Wydrukuj tę stronę

John Trichet - Dzień Niepodległości w Warszawie – podróżnik między światami

Dzień Niepodległości w Warszawie – podróżnik między światami

Każdego roku 11 listopada Polska obchodzi swoje święto narodowe. Polacy nazywają je Narodowym Świętem Niepodległości. Podwaliny pod owe obchody położył naczelny dowódca polskich wojsk, Józef Piłsudski, dzięki któremu 123 lata długiej defragmentacji Polski przez Prusy, Austro-Węgry i Rosję zakończyły się.

Od roku 1937, każdego 11 listopada, organizowane są obchody na rzecz świętowania wciąż młodego państwa na wschodzie. Jeżeli ktoś zaczytywałby się w emanacje pochodzące z naszej lokalnej prasy, mógłby pomyśleć, że w dniu tym chodzi o gwałtowne zamieszki. Sugeruje się nawet, że większość Polaków uczęszcza na obchody wyłącznie w tym celu.

Jako Niemcy mamy raczej rozdarty stosunek do Polski. Owa rozbieżność wypływa wyłącznie z naszej wspólnej historii. Aby uzyskać dokładniejsze spojrzenie na ten kraj oraz na największy patriotyczny marsz w Europie, udaliśmy się samochodem prosto do polskiej stolicy.

Warszawa – miasto przez Zachód zapomniane

Europa stoi swoim sukcesem gospodarczym. Cieszy się swoją kunsztownością oraz dziedzictwem kulturowym. Jest ona światowym skarbem nauki oraz technologii. Myślimy w tym momencie o centrach jak Paryż, Berlin, Londyn, Rzym, Madryt czy Bruksela. O wszystkich wielkich aglomeracjach europejskich, które koncentrują w sobie zachodni geniusz i którym świat zawdzięcza tak wiele. Lecz kto w dzisiejszych czasach myśli o Warszawie? Jeżeli ktoś w Niemczech mówi o Europie wschodniej, to ma na myśli Moskwę lub Petersburg. Któż pomyśli o owym patriarszym mieście, które, jakby nie patrzeć, stoi tak blisko naszych drzwi? A jednocześnie może spoglądać na swoją bardzo długą historię. Pierwszy raz o owym mieście wspomniano już w 1241 roku.

Warszawa, której poświęciliśmy cały weekend, ma wiele do zaoferowania żarliwemu Europejczykowi. W trakcie drugiej wojny światowej jej starówka została niemal doszczętnie zrównana z ziemią, lecz Polacy odbudowali swoją stolicę. Dziś możemy podziwiać niektóre z pozostałych w niej budynków reprezentujących estetykę dawnej architektury. Nawet dziś duch Okcydentu jest w tym mieście bardzo żywy. Na prawo i lewo stare kamienie upiększają fasady domów. Symbole polskiej ludowej religii – katolicyzmu – są wszechobecne. Tysiące lat Chrześcijaństwa, które zachowało w sobie zarówno Germanizm jak i Słowiańszczyznę, są wszechobecne i przetrwały w dobrym stanie. Jako Niemiec przyjeżdżający z ateistycznego wschodu [była NRD], poczułem się jakbym podróżował w czasie. Zdążyłem już zwiedzić mnóstwo metropolii i stolic w Europie. Zazwyczaj wybierałem kierunek zachodni. Warszawa to pierwsza z europejskich stolic, która wydaje mi się nie mieć problemu imigracyjnego. Przechadzając się jej ulicami przez długi czas zdałem sobie nagle sprawę, że otaczają mnie sami Europejczycy. Chociaż byłem w obcej stolicy, nie czułem się obco. Przeciwnie, czułem bliskość z tym narodem, który tak dumnie trzyma się własnych korzeni. Czułem się jak Europejczyk, pośród swoich braci i sióstr. Przede wszystkim czułem się bezpiecznie, bez owego pulsującego dźwięku roztrzaskującego głowę, który informowałby mnie o możliwości ataku terrorystycznego. Po raz pierwszy od długiego czasu stałem w wielkim europejskim mieście i czułem się wolny. Odkryłem dawno zapomniane miasto. Odkryłem Warszawę.

Polska – kraj wiary i wartości

Biorąc pod uwagę fakt stuleci rozbiorów i będących ich konsekwencją peturbacji tożsamości, które ów naród musiał przeżyć, byłem zdumiony tą, dla nas zachodnich Europejczyków, a zwłaszcza Niemców, wręcz zawstydzającą nas narodową dumą.

Nie było w Warszawie ulicy, która nie zostałaby udekorowana polską narodową flagą. Już w piątek, na dzień przed oficjalną ceremonią, spotkaliśmy wielu młodych i starszych Polaków, którzy publicznie manifestowali swoją dumę z polskości nosząc biało-czerwone opaski. Wielu z nich nosiło je wraz z Kotwicą, symbolem polskiej Armii Krajowej, która stawiła opór niemieckim siłom okupacyjnym.

Nie można sobie wyobrazić Polski bez wspomnianego już wyżej katolicyzmu. Spędziliśmy cały weekend z naszymi towarzyszami we wschodu i niemalże żenujące było dla mnie zdawanie raportów z groteskowych scenerii, jakie rozgrywają się w naszych miastach. Miałem prawdziwą mękę z narracją dotyczącą naszych pomylonych polityków oraz implementacji szaleństwa ideologii gender czy homoseksualizmu w naszym społeczeństwie. Wyrazy twarzy moich towarzyszy głęboko mnie zawstydziły. Nie usłyszałem od nich głosów oburzenia, ani gorączkowych nawoływań, aby zmienić to szaleństwo. Zamiast tego uraczyli mnie jedynie wyrozumiałym, pobłażliwym kręceniem głów. Nierzadko wpadałem w nastrój gniewu, a nawet nienawiści względem tych Niemców, którzy odrzucają to, co w Polsce jest cenione, a nawet chronione państwowo jako narodowa wartość.

Kiedy ci ludzie mówią o wartościach chrześcijańskich, to nie mają na myśli proklamacji Franciszka.

Miłość do własnego rodu oraz walka ze wszystkim, co próbuje ją zanegować, jest ich chrześcijaństwem. Przeklinają oni i brzydzą się zachodnią śpiewką wychwalającą liberalizm, z jego paradoksalnym, fałszywym postulatem indywidualizmu połączonego z egalitaryzmem. Gdy mówią o Bogu, mają na myśli honor, rodzinę i ojczyznę. To właśnie ta wiara daje im siłę jako narodowi. Wiara, której tak brakuje nam, Niemcom.

Nie chcę tu deklarować, że powinniśmy przyjąć polski katolicyzm aby odkryć na nowo naszą tożsamość. Jednakże naród, który przestaje wierzyć, przestaje też istnieć. Zaś polska religia daje Polakom nadzieję, czyni im dobro i wykuwa między nimi więź.

Niech żyje polska ojczyzna!

Ponad 100 tysięcy ludzi zebrało się 11 listopada 2017 roku przy Rondzie Dmowskiego. Jednak mitycznych huliganów czy wojowników ulicznych raczej nie dostrzegłem. Na placu przeważali zwyczajni ludzie. Młodzi i starzy, kobiety i mężczyźni. Robotnicy i studenci, dzieci oraz emeryci. Pokrótce, obecne były wszystkie klasy. To cały naród wyszedł na ulice. Nie tylko jego część. Wszyscy zebrali się w miejscu, które nazwano imieniem wielkiego przywódcy Romana Dmowskiego. Niezależnie od religii, wieku, płci, czy statusu społecznego. Tutaj polski naród był państwem. Bez przerwy skandowano „Bóg, Honor, Ojczyzna”, nieoficjalne hasło rozpoznawcze Polaków. Wyraża on zarówno wiarę, jak i poświęcenie. Nie jest to wyłącznie wiara w Boga. To wiara w naród. To wiara w siebie. Dla mnie jest to przede wszystkim deklaracja dla Europy. Ktoś, kto chce powiedzieć tak dla Europy, musi powiedzieć tak dla Polski, dla Niemiec i dla pozostałych europejskich narodów.

Gdy kolumna ruszyła, próbowałem rzucić okiem na całą sytuację. To było niewiarygodne. Nie mogłem ujrzeć ani początku, ani końca. Byliśmy jak wielka ławica ryb w morzu. Polska nas zaczarowała. Pomimo bliskości geograficznej, społecznie Polska jest nam tak odległa. Rozbiliśmy się w świecie, który my jako Europejczycy zachodni obserwujemy jak odchodzi w cień, umiera. Aż nagle tutaj, świat stał się całkowicie rzeczywisty, żywy. Sami staliśmy się częścią tej rzeczywistości. Rzeczywistości, która w Niemczech wydawałaby się tylko snem. Oczy mojego przyjaciela wypełniły się łzami. Wierzę, że były to łzy radości, napędzane tym wszechobecnym uczuciem nieśmiertelności narodu. To jeden z tych momentów, które chciałoby się mocno przy sobie trzymać.

Nawet gdy po przejściu 5 kilometrów i po kilku godzinach marsz zakończył się, a my znaleźliśmy miejsce dla siebie w ciepłym pubie, wrażenia były wciąż żywe.

Nie zniknęły one aż do naszego wyjazdu w niedzielę, po ostatnim zwiedzeniu historycznych zabytków Warszawy. Odczuliśmy, że musimy opuścić świat, który stał nam się tak drogi pomimo historycznych zaszłości i wrócić do naszego. Przez chwilę czułem, jakbyśmy wyruszali z ciepłego kraju do krainy chłodu. To była podróż między światami.  

Apel do niemieckiej Prawicy

Chciałbym zachęcić każdego prawego Niemca, każdego niemieckiego tożsamościowca, aby poszedł za naszym przykładem i odwiedził polski marsz niepodległości. W Warszawie, w Krakowie, we Wrocławiu. Nieważne gdzie. Polska to inny świat, który każdy z nas powinien poznać. Polacy to naród, od których możemy się wiele nauczyć. Historyczny balast, który wciąż może obciążać barki wielu Polaków i Niemców, musi zostać zniesiony. Jeżeli czegokolwiek nauczyłem się w Polsce, to tego, że Niemcy są tam mile widziani. Jakkolwiek można jeszcze napotkać postawy szowinistyczne względem Niemców, to takie samo podejście można znaleźć w Niemczech względem Polaków. Tak czy inaczej Polacy są bratnim europejskim narodem, z którymi odczuwam większą bliskość aniżeli z zimnym światem zachodnim, który nas otruł. Wolę mieć po swojej stronie biedną Polskę niż obskurną, bogatą ziemię Zachodu. Migoczący splendor świata w którym żyjemy jest niczym innym jak tylko znoszącą połajanki, skorumpowaną pustką. Lecz na wschodzie nadal żyją ludzie, dla których życie w honorze i godności jest o wiele więcej warte.

Byłem podróżnikiem między światami. Nie chcę już wędrować. Chcę zamienić nasz świat na tamten!

John Trichet

Autor jest wieloletnim działaczem JN – Junge Nationaldemokratem oraz redaktorem portalu Gegenstrom.