Wydrukuj tę stronę

Michał Walkowski - "Wolność wyklęta"

Wartość, którą jest wolność, rzadko bywa podnoszona przez polskich nacjonalistów. Została ona niemalże w pełni zagarnięta przez środowiska demoliberalne. Doszło nawet do tego, że jedno z ważniejszych haseł w polskiej tradycji walk o niepodległość, które zawiera w sobie ową wielką wartość, jest obecnie używane przez najgorzej nam życzących, działających wprost na naszą szkodę. Tym środowiskiem jest Koalicja Antyfaszystowska. Natomiast hasłem – „Za wolność waszą i naszą”. Pochodzi ono z okresu pierwszej połowy XIX wieku i prawdopodobnie za jego utworzeniem stał Joachim Lelewel. Tymczasem ruchy antyfaszystowskie pozwoliły sobie na wykorzystanie go do własnych, haniebnych celów. Zawłaszczenie narodowych dewiz i przekształcanie ich znaczeń jest zabiegiem typowym dla wspomnianych środowisk i im podobnych. Z drugiej strony – termin „wolność” jest eksploatowany przez wszelkiej maści liberałów, którzy to odmieniają go przez wszystkie przypadki. Często sami nawet nie są świadomi wagi, czy nawet znaczenia tego pojęcia. Tekst ten ma ukazać ważność i aktualność wartości wolności. Równocześnie jego zadaniem jest zachęcenie do przywrócenia tegoż pojęcia w obieg narracji nacjonalistycznej.

 

Rzeczą oczywistą jest, że słowa „wolność” możemy używać odnosząc się do wielu różnych płaszczyzn rzeczywistości społecznej, czy – niekiedy – również indywidualnej. Nie jest to bowiem pojęcie-monolit, które moglibyśmy zdefiniować na jeden sposób. Przypuszczać można, że takich pojęć nie ma w ogóle, ale to odrębna kwestia. Konteksty, w których można podjąć rozważania nad problemem wolności, są skrajnie różne. Można się nad nim zastanawiać przy okazji stopnia zniewolenia przez jakiś mniej lub bardziej formalny aparat opresji. Można także podejmować tę kwestię w kontekście opozycji natura-kultura, gdzie moglibyśmy próbować określić, która z tych form daje nam większą wolność. I można także odnieść problem wolności do zagadnienia wolnej woli. Sposobów rozpatrywania wolności jest – jak widać – wiele. Wymienione zostały raptem trzy, a można byłoby wymienić przynajmniej kilkanaście. Wiele spośród tych sposobów ma przełożenie na rzeczywistość, której dotyka narracja nacjonalistyczna. Jeden z bardziej trywialnych przykładów, choć stosunkowo trafnie ukazujący zasadność użycia „wolności” w naszej retoryce, dotyczy walk narodowo-wyzwoleńczych. Mowa przede wszystkim o rewolucjach XIX wieku, przez które doszło do ukształtowania się wielu państw narodowych w ramach Europy. Jak już zostało wspomniane, dewiza, która została zawłaszczona przez antyfaszystów, a pod której treścią zamierza się pluć na to co polskie, powstała właśnie w okresie rewolucji narodowych. Nie powinniśmy oddawać tego pola. To, co zostało zrobione z pojęciami tolerancji, równości, czy sprawiedliwości społecznej, nie może mieć ponownie miejsca w przypadku tak wartości tak wielkiej rangi, którą jest niewątpliwie wolność. Warto zaznaczyć, że domena środowisk antyfaszystowskich i (w znacznie mniejszym stopniu) liberalnych, którą jest zawłaszczanie oraz wyrywanie z kontekstu pojęć, powinna spotykać się z silnym i zdecydowanym oporem ze strony nacjonalistów. Pozornie można by to określić czymś w rodzaju gry w słówka lub burzeniem zamków z piasku, czy innych dziecinnych zabaw, ale przyglądając się ściślej sprawie nie sposób zaprzeczyć faktowi, że wojna z chaosem semantycznym (znaczeniowym), z którym mamy do czynienia na co dzień, jest sprawą autentycznie wysokiej rangi. Jeśli będziemy pozwalać na dalsze przekształcenia oraz wypaczenia pojęciowe, to przegramy nie tylko na polu językowym, które samo w sobie jest niezmiernie istotne ze względu na swoją konstytutywność dla określania narodu, ale również dojdzie do sytuacji, w której Polacy w swojej codzienności będą posługiwać się terminami, które zostały zupełnie przekształcone lub nawet skonstruowane przez niesprzyjające im środowiska.

 

Nie możemy oddawać pola walki naszym wrogom. Nawet w przestrzeni, która pozornie może wydawać się mało znacząca. Należy sobie uświadomić, że współczesna wojna nie ma i pewnie już nie będzie miała oblicza podobnego do konwencjonalnych starć zbrojnych. Dzisiaj największymi frontami walki są: media tradycyjne (telewizyjne, radiowe, czy papierowe) oraz – przede wszystkim – internetowe. O ile na te pierwsze mamy rosnący, choć wciąż niewystarczający wpływ, o tyle w przypadku internetu jesteśmy przodownikami. Szkoda tylko, że często na tym nasz aktywizm się kończy.