Wydrukuj tę stronę

„Lepka purpura łódzkich kwiatów” – niełatwa historia rewolucji 1905 roku

Żyję w mieście rewolucji; w mieście upadłego przemysłu włókienniczego, filmowego i wciąż upadających kamienic. Każdego roku, w czerwcu, lewica przypomina mieszkańcom Łodzi o rewolucji 1905 roku i o jej lokalnym epizodzie znanym jako „Powstanie Łódzkie”. Co roku Krytyka Polityczna odkurza swój czerwony sztandar, zaciska pięść nucąc „Warszawiankę”. Niejeden strajkujący w 1905 roku robotnik utożsamiał się z Polską dużo bardziej, niż antyklerykalni obrońcy tęczy zapatrzeni tęskno na Zachód. Niestety, dla części narodowców, rewolucja 1905 roku pozostaje wyłącznie „próbą wprowadzenia komuny”. Odrzucamy koncepcję walki klas, ale czy to oznacza, że walka się nie toczy?

Podczas debaty2 pomiędzy środowiskiem łódzkich narodowców, a resztą świata, pewien historyk związany z Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi zarzucił nam, że traktujemy historię wybiórczo – chwalimy się tym, co wspaniałe, milcząc o tym, co niewygodne. Z pewnością niewygodną jest historia rewolucji 1905 roku na terenie Królestwa Polskiego, m.in. z uwagi na rzekome zaangażowanie endecji po stronie caratu.

O wydarzeniach z lat 1905-1907 można pisać długo i ciekawie, tylko po co, skoro powstało na ten temat dostatecznie wiele (mniej lub bardziej) godnych polecenia prac3. Mimo swego zamiłowania do historii, narodowcy nie podejmują tego tematu, choć kwestia wystąpień robotniczych powraca jak bumerang w dyskusjach z lewicą. Ileż to razy zarzucała nam (o ironio!) strzelanie do robotników. Co zatem robić? Przepraszać, zaprzeczać, czy „masakrować lewaka”?

W jedności siła?

O co toczyła się walka: o 8-godzinny dzień pracy, rząd dusz, czy o niepodległość Polski? Dla wielu, określenie „lewica patriotyczna” to oksymoron. Trudno się dziwić, biorąc pod uwagę historię najnowszą. A przecież polska lewica nie od zawsze prezentowała wiernopoddańczy stosunek wobec silniejszych, oddając Polskę pod „opiekę” – sowiecką, czy unijną. Nieznaną pozostaje postać Bolesława Limanowskiego, określanego mianem „nestora polskiego socjalizmu”, który odrzucał walkę klas jako aksjomat i jedyną drogę przemian. Przełomem miała być niepodległość Polski, a dopiero później reformy przeprowadzone w duchu demokratycznym. Tym właśnie tropem podążała Polska Partia Socjalistyczna i Józef Piłsudski4 (przynajmniej w 1905 roku).

Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy, na czele z Różą Luksemburg, otwarcie i zajadle krytykowała hasła niepodległościowe PPS, określając ją jako partia nacjonalistyczna (sic!): „w odpowiedzi na narodowościowe hasła PPS, [SDKPiL – M.N.] zaczęła zdecydowanie podkreślać swój nie tylko internacjonalizm, ale także antynacjonalistyczny charakter i to właśnie spowodowało tak ostrą reakcję reszty socjalistów polskich”5. Luksemburg nie tolerowała „socjal-patriotów”, jak zwykła określać działaczy PPS. W swych publikacjach pytała kpiąco, „czy odbudowanie Polski wybawi robotników z nędzy?”. Co ciekawe, Róża Luksemburg twierdziła, że przemysł Kongresówki istniał i rozwijał się tylko wskutek politycznej przynależności do Rosji i tak też powinno pozostać – rzecz jasna, „dla dobra robotnika polskiego”. Nie było zatem mowy o niepodległej Polsce. Wobec tego faktu, rzekomy lojalizm i rusofilstwo Dmowskiego wypadają blado. Dość przytoczyć słowa Feliksa Perla, polskiego socjalisty żydowskiego pochodzenia: „Socjaldemokracja nigdy nic pozytywnego i twórczego do ruchu robotniczego w Polsce nie wniosła, ale żyła tylko negacją rewolucyjnych dążeń polskich i głoszeniem, że w imię solidarności z robotnikiem rosyjskim i niemieckim robotnik polski ma się pogodzić – z najazdem! Było to przeniesienia na grunt robotniczy ideologii burżuazyjnej ugody”6 Trudno zatem rozpatrywać rewolucję – z punktu widzenia przywódców SDKPiL – w kategoriach „powstania narodowego”.

Niebezpieczne związki

Trzecią siłą rewolucji był Bund – w języku jidysz oznacza „związek”. Pełna nazwa tego ugrupowania to „Powszechny Żydowski Związek Robotniczy na Litwie, w Polsce i Rosji”. Socjaliści, przeciwnicy ortodoksów podkreślający, że Żydzi to przede wszystkim naród, a nie wyłącznie wspólnota religijna (!).

W Łodzi, jak w soczewce, skupiły się konflikty nie tylko klasowe i partyjne, ale także narodowościowe i wyznaniowe. Znamienne, że w tym wielokulturowym mieście w zaborze rosyjskim, wśród wielkich fabrykantów dominowali Niemcy i Żydzi. Na przełomie maja i czerwca w Łodzi strajkowało około 32 tys. robotników. Fabrykanci Kunitzer, Heinzel i Scheibler ogłosili lokaut. Po masakrze robotników z 21 czerwca 1905 roku, z inicjatywy lokalnych działaczy SDKPiL i Bundu, na 23 czerwca zaplanowano strajk generalny. W nocy z 22 na 23 czerwca wzniesiona barykady na ulicach miasta. Rozpoczęło się Powstanie Łódzkie. W całym powiecie, władze ogłosiły stan wojenny. Potkański pisze o nastrojach rewolucyjnych, które zaskoczyły nawet ich przywódców: „na nic zdawały się w tym wypadku apele i odgórne kierowanie, sytuacja wymykała się po prostu spod kontroli partii politycznych”7. „Kolejne demonstracje były już bardziej agresywne i na ogół kończyły się wymianą strzałów lub co najmniej zniszczeniem kilku sklepów czy urzędów. Z czasem dochodziło niestety do karygodnego wprost bandytyzmu i zatarcia poczucia cudzej własności i mienia.”8 Władze carskie też nie przebierały w środkach – krwawo tłumiły nawet pokojowe demonstracje.

Zauważmy, że dziś rolę się odwróciły: to narodowcy organizują demonstracje, a „spadkobiercy” ideałów SDKPiL nazywają ich „zbiegowiskiem hołoty”. Śmieją się, że tkwimy w historii Żołnierzy Wyklętych lub „dawno obalonej komuny”. Sami zaś, raz do roku wznoszą zaciśnięte pięści, przypominając sobie o „klasie pracującej”. Zapominają tylko, że w Łodzi nie ma już dymiących kominów fabryk, co w dużej mierze „zawdzięczamy” pokojowemu „obaleniu komuny”. Dla tych samych ludzi, wybijanie szyb w sklepach żydowskich w ramach bojkotu żydowskiego handlu to przejaw karygodnego antysemityzmu, lecz wybijanie szyb w sklepach podczas rewolucji 1905 roku – walka o godność pracownika.

Z caratem (czy) przeciw rewolucji?

Doprawdy piekłem jest Królestwo. Cały ten syfilis polityczny, którym nas zarażali Moskale przez lat czterdzieści, wysypał się obecnie i nie wiadomo, kiedy się to skończy”9 – tak pisał Dmowski w liście do Zygmunta Miłkowskiego w 1906 roku. Stosunek narodowców do rewolucji to niezwykle kontrowersyjny aspekt. Odezwy Ligii Narodowej z 1905 rok zdradzały zarówno entuzjazm wywołany wybuchem rewolucji w Rosji – jako czynnik osłabiający carat, oraz strach przed rewolucją wzniecaną przez socjalistów, szczególnie tych „bez ojczyzny” oraz Żydów. Jednak nawet patriotyczne hasła PPS przestały być dostatecznym powodem do wzajemnej tolerancji. Krytykowano Oddział Bojowy PPS za „bezsensowne akcje terrorystyczne”, a w konsekwencji śmierć setek Polaków: materiały wybuchowe domowej roboty, strzelaniny na ulicach; wysadzano mosty kolejowe np. między Łodzią a Pabianicami, próbowano wysadzić pomnik cara Aleksandra II w Częstochowie; z powodu braku uzbrojenia, zaczęto wykorzystywać „szpile” maszyn włókienniczych jako sztylety.10

Jeszcze w 1905 roku z inicjatywy Ligii Narodowej, z myślą o środowiskach robotniczych, powołano organizacje: Związek Młodzieży Rzemieślniczej im. Jana Kilińskiego, Związek Narodowy Młodzieży Robotniczej oraz Towarzystwo Oświaty Narodowej. Stworzono także stricte bojową organizację pod nazwą Stowarzyszenie Czujności Narodowej „Baczność”. Jak pisze Potkański, w skład tej prężnej, choć krótkowiecznej formacji, wchodziły „tajne i podzielone na oddziały organizacje bojowe mężczyzn i kobiet”11. Później jej członkowie zasilili kadry Narodowego Związku Robotniczego.

NZR powstał w czerwcu 1905 roku. Od innych związków zawodowych odróżniał go przede wszystkim silnie akcentowany patriotyzm i odrzucenie dogmatu „walki klas”. Aktywnie zwalczał przejawy rosyjskiej obecności na ziemiach polskich (szyldy, święta rosyjskie), co nie współgra z mitem rusofilstwa endecji. Odżegnywał się od koncepcji strajków. Postulat narodowego solidaryzmu brzmi wprawdzie ładnie, jednak w praktyce okazywał wiele słabości, zwłaszcza gdy w jego imię dochodzi do bratobójczej walki. Dla przeciwników NZR, jego członkowie byli łamistrajkami.

Narodowcy od zawsze odrzucali postulat „walki klas”, przede wszystkim jako „materialistyczny”. Jednak fakt, że narodowcy potępiają walkę klas (czy walkę płci), nie oznacza, że ta walka się nie toczy. Wyobraźmy sobie spełnienie nacjonalistycznych marzeń: ziemia, handel i wszelkie gałęzie przemysłu w polskich rękach. Tylko co z tego, jeśli dzień roboczy wynosiłby 12 godzin, a stawka godzinowa - złotówkę. I kiedy nie można byłoby za ów stan winić międzynarodowych korporacji, Żydów i masonów, należałoby się przyjrzeć własnym, stricte polskim niedomaganiom.



Duch miejsca, czyli historia lokalna

Nowa lewica po raz kolejny okazuje się dużo bardziej pomysłowa. Opowiada lokalną historię na nowo, posługując się retoryką niepodległościową. Dużo ważniejszym niż roztrząsanie historii, jest właśnie ów regionalizm, o którym zapominają narodowcy. Historycyzm – nie! Historia – tak, ale szczególnie ta związana z miejscem.

Nie czuję się obciążona „spadkiem” decyzji politycznych Ligii Narodowej z lat 1905-1907. Nie czuję się w obowiązku błagać o przebaczenie za tłumienie strajków robotniczych. Uczynił to już zresztą sam Dmowski – 28 stycznia 1907 roku, „w sposób honorowy i dojrzały (podczas wiecu w gmachu Filharmonii Warszawskiej 28 stycznia 1907 r.) stwierdził, że publicznie przyjmuje na siebie całe brzemię i odpowiedzialność za walki bratobójcze, do jakich doszło w trakcie rewolucji.”12 My też musimy? Tym bardziej, że dziś środowiska gardzące na co dzień polskością, mianują się spadkobiercami czynu niepodległościowego. Choć jako ciekawostkę dodam, że podczas tegorocznych obchodów, w sobotę 18 czerwca, organizatorzy wyprosili grupkę uczestników posługujących się symbolem sierpa i młota13.

Jako Polka, łodzianka i nacjonalistka, czuję się dumna z historii mojego miasta, bez jej mitologizowania. Mimo tego, że część osiągnięć rewolucji na polu ekonomicznym zostało cofniętych pod naciskiem fabrykantów(!), należy pamiętać, że Powstanie Łódzkie przyczyniło się do stworzenia pierwszej szkoły z językiem polskim jako językiem wykładowym (Prywatne Progimnazjum Męskie J. Radwańskiego w Łodzi). Powtórzę więc przewrotnie za Romanem Dmowskim: Wszystko co polskie jest moje: niczego się wyrzec nie mogę. Wolno mi być dumnym z tego, co w Polsce jest wielkie, ale muszę przyjąć i upokorzenie, które spada na naród za to co jest w nim marne.” To także nasza historia.


Marta Niemczyk

https://www.radiolodz.pl/posts/15529-z-podworka-na-antene-sluchowisko-lepka-purpura-lodzkich-kwiatow [dost. 20.05.2016]

2 http://www.narodowalodz.pl/lodz/debata-w-liberte/ [dostęp 19.06.2016]

3 Interesującą, choć mało obiektywną jest praca Stanisława Kalabińskiego i Feliksa Tycha „Czwarte powstanie czy pierwsza rewolucja. Lata 1905-1907 na ziemiach polskich”, wydana w 1976 roku. Co ciekawe, można w niej przeczytać wiele o stanowisku endecji wobec wydarzeń z lat 1905-1907 roku – i równie wiele na temat osobistego stosunku autorów do endecji;) Wątpliwości może budzić teza o entuzjastycznym przyjęciu rewolucji przez „ogromną większość ludności Królestwa”, czemu przeczą współcześni historycy.

4 Waldemar Potkański, Odrodzenie czynu niepodległościowego przez PPS w okresie rewolucji 1905 roku, Wydawnictwo DiG, Warszawa 2008, s.25

5 Tamże, s.35

6 Tamże, s.38

7 Tamże, s.81

8 Tamże, s.152

9 Tamże, s. 149

10 Janusz Wojtasik, Aspekty militarne rewolucji 1905-1907 – między mitem a rzeczywistością, w: Dziedzictwo rewolucji 1905-1907, Warszawa-Radom, 2007, s.44

11 Waldemar Potkański, Odrodzenie czynu niepodległościowego…, s.150

12 Tamże, s.157

13 http://lodz.wyborcza.pl/lodz/10,88279,20264510,marsz-na-111-lecie-rewolucji-awantura-o-sierp-i-mlot.html [dost. 20.06.2016]