, podnosząc ich dostosowanie. Kolejna dysgeniczna presja na selekcję najlepszych z populacji pojawiła się wraz z wprowadzeniem tabletki antykoncepcyjnej. Tutaj znowu negatywna selekcja eliminowała kobiety inteligentne i sumienne, które były w stanie przeczytać ulotkę i stosować procedurę zgodnie z zaleceniami. Kobiety mniej inteligentne oraz kierujące się impulsywnością zamiast sumienności, mogły po prostu nie przeczytać instrukcji i nie wiedzieć jak działa pigułka, biorąc ją kiedy sobie o tym przypomniały74. Jeszcze mniej inteligentna w ogóle nie pomyśli o zabezpieczeniu antykoncepcyjnym, a seks będzie uprawiać pod wpływem impulsu nie myśląc o długofalowych konsekwencjach. Potwierdzają to badania przeprowadzone w USA wykazując, że wśród kobiet z podstawowym wykształceniem 58% urodzeń było nieplanowanych w stosunku do 27% absolwentek wyższych uczelni75.

Trzeci czynnik, który w połączeniu z dwoma poprzednimi oddziałuje na inteligentne kobiety, aby za ich pośrednictwem obniżać ogólną inteligencję to feminizm. Część ewolucjonistów uważa, że to właśnie zachowania kobiet są kluczem do spadku inteligencji, gdyż u mężczyzn tak naprawdę nie ma bezpośredniej negatywnej korelacji pomiędzy inteligencją a płodnością. W istocie inteligentni mężczyźni mają stosunkowo dużą płodność, problem tkwi w tym, że ich partnerki zawsze są mniej inteligentne. Psychologowie ewolucyjni są zgodni, że kobieta zawsze szuka inteligentniejszego mężczyzny od siebie, gdyż dla niej są to korzystne zasoby psychiczne. Zjawisko to wprost prowadzi do spadku inteligencji, gdyż mężczyzna, krzyżując swoje geny z mniej inteligentną partnerką, siłą rzeczy sprawia, że jego potomstwo będzie miało średnią inteligencję niższą niż jego własna. Nie jest to jednak najgorsza możliwość zważywszy, że to samo potomstwo będzie jednocześnie miało średnią inteligencję wyższą niż partnerka76.

O wiele gorzej wygląda sytuacja u ponadprzeciętnie inteligentnych kobiet. Do opisanego powyżej ujemnego korelowania czasu nauki z płodnością, ułatwionego upowszechnieniem antykoncepcji, dochodzą kolejne implikacje, wynikające z feministycznej propagandy. Po długich latach spędzonych na edukacji, kobieta o wysokiej inteligencji, bardzo często, ulegając feministycznej perswazji decyduje się na karierę zawodową. Ten czynnik z kolei odracza o kolejne lata decyzję o reprodukcji. Tak więc, u wysoce inteligentnych kobiet, jeżeli już dochodzi do decyzji na temat rodziny, jest ona podejmowana sporo po 30 roku życia. Biologicznie, kobieta w tym wieku ma już najlepsze lata za sobą, jednak jeszcze gorzej wygląda sprawa pod względem doboru płciowego.

Kiedy np. 35-letnia kobieta zaczyna rozglądać się za partnerem do założenia rodziny (zakładając, że jest jeszcze zdolna biologicznie do reprodukcji), okazuje się, że wszystkie najlepsze partie są już zajęte. Pozostają więc albo partnerzy mniej inteligentni a więc również bez zasobów (inaczej przecież byliby już żonaci) lub dużo starsi. Oba wyjścia są wysoko dysgeniczne, gdyż albo obniżą inteligencję u potomstwa, albo w przypadku starszego partnera narażą potomstwo na szkodliwe mutacje77. W przeciwieństwie do R. Lynna, należy stwierdzić, że to feminizm jest kluczowym dysgenicznym czynnikiem pośrednim, gdyż to jego wpływ na populację powoduje współwystępowanie pozostałych czynników. Jeżeli bowiem do powyższego opisu, ukazującego jak realizacja postulatów feminizmu dotyczących „realizowania się” kobiet, będącego w praktyce dysgenicznym odraczaniem bądź całkowitym wyrzekaniem się macierzyństwa, dodamy inny postulat feminizmu „wyzwalającą” z ograniczeń biologicznych antykoncepcję, obraz upadku staje się jeszcze bardziej ponury. Stosowanie antykoncepcji ma bowiem jeszcze jeden aspekt dysgeniczny powoduje ona dysfunkcję endokrynologiczną, która w normalnym cyklu menstruacyjnym prowadzi do zajścia w ciążę z najlepszym dostępnym partnerem. Stosowanie antykoncepcji powoduje blokowanie jednego z kluczowych hormonów progesteronu, którego wzrastające stężenie w drugiej, „płodnej” fazie cyklu zmienia percepcję kobiety na bardziej podatną na cechy maskuliniczne, sygnalizujące wysoką wartość genetyczną potencjalnego partnera. Permanentne utrzymywanie na wysokim poziomie estrogenu, spowodowane stosowaniem hormonalnej antykoncepcji, zmienia całkowicie preferencje kobiety odnośnie doboru płciowego. W tej fazie cyklu, kobiety (podobnie jak małe dziewczynki, u których stężenie tego hormonu jest najwyższe) nastawione są na relacje interpersonalne, toteż ich percepcja będzie preferować zniewieściałych mężczyzn, którzy są mili, łagodni i skoncentrowani na relacjach towarzyskich a pozbawieni jednocześnie handicapu, zamiast typowo męskiej rywalizacji o zasoby i wysokie miejsce w społecznej hierarchii. Siłą rzeczy, potomstwo z takich związków będzie miało mniej cech zapewniających na poziomie grupowym konkurencyjność w rywalizacji z innymi populacjami78.Jeżeli do tych faktów dodamy informację o powszechnej wśród ginekologów praktyce podtrzymywania zagrożonych ciąż progesteronem, bez względu na płeć dziecka, pojawienie się całej masy zniewieściałych „ sojowych chłopców” wśród młodzieży staje się zrozumiałe.

Czwartym czynnikiem obniżającym inteligencję, a także wywołującym pozostałe dysgeniczne efekty opisane powyżej jest imigracja obcych rasowo i podgatunkowo jednostek oraz całych rodzin. Poza genetycznymi aspektami imigracji, będącymi konsekwencją mieszanych rasowo związków, które opisałem we wcześniejszych etapach pracy, multikulturalizm wywołuje negatywne efekty także w przypadku rasowej separacji. Wpływ tych procesów opisał m.in. duński badacz Emil Kirkegaard79 ukazując na podstawie statystyk wzrostu imigrantów w Danii z 50 000 w 1980 roku do 300 000 w 2012, zestawionych z badaniami poborowych do duńskiej armii gdzie wyniki imigrantów wynoszą 86 IQ w stosunku do wyniku 100 IQ rodzimych Duńczyków. Na tej podstawie widać wyraźnie, że przy utrzymaniu płodności wśród skupisk imigranckich, połączonej z wysoką płodnością mniej inteligentnej części rodzimej duńskiej populacji, możemy się spodziewać (wobec włączenia potomków imigrantów do statystyk dot. ogólnego IQ całej populacji) znacznego spadku średniego ilorazu inteligencji. R. Lynn potwierdza to zjawisko praktycznie we wszystkich europejskich populacjach. Przykładowo w Wielkiej Brytanii, która była w 2006 roku europejska w 86%, w 2050 będzie już tylko 56% rdzennych Brytyjczyków. W roku 2106, przy utrzymaniu się obecnych trendów, IQ spadnie z dzisiejszego poziomu 100 do 87. Do podobnych wniosków doszedł R. Lynn, badając IQ Amerykanów. J. P. Rushton omawiając jego badania stwierdził, że średnia inteligencja mieszkańców USA spada do poziomu „kaukasko-afroamerykańskich hybryd”, co jest odzwierciedleniem zmian demograficznych80. Na tym etapie nie trzeba chyba tłumaczyć, jakie to będzie miało konsekwencje dla poziomu życia, stabilności politycznej, wskaźników przestępczości i wszystkich innych wskaźników związanych z ilorazem inteligencji81. Jedyny zachodni kraj, w którym Lynn nie przewiduje w ciągu najbliższych lat znaczącej zmiany ilorazu inteligencji jest Kanada. Wynika to z faktu, że znacząca część populacji imigrantów do tego kraju pochodzi z Azji płn.-wsch., gdzie IQ jest średnio wyższe niż u rdzennych Europejczyków. Na zupełnie inny aspekt negatywnego wpływu utraty homogeniczności, wywołanej imigracją, na poziom inteligencji populacji zwrócił cytowany tu wielokrotnie D. Seligman. Opisując amerykański system edukacyjny, w którym kluczową rolę odgrywają testy inteligencji, na podstawie których dzieci są przydzielone do klas o adekwatnym do wyników programie nauczania, ukazał jak zaczęła to niszczyć lewicowa ideologia. Marksiści pokroju Goulda i Lewontina zaczęli głosić poglądy, jakoby testy inteligencji amerykańskich uczniów były „narzędziem ucisku klas i mniejszości”. Postulowali oni, zgodnie ze swoimi aksjomatami, że różnice genetyczne można zniwelować „wzbogacając środowisko” poprzez likwidację czterech profili amerykańskich klas szkolnych, adekwatnych do testów inteligencji (i pokrywających się z podziałami  asowymi) i tworząc, zamiast sprawnego systemu edukacyjnego, agencję opieki społecznej, w której zdolniejsi uczniowie poświęcają swój czas na pomoc mniej zdolnym82. W ekstremalnym przypadku kalifornijskim doprowadziło to do kuriozalnego wyroku sądu, nakazującego aby nawet na wyraźne życzenie rodziców nie przeprowadzać testów iloraz inteligencji na czarnych uczniach. Ostatecznych dowodów o tym, jakie konsekwencje dla poziomu edukacji, gwarantującego efektywne wykorzystanie ilorazu inteligencji, zgodnie z efektem Flynna i Scarr-Rowe, niesie polityka multikulturalizmu, dostarczają efekty kolejnego lewicowego eksperymentu społecznego, którym była tzw. Szkoła Wexlera. Ignorując w swoim stylu fakt, że dzieci jako trzeci sposób kategoryzowania ludzi (po wieku i płci) stosują pojęcie rasy83, lewicowcy stworzyli szkołę Wexlera, w której w różnych proporcjach uczęszczają dzieci amerykańskich Afrykanów, oraz dzieci białych potomków Europejczyków. Mimo iż dzieci pochodzą z różnych klas społecznych, tego akurat nie zauważają, za to jak pisze Judith Rich Harris „zauważają różnice między dwiema kategoriami społecznymi, określonymi kolorem skóry”. Prowadzi to do efektu odwrotnego od zamierzonego presja rówieśnicza powoduje, że nawet czarne dzieci, które w warunkach homogeniczności własnej grupy bez problemu garnęłyby się do nauki, w szkole Wexlera są napiętnowane za tę skłonność przez inne czarne dzieci, jako zdrajcy chcący się upodobnić do białych84. Przykłady te, pokazują, że imigracja oznacza negatywny wpływ nie tylko w wymiarze genetycznym. Nawet gdy nie dochodzi do przepływu genów, skupiska obcych rasowo przybyszów destabilizując środowisko edukacyjne, obniżając jakość nauczania co prowadzi do obniżenia fenotypowej części ilorazu inteligencji.

Ostatnim z czynników, odpowiedzialnych za spadek inteligencji oraz powiązanych z nią eugenicznych dla naszego podgatunku cech osobowości i behawioralnych adaptacji społecznych są, częściowo opisywane w poprzednim eseju, czynniki środowiskowe polegające na powszechnym występowaniu w otoczeniu człowieka szkodliwych neurologicznie toksyn. Proces ten, jest wynikiem opisywanej powyżej trzeciej formy dysgeniki, która jest najbardziej destrukcyjna niszczenia ekosystemu. O ile bowiem dysgenika na poziomie indywidualnym niszczy pojedyncze jednostki, prowadząc do wyeliminowywania ich z populacji w dłuższej bądź krótszej perspektywie, a dysgenika na poziomie grupowym powoduje obniżenie dostosowania grupy, mimo wzrostu dostosowania niektórych dysfunkcyjnych („free riderzy”) osobników, to dysgenika ekologiczna jest wielopoziomowa. Oznacza to, że wpływ sprzecznego z prawami natury funkcjonowania poszczególnych gałęzi gospodarki, niszczy cały ekosystem począwszy od klimatu, gleby, flory i fauny, po człowieka i jego mikrobiotę, na relacjach występujących pomiędzy tymi elementami ekosystemu skończywszy. W poprzednim tekście opisywałem w kontekście upadku stanu chłopskiego na rzecz lansowanego przez kapitalizm przemysłowego podejścia do relacji człowieka z glebą, zwierzętami i krajobrazem, dysgeniczny wpływ tego zjawiska określanego jako „Efekt Seveso” na ludzką fizjologię, szczególnie męską płodność85. Jednak najbardziej kompleksowo problem wpływu zanieczyszczenia środowiska na spadek inteligencji oraz dysfunkcje społeczne opisała brytyjska biolog Barbara Demeneix (Jenkins), prowadząca od 1990 roku Laboratorium Muzeum Historii Naturalnej w Paryżu. W wydanej w 2014 roku książce „Losing our minds”86, w przeciwieństwie do badanych przez dr. Cubałę i prof. Majewską procesów zatruwania neurotoksynami pochodzącymi z farmaceutyków oraz nierodzimych jelitowych filmów bakteryjnych układu nerwowego niemowląt, Demeneix skoncentrowała się na okresie prenatalnym. Według niej neurotoksyny pochodzące ze środowiska, farmaceutyków oraz diety (ołów, rtęć, aluminium, alkohol) działają jako hormonalne substancje zaburzające prowadzące do zmian epigenetycznych (zmian ekspresji genów) we wczesnych stadiach rozwoju płodu. Kluczowym czynnikiem dysfunkcji neurorozwojowych jest zakłócenie prawidłowego funkcjonowania tarczycy przez chemikalia środowiskowe. Sygnalizacja hormonów tarczycy jest bowiem kluczowa dla prenatalnego rozwoju genetycznie uwarunkowanej inteligencji i zdrowia psychicznego. Widać tutaj wyraźnie jakim fałszem jest kapitalistyczno-liberalna narracja o dobroczynnym wpływie taniej przemysłowej żywności, suplementów diety, farmaceutyków, szczepionek oraz plastikowych opakowań wydzielających dioksyny szkodliwe dla zdrowia psychicznego, dla kobiet w ciąży i noworodków. Spoglądając z perspektywy selekcji grupowej, od razu można dostrzec dysgeniczny charakter tych działań. Tak zaciekle broniony przez zwarty blok kapitalistów z jednej strony oraz marksistowską lewicę z drugiej strony przymus szczepień, motywowany chęcią zapewnienia zbiorowej odporności, jest najlepszym tego przykładem. W wyniku masowych szczepień noworodków i niemowląt na choroby, które w większości były naturalnym czynnikiem selekcyjnym, eliminującym mutantów z populacji, chroni się jednostki genetycznie pozbawione odporności lub ludzi (np. nosicieli wirusa HIV), którzy podejmując dysgeniczne zachowania w swoim życiu upośledzili swoje dostosowanie. W rzeczywistości więc „dobrodziejstwo” tego typu praktyk polega na tym, że najlepsza część populacji, która w wyniku szczepień nie nabywa naturalnej odporności oraz jest zatruwana neurotoksynami, jest poświęcona dla jednostek zdegenerowanych, które w warunkach selekcji naturalnej zostałyby wyeliminowane z populacji. Jeżeli jednak ktoś w tym momencie myśli, że jedynym skutkiem tego procesu, jak i wszystkich opisanych wcześniej jest spadek inteligencji, oraz wzrost liczby osób z zaburzeniami neuro- rozwojowymi, to będzie z pewnością rozczarowany.

Zagadnienie wyeliminowania selekcji naturalnej w stosunku do całej populacji, jest bowiem pierwotną przyczyną problemów, które zostały postawione na wstępie naszych rozważań.

Sygnalizowany przez Darwina, Galtona czy Pareto proces zaniku selekcji naturalnej wśród warstw wyższych (elit) społeczeństwa powodował przetrwanie i rozmnożenie osób, które były obciążone szkodliwymi mutacjami fizjologicznymi i wynikającymi z nich mutacjami psychicznymi. Wynikało to z faktu, że ponad 80% naszego genomu warunkuje psychikę87, a więc jest bardzo prawdopodobne, że szkodliwe mutacje genomu, objawiające się na zewnątrz dysfunkcjami fizycznymi jak brak odporności, zaburzenia ruchowe czy niesymetryczna budowa ciała, będą jedynie odzwierciedleniem mutacji psychicznych. Powstali tą drogą nosiciele „szkodliwych mutacji”, tworzyli bądź propagowali dysgeniczne idee. Jednak jak długo selekcja naturalna działała na niższych szczeblach drabiny społecznej tak długo, idee te nie znajdowały podatnego gruntu do rozprzestrzeniania się w całej populacji, gdyż biologiczne podstawy kultury warstw niższych były zdrowe. Bardzo dobrze obrazują to przykłady historyczne. Zrodzone w zdegenerowanym na wskroś Imperium Romanum chrześcijaństwo rozprzestrzeniło się na cały organizm społeczny pełnego „szkodliwych mutantów” imperium. Kiedy jednak ta pierwsza w historii forma rewolucji kulturowej, zmieniającej znaczenie pojęć i realizująca „marsz przez instytucje”88 spróbowała pokojowej ekspansji ideologicznej na ziemie pogańskich Słowian, doznała druzgocącej porażki. Żyjący w rodzimym ekosystemie, w rytmie kulturowo-genetycznej koewolucji, eugenicznie eliminującej mutantów, słowiańscy Indoeuropejczycy stanowczo odrzucili dysgeniczną ideologię89.

W świetle wszystkich naukowych ustaleń na temat ewolucyjnych podstaw narodu, rasy i podgatunku, opisanych w tym eseju, możemy w tym miejscu sformułować podstawową tezę : Pierwotne źródła wszystkich dysgenicznych ideologii, determinujących zachowania niszczące tkankę społeczną, znajdują się w ludzkiej biologii. Krytyczne nagromadzenie szkodliwych mutacji w odseparowanej technologicznie od wpływu naturalnej selekcji, ludzkiej populacji, zawsze spowoduje pojawienie się pozbawionych behawioralnych adaptacji mutantów, którzy swoim zachowaniem zniszczą strukturę społeczną.

Kluczem do zrozumienia naszego wstępnego problemu jest więc, zamiast „rozglądania się na zewnątrz” w poszukiwaniu „podstępnych wrogów” naszej cywilizacji, postulowane przez Zadrugę spojrzenie na siebie samych i w sobie samym szukanie źródeł słabości i upadku. O ile bowiem jest nieodpartym faktem, że celowe i świadome intrygi wrogów naszego podgatunku polegają na infekowaniu naszego społeczeństwa patogenami chorobliwych ideologii, o tyle uważanie ich za przyczynę upadku jest pomyłką. Takie próby trwały bowiem przez całą historię gdyż wynikają one z praw ewolucji, popartych matematyczną teorią gier90. Dlaczego jednak akurat współcześnie, gdy wydawać by się mogło że nasza cywilizacja cały czas stoi na wysokim poziomie technologicznym, jej społeczny organizm zdaje się być bezbronny wobec patogenów, które wcześniej wielokrotnie bezproblemowo zwalczał? Skoro atakujące nas koczownicze cywilizacje zawsze były takie same, dlaczego akurat dziś marksizm kulturowy oraz postmodernizm święcą takie triumfy? Dlaczego pierwotne chrześcijaństwo, będąc wcześniejszą formą tego samego patogenu, wygrało w państwie rzymskim, stojącym ówcześnie na takim jak my dzisiaj, wysokim szczeblu rozwoju? Dlaczego w drastycznie odmiennym genetyczno-kulturowym cyklu cywilizacyjnym płn.-wsch. Azjatów występują podobne procesy?

Korzystając z zasady „brzytwy Ockhama”, kiedy te wszystkie, pozornie odległe przypadki sprowadzimy do elementów wspólnych, powtarzających się w każdej sytuacji, dysgeniczne wytłumaczenie upadku, spowodowanego pojawieniem się „złośliwych mutacji” we wszystkich populacjach, jest jedynym wytłumaczeniem, które wedle Ockhamowskiego modelu jest na tyle proste, że tłumaczy wszystkie odrębne przypadki jedną przyczyną. Jeżeli bowiem weźmiemy pod uwagę konkurencyjne wobec naszego wytłumaczenia, to sformułowane przez K. MacDonalda, od razu widać, że nie pasuje ono do przypadku „wschodnioazjatyckiego” jak pisałem we wstępie, praktycznie nie ma tam mniejszości żydowskiej. Z drugiej strony, patrząc na genezę powstania postmodernizmu, także przy pomocy brzytwy Ockhama możemy odrzucić koncepcję MacDonalda  spośród twórców tego dekadenckiego nurtu intelektualnego tylko Derrida był sefardyjskim Żydem, to natomiast co łączy go z Foucaultem to akurat nie pochodzenie, tylko „złośliwa mutacja” genetyczna  homoseksualizm.

Aby ostatecznie odrzucić najbardziej konkurencyjne wobec naszej tezy wyjaśnienie upadku, wystarczy przywołać żydowskiego naukowca Richarda J. Herrnsteina, który jako współautor przełomowego dla rozwoju psychologii ewolucyjnej i genetyki behawioralnej dzieła „The Bell Curve” zadaje kłam tezie MacDonalda, że Żydzi całkowicie identyfikują się z negującymi ewolucjonizm prądami intelektualnymi radykalnej marksistowskiej lewicy.

Oczywiście zwolennicy spiskowych teorii, jako źródła upadku odpowiedzą zapewne mówiąc o „wyjątkach potwierdzających regułę” oraz będą używać innych sofistycznych argumentów. Dlatego, aby postawiona w tym tekście teoria naukowa wyjaśniająca regres cywilizacyjny, stała się dostatecznie klarowna, do całości logicznych uogólnień wywnioskowanych z podanych powyżej faktów należy na koniec dodać ostateczne argumenty. Najnowszy stan nauki w obszarze operującym używanymi tutaj społeczno- biologicznymi kategoriami narodu, rasy i podgatunku, dostarcza nam nowych ustaleń, wyjaśniających przyczyny, warunki oraz okoliczności powstania i określonego przebiegu zjawisk, składających się na pod tytułowe „ewolucyjne źródła cywilizacyjnego regresu Indoeuropejczyków”.

W szczególności chodzi tutaj o powiązane ze sobą zjawiska epistazy społecznej oraz efektu „mysiej utopii”. Właśnie to ostatnie badanie naukowe, znane również jako „eksperyment Calhouna” dostarcza nam, w powiązaniu ze zjawiskiem społecznej plejotropii ostatecznych dowodów potwierdzających genetyczne źródła cywilizacyjnego regresu.

W istocie przebieg eksperymentu Calhouna, wraz z jego finałem, nawet bez socjobiologicznego warsztatu naukowego, jest sugestywnym przykładem dysgenicznych efektów, które powoduje realizacja lewicowych postulatów. Głównym założeniem tego eksperymentu, była chęć naukowego potwierdzenia lewicowego postulatu o konieczności wprowadzenia polityki depopulacyjnej w zachodnich społeczeństwach. Marksiści kulturowi, opierając się na maltuzjańskich teoriach kryzysu społecznego (głód, wojny, anarchia polityczna) spowodowanego przeludnieniem, postulowali tworzenie przez poszczególne państwa, organizacje pozarządowe a także agendy ONZ programów depopulacyjnych, mających uchronić ludzkość przed spełnieniem prognoz Malthusa. Spośród gatunków społecznych wybrano gryzonie (myszy, szczury) ze względu na szybką reprodukcję, która ograniczała długość trwania eksperymentu. Zwierzętom biorącym udział w eksperymencie (były to cztery pary samic i samców  w sumie osiem gryzoni) stworzono „idealne” warunki życia, odwzorowujące te, które posiada współczesny człowiek żyjący w nowoczesnym społeczeństwie zachodnim. Na potrzeby doświadczenia, zbudowano ogromny habitat, który powierzchnią wielokrotnie przekraczał potrzeby początkowej ilości zwierząt (przewidziany był dla populacji liczącej 4000 osobników, przy tej liczbie miały się spełnić przepowiednie Malthusa skutkujące przemocą, chaosem i głodem). Jednak kluczową cechą tej „mysiej utopii” było, podobnie jak to jest obecnie w naszym społeczeństwie, odizolowanie zwierząt od wszystkich czynników selekcyjnych, które ten gatunek spotkał w naturze. Nie było więc w tym mysim uniwersum drapieżników, braku pożywienia, ani żadnych chorób zakaźnych. Dodatkowo należy dodać, że w aspekcie socjobiologicznym mysi raj był również na wskroś egalitarny- tworzenie się hierarchii społecznej poprzez emigrację osobników o niższym statusie społecznym do gorszych, nieoptymalnych siedlisk było niemożliwe, wszystkie habitaty były tak samo obfite, a cały „wszechświat” był terenem zamkniętym.

W pierwszej fazie eksperymentu po 104 dniach narodził się pierwszy miot. Po chwilowym zamieszaniu spowodowanym pojawieniem się sporej liczby młodych, populacja nauczyła się żyć razem w oparciu o podział terytorialny ustanowiony przez cztery pary początkowe. Od tego momentu populacja powiększała się wykładniczo podwajając się co ok 50 dni, aż do osiągnięcia liczby 620 osobników. W tym miejscu nadeszła druga faza eksperymentu, gdyż podwajanie populacji następowało dopiero po 145 dniach. Na tym etapie urodzone młode żyły i zakładały własne rodziny w otoczeniu takiej ilości starych zwierząt, która nigdy nie wystąpiłaby w stanie naturalnej selekcji. Pod koniec tego etapu, cała pożądana przez populację przestrzeń była wypełniona poligenicznymi grupami społecznymi kontrolowanymi przez dominujących samców. Im samiec był bardziej dominujący, tym większa i bardziej płodna była jego grupa społeczna. W tym momencie w skład populacji wchodziło 14 grup społecznych, złożonych ze 150 dorosłych każda grupa składała się z 10 dorosłych, w tym dominującego samca, oraz powiązanych z nim innych samców i samic oraz ich potomstwa. Tego potomstwa było 470 osobników, z których każdy otrzymał dobrą opiekę macierzyńską oraz wczesną socjalizację. Co charakterystyczne, w wyniku braku selekcji, młodych było 3 razy więcej niż dorosłych osobników  taki stosunek nigdy nie wystąpiłby w warunkach naturalnej selekcji. W ten sposób rozpoczęła się trzecia faza eksperymentu, w której wzrost populacji znacznie zwolnił. W związku z tym, że znacznie więcej myszy przeżyło do dorosłości, niż miałoby to miejsce w stanie naturalnym, okazało się, że bardzo dużo myszy o niskim statusie społecznym nie może sobie znaleźć dla siebie własnej niszy a nie mogąc emigrować, wycofują się fizycznie i psychologicznie. W wyniku braku emigracji, która w stanie naturalnym wyselekcjonowałaby wartościowe osobniki do założenia nowych populacji, a także braku czynników naturalnej selekcji, które w normalnych warunkach po prostu sprawiłby, że te osobniki nie dożyłyby do dorosłości, powstała subpopulacja mutantów, która żyła na terytorium dominujących samców i trzymała się razem. Poza drobnymi utarczkami o pożywienie nie było między nimi zachowań agresywnych, motywowanych rywalizacją o rangę społecznej hierarchii.

Co jednak było o wiele poważniejsze dla struktury społecznej, to fakt, że mutanci swoim zachowaniem cały czas prowokowali dominujących samców do reakcji w obronie własnej pozycji społecznej, a że było ich tak wielu, siłą rzeczy zdolność do kontrolowania własnego terytorium znacznie spadła. To z kolei pozbawiło opieki samice posiadające gniazda z młodymi, narażając je na napady obcych osobników. W odpowiedzi samice zaczęły zachowywać się w sposób „męski”, wzrosła w nich agresja, także w stosunku do własnego potomstwa. W wyniku atrofii instynktu macierzyńskiego u samic, ich młode zostały przedwcześnie wyrzucone z gniazd, przez co nie zostały w pełni z socjalizowane aby po przejęciu tradycji mogły dokonać wyprowadzki do własnych gniazd. U części samic, które w okresie „inwazji mutantów” były w ciąży wzrosło zjawisko wchłaniania płodów (naturalna aborcja). W tym miejscu pojawił się wzrost śmiertelności, który szybko przewyższył liczbę narodzin, rozpoczynając ostatnia fazę eksperymentu. Po 600 dniu żadna mysz z ostatnich miotów nie przeżyła do dorosłości a 200 dni później wszystkie samice były już po okresie menopauzy. Kolonia zamiast osiągnąć przeludnienie, wymarła naturalnie, nie osiągając więcej niż połowy zakładanej wielkości populacji.

Eksperyment był wielokrotnie powtarzany, na różnych gryzoniach społecznych, zawsze z tym samym efektem końcowym. Calhoun jak i inni lewicowcy, mimo iż badane populacje nigdy nie zajmowały terenu całego habitatu, uporczywie twierdzili, że przyczyną załamania behawioralnego było przeludnienie91. Według Calhouna, myszy o niskim statusie ciągle naruszały przestrzeń rodzinną co uniemożliwiało przekazanie młodym złożonych zachowań społecznych takich jak zaloty czy zachowania macierzyńskie.

W istocie, szczegółowa analiza eksperymentu (pomijając czynnik przeludnienia jako absurdalny sam w sobie) przyniosła intrygujące spostrzeżenia, które postawiły dysfunkcyjne zachowania części myszy po stronie skutków, a nie przyczyn wymarcia populacji. Po pierwsze już w fazie trzeciej eksperymentu, kiedy to dokonano autopsji na samicach, okazało się, że tylko 18% z nich kiedykolwiek miało poczęcia młodych. W warunkach naturalnych te same myszy miałyby w tym wieku już kilka pomyślnie wychowanych miotów za sobą. Męskie odpowiedniki tych jałowych samic, na tym samym etapie już sam Callhum nazwał „pięknisiami”  skupieni w swoim własnym gronie, na terenie dominujących samców, jak to zostało zaznaczone powyżej, same nie toczyły walk o dominację. Nie były praktycznie w ogóle agresywne ani też zainteresowane jakąkolwiek formą zachowania społecznego. Po prostu jadły, piły i czyściły swoje futro, były całkowicie skoncentrowane na sobie, nie wykazując seksualnego zainteresowania samicami (mimo, że te same wykazywały zainteresowanie co było kolejną anomalia behawioralną). Co ciekawe część z tych „pięknisiów” przejawiała za to zachowania homoseksualne. Dla dominujących samców były one problemem biernym  zmuszały ich do ciągłych interwencji naruszając terytorium, nie będąc jednak samym zainteresowanymi zajęciem ich miejsca, co było dysgeniczne na poziomie grupowym i w istocie doprowadziło do wymarcia populacji- wartościowe jednostki w wyniku działań mutantów nie przekazywały swoich genów kolejnym generacjom, a mutanci nie byli tym wcale zainteresowani.Oczywiście takie wytłumaczenie mogło być jedynie „rasistowską hipotezą” dla wszelkiej maści „postępowców” do momentu potwierdzenia wszystkich dysfunkcji behawioralnych w „mysiej utopii” jako efektu genetycznych mutacji. Efekt ten został nazwany „epistazą społeczną”   po raz pierwszy zaobserwowaną przez Linkvayera wśród owadów społecznych92. Dla zrozumienia tego problemu, kluczową sprawą jest zagadnienie dysgeniki na poziomie selekcji grupowej (opisywane w pierwszej części eseju). Szkodliwe mutacje, które wystąpiły w „mysiej utopii” są bowiem zazwyczaj rozumiane wyłącznie w kategoriach szkodliwego wpływu na organizmy nosicielskie. Epistaza społeczna zaś ukazuje, że u gatunków społecznych, niekorzystne efekty genetyczne nie ograniczają się jedynie do poziomu indywidualnego. Mechanizm epistazy społecznej pozwala w swej istocie genomom obciążonym szkodliwymi mutacjami zredukować, poprzez plejotropię na poziomie grupy, fitness innych genomów, w tym pozbawionych tych szkodliwych mutacji. Owe obniżenie dostosowania następuje poprzez degradowanie procesów społecznych na poziomie całej populacji, które optymalizują ekologię reprodukcyjną (w przypadku ludzi będzie to kulturowo-genetyczna koewolucja w rodzimym ekosystemie) zapewniającą skuteczną rywalizację z innymi populacjami, głównie poprzez eliminację lub nacisk na „free riderów”. W przypadku mysiej populacji, prawidłowe funkcjonowanie społeczności opierało się na respektowaniu przez wszystkich terytorialnego podziału, odzwierciedlającego społeczną hierarchię. Ten system, oparty na znakowaniu feromonami granic terytorium przez dominujące samce, był dobrem publicznym, zapewniającym prawidłowe funkcjonowanie populacji (pielęgnacja i socjalizacja młodych). W warunkach naturalnych samce o niskiej randze społecznej zmuszone byłyby do emigracji do innych habitatów, a mutantów wyeliminowałby selekcja naturalna. Każdy osobnik, który nie uczestniczył w tworzeniu dobra publicznego „jadąc na gapę” (free riding), miał uniemożliwione korzystanie z niego. Epistaza społeczna polegała zaś na tym, że dominujące samce, tworząc swoimi zachowaniami strukturę społeczną, wywoływały pożądane efekty genetyczne u innych osobników w społeczeństwie  zapewniały młodym warunki do socjalizacji. Czyli genom dominujących samców zapewniał dostosowanie genomom młodych w populacji. Potwierdzenie genetycznego źródła upadku populacji przyniosły badania Bachmana (2018) i jego zespołu współpracowników. Odkryli oni, że u osobników nazywanych przez Calhouna „pięknisiami”, w wyniku mutacji genu Nlgn3 nastąpiło znaczne zwiększenie produkcji feromonu dekryny. Dekryna jest głównym składnikiem mysiego moczu, a przez to, że jest bardzo kosztowna energetycznie w wytworzeniu dla organizmu osobnika, jest ona handicapem zapewniającym w warunkach naturalnych wysoką pozycję społeczną tym myszom, które posiadają jej znaczne ilości. Paradoks sytuacji „mysiej utopii” polegał na tym, że w wyniku wspomnianej mutacji genu Nlgn3, zgodnie z Teorią Historii Życia organizmy nosicieli tego genu produkowały dekrynę w ponadprzeciętnych ilościach, upośledzając fitness w innych obszarach (zdolności społeczne). W warunkach naturalnej selekcji jednostki te byłyby eliminowane przez drapieżniki, choroby oraz głód spowodowany nieumiejętnością zdobywania pokarmu. W warunkach eksperymentu było jednak inaczej, ci „szkodliwi mutanci” przeżywali, a przebywając cały czas pośród „zdrowego” społeczeństwa, niszczyli jego strukturę, chaotycznie znakując cały habitat uryną bogatą w dekrynę, co powodowało dezorientację reszty populacji, która nie mogła „społecznie nawigować” wobec braku czytelności sygnałów komunikacyjnych zawartych w urynie. Gryzonie nie były zdolne koordynować wzajemnych zachowań, co powodowało upadek hierarchii, myszy traciły również pamięć przestrzenną, poprzez wszechobecność dekryny musiały przeznaczać więcej czasu i energii na znajdowanie własnych rodzimych siedlisk, a tym samym miały mniej czasu i energii na rozwiązywanie społecznych problemów, niezbędnych do przetrwania populacji. Wszystko to wynikało z ogromnej koncentracji szkodliwych mutantów, których nie wyeliminowała naturalna selekcja, a dominujące samce nie mogły sobie poradzić z ich ogromną liczebną przewagą.

Jan Stachniuk zauważył podobne dysgeniczne zjawisko w społeczeństwach pacyficznych wyspiarzy. Na długo przez stworzeniem „mysiego raju” przez Calhouna, Stoigniew zauważył w swym monumentalnym dziele „Człowieczeństwo i Kultura”, że tam gdzie warunki naturalne są wyjątkowo sprzyjające, ludzie są paradoksalnie niespokojni a ich społeczne nawyki i zachowania wyjątkowo odpychające i ponure93. Kiedy zaś odniesiemy wszystkie obserwacje poczynione w trakcie eksperymentu Calhouna do naszych zachodnich społeczności, nie sposób dalej stawiać pojawienia się, niszczących tradycję, religię i cywilizację, lewicowych ideologii po stronie przyczyn obecnego regresu indoeuropejskiej populacji. W istocie źródłem wszystkich społecznych patologii w wysoko rozwiniętych populacjach indoeuropejskich, ale również północno-wschodnio azjatyckich, jest głęboka redukcja czynników selekcji naturalnej. Jak zaznaczyłem powyżej, powoduje to przeżycie mutantów w elicie społecznej, z jednej strony, a z drugiej pojawienie się całej rzeszy pozbawionych behawioralnych adaptacji osobników w pozostałych warstwach społeczeństwa. Nosiciele szkodliwych mutacji wśród wyższych warstw społeczeństwa – politycy, artyści, naukowcy absorbują ideologie kwestionujące religijność, tradycję oraz cywilizacyjny Qincunx, czyli te elementy kultury, które zapewniają organiczną spójność struktury społecznej. Mimo, że po przodkach odziedziczyli ponadprzeciętne zdolności werbalne, talenty artystyczne lub wysoką inteligencję, jednocześnie złośliwe mutacje upośledziły gros pozostałych behawioralnych adaptacji (np. etnocentryzm, altruizm, zdolność logicznego rozumowania ) co czyni tych nosicieli „złośliwych mutacji” odpowiednikiem „pięknisi” z eksperymentu „mysiej utopii”. I podobnie jak ich mysie odpowiedniki, które były obdarzone nieproporcjonalnie do swojej genetycznej jakości dużą ilością dekryny, tak samo oni używają swoich talentów przeciwnie z ich przeznaczeniem. Religijni przywódcy, zamiast tłumaczyć konsekwencje religijnych dogmatów dla codziennych wyborów życiowych, okazują się seksualnymi dewiantami, agentami wpływu innych religii lub zwykłymi konformistami ulegającymi politycznej poprawności. Naukowcy zamiast podążać za zgodnym z indoeuropejską tradycją paradygmatem neotomizmu, dla którego nauka była opartym na doświadczeniu, rozumowym poznaniem i zgłębieniem boskiego dzieła, wkładają cały swój intelektualny wysiłek w próby uzasadniania dysgenicznych aksjomatów lewicy, bądź po prostu w podważanie podstawowych kategorii tworzących pojęcie prawdy. Wreszcie „artyści”, miast umacniać Qincunx we wszystkich aspektach (prawda, dobro, piękno, zdrowie i dobrobyt)94, w postmodernistycznym obłąkaniu używają całego dostępnego im artystycznego warsztatu do „dekonstrukcji”, czyli wymazania tych kluczowych owoców kulturowo-genetycznej koewolucji”. Te wszystkie działania w swej istocie tworzą społeczną epistazę  silnie wpływają na zachowania mutantów w reszcie populacji, którzy pod wpływem dysgenicznych wzorców behawioralnych zawartych w produktach umysłowych zdegenerowanych przedstawicieli elit społecznych, zaczynają postępować według tych wzorów.95

Pojawiają się więc społeczne grupy niszczące homogeniczność populacji poprzez sprowadzanie imigrantów z obcych ekosystemów. Inne grupy zmutowanych osobników (SJW) wymuszają rozległe przywileje dla seksualnych dewiantów, feministek oraz obcych grup rasowych i religijnych. Działania te, poza promowaniem interesów genetycznych nie-Indoeuropejczyków, prowadzą do spadku zachowań, które wcześniej zapewniały przetrwanie grupy. Istota epistazy społecznej jest więc identyczna jak w przypadku „mysiej utopii”. Złośliwi mutanci atakując i opanowując instytucje niezbędne do przekazania zachowań zapewniających przetrwanie i rozmnożenie, wpływają na upośledzenie fitness także u zdrowych genetycznie osobników. Drugim aspektem epistazy społecznej jest to, że działania mutantów zmuszają ludzkie odpowiedniki dominujących mysich samców do marnowania czasu na walkę z ich aktywnością (głównie z produktami kulturowymi jak opisywany powyżej feminizm oddziałujący na fitness niezmutowanych kobiet), co także ogranicza ich dostosowanie – w tym czasie powinni zakładać rodziny i zabezpieczać byt potomstwa. I to zdaje się być ostatecznym wyjaśnieniem wstępnych problemów badawczych.

Po tym jak wstępnie odrzuciliśmy koncepcję prof. K. MacDonalda, podobnie należy uczynić z tymi wyjaśnieniami obecnego regresu, które jego źródła lokują bezpośrednio, jak np. K. Karoń, w marksizmie. Jak pisze Edward Dutton „marksizm częściowo, poprzez likwidację starej elity może pomóc w realizacji interesów genetycznych klasy robotniczej która go popiera, a nawet przy promowaniu wielokulturowości ciągle będzie wspierał interes genetyczny nowej elity oraz jej rodziny […]. Ale wielokulturowość różni się od marksizmu, ponieważ z natury wiąże się ze zniszczeniem całej rodzimej populacji (wraz z nową elitą). Wydaje się, że ci, którzy opowiadają się za multikulturalizmem stracili kluczowy instynkt samozachowawczy skłaniający do ochrony własnej grupy genetycznej. Kiedy społeczeństwo jako całość uzna wielokulturowość za dominującą ideologię, wtedy działa ono wbrew własnym interesom genetycznym, ostatecznie zmierzając do autodestrukcji”96.

Oczywiście można argumentować takie postępowanie dysgeniką na poziomie grupowym  elity promujące multikulturalizm zapewniają sobie społeczno-ekonomiczny status, zwiększający fitness, kosztem zmniejszenia fitness całej populacji. Jednak oni sami są w stanie odizolować się od jego negatywnych skutków jedynie w krótkim okresie czasu, nie uwzględniając długoterminowych negatywnych konsekwencji dla własnego genetycznego interesu. Na mutacyjną przyczynę tych zachowań wskazują także wyniki badań R. Petersona i C. Palmera, którzy odkryli, że zarówno w USA jak i w Europie oraz Australii, politycy „prawicowi” sprzeciwiający się multikulturalizmowi, są postrzegani przez wyborców jako bardziej fizycznie atrakcyjni97. Mimo pokrętnych tłumaczeń tych wyników ekonomiczno-społecznym statusem, pokrywają się one z badaniami przytaczanymi powyżej w sprawie dysgenicznego wpływu feminizmu na inteligencję, w których Huber i Fieder w 2014 roku badając ogromną próbkę 10 tys. absolwentów szkół wyższych, ustalili dodatnią korelację pomiędzy wiekiem ojcostwa a koncentracją genetycznych mutacji u potomstwa objawiającą się spadkiem jego fizycznej atrakcyjności. Podobnie w tym wypadku należy przyjąć, że opowiadanie się za głęboko dysgenicznym multikulturalizmem przez polityka lewicowego jest efektem oddziaływania jego zmutowanego genomu. To podwyższone obciążenie mutacyjne mózgu lewicowca, często znajduje też odzwierciedlenie w wyższej fluktuacyjnej asymetrii twarzy98.

Mimo wciąż wzmagającej presji efektu „mysiej utopii” na naszą cywilizację, trwający wciąż rozwój ewolucyjnych gałęzi nauki przynosi coraz to nowe dowody odnośnie rzeczywistej kondycji biologicznej naszej populacji. Z resztą stanowisko to wyraził już u zarania tych gałęzi wiedzy ich twórca, K. Darwin. Kiedy Europa była u szczytu swej światowej hegemonii cywilizacyjnej, i jeszcze absolutnie nic nie zapowiadało nadciągającej katastrofy, ten niewątpliwy geniusz przytomnie zauważył konkludując swoje naukowe ustalenia.

„U narodów dzikich jednostki słabe, czy to umysłowo czy taż fizycznie, giną zwykle dość szybko te zaś które zostają, są zawsze zdrowe i silne. Narody cywilizowane natomiast starają się wszelkimi siłami stawić przeszkodę temu procesowi naturalnej eliminacji. Budujemy domy przytułku dla chorych, kalek i wariatów, ustanawiamy podatki na rzecz ubogich, troszczymy się o dobrobyt kretynów i idiotów, a lekarze nasi poświęcają całą swą zręczność i wiedzę, aby najsłabsze istoty zachować jak najdłużej przy życiu. Szczepienie ospy uratowało niezawodnie tysiące a może i miliony tych osób, które mając słabą kompleksję poumierałyby na ospę. W taki sposób dajemy możność słabym członkom społeczeństwa do utrzymywania nadwątlonej swej rasy. Każdy kto przypatrywał się sztucznej hodowli domowych zwierząt przyzna, że metoda tego rodzaju jaka kierujemy się w społeczeństwie, wywołałaby jak najszkodliwsze następstwa, gdyby była zastosowana do zwierząt. Bo któż kiedy myślał odstawiać od rozpłodu jednostki najsłabsze. Który gospodarz starał się o reprodukcję najmniej korzystnej lub zupełnie bezwartościowej rasy?”99

Czy jednak problem tkwi jedynie w opisywanym również przez V. Pareto, F. Galtona czy H. Spencera „pozostawieniu w spadku kolejnym generacjom rosnącej liczby imbecyli”? Spoglądając przez pryzmat przedstawionych w tym eseju naukowych kategorii z obszaru genetyki, socjobiologii oraz psychologii ewolucyjnej, możemy się pokusić o głębszą konkluzję. W istocie bowiem, wszystkie dysgeniczne procesy opisane powyżej dowodzą, że popularne w środowisku nacjonalistycznym nurty postapokaliptycznego futuryzmu są dla nas rzeczywistością, skrytą za fasadą resztek umarłej cywilizacji. Zachód, ten Cioranowski „uperfumowany trup, zgnilizna która ładnie pachnie” nie umarł jednak, jak chcieliby humanitaryści w wyniku straszliwego wirusa, pandemii wywołanej przez „antyszczepionkowców” lub innych wyimaginowanych wrogów „postępu”. Wbrew twierdzeniom tych zmutowanych błaznów, to właśnie średniowieczne epidemie, w połączeniu z „małą epoką lodowcową” dały naszej cywilizacji epokę największego rozkwitu100.

Natomiast powstałe w wyniku owoców tego rozkwitu cywilizacyjnego całkowite wyeliminowanie czynników selekcyjnych, które śmiertelność wśród naszej populacji z 40% obniżyło do poniżej jednego procenta, naraziło nas na inwazję mutantów, która w połączeniu z brakiem geniuszy zamieniła nasz obszar w genetyczny „zombieland”. Jeżeli bowiem weźmiemy pod uwagę konstatację, że genetycznie, populacja która 150 lat temu osiągnęła światową dominację, stanowi obecnie jedynie 15% społeczeństwa, to resztę (poza obcymi podgatunkami) należy postrzegać jako zombie  żywe trupy.

W literackiej konwencji postapo w ten sposób można opisać złośliwych mutantów  osobniki, które wyrzekły się podstawowego celu egzystencji, stając się luźnymi ogniwami, nie związanymi z łańcuchem pokoleń. Te żywe trupy, nie będąc same zainteresowanymi prokreacją, jednocześnie atakują żywych, starając się udaremnić ich walkę o przetrwanie aż do rozmnożenia. Myślę, że każdy czytelnik tego eseju w głębi duszy już w tym momencie wie, do której grupy należy.

Przypisy:

 

  1. Mit o Rodzanicach i wędrówce dusz był emanacją roli dziedziczenia w ewolucji nasi przodkowie wierzyli,że

ludzie w momencie śmierci opuszczają swoje ciała i jako dusze wcielają się w ciała swoich potomków, zwłaszcza wnuków. Tak Słowianie tłumaczyli sobie obecność cech charakteru poszczególnych osób w ich potomstwie, nie

znając praw genetyki behawioralnej. Wierzono również, iż osoby zmarłe bezpotomnie błąkają się jako bezdomne dusze po chatach innych i zjadają okruchy z ich stołu.

Wiara w reinkarnację w Rodzimowierstwie Słowiańskim, Sambor z Białożaru: https://bialozar.files.wordpress.com/2019/03/wiara-w-reinkarnacje-w-rodzimowierstwieslowianskim.pdf

  1. Rosyjski historyk i geopoltyk L. Gumilow pisze,że oprócz przyczyn genetycznych („utrata pasjonarności”) przyczyną upadku Nowogrodu Wielkiego były również zmiany klimatyczne, które spowodowały utratę

samowystarczalności żywnościowej przez ten oparty na kapitalizmie i wiecowej demokracji i rodzimej wierze słowiańskiej ruski organizm państwowy. W efekcie uzależnione od zewnętrznych dostaw pożywienia państwo stało się łatwym łupem reprezentującej Ruś w innym wariancie cywilizacyjnym państwo Moskiewskie.

  1. Gumilow, Od Rusi do Rosji, W-wa 2004, s.141

  2. E. Dutton , M. Woodley of Menie, At Our Wits' End: Why We're Becoming Less Intelligent and What it Means for the Future, Exeter 2018, s. 21-22.

  3. B. Charlton, „The pyramid of technology and of intellectual functions”

htpp://charltonteaching.blogspot.fi/2012/11/the-pyramid-of-technology-and-of.html.

  1. V.Pareto Uczucia i działania. Fragmenty socjologiczne, Warszawa 1994, s. 53

  2. Lynn cały efekt wzrostu poziomu inteligencji przypisał poprawnie jakości odżywiania u warstw najuboższych, uzasadniając to badaniami antropologicznymi. Zdołał on udowodnić związek pomiędzy jakością odżywiania a wielkością czaszki, a więc także mózgu.

  3. Seligman, O inteligencji prawie wszystko, Warszawa 1995, s.188.

  4. https://www.youtube.com/watch?v=h6za10UIayo

  5. E. Dutton, D. Charlton The Genius Famine: Why we need geniuses, why they are dying out, why we must rescue them, Buckingham 2015.

  6. Chodzi tutaj głównie o religijne pochodzenie nauki, które było domeną każdej rodzimej religii indoeuropejskiej, a w judeochrześcijańskiej cywilizacji zachodniej ta praktyka odrodziła się za sprawą tomizmu – średniowiecznego

scholastyka św. Tomasza z Akwinu, który twierdził podobnie jak indoeuropejscy rodzimowiercy, że udowodnić istnienie boga można za pomocą logiki, a celem nauki winno być zrozumienie boskiego stworzenia. Kiedy więc uniwersytety, początkowo powołane z pobudek religijnych, zmieniły się w biurokratyczne instytucje kierujące się kapitalistyczną logiką (zarobek, wyniki) okazuje się, że są one nieprzyjaznym środowiskiem dla prawdziwych geniuszy, którzy nie potrafią poruszać się w tym środowisku np. Francis Crick, odkrywca DNA, został odrzucony z Cambridge, bo nie uzyskał wystarczających punktów na licencjacie aby stać się doktorantem. Po prostu życie akademickie faworyzuje ludzi sumiennych, dość inteligentnych, wykwalifikowanych społecznie ale absolutnie nie

genialnych.

  1. E. Dutton, M. Woodley of Menie, At our Wits' end... 2018 s. s.130.

  2. Fryderyk Nietzsche, Antychryst, Warszawa 1907 s.6.

  3. Ks. Izajasza 11/6-9.

  4. Op. pod red. W. Pschyrembel - zapobieganie ciąży w „Ginekologia praktyczna” 61 Warszawa

  5.      75 . E. Dutton, M. Woodley of Menie, At our Wits' End...

  6. D. Seligman „O inteligencji..” s.103

  1. Materiał genetyczny mężczyzny po 35 roku życia jest już w 3/4 zmutowany, co dowiodły amerykańskie badania kilku pokoleń mężczyzn, przeprowadzone pod kątem korelacji spadku religijności ze wzrostem wieku ojcostwa. Na koniec tych badań odkryto dysgeniczność późnego ojcostwa, która w połączeniu z późnym wiekiem matki może powodować również poważne schorzenia genetyczne jak: np. zespół Downa. Także islandzkie badania Poliedu ukazują związek późnego ojcostwa ze spadkiem inteligencji. Chiński badacz A. Kung z Uniwersity of Iceland, który wraz ze swoim zespołem zidentyfikował w tej bardzo homogenicznej populacji, dużą liczbę genowych wariantów (alleli) które występując razem są predyktorami zarówno wyższego wykształcenia jak i wysokiego IQ u ich nosicieli. Badając ten zestaw alleli na przestrzeni dekad, oraz na dużej grupie nosicieli (109 tys. osób) odkrył na przestrzeni lat korelację pomiędzy opóźnianiem wieku ojcostwa a spadkiem inteligencji – im bardziej na

przestrzeni lat wzrastał wiek ojcostwa, tym bardziej spadała inteligencja ogólna (g)

  1. Dutton and M.Woodley of Menie, At our Wits' End..., s.144 (wszystko to, w połączeniu z opisywanymi na końcu badaniami R. Petersona i C. Palmera daje solidne potwierdzenie naukowe dysgeniczności późnego ojcostwa, która wbrew obiegowym opiniom przed 40 rokiem życia jest wyższa niż dysgeniczność późnego macierzyństwa).

  2. A. Moir, D. Jessel, Płeć mózgu, W-wa 1996 s. 96-105.

  3. Badacz ten zyskał złą sławę w lewicowym środowisku akademickim potwierdzając wynikami swoich badań „Teorię genetycznego podobieństwa” J. P. Rushtona. Kirkegaard analizując potężną próbę 68 tys. osób

korzystających z amerykańskiego serwisu randkowego OKcupid ustalił, że szczególnie w przypadku kobiet, jeżeli tylko maja możliwość działać anonimowo (bez udziału ideologicznej presji środowiskowej) dokonują

etnocentrycznych wyborów partnera, eliminując potencjalnych obcych rasowo i etnicznie kandydatów do randkowania. Zob. E. Dutton, Race differences in ethnocentrism, London 2019 s. 174.

  1. J. P. Rushton, Race, Evolution and Behavior, s. 138

  2. Kopalnia wiedzy na ten temat są dzieła R. Lynna poświęcone inteligencji oraz dysgenice.

  3. D. Seligman, O inteligencji prawie wszystko, W-wa 1995 s. 53.

  4. J. R. Harris, Geny czy wychowanie, W-wa 1998, s.266, s.150.

  5. Tamże s.267

  6. K. Krzystyniak, H. Kalota, Ograniczona płodność męska, Warszawa 2014 s. 165-193.

  7. B. Demeneix, Losing Our Minds: How Environmental Pollution Impairs Human Intelligence and Mental Health, Oxford 2014.

  8. E. Dutton, Race diferrences... s.263

  9. K. Karoń, Historia antykultury, Warszawa 2018 s.64

  10. „W Wolinie ludzie zebrali się tłumnie na rynku, posłuchać co przybyły chce rzec. Bernardus wygłosił kazanie [..] kiedy Hiszpan oznajmił, że przychodzi jako poseł Boga potężnego, wszyscy zaczęli się śmiać. Wołali: - to Wasz Bóg nie ma lepszego posła, jak tego bosego żebraka?! - Inni posądzali Bernardusa, że przyszedł do nich po to by jałmużną wypchać sakwy… Zasmucony zakonnik poszedł do świątyni i zapalił się gniewem na widok bałwana. Chciał go obalić, lecz to jego obalono i sponiewierano. Wypędzili go z bram grodu na brzeg i wsadziwszy razem z tłumaczem do łodzi, odepchnęli na wodę przekazując, aby nie śmieli powracać gdyż Wolinianie nie mają czasu słuchać takich głupstw” Z. Kossak, Z. Szatkowski, Troja Północy, Warszawa 1986 s. 193

  11. Szczególnie chodzi tutaj o komputerowe symulacje iterowanego dylematu więźnia z markerami kolorów, symbolizującymi konkretne etnosy. Z konkluzji badań nad tym modelem matematycznej teorii gier, prowadzonej przez zespół Hamononda wynika,że przewagę uzyska ta grupa, której uda się wyhodować u przeciwnika populację dysgenicznych humanistów (współpracujących ze wszystkimi, a więc także z wrogą grupą), których w

swoim poprzednim eseju określiłem jako „łatwowierni frajerzy” zob. L Obodrzycki, Chłopstwo, „Szturm!” miesięcznik narodowo-radykalny nr 54/2019 przypis 27.

  1. Taka jest też teza filmu „Masa krytyczna” nakręconego z inspiracji eksperymentu.

  2. Epistaza genetyczna polega na tym, że dany gen oddziałuje na inny gen w genomie, który nie jest względem niego allelem, zmieniając produkty jego ekspresji. Dzieje się tak np. w przypadku genów koloru sierści, które same nie decydując o uwalnianiu barwników wpływają na ekspresję genu sterującego tym procesem. Z kolei epistaza społeczna, odkryta i zbadana przez T. A. Linksvayera (2007) polega na tym, że genom danego osobnika poprzez społeczne funkcjonowanie warunkowanego nim fenotypu wywiera wpływ na ekspresję genów w genomie innego osobnika. Zjawisko to zostało odkryte u owadów społecznych, gdzie funkcjonują wyspecjalizowane kasty społeczne. U mrówek występują na przykład wśród robotnic tzw. feederzy - grupa robotnic zajmująca się karmieniem larw. Efekt epigenetyczny tej czynności polega na tym, że w zależności od ilości dostarczonego larwie przez feedera pokarmu, w wyniku wywołanej tym ekspresji genów, z larwy powstanie mała robotnica, lub duży żołnierz. Łatwo można więc sobie wyobrazić co stanie się, jeżeli w wyniku szkodliwej mutacji genomu robotnicy zacznie ona zachowywać się nie standardowo - jeżeli będzie przekarmiać larwy, zaburzy równowagę społeczną populacji stwarzając zbyt wielu żołnierzy, jeżeli pokarmu będzie za mało to będą się wykluwać jedynie robotnice, w każdym jednak wariancie będziemy mieli do czynienia ze społeczną epistazą - szkodliwa mutacja w genomie jednego osobnika (robotnicy) wyzwala efekty genetyczne w genomach innych osobników (karmionych przez nią larw). Zob. https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC1991621/

  3. J. Stachniuk, Człowieczeństwo i kultura, s. 23

  4. F. Koneczny, O wielości cywilizacyj, s. 168

  5. Podobne stanowisko zajmował J.P. Rushton pisząc w kontekście kulturowo-genowej korelacji, że: „Potencjalny wpływ reguł epigenetycznych w zachowaniu i społeczeństwie może pójść o wiele dalej niż osobnicza ontogeneza. Poprzez fenotypy poznawcze i działania społeczne, altruistyczne skłonności mogą znależć wyraz w organizacjach charytatywnych i szpitalach,kreatywne bądź instruktażowe dyspozycje w akademiach naukowych,skłonności do walki w wojskowych instytutach a skłonności przestępcze w społecznych rozruchach. Zatem geny mogą mieć rozszerzone skutki poza ciałem, w którym przebywają, promując jednostki w kierunku produkcji określonych systemów kulturowych” J. P. Rushton ,Race, Evolution and Behavior, s.67

  6. 96. E. Dutton, Race Differrences... s. 267

  7. R. Peterson , C. Palmer „ the Effects of Physical Attractivenes on Political Beliefs” w Politics and the Life Sciences 36/ 2017 s. 3- 16

  8. W przypadku polskiej sceny politycznej zaskakująca jest w środowiskach lewicowych ignorancja dla opisywanych przez psychologię ewolucyjną adaptacji psychicznych służących do wychwytywania oszustów („free riderów”) i odróżniania ich od altruistów. Poza ogólnym systemem śledzenia reputacji, który wynika z opisywanego przeze mnie poprzednio dylematu więźnia (jedno z zagadnień matematycznej teorii gier), część badaczy wskazuje na powiązaną z inteligencją oraz GFP, zdolność do odczytywania zamiarów na podstawie ekspresji mimicznej. Rzetelnym, a więc redukującym ryzyko mimetyzmu sygnałem prospołecznych intencji są ekspresje trudne do osiągnięcia bez odpowiednich emocji lub też trudne do powstrzymania gdy te emocje wystąpią. Reed, Zeglen i Schmidt (2012) ujmują ten problem w kategoriach koewolucji zdolności czytania umysłu, tj. wrażliwości ukształtowanej przez dobór naturalny dot. sygnałów pozwalających dokładnie przewidzieć, co zrobi ich nadawca. Uwaga badaczy w kontekście tej komunikacji najczęściej skupia się na rozróżnieniu dwóch rodzajów uśmiechu - wymuszonego, który angażuje tylko mięsień jarzmowy większy odpowiedzialny za uniesienie kącików ust, oraz uśmiechu spontanicznego (uśmiech Duchenne’a) angażującego oprócz tego mięśnia również mięśnie okrężne oczu, których skurcz powoduje powstanie charakterystycznych zmarszczek, co u większości ludzi nie podlega świadomej kontroli. Ponadto pozowany uśmiech charakteryzuje się słabszym uniesieniem lewego kącika ust, niż ma to miejsce w wypadku uśmiechu spontanicznego, co tłumaczy się brakiem zaangażowania prawej „emocjonalnej” półkuli mózgu. W rezultacie uśmiech pozowany jest bardziej asymetryczny (Wylie i Goodale 1988). Stopień uniesienia lewego kącika ust może być więc wskazówką szczerości intencji uwzględnianą przez uczestników wymiany społecznej. Brown i Moore (2002) rzeczywiście stwierdzili, że schematyczne twarze z wyżej uniesionym prawym niż lewym kącikiem ust są postrzegane jako mniej hojne i są dyskryminowane w zadaniu polegającym na rozdzieleniu dóbr. Zob. J. Osiński, Darwinowski algorytm, W-wa – 2013 s.94.

Na podstawie tej powszechnej wiedzy naukowej należałoby zatem oczekiwać od partii politycznych promowania takich działaczy, którzy swoją mimiką nie będą zniechęcać potencjalnego elektoratu. O ile tolerowanie przez PiS fałszywego uśmiechu Adama „Rubber dolly” Andruszkiewicza można wytłumaczyć marginalnym znaczeniem tej karykaturalnej postaci, o tyle ciężko zrozumieć fakt, że Grzegorz „Ja Ciebie zniszczę” Schetyna został „schowany w kiblu” dopiero na ostatniej prostej kampanii wyborczej do Sejmu i to po interwencji zagranicznej firmy PR, mimo równie niesymetrycznego co Andruszkiewicz uśmiechu. Wszystko to potwierdza pogląd, że lewicowość to nie tyle poglądy, co raczej wynikający z genetycznych mutacji stan umysłu.

  1. K. Darwin, O pochodzeniu człowieka, Warszawa 1929 s.175

  2. Po 300 latach ciągłych nawrotów epidemii dżumy krwotocznej wobec której medycyna przez cały ten okres była całkowicie bezbronna, Indoeuropejczycy pozbyli się tej choroby drogą selekcji naturalnej. W skład genetycznego klastra Europejczyków weszła genetyczna mutacja w receptorze CCR5 który normalnie stanowił bramę wejściową wirusa do krwinki. Mutacja ta nosząca nazwę CCR5- Δ32 stanowi wrodzoną ochronę przed wirusem dżumy krwotocznej. Co ważniejsze, mutacja ta zabezpiecza również Indoeuropejczyków przed innymi groźnymi wirusami. Wirus ludzkiego niedoboru odporności (HIV) wnikając do ciała człowieka umiejscawia się na powierzchni leukocytu a następnie przechodzi przez ten sam związek molekularny znajdujący się na błonie komórkowej co wirus ospy krwotocznej (receptor CCR5). Mimo, że mutacja występuje z dużą częstotliwością wśród populacji Euroazjatów, nie mają jej subsaharyjscy Afrykanie, wschodni Azjaci oraz rdzenni Indianie Ameryki. Każdy kolejny wybuch epidemii dżumy sprawiał, że coraz więcej nosicieli tych mutacji przeżywało aż do rozmnożenia w obrębie Indoeuropejskiego podgatunku. Dzięki temu, podobnie jak w opisywanym poprzednio przypadku dziedzicznej odporności na malarię u Subsaharyjczyków, Indoeuropejczycy będąc nosicielami wspomnianej mutacji genu w formie homozygoty posiadają prawie całkowitą odporność na zakażenie HIV, podczas gdy u tych którzy posiadają tę mutację w formie heterozygoty (w jednej wersji allelu odziedziczonej po jednym z rodziców) mają zdolność opóźnienia zachorowania na AIDS nawet do 10 lat. Widać więc wyraźnie, że homogeniczność w obrębie naszej podgatunkowej populacji stanowi w tym przypadku dodatkową korzyść fenotypową, w przeciwieństwie bowiem do Subsaharyjczyków dla których korzystniejsze jest posiadanie mutacji zabezpieczającej przed malarią w postaci heterozygoty, dla indoeuropejskiego podgatunku korzystniejsze jest wynikające z większej homogeniczności posiadanie zabezpieczającej mutacji w formie homozygoty. C. Duncan, S. Scott, Czarna Śmierć. Epidemie w Europie od starożytności do czasów współczesnych, Warszawa 2008, s.182.

 [notka redakcyjna: Przypisy zaczynają się od 62-ego, gdyż jest to 2-ga część artykułu, i numeracja kontynuuje numerację przypisów z części pierwszej, dostępnej pod tym linkiem]