Wydrukuj tę stronę

Michał Walkowski - Rozważne przekraczanie

Wydaje się, że w życiu jednostek ludzkich niezmiernie ważną rolę odgrywa czynnik, który odczytują one jako swoje powołanie. Ten termin można zastąpić co najmniej kilkoma innymi. Należą do nich elementy takie jak „przeznaczenie”, „bycie predestynowanym” lub „misja”. Są to kwestie znacznie głębiej wnikające w odmęty naszej istoty jednostkowej, niż samodzielnie ustalane cele. W dominujących religiach i systemach filozoficznych je zastępujących bodaj zawsze jest miejsce dla tego rodzaju czynników. Ta obecność jest nieprzypadkowa. „Systemy usensawiające” wydają się być prawdziwe tylko wtedy, kiedy działają. Kiedy rzeczywiście – zależnie od swego charakteru – budują poczucie sensu naszego istnienia, kiedy są skuteczne w praktyce, czy kiedy nas przekonują lub przyczyniają się do naszego lepszego stanu bytowego. Lubujemy się w nich. Wojujący ateista po tak sprytnym wprowadzeniu rozpocząłby zapewne kilka salw krytyki wobec religii (szczególnie chrześcijańskiej) i innych systemów, które rzekomo nas ogłupiają. Oszczędzę sobie jednak tego, bo ani ze mnie ateusz, ani apologeta beznadziei. Pozwolę sobie jednak na wbicie drobnej szpilki w nasze „usensawianie”. Filozoficznym truizmem stało się stwierdzenie, że nie ma dowodów na istnienie Boga, duszy, ale nie sposób tych konceptów obalić. W związku z tym należy pamiętać, że nie rozpatrujemy ani kwestii boskich, ani metafizycznych jako pewniki. Niemniej – trzeba brać pod uwagę fakt, że nie ma nawet tutaj takiej potrzeby. Podobnie jest przecież w przypadku wszelkich ideologii. Nacjonalizm nie jest tutaj wyjątkiem. Nie można jednak w nieskończoność brnąć w podważanie świadectw zmysłów, rozumu, intuicji, czy nawet wiary. Są to władze ludzkie, które – o ile istnieją – zawodzą, ale również uobecniają się w naszym uposażeniu i wydają się być elementami niezbędnymi do funkcjonowania osobowego. Wszystkie poruszone dotychczas kwestie mogą skłonić nas do zadania pytania, które pójdzie dalej niż kilka pierwszych zdań tego tekstu. To pytanie o przeznaczenie rodzaju ludzkiego. Czy jest zasadne? Na to i kilka innych pytań będzie odpowiadała dalsza część artykułu.

Podejmowanie problemu przyszłości ludzkości wydaje się być zasadne. Dlaczego? Nie tylko ze względu na powszechność zajmowania się tym zagadnieniem, ale przede wszystkim przez wzgląd na jego wagę. Istotność tego problemu wynika z co najmniej dwóch czynników. Pierwszy odnosi się do praktycznej korzyści z przyjęcia postawy „bycia mądrym przed szkodą”. Przezorność powinna być przyjacielem każdego człowieka. W polskim środowisku nacjonalistycznym utarło się powiedzenie głoszące, że Polak powinien być mądry przed szkodą. Taka postawa prowadzić może do przewidzenia negatywnych konsekwencji podejmowanych działań i – tym samym – unikniecie ich, uniknięcie klęski. Bazować powinna ona na doświadczeniach naszych przodków, ale również na rozumowaniach prognostycznych i probabilistycznych. Drugim powodem zasadności podejmowania problematyki naszego ludzkiego powołania jest jego teoretyczna głębia a równocześnie także atrakcyjność. Atrakcyjność wynika przede wszystkim z owej głębi. Natomiast głębię wiązać należy z faktem, iż pytania o przyszłość ludzkości przenikają wszystkie kultury i cywilizacje. Te wielkie pytania dotyczą kwestii takich jak nieśmiertelność, zagłada, cel i sens istnienia człowieka. Natomiast tego czynnika nie można utożsamiać ściśle z powszechnością podejmowania współcześnie takiej problematyki, o której to popularności wspominałem. Przede wszystkim przez wzgląd na to, że mowa tutaj o istocie kulturowej, światopoglądowej, filozoficznej, ideologicznej i intelektualnej refleksji. Jest znaczna różnica między aspektem istotowym a społeczną nośnością danego zagadnienia. Wraz z próbą odpowiedzi na pytanie o zasadność podejmowania kwestii przeznaczenia rodzaju ludzkiego warto byłoby wskazać rolę ideologii nacjonalistycznej w tym właśnie wątku. O dziwo – jest, a raczej powinna ona być ważna nie tylko dla nacjonalistów. Dlaczego? Nacjonalizm możemy odczytywać na wiele różnych sposobów. Rzecz jasna – mogą one nawet stać ze sobą w sprzeczności. Na łamach „Szturmu” została wypracowana całkiem spójna jego wizja. Ona wciąż się kształtuje, ale już w tej chwili można znaleźć wiele wspólnych mianowników w tokach rozumowań wielu autorów publikujących w naszym piśmie. Wracając jednak do sedna sprawy – ów nacjonalizm postrzegany (równocześnie) jako ideologia, sposób życia i narracja intelektualna jest wyjątkowo interesującą propozycją, ponieważ stara się mniej lub bardziej wyjaśniać świat dookoła nas oraz nas samych. Nacjonalizm szturmowy w swoim paneuropeizmie i totalności ideologicznej (odnosi się ona w głównej mierze do faktu, iż wedle nas idea przenikać powinna każdy aspekt życia człowieka – zarówno w wymiarze jednostkowym, jak i społecznym) stoi również na pozycjach antyglobalistycznych i sprzeciwiających się obecnemu kształtowi Unii Europejskiej, jak i sytuacji w samej Europie. Kluczem do zrozumienia tej specyficznej i oryginalnej postawy jest pojęcie koegzystencji, która – wbrew pozorom – nie wyklucza fundamentu troski o dobro własnego narodu. Stanowi ono dla nas punkt wyjścia przy refleksji nad geopolityką. Koegzystencja jest postawą w stosunkach międzynarodowych, która charakteryzuje się pochwałą współistnienia obok siebie wspólnot narodowych, których interesy oraz relacje etniczno-kulturowe nie stoją ze sobą w sprzeczności. Jak widać – to pojęcie nie jest więc jakąś mrzonką o międzynarodówce nacjonalistycznej, którą chcieliby widzieć w nim niektórzy nasi wrogowie. Zawiera ono w sobie ponadto antyszowinizm, który także przystaje do serwowanych w ramach nacjonalizmu szturmowego idei. Nasza postawa jest zatem ideologią, która może stawić czoła intelektualnemu brudowi, który jest wprowadzany przez dyskurs skrajnego materializmu (zarówno w wymiarze ontologicznym, jak i przełożeniu na społeczny konsumpcjonizm i kapitalizm), marksizmu kulturowego oraz teorii postmodernistycznych. Dzieje się tak, ponieważ nacjonalizm w wydaniu szturmowym przenika – jak wspomniałem – każdą sferę życia człowieka. W związku z tym zarówno przeciwstawia się postrzeganiu świata li tylko jako jednowymiarowy przypadek, jednowymiarowy traf, które cechuje wielu współczesnych materialistów, jak i spoglądaniu na świat przez czerwone okulary marksistów (cechujących się hipokrytyczną próbą zaprowadzenia dyktatury poprawności politycznej oraz dwulicowym podejściem związanym z ubieraniem obrzydliwych idei – przede wszystkim komunistycznych – w okowy lepiej brzmiących pojęć, czego przykładem może być koncepcja sprawiedliwości społecznej), czy także koncepcji ponowoczesnej papki oraz również charakterystycznemu dla postmodernizmu, rzekomemu „końcu wielkich narracji”. Żadna z powyższych domen współczesnej, tak zwanej nowej lewicy nie jest do pogodzenia z porządkiem nacjonalistycznym w naszym wydaniu. Dzieje się tak przede wszystkim z uwagi na fakt, iż za nacjonalizmem idą swoiście pojęte idee tradycjonalizmu, bezkompromisowego, narodowego radykalizmu oraz jasnego opowiadania się po stronie olbrzymiej wagi narracji w życiu indywidualnym, ale i społecznym człowieka. I tak kolejno: tradycjonalizm jest alternatywą dla materializmu, narodowy radykalizm dla marksizmu kulturowego, natomiast idea narracji dla postmodernizmu. Pierwszy z elementów dotyczy – jak już zostało wspomniane – aspektu ontologicznego, ale również ekonomicznego. Oba te przypadki wynikają z podobnych pobudek i są oparte na przekonaniu – zawierającym się w tradycjonalizmie – o tym, że człowiek jest istotą, której nie da się zamknąć w obrębie wyłącznie cielesnych, fizycznych, materialnych procesów. Narodowy radykalizm z kolei nie uznaje kompromisów, nie daje sobie zamknąć ust tylko ze względu na lepszy wizerunek, a także nie fałszuje pojęć na swoją korzyść. Idea narracji natomiast świetnie zastępuje postmodernistyczne przeświadczenie o tym, że nadszedł kres religii, wielkich ideałów, cnót i wartości. W jaki sposób? Jest świadomą identyfikacją z narracją serwowaną w obrębie danej ideologii, czy innego rodzaju systemu. Sama treść danej narracji – o ile nie koliduje ze zdrowym rozsądkiem, logiką, czy innego rodzaju racjonalnymi elementami – nie jest tutaj najistotniejsza. Ważna jest świadomość. Narracja jest wyborem. Rzecz jasna – podlegającym wartościowaniu. Od koncepcji poprawności politycznej i innych wytworów marksizmu kulturowego, które zakładają narzucanie pewnych sposobów rozumienia, odróżnia ją zachowanie świadomości oraz jasna deklaracja, iż są systemy, ideologie, narracje lepsze i gorsze. Już dzisiaj element świadomościowy, czy – inaczej rzecz ujmując – element niebycia oszukiwanym jest często „towarem” deficytowym. Informacja stała się bowiem „towarem”, który – ze względu na wiele niesprzyjających okoliczności obecnych w systemie demoliberalnym – podlega wymianie, bywa zgubna, a jej prędkość niszczycielska może być równa kreacyjnej. Przyszłość ludzkości w dużej mierze zależy właśnie od niej, a na pewno od tego, jak dalej będzie traktowana.

Literatura science-fiction dostarcza nam wielu wizji tego, jak może skończyć lub dalej się rozwijać człowiek. Warto wspomnieć, że wielu z nich nie można odmówić realizmu. Są na tyle wpływowe, że mocno przyczyniły się do zmian w dyskursie kulturalnym, a niekiedy nawet naukowym. Dwie główne to oczywiście wizja apokalipsy, tego, co nastąpi po niej oraz posthumanizmu, który poprzedzać ma doba transhumanizmu. Dlaczego trudno zaprzeczyć obu tym wariantom i czy wobec nich są jakiekolwiek alternatywy? Jeśli potraktujemy koncepcję apokalipsy jako opcję, która może zakończyć żywot milionów ludzi, to z całą pewnością jest ona możliwa. Nie mowa – rzecz jasna – wyłącznie o wariancie ataku kosmitów. W dobie tak wielu ryzykownych eksperymentów oraz coraz to większych zasobów broni masowego rażenia głupcem jest ten, kto wierzy, że obecny (już w tej chwili napięty) status quo nie zmieni się nigdy. W przypadku posthumanizmu również nie sposób zaprzeczyć wysokiemu prawdopodobieństwu proponowanej przez ten nurt wizji przyszłości człowieka. Pisałem już w swoich artykułach o transhumanizmie. On się dzieje, czy tego chcemy, czy nie. Naszą rolą jest w tym momencie wytworzenie narracji wobec niego, ustosunkowanie się do problemów, które potencjalnie może on stworzyć i które stwarza już w tym momencie. Ważne jest również, żeby nie postrzegać go jednoznacznie negatywnie, bo faktycznie jego następstwa w wielu kwestiach mogą ludziom pomóc. Można było o tym wyczytać także z tekstu Rocha Witczaka w „Polityce Narodowej”.

Pytanie o przyszłość ludzkości jest zatem nie tylko zasadne, ale wręcz obowiązkowe. W naszych rękach trzymamy człowieczeństwo. O ile z losem, czy z trafem niekiedy trudno wygrać, tak w byciu człowiekiem nie ma miejsca na przypadek. Tytuł tego tekstu powinien teraz stać się jaśniejszy – dotyczy bowiem przekraczania człowieka.

 

Michał Walkowski